Podczas gdy Parlament Europejski potępia rosyjską dezinformację w sieciach społecznościowych, kremlowscy propagandyści nie tylko otwarcie mówią o swoich IPSO przeprowadzonych w Ukrainie, ale są z nich dumni. «Jesteśmy pierwszymi, którzy nazywają was łapaczami ludzi„, pisze jeden z kanałów Telegramu. I cieszy się, że etykietki takie jak „busyfikacja” czy „TCC-shniks” są mocno zakorzenione w głowach zwykłych Ukraińców i niektórych urzędników państwowych. Zastanówmy się, jak społeczeństwo ukraińskie było podzielone na „kanibali” i „poborowych” i komu to potrzebne.
Praca CCC: do konfliktu dochodzi tylko w dwóch przypadkach na 10 tysięcy.
Każdego dnia na ulicach ukraińskich miast kilkuset pracowników CCC komunikuje się z dziesiątkami tysięcy cywilów. Jak często Ukraińcy są ostro „traktowani” naruszeniami – tak jak lubi to lubić rosyjska propaganda? Średnio dziennie dochodzi do dwóch poważnych wykroczeń, które są rejestrowane na wideo i trafiają do sieci. Oznacza to, że odsetek incydentów wynosi 0,0002% (!!) wszystkich kontaktów CCC z obywatelami. Na przykład taki udział incydentów może przydarzyć się ludziom w sieci detalicznej, w dziedzinie transportu publicznego, opieki medycznej itp., każdego dnia.
Nie zapominajmy jednak, że mobilizacja to nie jest sektor handlu czy usług. Jest to wymuszony krok potrzebny do skompletowania armii, która chroni nas przed rosyjską agresją zbrojną. Mobilizacja nie jest główną przyczyną problemów. Sama w sobie jest konsekwencją ataku Rosji w Ukrainę.
Jednak spośród wszystkich spraw, którymi zajmuje się ukraińskie społeczeństwo, to właśnie praca CCC spotyka się z ogromnym odzewem społecznym. Co więcej, niezależnie od skali incydentu, czy jest to potyczka słowna, czy użycie siły, na przykład przez policjantów wchodzących w skład tzw. grup alarmowych, informacja staje się natychmiastowa i bardzo powszechna. W ten sposób 130 incydentów zarejestrowanych online w ciągu trzech miesięcy zostało rozesłanych do 15 600 publikacji w społecznościach internetowych i serwisach informacyjnych i uzyskało 148 milionów zasięgów.
Wyobraźcie sobie tylko tę skalę! Jeden z konfliktów, który został sfilmowany i opublikowany, w ciągu kilku godzin ma miliony wyświetleń. Wydaje się, że działa lepiej niż dobrze płatne kampanie reklamowe produktów i marek. Czy jest możliwe, że takie „newsy” są czyimś „produktem”? Aby dowiedzieć się, kto na tym korzysta, grupa analityków zwróciła uwagę na główne źródła „gorących” wiadomości o CCC.
Trzy czwarte zakładów, które kultywują wrogość wobec pracowników CCC – Zagraniczny
A oto pikantny szczegół do przemyślenia: tylko jedna czwarta platform informacyjnych, które szerzą negatywne opinie na temat CCC, jest ukraińska.
Analiza głównych źródeł informacji o mobilizacji w Ukrainie za ostatni kwartał 2024 r. wykazała, że inicjatorami przekazów podsycających negatywność opinii publicznej są platformy powiązane z władzami Rosji i Białorusi lub propaganda.
Tak więc z prawie 400 platform internetowych, które regularnie podsycają negatywne narracje na temat CCC i mobilizacji, tylko 103 są ukraińskie. A są to głównie kanały telegramowe.
Tym samym trzy czwarte stron, które kultywują wrogość wobec pracowników CCC, to strony zagraniczne: rosyjskie i prorosyjskie. Co ciekawe, największe z nich to projekty prowernistki Margarity Simonyan i RT, ulubionej gazety Putina „Komsomolskaja Prawda”, kremlowskiej państwowej agencji informacyjnej TASS, Moskiewskiego Komsomolec oraz Ukraina.ru resource, który jest ponownie projektem Simonian. Łączna widownia tych tak zwanych mediów przekracza 400 tysięcy. Czytelników.
Kto jest liderem w informowaniu przeciwko mobilizacji w sieci wśród społeczności Telegram? Są to kanał rosyjskiej agencji RIA Novosti, tzw. rosyjski korespondent wojenny i zdrajca Ukrainy Jurij Podolaka, Mash (projekt Moskiewskiego Miejskiego Departamentu Edukacji i Nauki), Readovka, Operacja Z: Korespondenci wojskowi, a także kanał Rybar, który jest bliski rosyjskim siłom bezpieczeństwa. Łączna widownia tych kanałów przekracza 15 milionów osób. To właśnie z tych źródeł najczęściej powstają „wiadomości” o mobilizacji w Ukrainie.
Ale jak zdobyć ogromną publiczność w Ukrainie? System ich „promocji” opiera się na dużej sieci anonimowych kanałów telegramowych na terytorium Ukrainy i terytoriów okupowanych (TOT).
