Na początku lutego w Ukrainie miało miejsce kilka wydarzeń, które wywołały falę złośliwej przyjemności w Moskwie. Nie, tym razem nie mówimy o zmasowanych uderzeniach rakietowych na ukraiński sektor energetyczny. Rosji nie udało się też, mimo mięsnych szturmów, przełamać linii frontu i wejść w przestrzeń operacyjną. Kremlowi udało się jednak osiągnąć pewien sukces na innej płaszczyźnie – mentalnej, prowokującej spory między samymi Ukraińcami.
1 lutego wyszło na jaw o zabójstwie pracownika CCC w obwodzie połtawskim przez mężczyznę z cywila. Następnie w terytorialnych centrach werbunkowych w Równem i Pawłohradzie rozległy się eksplozje. A 3 lutego media poinformowały, że w Równem osoby zwerbowane przez Federację Rosyjską planowały zorganizowanie dużego ataku terrorystycznego w pobliżu miejscowego komisariatu policji.
Jeśli pominiemy drugorzędne szczegóły, to wyraźnie widać próby wyznaczenia przez siły zewnętrzne linii podziału między cywilami a wojskowymi w Ukrainie. Na początku inwazji na pełną skalę te próby Kremla nie powiodły się. Jedność narodowa, wzajemna pomoc i entuzjazm w obliczu zagrożenia rosyjską agresją były kluczem do skutecznego odparcia w pierwszej fazie wojny. Pierwsze miejsca pod względem zaufania publicznego zajmowało wojsko. Cieszyli się ich zaufaniem i byli z nich dumni. W wojskowych biurach rejestracji i poboru ustawiały się długie kolejki. Oczywiście, w tamtych czasach istniały TCC. Ale w 2022 roku nie mieli jeszcze tak niejednoznacznej reputacji jak teraz. W tamtych czasach nikt nie wiedział o „busification”. Starali się oni prowadzić Wojskową Komisję Lekarską w ramach prawa. A w niektórych miejscach nie zabierali nawet do wojska w pełni sprawnych i bez zbroi. Ale od tego czasu wiele się zmieniło. Niestety, nie jest to najlepsze dla jedności narodowej.
Czytając komentarze na portalach społecznościowych i kanałach telegramowych po głośnym morderstwie w Pyriatynie i eksplozjach w pobliżu CCC, można odnieść wrażenie, że Rosji częściowo udało się zasiać ziarno nieufności i niezgody wśród Ukraińców. Oczywiście można się upewnić, że wszystkie negatywne komentarze pod adresem pracowników terytorialnych centrów rekrutacyjnych są dziełem szpiegów lub rosyjskich botów zwerbowanych wyłącznie przez Moskwę. Wydaje się jednak, że ta opinia jest błędna. I nic więcej niż samozadowolenie. Mądrość mężów stanu polega na postrzeganiu rzeczywistości taką, jaka jest. Ale przynajmniej pozbędzie się niepotrzebnych złudzeń.
Aby pokonać wroga lub spróbować zniszczyć jego plany, musisz być w stanie postawić się na jego miejscu. Zrozum, jak on myśli. Nie jest tajemnicą, że Rosja uważa destabilizację wewnętrzną w naszym kraju za jedno z narzędzi realizacji swoich celów wojskowo-politycznych. Konfrontacja społeczna w Ukrainie to różowe marzenie Putina. Ukrainie przez długi czas udawało się utrzymywać społeczny konsensus i świadomość, że wewnętrzna konfrontacja może mieć fatalne konsekwencje dla zachowania państwowości. Pouczające doświadczenie historyczne, kiedy Ukraińcy utracili niepodległość z powodu wewnętrznych niesnasek, powinno być niezawodnym zabezpieczeniem przed wszelkimi konfliktami. Jednak długa, trudna wojna na wyczerpanie i ignorowanie przez państwo szeregu systemowych błędów w obliczeniach w procesach mobilizacyjnych stworzyły niebezpieczną mieszankę. Pojawiły się rozdwojone linie i punkty bólu. Jedność społeczna została zachwiana. Oczywiście nie bez pomocy wroga. Wysiłki Kremla spełzłyby jednak na niczym, gdyby ukraińskie władze i aparat państwowy wykazały się większą skutecznością i profesjonalizmem. I nie przez długi czas płynęli z prądem, udając, że nic takiego się nie dzieje.
