3 grudnia 2020 roku, na rok przed wybuchem wielkiej wojny, w ukraińskiej dystrybucji ukazał się film dokumentalny „Yuki”. Film ten, wyreżyserowany przez Wołodymyra Mułę, poświęcony był kanadyjskim hokeistom, którzy mieli ukraińskie korzenie. Było ich wielu, a głównym bohaterem był wybitny sportowiec, rekordzista National Hockey League Wayne Gretzky. Który w filmie nazywał się Iwan Grecki – tak miał nazywać Wayne’a w dzieciństwie ojciec Wayne’a, syn emigrantów z ukraińskiego obwodu brzeskiego i Galicji, Walter Gretzky, który po urodzeniu nazywał się Wołodymyr Grecki.
Oczywiście, ta taśma nie mogła nie dotknąć patriotycznie nastawionych Ukraińców. Mimo to Ukraińcem jest gwiazda światowego formatu, hokeista, którego nazwisko jest powszechnie synonimem tego sportu. Choć nie w 100 procentach, to jednak jest synem ukraińskiego Wołodymyra, rozmawiał po ukraińsku ze swoją babcią, która urodziła się w wiosce niedaleko Podhajców, a nawet zamienił kilka słów w naszym (i swoim języku).
W 2021 roku, w wieku 82 lat, zmarł Walter Gretzky. Rok później rozpoczęła się wielka wojna, w której Kanada, jej rząd (w której jedno z czołowych miejsc zajmowała polityk ukraińskiego pochodzenia Chrystia Freeland) i społeczeństwo wspierały nasze państwo. Kanada stała się generalnie jednym z najwierniejszych sojuszników Ukrainy, zaczynając dostarczać śmiercionośną broń jeszcze przed inwazją wojsk rosyjskich na pełną skalę.
W tym samym czasie w National Hockey League grał coś w rodzaju Aleksandra Owieczkina. Owieczkin, który w wieku 20 lat przeniósł się z Rosji do Stanów Zjednoczonych Ameryki, gdzie osiągnął wszystko, co mógł osiągnąć i o czym w domu nie mógł nawet marzyć. Owieczkin, który w 2018 r. zorganizował Zespół Putina na rzecz poparcia dyktatora w kolejnych wyborach kolejowych prezydenta Federacji Rosyjskiej. Owieczkin, który po 24 lutego 2022 r. stwierdził, że „Putin jest moim prezydentem”.
W końcu Owieczkin, który w 2025 roku był bliski pobicia pozornie wiecznego rekordu Wayne’a Gretzky’ego w liczbie strzelonych goli w NHL. Oczywiście, nie mogło to nie wywołać błysku zainteresowania nie tylko samym Rosjaninem, ale także Kanadyjczykiem ukraińskiego pochodzenia, którego osiągnięcie miało zostać pobite. A co powiedział „Iwan Grek”, komentując to wydarzenie? Powiedział, że cieszy się z tego, bo, jak mówią, jego dziadek był Rosjaninem, więc on, Wayne, cieszy się, że jego rekord również zostanie pobity przez Rosjanina.
Można długo spierać się o „rosyjskiego dziadka”, udowadniać słuszność słów Gretzky’ego w tym sensie, że dziadek hokeisty Terentiy Gretzky ze wsi Ogdemer przeniósł się do Kanady z terenu, który był wówczas Imperium Rosyjskim. (Tak, a więc babcia Maria jest Austriaczką, ponieważ urodziła się i mieszkała w Cisleitanii, austriackiej części Austro-Węgier). Ale o to chodzi.
Czy możecie sobie wyobrazić potomka polskich emigrantów, z których wielu mieszka w Ameryce Północnej (w ostatnich wyborach prezydenckich w USA ten czynnik etniczny został nawet nazwany kluczem do zwycięstwa w jednym z najbardziej „chwiejnych” stanów – Pensylwanii), żeby wziął to i powiedział – no cóż, mówią, że mój dziadek jest Rosjaninem, bo uciekł za granicę spod Nowogródka? Więc ja też nie mogę. Nawiasem mówiąc, Nowogródek jest tu wymieniony nie bez powodu – niedaleko tego miasta urodził się kiedyś niejaki Adam Mickiewicz. Podobno można też spisywać rosyjskich poetów, co? To co napisałeś po polsku? Pisał też po francusku – po co więc teraz zapisywać go po francusku?
