Trudny, delikatnie mówiąc, rok 2024 zakończył się kilkoma incydentami lotniczymi z ofiarami. Ale jeśli w sytuacji z katastrofą na lotnisku Muan w Korei Południowej rzeczywiście mamy do czynienia z wypadkiem – samolot zderzył się z ptakami, piloci nie zdążyli otworzyć podwozia, a za pasem startowym znajdowała się ściana, co pogorszyło skutki twardego lądowania do katastrofalnych – wówczas lotu nr 8243 linii lotniczej AZAL ma zupełnie inny charakter. I zupełnie inne tło.
Na początek pamiętajmy, że takie incydenty, choć nie są regularne – w końcu Rosjanie nie co roku zestrzeliwują samoloty pasażerskie innych krajów – a jednocześnie są nieodłącznie związane z krajem-agresorem. I nie chodzi tu tak bardzo o sam incydent, ale o to, co dzieje się dalej. Przypomnijmy sobie jeden z najsłynniejszych incydentów zimnej wojny – zestrzelenie samolotu Koreańskie Linie Lotnicze 007 w rejonie wyspy Sachalin, do którego doszło 1 września 1983 roku.
Jesień 1983 roku była okresem pogorszenia się zarówno sytuacji zewnętrznej, jak i wewnętrznej w ZSRR, pogorszenia, które stało się przewidywalną konsekwencją pojawienia się na głównym stanowisku w państwie czekisty-kadeta Jurija Andropowa (wówczas był to sekretarz generalny KC KPZR). Radziecka obrona przeciwlotnicza zestrzeliła samolot pasażerski, wyraźnie zdając sobie z tego sprawę, a następnie zaczęła wymyślać wersję za wersją – od „przeleciał i zniknął z naszej przestrzeni powietrznej” po „najbardziej winna, nie było czego wysyłać cywilnego samolotu na misję rozpoznawczą”.
Żadnego przyznania się do winy, żadnego współczucia dla niewinnych ofiar. Nie, Kreml wtedy, tak jak i teraz, zawsze był winien wszystkiemu, tylko nie nim. Dokładnie tę samą historię widzieliśmy dziesięć i pół roku temu, kiedy system obrony powietrznej Buk Sił Zbrojnych Rosji zestrzelił Malezyjczyka Boeing. Świat słyszał najbardziej niewiarygodne fikcje, aż do „hiszpańskiego dyspozytora Carlosa”, który urodził się w mózgach rosyjskich propagandystów (i tam zmarł).
Nowym incydentem jest ostrzał azerbejdżańskiego samolotu Embraer 190 w okolicach Groznego, ale historia jest taka sama. Nieprzyznanie się do winy – i mówimy tu nie tylko o ostrzale, ale także o wręcz nikczemnym zamknięciu wszystkich rosyjskich lotnisk w regionie i zagłuszaniu systemów GPS– nawigacja na całym odcinku lotu z Groznego do Aktau w Kazachstanie. Rosjanie mogą wymyślać dowolne wymówki, ale świat nie daje się teraz przekonać, że nie zrobili wszystkiego, by zatopić na Morzu Kaspijskim samolot trafiony przez własną obronę przeciwlotniczą – i w ten sposób zniszczyć skutki ataku i świadków.
Co więcej, kiedy Władimir Putin cynicznie przepraszał Ilhama Alijewa za to, że „incydent wydarzył się w przestrzeni powietrznej Federacji Rosyjskiej” (gdyby Rosjanie strzelali do samolotu nie na niebie nad Groznym, ale gdzieś na granicy, jeszcze nad ziemią azerbejdżańską, to nikt nie usłyszałby nawet tych przeprosin), jego kieszonkowi propagandyści przypuścili atak na prezydenta Azerbejdżanu.
Co więcej, atak ten był nie tylko tradycyjnie imperialnie arogancki i brudny dla Rosjan – np. ci ludzie zaproponowali zemstę na Azerbejdżanie za to, że lokalny przywódca domaga się sprawiedliwości, wywierając presję na azerbejdżańską diasporę w Rosji. Kremlowscy propagandyści byli zgodni co do tego, że warto byłoby rozdmuchiwać nastroje separatystyczne w tym południowokaukaskim kraju – w szczególności na północy Azerbejdżanu, wśród Lezginów i innych ludów Dagestanu, oraz na południu, gdzie mieszka irańska ludność Tałyszu, rdzenna ludność tego państwa.