Bezpośrednio po głośnych wydarzeniach usłyszeliśmy szereg ostrych wypowiedzi ze strony urzędników i osób publicznych. Mychajło Drapatyj, dowódca Wojsk Lądowych Sił Zbrojnych Ukrainy i szef Chortyckiej Jednostki Operacji Specjalnych, słusznie nazwał zabójstwa żołnierzy TCC „czerwoną linią, której nie można przekroczyć”. Według niego ataki na pracowników TCC wpisują się w „narastającą falę pogardy dla obrońców Ukrainy”, która wcześniej przejawiała się w upokorzeniu wojska i agresji przeciwko nim.
„Bez sprawiedliwego ukarania morderców, oprawców i zdrajców, będziemy mieli jeszcze więcej braci zabitych na tyłach. W innych miastach. W innych kwartałach. Na stacjach benzynowych, w supermarketach, przy wejściach, na ulicach, które nazywamy imionami Bohaterów” – napisał Drapaty na Telegramie. Wezwał też do „błyskawicznej i twardej reakcji władz”.
Wolontariuszka Maria Berlińska też była bardzo twarda. „To jest precedens, który musi być surowo ukarany, pilnie, chirurgicznie dokładnie. Pierwszym z nich jest sąd domagający się najsurowszej kary dla morderców. Drugi to odszkodowanie i pełne wsparcie socjalne dla rodziny zmarłego żołnierza. Po trzecie, i nie mniej ważne, jest monitorowanie wszystkich relacji, które chełpią się śmiercią naszego żołnierza. Te, które są za granicą, są blokowane, uznawane za podejrzane i stopniowo wycofywane przez Interpol itd. Te, które są w Ukrainie, są priorytetowym zaangażowaniem w zdolności obronne tego kraju” – wyraziła swoją opinię na Facebooku.
Ton postów wielu żołnierzy był podobny. Z drugiej strony, przedstawiciele władz cywilnych nie Byli bardzo aktywni w komentowaniu najnowszych wydarzeń. Na przykład Wołodymyr Zełenski nie wspomniał wprost o morderstwie w Piriatynie. Większość ukraińskich polityków wolała też milczeć na temat ostatnich wydarzeń. Owszem, władze słusznie wskazały klientów i głównych beneficjentów podpalenia CCC i ataków na ich pracowników, ale i tak nie usłyszeliśmy od nich nic więcej – przyznania się do błędów i konieczności skorygowania podejścia do mobilizacji. W tej dziedzinie istnieją problemy i nie są to tylko mity i fikcje. W społeczeństwie istnieje duże zapotrzebowanie na sprawiedliwość i praworządność. W szczególności dotyczy to mobilizacji, ochrony praw zwykłych żołnierzy oraz uchwalenia wojskowej komisji lekarskiej. Zignorowanie tej prośby oznacza oddanie wrogowi poważnych kart, które z pewnością będzie próbował wykorzystać do podważenia sytuacji w Ukrainie.
Teraz trzeba za wszelką cenę powstrzymać się od podżegania do wzajemnej nienawiści i szerzenia nieufności między cywilami a wojskiem. I to jest dokładnie to, o czym marzy Kreml, masowo prowadząc swoją wywrotową kampanię przeciwko mobilizacji i pracy CCC. Niezwykle agresywna retoryka zarówno części wojska, jak i części ludności cywilnej wobec niektórych grup ludności jest alarmująca. W obecnej sytuacji, w jakiej znalazła się Ukraina, nie ma prostych rozwiązań ani kategorycznych odpowiedzi. Czytanie sieci społecznościowych pełnych złości i etykietowania jest nieprzyjemne i smutne.
Niektórzy komentatorzy zauważają, że cechuje ich jednowymiarowość i skrajna polaryzacja osądów, świadomie lub nieświadomie podnosząca stopień napięcia i nieufności. Najprostszym sposobem jest uznanie kogoś za „wroga ludu”, „podlegającego służbie wojskowej” lub „zdrajcę”. Ale jeśli odważymy się pójść tą drogą i zaangażować się w nieustanne poszukiwanie wrogów, wpadniemy w pułapkę samobójczej niezgody. A to w żadnym wypadku nie powinno być dozwolone. W końcu udaje się nawet utrzymać front, ale z powodu wewnętrznych konfliktów i załamania przegrać wojnę.