Kolejnym szczytem popularności prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego był czas po pełnoskalowej inwazji Federacji Rosyjskiej w Ukrainę. Jego twarz znalazła się na łamach wszystkich światowych mediów, a jego przemówienia zostały przetworzone na cudzysłów. Fani porównywali Zełenskiego do premiera Wielkiej Brytanii w czasie II wojny światowej Winstona Churchilla. Zbiegło się to w czasie z frustracją zachodnich społeczeństw wobec ich polityków. Z uwagi na wiek obecnych i prawdopodobnie kolejnych (już pełniących obowiązki) prezydentów USA, zaczęli oni nawet rozpowszechniać „memy” o Zełenskim jako kolejnym prezydencie tego kraju.
Wtedy wywołało to uśmiech. Jednak w każdym dowcipie jest tylko ułamek żartu. Przy pewnych konwencjach wciąż można zgodzić się z tezą, że „Zełenski” wygrał ostatnie wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych.
Retoryczne tańce „niesystemowych” żartownisiów
Trump w przededniu swojej kadencji i Zełenski przed kadencją nie byli politykami systemowymi. Jedni i drudzy są mniej więcej znani jako biznesmeni i aktorzy. Ich zachowanie jest właściwe i na tym budowano kampanie wyborcze w oparciu o to i oczywiście odrzucenie elementów stabilnego systemu i metod klasycznej polityki. Wołodymyr Zełenski nazywał siebie „wyrokiem” na stary system, był przeciwko wszystkiemu, co złe, a za wszystkim, co dobre. „Nie jest nikomu nic winien”, ale polityka tak nie działa. Donald Trump mówi o wszystkim i o niczym. Trudno ją dostrzec, jeszcze trudniej jej zaufać. Teraz „czyni Amerykę wielką”, a jutro zaprosi Amerykanów, by zapłacili za wojnę celną ze światem. Na poziomie retoryki i podejścia ci politycy mają ze sobą wiele wspólnego.
Wołodymyr Zełenski doszedł do władzy jako polityk pokojowy. Temat zakończenia wojny był sednem jego obietnic wyborczych. Zełenski został zapamiętany z naiwnych i absurdalnych frazesów o pokoju, który chciał zobaczyć „w oczach Putina” i „powstaniu pośrodku”. Towarzyszyła temu brudna gra z konkurentem i poprzednikiem, piątym prezydentem Ukrainy Petrem Poroszenką. Ekipa Zełenskiego bezpośrednio i za pośrednictwem wątpliwych środków (jak poseł partii Sługa Narodu Ołeksandr Dubinski) oskarżyła Poroszenkę o prowadzenie interesów w wojnie. Nie dyskutowano z tym, a Dubiński był porośnięty złotymi pnączami korupcji i działalności antyukraińskiej, ale spełniał swoją funkcję.
Podczas swojej pierwszej kadencji Trump został zapamiętany jedynie ze względu na niekonstytucyjne pragnienie utrzymania władzy za wszelką cenę. Dlatego swoją nową kampanię wyborczą zbudował na utopijnej i niezrozumiałej idei „Wielkiej Ameryki” (Zełenski miał Ukrainę marzeń), dyskredytując, a nawet oczerniając swojego oponenta – ówczesnego prezydenta USA Joe Bidena. Dość powiedzieć, że wojna nie rozpoczęłaby się za prezydentury Trumpa. Choć to są kwiaty – w repertuarze Trumpa jest jeszcze gorzej. A w drodze na Mount Rushmore wszyscy przywódcy Demokratów dostali to. Wypowiedzi na temat Joe Bidena i Kamali Harris były upokarzające i obraźliwe. Podobnie jak w przypadku Zełenskiego, krytyka oponentów nie jest bez powodu – Poroszenko i Biden mają o co się kłócić. Jednak w obu przypadkach przekroczyli granicę, zmanipulowani. Krytykując oponentów, Zełenski i Trump nie zaoferowali nic w zamian. Tylko głośne, gołe abstrakcje. Pierwszy śpiewał o efemerycznej wielkości Ameryki. Drugi „zmienił Ukrainę razem z nami”. Obaj zakończyli wojnę w jednej chwili. Żaden z nich nie mówił o mechanizmach osiągania celów. Tylko wypowiedzi, które są zgodne z oczekiwaniami wyborcy, miodem dla uszu i duszy laika.
Jednak samą decyzją prezydenta „lekarze i nauczyciele nie otrzymają realnych wynagrodzeń”. Sama jego wola nie wystarczy, by skorumpowani urzędnicy otrzymali „realne warunki”. Zwłaszcza, jeśli go tam nie ma. Lasy karpackie są bardziej dziewicze niż posłowie… Nie spada z nieba, ale wymaga systematycznej pracy i zrozumienia procesów. Nie powinno się wspominać o babciach z „przyzwoitą emeryturą, a nie zawałem serca z powodu rachunku za media”. Zwłaszcza na tle inflacji, wzrostu liczby mieszkań komunalnych, niskich (z wyjątkiem „niepełnosprawnych” prokuratorów i wysokich urzędników) wynagrodzeń i emerytur oraz spadku wypłacalności obywateli. „Ukraina niedalekiej przyszłości” Wołodymyra Zełenskiego okazała się w praktyce zupełnie inna niż w przedwyborczych populistycznych hasłach.