Czy potrzebujesz więcej dowodów? Sami kremlowscy propagandyści wcale nie ukrywają, że podżeganie do negatywnego nastawienia do mobilizacji jest ich projektem. „Jesteśmy pierwszymi, którzy nazywają was kanibalami” – donosiła redakcja Ukraina.ru.
Wkład reżimu Łukaszenki
Czwarte miejsce wśród kanałów na Telegramie (pasożytujących na temacie mobilizacji) zajmują białoruskie społeczeństwo prorządowe. Jednym z najbardziej odrażających jest „białoruski Silovik”, który zasłynął dzięki publikacji nagrań wideo z znęcania się i przesłuchań uczestników protestów na Białorusi w 2020 roku. To właśnie dzięki dużej liczbie materiałów „śledczych” autorstwo i administrację kanału przypisuje się bezpośrednio białoruskim oficerom KGB.
Teraz na kanale pojawiły się posty o torturowaniu Białorusinów i gorliwie relacjonuje mobilizację w Ukrainie. Ale „kapelusz płonie”: ten kanał dosłownie kopiuje posty projektów Simonian i rosyjskich korespondentów wojennych. Wśród innych białoruskich platform prorządowych na ten temat wymieniono „ŻÓŁTE ŚLIWKI”, „Wiadomości Szkłorka”, „Belarus_VPO”, „Azarenok”, „STW” i inne.
Wisienka na torcie: większość z tych grup powstała w drugiej połowie maja 2020 r. z inicjatywy służby prasowej białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenki. Początkowo stanowiły one „pulę medialną” na białoruskie wybory w 2020 roku. I od tego czasu wiadomo, że narracje i tematyka tych stron są dyktowane przez administrację Łukaszenki. Dlatego białoruski uzurpator nie tylko pomaga Putinowi w sprawie zbrojnej agresji w Ukrainę, ale także wspiera Rosję w wojnie informacyjnej przeciwko nam.
Kto płaci i „zamawia muzykę”
„Rozproszenie” 130 spraw konfliktowych związanych z mobilizacją w Ukrainie do prawie 150 milionów relacji w sieci to potężna i wielopoziomowa kampania PR. Kto za to płaci i w jaki sposób?
Rosja postawiła swoją gospodarkę na stopie wojennej i uczyniła wojnę z Ukrainą głównym, priorytetowym wydatkiem. Administracja Putina zgadza się oszczędzać na wszystkim innym. Z wyjątkiem propagandy: w końcu jest to część rosyjskiej machiny wojennej.
Pół miliarda dolarów rocznie – tak specjaliści z Głównego Zarządu Wywiadu MON szacują skalę zastrzyków budżetowych w rosyjską propagandę. Główny Zarząd Wywiadowczy Ministerstwa Obrony Ukrainy podaje, że mówimy o 58 miliardach rocznie (lub 500 milionach dolarów). A to tylko środki, które wypłacane są blogerom, właścicielom kanałów na Telegramie, liderom opinii (na przykład znanym aktorom lub różnym organizacjom) za pisanie „prawdy Putina” o wojnie w Ukrainie. Główny Zarząd Wywiadowczy zauważa, że pomimo zmniejszenia głównych dochodów „naftowo-gazowych” kraju-agresora, koszty propagandy rosną.
Z analizy ukraińskiego wywiadu wynika, że głównym celem tych zastrzyków jest „propaganda wewnętrzna”: kształtowanie opinii publicznej lojalnej wobec reżimu Putina i usprawiedliwianie rosyjskiej agresji w Ukrainę.
Tymczasem te same platformy informacyjne często zajmują się praniem mózgów Rosjan i stymulowaniem podziału ukraińskiego społeczeństwa na „kanibali” i „poborowych”. Przypomnijmy, że 202 z nich są administrowane z Rosji, a 69 z terytoriów czasowo okupowanych.
Pomimo tego, że „na scenie chapito” twarze są te same, ich narracje dla rodzimej publiczności rosyjskiej i ukraińskiej są przeciwstawne. Wystarczy porównać to, co Margarita Simonian, Jurij Podolaka, „Operacja Z: Korespondenci wojskowi” i „Rybar” piszą na swoich kanałach o udziale Rosjan w przeprowadzaniu „esveo”: jest usprawiedliwienie rosyjskiej agresji w Ukrainę i gloryfikacja uczestników wojny napastniczej, a nie ma wzmianki o „kanibali”.
Finansowanie liderów opinii, kanałów Telegram i platform pozarządowych to tylko część góry lodowej. I tak w projekcie budżetu Federacji Rosyjskiej na 2025 rok znalazło się 137,2 mld (czyli 1,42 mld dolarów) na propagandę państwową. Piszą o tym m.in. rosyjskie media internetowe, które pozycjonują się jako niezależne.
W związku z tym, według The Moscow Times, wydatki w ramach pozycji „media” będą przeważać nad rocznymi budżetami niektórych regionów Rosji (np. obwodu kaliningradzkiego czy terytorium permskiego).
