Epos o wojnie trojańskiej zapoznaje czytelnika z wieloma legendarnymi bohaterami – zarówno śmiertelnikami, jak i bogami. Jedni lubią impulsywnego i bezwzględnego Achillesa, inni szlachetnego Hektora czy przebiegłego Odyseusza. Ale bohaterką poematu, która nigdy nie straci na aktualności, jest córka króla Troi – Kasandra, obdarzona darem przewidywania przyszłości. I klątwa nałożona przez zazdrosnego Apollina – nikt nie wierzył w jej przepowiednie. Zwłaszcza, gdy Kasandra przekonała Trojan, by nie wprowadzali do miasta drewnianego konia.
W stuleciach i tysiącleciach, które nastąpiły po wojnie trojańskiej, wielu ludzi dostrzegało złe znaki i ostrzegało otaczających ich ludzi przed pochopnymi działaniami. Najczęściej jest bezużyteczny. Osoba, która zna i rozumie przeszłość na wystarczającym poziomie, jest w stanie dostrzec analogie między nią a teraźniejszością. Jeśli kiedyś pewna kombinacja działań i czynników zakończyła się tragediami, śmiercią ludzi, miast lub całych państw i cywilizacji, to w dzisiejszych czasach taka kombinacja raczej nie doprowadzi do bardziej pozytywnych konsekwencji.
Niedawno minęła kolejna rocznica bitwy pod Krutami. Wydarzenie, które mimo warstw mitologizacji jest bardzo symbolicznym i bardzo odkrywczym epizodem ukraińskiej historii. Ale ilu z tych, którzy choć trochę wiedzą o przebiegu wydarzeń, a może i tych, którzy zamieścili zdjęcia na portalach społecznościowych z okazji Dnia Bohaterów Kruty, dostrzega nieprzyjemne, niepokojące paralele z naszą teraźniejszością? Może i tak. Ale pojawia się coraz więcej sygnałów, że większość raczej nie jest.
W końcu głównym pytaniem, które należy zadać przeszłości, nie jest „kto?”, „co?”, „gdzie?” czy „kiedy?”. (choć bez nich nie ma mowy). Kluczowym pytaniem jest „dlaczego?”. Dlaczego młoda Ukraińska Republika Ludowa nie była w stanie odeprzeć pierwszego, niezbyt potężnego ataku bolszewickiego sprzed ponad stu lat? Dlaczego oddziały Murawjowa musiały zatrzymać tylko 500 ukraińskich żołnierzy w drodze do Kijowa?
Takich „dlaczego?” dla tych wydarzeń, jak również dla podania nie mniej powodów. Ale niektóre z nich zasługują na szczególną uwagę. Na przykład apatia społeczeństwa zmęczonego długą wojną, która objęła zarówno ludność cywilną, jak i wielu wojskowych. W przeddzień bitwy pod Krutami żołnierze 13 Siczowego Pułku opuścili pozycję armii ukraińskiej i zostali samowolnie zdemobilizowani. Kilka dni wcześniej jedną z przyczyn utraty kluczowej stacji Bachmach było to, że oddział bojowy Pierwszej Ukraińskiej Szkoły Młodzieży Wojskowej, z powodu wyczerpania i braku uzupełnienia/rotacji, mówiąc współczesną terminologią, „udał się do SZCH” do Kijowa.
Całe jednostki deklarowały neutralność w wojnie bolszewickiej Rosji przeciwko Ukrainie, uważając to za nie swoją sprawę – jak większość żołnierzy przysięgi kijowskiej. Dowódca wojsk ukraińskich na kierunku bachmackim centurion Nosenko zwrócił się o pomoc do 800 żołnierzy kurenu. Taras Szewczenko, którego udział w obronie Kruty mógł odmienić losy bitwy. Pomimo swojego patriotycznego samozwaństwa, żołnierze ci Odmówił, wyrażając pragnienie „przyjęcia rewolucyjnego [більшовицький] Z należnym szacunkiem odłączajcie się od nich i gratulujcie im jako bojowników o lud pracujący i udzielajcie mu wszelkiego rodzaju wsparcia”, wzywał do przekazania władzy w ręce Rad i protestował przeciwko „bratobójczej wojnie z proletariatem wielkoruskim”.
Warto wspomnieć o licznych błędach i zbrodniczej naiwności przywódców młodego państwa ukraińskiego, którzy byli zafascynowani rewolucyjnym socjalistycznym romantyzmem, zwłaszcza w organizacji własnych sił zbrojnych. W 2014 r. brak gotowej do walki armii, która odpowiadała politykom i nie przeszkadzała prawie nikomu wśród obywateli przez ponad dwie dekady niepodległości, znów stał się niemal zgubny. Tym razem, podobnie jak później, w 2022 roku, to właśnie inicjatywa i wystarczająca spoistość społeczeństwa, aby przeciwstawić się agresorowi, uratowały. Kolejny czynnik, którego bardzo brakowało podczas rewolucji ukraińskiej w latach 1917-1921.