Oczywiście, to wszystko jest ironią. A teraz bądźmy poważni. Oczywiście w Kanadzie mieszka wielu potomków ukraińskich imigrantów. Wiele osób pamięta o swoich korzeniach, niektórzy do dziś są „praktykującymi Ukraińcami”, przepraszam za takie określenie. Na przykład ta sama Chrystia Freeland. A dla Ukrainy ten czynnik może stać się ważny w procesie kształtowania się stosunku społeczności światowej do nas w ogóle, a w szczególności do naszej wojny z rosyjskimi okupantami. Ponadto w pewnym momencie sytuacja zaczęła się rozwijać w taki sposób, że nawet ci, którzy nie wspominali o swoim ukraińskim (choć etnicznym, ale czysto teoretycznym) pochodzeniu, nagle wykopali akt urodzenia w Czerniowcach. Tak, chodzi o Milę Kunis, która już 4 marca pierwszego roku kręcenia filmów na pełną skalę nagrała wideo nawołujące do wsparcia dla Ukrainy i Ukraińców. Oczywiście dla Kunis, która wcześniej nie kojarzyła się ze swoją zamorską ojczyzną, był to tylko kolejny powód do promocji (jeśli nie, to jeśli naprawdę pamiętała swoje ukraińskie dzieciństwo i czuła coś w tym stylu – przepraszam, droga pani, będziemy się tylko cieszyć). Bądźmy jednak szczerzy – czy nie interesują nas motywy? Najważniejsze dla nas są konsekwencje tych stwierdzeń.
A żeby było ich więcej, żeby brzmiały głośniej, potężniej, do tego samo państwo Ukraina musiało działać w tym kierunku. Jeszcze przed 2022 rokiem. I to nawet do 2014 roku. (No dobrze, do 2010 roku – jest jasne, że Janukowycz nie potrzebował Ukrainy w Ukrainie, nie mówiąc już o ukraińskich diasporach.)
Gdyby tylko ambasada Ukrainy w Kanadzie zajmowała się tym tematem aktywnie, systematycznie, na poziomie celebrytów takich jak VeGretzky – wtedy konsekwencje byłyby inne. Nie, oczywiście, legenda hokeja musiałaby w taki czy inny sposób skomentować pobicie swojego rekordu. Ale być może brzmiałoby to zupełnie inaczej – gdzieś w stylu „No cóż, rozumiem, Owieczkin jest produktem naszego, północnoamerykańskiego hokeja, facet gra w NHL od dwudziestu lat, więc czegoś się nauczył”. Bo człowiekowi, który by się zorientował (może nawet trochę na siłę i publicznie), że jest Ukraińcem, nawet nie przyszłoby do głowy, żeby nazwać dziadka „Rosjaninem”. Amerykanom polskiego pochodzenia, których dziadkowie uciekli za granicę z rozszarpanej na strzępy części I Rzeczypospolitej Obojga Narodów pod kontrolą rosyjską, nie przychodzi do głowy, by nazywać ich tym obrzydliwym etnonimem.
Aby potomkowie Ukraińców nie zapomnieli o swoich korzeniach, same rodzinne albumy ze zdjęciami nie wystarczą. Nie jesteśmy Irlandią, nie mamy takiej popularności ani nawet mody w samych Stanach (jakie ukraińskie święto obchodzi się tam przynajmniej w połowie krócej niż Dzień Świętego Patryka? Więc). Ale cóż mogę powiedzieć – nie odróżniliśmy się jeszcze od Rosjan, w czasach, gdy Irlandczycy zawsze byli Irlandczykami, a nie Anglikami. Może nawet na niekorzyść samych tubylców ze Szmaragdowej Wyspy, owszem – ale zawsze byli postrzegani jako Irlandczycy. U nas tak nie było. A żeby sytuacja się zmieniła, nasze państwo musi działać. Przypominać, zachęcać, promować. I za pieniądze, tak, i to, co myślałeś.
Tymczasem mamy to, co mamy. Mówi się jednak, że Gretzky nie jest zbyt lubiany w Kanadzie za wspieranie Donalda Trumpa, tego samego, który postrzega Kanadę jako 51. stan Stanów Zjednoczonych. Możesz się więc pocieszać, że trochę straciliśmy. I wreszcie można zacząć promować Ukrainę i ukraińskość na świecie. Co więcej, nasi przodkowie coś w tym celu zrobili, więc po prostu musimy odkopać te rodzinne albumy ze zdjęciami, a nie wymyślać historię znienacka…