Nawiasem mówiąc, separatyzm Tałysz w południowych regionach Azerbejdżanu nie jest dzisiejszym wynalazkiem kremlowskich propagandystów. Już w 1990 roku w Lankaranie, największym mieście w azerbejdżańskiej części historycznego regionu Tałysz, rozpoczęły się podobne ruchy. Ruchy, które – im bardziej oddalamy się od tamtych czasów, tym więcej pojawia się dowodów i potwierdzeń na to, ujawniają się lub po prostu rozpoznają ci, którzy wcześniej milczeli – najprawdopodobniej zostały rozdmuchane przez Komitet Bezpieczeństwa Państwowego ZSRR. W przypadku Tałyszu byłoby to całkiem logiczne – Azerbejdżan wówczas, na przełomie lat 80. i 90., był otwarcie antymoskiewski z powodu Krwawego Stycznia 1990 r., kiedy to wojska radzieckie dokonały realnego zniszczenia opozycji politycznej w Baku, co de facto przerodziło się w mordowanie ludności cywilnej. Nawiasem mówiąc, 20 stycznia w Azerbejdżanie jest oficjalnym dniem żałoby narodowej.
A w 1993 roku, w szczytowym momencie pierwszej wojny karabaskiej, w Lankaranie pojawiła się tak zwana Republika Autonomiczna Tałysz-Mugan. Pełniący wówczas obowiązki prezydenta kraju Hejdar Alijew, który powrócił do Baku z Nachiczewanu zaledwie trzy dni po pojawieniu się tej „autonomii”, zdołał się tego dowiedzieć dopiero dzięki przerzuceniu znacznej części wojsk z frontu karabaskiego. W rzeczywistości separatyzm Tałysz stał się jedną z przyczyn porażki Azerbejdżanu w wojnie o Karabach, której wynikiem był niezależny od Baku „Artsakh”, który na wiele dziesięcioleci przekreślił perspektywy pojednania w Azerbejdżanie.Erbejdżan i Armenia, a także zatrzymały perspektywy rozwoju Azerbejdżanu, który nieustannie zmagał się z widmem Karabachu.
I syn ówczesnej głowy państwa Ilhama, który obecnie jest prezydentem Azerbejdżanu, nie powinien o tym zapominać. Nie zapominajmy, że zbliżenie sytuacyjne z Rosją na tle sukcesów w Górskim Karabachu (które przerodziły się w ochłodzenie stosunków turecko-azerbejdżańskich) nie oznacza, że Kreml zacznie traktować swojego południowego sąsiada normalnie, po ludzku. Nie, jeśli trzeba będzie jakoś zmyć, zatuszować własną zbrodnię, Rosja chętnie pójdzie stworzyć kolejny punkt zapalny. Ponadto po rozwiązaniu kwestii karabaskiej Azerbejdżan jest gotowy do szerszej integracji (w szczególności ropy i gazu) ze światem zachodnim, a także do budowy nowych relacji z Armenią.
Armenia, która z każdym dniem oddala się od Rosji – i szuka nowych partnerów na Zachodzie. Wyobraźmy sobie, co się stanie, gdy Armenia całkowicie wypchnie Rosję ze swojego horyzontu politycznego, zgodzi się na nowy format relacji z Azerbejdżanem i rozpocznie współpracę z Unią Europejską. Na ile złagodzi to napięcia w regionie Kaukazu Południowego. O ileż uprości to życie tego samego Azerbejdżanu, który nie będzie już miał u swego boku nieprzejednanego, „wiecznego” wroga i problemów okupowanych terytoriów. To de facto wyjmuje region spod wpływów rosyjskich, niszczy interesy Kremla na Kaukazie Południowym.
Dlatego władze Azerbejdżanu powinny z całą powagą potraktować pozornie emocjonalne wypowiedzi propagandystów o możliwości separatyzmu Talisz. Na Krymie i w Donbasie też wszystko zaczęło się od marginalnych „ruchów społecznych”. A potem nagle stało się to, co się stało. Trwa to już od ponad dziesięciu lat.