W pierwszych etapach rosyjskiej inwazji na pełną skalę wydawało się, że Ukraińcy wyciągnęli wnioski sprzed stu lat. Że szkodliwość atamanizmu, logika typu „jeśli nie ma socjalistycznej Ukrainy, to niech jej nie będzie” i wewnętrzne spory w obliczu rosyjskiej agresji nie są na próżno studiowane we wszystkich szkołach. Ostatnio coraz bardziej oczywiste staje się, czym się wydawało.
Ponownie u władzy są krótkowzroczni przywódcy, dla których (przynajmniej niektóre) notowania i utrzymanie władzy są ważniejsze niż ochrona państwa. Znów dochodzi do sporów między politykami a wojskowymi, choć na szczęście nie doszło do sytuacji Petlury/Bolbochana. Przynajmniej na razie. Ponownie część żołnierzy nie wytrzymuje tego przy braku wystarczającej liczby rekrutów i stałego pobytu na froncie – stąd ogromna liczebność SZCH. A to dlatego, że wielu Ukraińców, zmęczonych długą wojną, jako wyższy priorytet wybiera własne bezpieczeństwo i wygodę, a nie ochronę państwa. I znajdują na to wymówkę.
Można wyrażać niekończące się oburzenie na działania polityków, mechanizm mobilizacyjny, korupcję i inne niedociągnięcia naszych Państwo znajduje się w czasie wojny na pełną skalę. W końcu wszystko jest naprawdę bardzo dalekie od ideału, więc z pewnością nie ma dymu bez ognia. Ale czym innym jest wyrażanie niezadowolenia, a czym innym podążanie za smyczą własnej ignorancji, zwielokrotnionej przez rosyjskie informacyjne operacje specjalne. Można krytykować „busyfikację”, ale widzieć największego wroga nie w Rosjanach i Moskwie, ale we własnych żołnierzach – i atakować ich, a teraz nawet zabijać – jest poza zdrowym rozsądkiem. I krytyczne zagrożenie dla naszego państwa i społeczeństwa.
Mimo wszystkich niedociągnięć współczesna Ukraina jest naszym państwem. A my, obywatele, jesteśmy przede wszystkim odpowiedzialni za jej stan, za jej rozwój, za jej ochronę (jeśli nie na froncie, to przynajmniej każdy z nas przyczynia się do tej sprawy najlepiej jak potrafi) i za jej braki. Wszakże to my wybieramy polityków, a szczególnie chętnie tych, którzy obiecują szczęście wszystkim, za nic. Nieprzyjemnie jest się do tego przyznać, ponieważ o wiele łatwiej jest przerzucić odpowiedzialność. Bo władze „takie nie są” i mobilizacja jest „zła”.
Ale w tej chwili nie mamy drugiej Ukrainy. Możemy go stworzyć w przyszłości, jeśli zapiszemy go teraz. Bo jeśli nie, to obecne problemy będą wydawać się kwiatami. Wszak po utracie stacji w Krutach z powodu braku żołnierzy, w zdobytym przez bolszewików Kijowie zapanował „czerwony terror”. Po przegranych walkach wyzwoleńczych z lat 1917-1921 – zarówno ze względu na sterników, jak i ze względu na nasze ówczesne społeczeństwo – nastąpiła sowiecka kolektywizacja, Hołodomor, Stracony Renesans i rusyfikacja.
Wydawać by się mogło, że historia, zwłaszcza przy współczesnych możliwościach praktycznie nieograniczonego dostępu do informacji, powinna edukować ludzi. Zachęcić ich do słuchania jej i lekcji, które oferuje wszystkim. Chciałbym uważać się za przesadnego pesymistę, ale im dalej idziesz, tym bardziej wkrada się niespokojne oczekiwanie. Jeśli tak dalej pójdzie – zarówno w funkcjonowaniu elit politycznych, jak i znacznej części społeczeństwa – to obraz tej samej Kasandry będzie najbardziej odpowiedni dla ukraińskiej historii. Jasnowidz, który zawsze trafnie przepowiada przyszłość, ale nigdy nie chce być wysłuchany. I który nie ma innego wyjścia, jak bezradnie patrzeć, jak te same fatalne błędy za każdym razem prowadzą do tych samych tragicznych zakończeń.
Koń trojański jest już na wyciągnięcie ręki. Ale wciąż nie jest za późno, aby w porę się go pozbyć i pocieszyć nieszczęsną ukraińską Clio-Kasandrę.