Być może to, co zostało powiedziane, to tak naprawdę „nie tylko program” prezydenta Zełenskiego, ale „jego wartości”. Prawdopodobnie nadal chce „Ukrainy, z której nasze dzieci nie wyjadą”. Z Ukrainy wyjeżdżają jednak zarówno dzieci, jak i dorośli. Sytuacja nie jest łatwa. To nie jest konsekwencja działań Zełenskiego i nie tylko z nim związana – w kraju toczy się wojna. Wszystko jednak bardzo kontrastuje z rajem na ziemi, którego obraz malowali stratedzy polityczni przed wyborami. Zełenski poparł ten obraz i poszedł oszukać wyborcę. Nie jedyna w czasie jego kadencji i zawsze będzie to odpowiedzialność prezydenta.
Jak Ameryka podniosła się z kolan… i wszedł na pokład statku Cipolla-Trump
Wołodymyr Zełenski pokonał biedę w Ukrainie. Władimir Putin zajął Kijów w trzy dni. Czekamy, aż Donald Trump przywróci Ameryce wielkość. Jeden „potężny” kraj jest „rządzony” od trzech dekad”Podnosi się z kolan”. Trump i jego zespół „wybitnych” wynalazców chcą do nich dołączyć. Wszyscy zapomnieli, że w polityce chodzi o najskuteczniejsze mechanizmy rozwiązywania bieżących problemów, znajdowanie sposobów osiągania praktycznych celów. Teraz, jeśli nie konstrukcja jest duża, to Ameryka.
Lektura autobiografii premiera Wielkiej Brytanii w latach 1997-2007 Tony’ego Blaira sprawia niemałą przyjemność intelektualną. Jego „Droga” jest świadectwem profesjonalizmu, nieustannej i wytrwałej pracy nad sobą, osobistego przeżywania każdego zagadnienia, z którym przyszło mu się zmierzyć. Można nie akceptować polityki Blaira lub nie podzielać jego wartości, ale nie można mu odmówić profesjonalizmu. Żadne rozwiązanie problemów pod wpływem chwili lub „dla zabawy” nie obiecuje powrotu Imperium Brytyjskiego i tym podobnych. Wspomnienia ma też szef NBU (1993-2000), premier (1999-2001) i prezydent Ukrainy (2005-2010) Wiktor Juszczenko. To bodaj najważniejsza postać w życiu politycznym Ukrainy w okresie niepodległości, wizjoner, który afirmował ideę narodową. Był pierwszym, który uderzył w kolonializm i ruscyzm w Ukrainie. „Tajemnice niepaństwowe” Juszczenki różnią się od tekstu Blaira. Są mniej wyrafinowane i bardzo kolorowe, ale są też wyraźne intencje tego polityka, głębokie zrozumienie procesów, wizja tego, dokąd iść i jaki kraj budować. Buduj, a nie spekuluj na dany temat.
Teraz to już przeszłość. Polityka XXI wieku to zupełnie inny świat. Teraz na szczycie nie jest ten, kto ma odpowiednie wykształcenie, wizję i oferuje skuteczne rozwiązania, ale ten, który pięknie wypowiada to, co wyborca chce usłyszeć. Umiejętnie i atrakcyjnie artykułuje oczywistości. Fascynująca tłum Cipolla Tomasza Manna zabawia ludzi sztuczkami. Drwi i poniża, wyśmiewa, prowokuje i uspokaja. Niczego nie tworzy ani nie buduje, niczego nie oferuje. On po prostu bierze charyzmę i umiejętną grę, która jest na granicy realności i magii, niemożliwej, ale pożądanej. Nikt nic nie rozumie, laik błąka się w sieci, a polityk naśladuje i pasożytuje.
Pigułka populizmu może być słodka na początku, ale na dłuższą metę prowadzi do otrzeźwienia i rozczarowania. Kiedy „końca ery biedy” nie widać, a wielkość Ameryki nie powróciła, wojna trwa, a populistyczny polityk w końcu zgubił nici swojej gry, nawet najwięksi zwolennicy takiego Cipolli mogą doznać olśnienia. Zwłaszcza, że nie ma zbyt wielu opcji, do których może zabrać swoich widzów. „Cele”, o których mówił, nie mają nic wspólnego z polityką i praktyką życiową. Są nie do zrealizowania. Jeśli Naddniestrze zostanie bez gazu, a Dodon obiecuje szybkie ułożenie jego dostaw, jeśli Trump pod presją w Ukrainę obiecuje zakończyć wojnę rozpoczętą przez Rosję, jeśli Zełenski obiecuje dobrobyt, a jego fiskalne podatki zabijają przedsiębiorczość, to kryje się za tym brudna gra… To ucho na glinianych stopach na pewno się rozpadnie. Pytanie tylko, kiedy i jakim kosztem.
Cipolla wykonywał swoje sztuczki, będąc smutnym. Rozumiał, że jego występ zakończy się niczym. W końcu nie kraina słońca, ale wielka złotówka. Widzimy to w ostatnich publicznych wystąpieniach Putina. Mówi o «wielkości» i «triumfie», powodach do dumy, ale nie w podniosłej, świątecznej atmosferze, lecz w grobowym milczeniu. Wyciskając z siebie słowa przygnębionym głosem. Rozumie, że jego ambitne cele są nieosiągalne, a on sam jest bezwartościowy. Mając możliwości i zasoby, nigdy niczego nie zbudował. Jego kraj, bez względu na to, co mówi propaganda, jest cmentarzyskiem Rosjan. Federacja Rosyjska niesie śmierć wszędzie, gdzie się pojawi. To jest przykład dla wszystkich populistycznych polityków. Dla Trumpa, który podziwia Putina. Można spróbować zatrzymać się w czasie, albo udać się do końca i dotrzeć do wybrzeży Narragonii, krainy głupców, o której Sebastian Brant pisał jeszcze w XV wieku. Putin już tam jest. Czas pokaże, który z populistycznych polityków dotrzyma mu towarzystwa.