Ktoś jest przerażony 20 stycznia, kiedy Donald Trump zostanie zaprzysiężony na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ktoś zaciera ręce w oczekiwaniu na nowy porządek świata (nieporządek) zaaranżowany przez nowego/starego przywódcę najpotężniejszego państwa na planecie. Ktoś zaopatruje się w popcorn, aby oglądać ekscytujące wydarzenia na świecie na żywo i w prawdziwym życiu.
Co to jest Trump MAGA A z czym to się teraz je? Tak, nadal jest Uczyńmy Amerykę znowu wielką (Uczyńmy Amerykę znowu wielką). Ale jak? Teraz dla wszystkich stało się jasne, że Trump będzie realizował swoje hasło bez uciekania się do narodowego izolacjonizmu. Został on zastąpiony przez ekspansjonizm. Nawet jeśli na razie jest to czysto werbalne. Ale status Trumpa to nie to samo, co realistycznie działać. Ale gdy tylko zelektryfikowany prezydent zamienia się w pełnoprawnego szefa Białego Domu…
Na wielkiej konferencji prasowej w Mar-a-Lago w tym tygodniu, nowo wybrany prezydent USA próbował ujawnić swoją odnowioną wizję MAGA, nad którym będzie pracował, aby wprowadzić go w życie, gdy tylko wróci do Gabinetu Owalnego. Nowe/stare objawienie było takie, że kwestia Grenlandii musi zostać rozwiązana w pierwszej kolejności. Wybrany prezydent wysłał już swojego syna Donalda Trumpa Jr. na lodową wyspę, aby na miejscu dokonał rekonesansu sytuacji, zapytał ludzi: „To czy chcecie stać się prawdziwymi Amerykanami?” i oczywiście usłyszał twierdzącą odpowiedź.
I, oczywiście, Kanał Panamski musi zostać przywrócony pod kontrolę USA. I cały ten naiwny Jimmy Carter, niech będzie z nim królestwo niebieskie, nie spieszył się i oddał wszystkie prawa do budynku Panamczykom. No właśnie, kto to robi? Musimy naprawić tę hańbę.
Dlatego kwestia kanału, według Trumpa, jest obecnie „w trakcie dyskusji”. Zapytany przez dziennikarza, czy może zapewnić świat, że nie użyje „przymusu wojskowego lub ekonomicznego”, aby podporządkować Kanał Panamski i Grenlandię Waszyngtonowi, Trump odpowiedział stanowczo: „Nie!”.
Aha, i nie zapominajmy o Kanadzie. Prezydent-elekt powtórzył, że ma nadzieję na przekształcenie swojego północnego sąsiada w 51. stan amerykański. Brzmi jak kompletna bzdura. Zamień w swój stan kraj, który jest większy pod względem powierzchni niż same Stany Zjednoczone? Kraj, który nie tylko udowodnił swoją całkowitą samowystarczalność, ale wielokrotnie stawał się mistrzem światowego rankingu szczęścia, pozostawiając Stany Zjednoczone daleko w tyle na tej liście? Kompletna bzdura.
A może Trump liczy na to, że skorzysta z tymczasowego kryzysu rządowego w Kanadzie, ogłoszenia rezygnacji premiera Justina Trudeau? Ale ten kryzys nie jest ani pierwszym, ani ostatnim. Wszak w samych Stanach Zjednoczonych kryzysy zdarzają się znacznie częściej i są znacznie głębsze. Nie oznacza to jednak, że na przykład Wielka Brytania otrzymuje w ten sposób prawo do zwrócenia zbuntowanej kolonii pod swoją koronę.
„Nie ma szans, aby Kanada stała się częścią Stanów Zjednoczonych” – powiedział Trudeau, odpowiadając na twierdzenia Trumpa. I w tym zgadzają się z nim zarówno członkowie partii liberalnej, jak i konserwatywni oponenci. Kanada nigdy nie stanie się państwem amerykańskim, bez względu na to, jak bardzo Trump będzie na nią naciskał, szantażował.
A także Meksyk. Trump nagle zapragnął rozwiązać nie tylko problem nielegalnych imigrantów przedostających się do Stanów Zjednoczonych przez granicę z Meksykiem. Nagle pojawił się problem toponimiczny: Zatoka Meksykańska powinna zostać natychmiast przemianowana na Zatokę Amerykańską. Dlaczego, po co komu? Niezrozumiały.