Zgodnie z harmonogramem
Uderzająca jest również chronologia dystrybucji treści. Jeśli w źródłach ukraińskich negatywny wątek mobilizacyjny pojawia się nieregularnie – odzwierciedla rzeczywisty bieg wydarzeń, to pojawienie się treści od „sąsiadów” z TOT, Rosji i Białorusi można z góry przewidzieć. Jak każdy zatrudniony zespół, który wypracowuje zadania zarządu, działają zgodnie z planem i harmonogramem.
Działalność propagandowa objawia się mniej więcej co 10 dni, gdy tylko poprzednia narracja przestaje „działać”.
*Wykres pokazuje częstotliwość występowania „farszów”. Mniej więcej od listopada narracja o demonizacji CCC szczególnie nasiliła się w rosyjskich kanałach, których praca jest wyraźnie uregulowana w czasie: mniej więcej tyle samo dni mija między szczytowymi wybuchami ich aktywności.
Publikowanie postów w prorosyjskich mediach publicznych jest dobrze skoordynowane. Tak więc od jednej do 10 minut mija między postami na ten sam temat na różnych kanałach. Dla porównania, gdy w sieci pojawiają się autentyczne tematy ukraińskie (reakcja prawdziwych obywateli na wydarzenia), między postami na różnych kanałach może upłynąć nawet kilka godzin.
Ale, jak to często bywa w Rosji, nawet trudne planowanie zawodzi. Rosyjscy propagandyści jednocześnie otrzymują od klienta wniosek o rozpowszechnienie kolejnej podróbki i nie mogą w żaden sposób dzielić się autorstwem: każdy twierdzi, że ma swoje „wyłączności”. Na przykład zainscenizowane wideo, na którym pracownik CCC w nieznanym mieście rzekomo zastrzelił członka rodziny poborowego, pojawiło się jednocześnie na różnych kanałach z różnymi znakami wodnymi autora.
Czy histeria informacyjna zaaranżowana przez Rosję ma wpływ na decyzje polityczne w Ukrainie?
To nie tyle same incydenty, co opinia publiczna i reakcja na nie skłaniają urzędników do podejmowania decyzji o mobilizacji. Jedyny problem polega na tym, że niewielu urzędników dogłębnie analizuje, kto dokładnie jest paliwem „nerwowego” stanu publiczności.
W szczególności decyzja tymczasowej specjalnej komisji Rady Najwyższej, która zaproponowała rozwiązanie CCC i SP, została podjęta w kontekście aktywnego podgrzewania opinii publicznej przez prorosyjskie społeczeństwo i boty w październiku.
Spójrzmy na chronologię:
16, 20, 27 października, 10 listopada 2024 r. – aktywne rozpowszechnianie w rosyjskim społeczeństwie narracji „zabić CCC” i wielomilionowych newsów przeciwko mobilizacji.
12 listopada – z mównicy Rady Najwyższej słychać już propozycję „rozpędzenia” KKK.
„Kanibale” i „poborowi” – Jest to klasyczna technologia dzielenia społeczeństwa
Synchronizacja pojawiania się licznych postów i filmów z „gloryfikacją” mężczyzn, którzy odmawiają obrony własnego kraju, anonimowość ich autorów i promowanie tych treści przez zorganizowane grupy botów wskazuje na ukierunkowaną kampanię propagandową wroga.
Wspomniany IPSO to klasyczna technologia rozdwojenia społeczeństwa, gdy z jednej strony mamy do czynienia z „kanibalami”, a z drugiej – z „poborowymi”. Celem działań wroga jest zakłócenie mobilizacji i zwiększenie napięcia w społeczeństwie, aż do konfrontacji wewnętrznej. Propaganda Kremla nie ustaje w próbach osłabienia naszego kraju od środka, zdyskredytowania wizerunku obrońców Ukrainy, uciekając się do wszelkich metod.
Ale, jak zwracają uwagę eksperci ds. komunikacji, jest jeszcze jedna wiadomość, tym razem całkiem pozytywna. Głównym odbiorcą takich fake newsów są prorosyjscy obywatele (tzw. żduni), którym Kreml od 2014 r. powierza świętą misję „zwrotu ziem rosyjskich”. W ten sposób ogromne środki, które są wkładane w kampanię informacyjną, sprowadzają się głównie do agitacji mniejszości, która już została wzburzona. A aktywność w komentarzach jest wspierana nie przez masę prawdziwych czytelników, ale przez armie botów, które widać gołym okiem.
Jednak niektórzy krewni zmobilizowanych stają się rzadkimi „gośćmi” tej prorosyjskiej publiczności. I z pewnością znajdują tam ukojenie i wsparcie.
„TCC zabija Ukraińców” – cynicznie mówią rosyjscy propagandyści. Chociaż to Rosja rzuciła tu całą swoją armię, by zabijać Ukraińców. W tym przekazie, jak i w całej „operacji przeciwko mobilizacji”, bardzo wyraźnie widać pismo rosyjskich służb specjalnych, odziedziczone przez nie od czasów Stalina: „Nie ma potrzeby wymyślać zbrodni dla swoich przeciwników. Obwiniaj ich za to, co sam robisz”.