Chociaż wiele obietnic prezydenta elekta w zakresie polityki zagranicznej wydaje się nie do pogodzenia z jego wieloletnim twierdzeniem, że „sprawy wewnętrzne są najważniejsze”, Trump wielokrotnie przekonywał podczas konferencji prasowej, że wszystkie te kroki są w interesie bezpieczeństwa narodowego i dobrobytu gospodarczego. Kłótnie z najbliższymi sąsiadami leżą w interesie bezpieczeństwa narodowego? Naprawdę? Nie wspominając już o wątpliwości takich działań dla dobrobytu gospodarczego.
Ale kwestie geopolityczne, które tak naprawdę powinny zostać rozwiązane – wojna rosyjsko-ukraińska i konflikt na Bliskim Wschodzie – zostały całkowicie zatarte nad tymi drugorzędnymi, wręcz karykaturalnymi kwestiami.
Na przykład Trump obiecał, że jeśli izraelscy zakładnicy przetrzymywani przez Hamas nie zostaną zwróconi do czasu, gdy on ponownie wejdzie do Gabinetu Owalnego, to „na Bliskim Wschodzie zacznie się piekło”. Co to dokładnie oznacza, dziennikarze poprosili go o wyjaśnienie. Ale Trump tylko powtórzył: „Piekło eksploduje. Nie muszę nic więcej dodawać, ale jest jak jest.” Więc zrozum jak chcesz.
I wreszcie o Ukrainie. Co Trump jest gotów zrobić, aby zakończyć wojnę? W tej chwili nie jest to jasne. Przynajmniej nie wypowiada się już na temat utopijnych „24 godzin”, podczas których wyzywająco obiecywał rozwiązać ten problem. Teraz usłyszeliśmy już o kolejnym, znacznie bardziej realistycznym terminie – sześciu miesiącach. „Mam nadzieję, że sześć miesięcy… Miejmy nadzieję, że znacznie wcześniej niż za pół roku. Posłuchaj, RosieTracę wielu młodych ludzi, a Ukraina jest również… Ta wojna nie powinna była się rozpocząć” – powiedział Trump, odpowiadając na pytanie dziennikarza o umiarkowanie w procesie pokojowym. Czyli pół roku czy wcześniej? Skąd taki termin? Jak dokładnie będzie można to rozwiązać? Jakie są dźwignie wpływu na rosyjskiego agresora (bo dźwignie wpływu w Ukrainę są już jasne)?
Na wszystkie te ważne pytania nie znaleziono odpowiedzi. Jedyną rzeczą, którą Trump jasno wyartykułował, był winowajca tej wojny. Kto to jest? Zgadnij trzy razy. Oczywiście jego poprzednik Joe Biden. „To porażka prezydenta Joe Bidena” – zapewnił wybrany prezydent, podkreślając (po raz kolejny), że gdyby był prezydentem, Putin nigdy nie zaatakowałby Ukrainy. A co Biden zrobił źle? Nie dostarczył Ukrainie wystarczającej ilości broni przed inwazją? Czy kilkakrotnie stwierdził, że Stany Zjednoczone nie zamierzają bronić Ukrainy? Nie, według Trumpa to nie to zachęciło Rosję do rozpoczęcia inwazji na pełną skalę.
„Biden powiedział: oni (Ukraińcy – red.) musi być w stanie przystąpić do NATO. Cóż, żeby Rosja miała kogoś na wyciągnięcie ręki – rozumiem ich odczucia na ten temat” – wyjaśnił nowo wybrany prezydent USA w rozmowie z swoim poprzednikiem istotę swoich twierdzeń. Czyli przykład Finlandii, która nie tylko aspirowała do Sojuszu Północnoatlantyckiego, ale przystąpiła do niego, nie jest dla Trumpa wskaźnikiem, mimo że granica fińsko-rosyjska rozciąga się na 1300 kilometrów. Nawet jeśli jest to tysiąc kilometrów mniej niż długość granicy ukraińsko-rosyjskiej, to i pod względem bezpieczeństwa wystarczy.
Z czego więc można wywnioskować? I żadnego zakończenia. Z tego prostego powodu, że Trump wciąż nie jest pełnoprawnym prezydentem. Wszystko, co powie przed 20 stycznia, może odmówić bez wyrzutów sumienia. Wszystkie te stwierdzenia należy przede wszystkim postrzegać jako swego rodzaju balony próbne, a w żadnym wypadku nie jako przewodnik do działania. Dlatego nikt nie powinien ani mieć nadziei, ani rozpaczać.