Na tle oczekiwań na realne kroki ze strony nowej administracji USA coraz bardziej aktualne staje się pytanie, kto może wpłynąć na rosyjskiego dyktatora Putina, aby zaprzestał agresji w Ukrainę. Wielu pokłada swoje nadzieje w Donaldzie Trumpie. Co więcej, ma się wrażenie – tylko na nim. Ale czy mądrze jest wkładać wszystko do jednego „koszyka”? Wszak sygnały z Białego Domu bywają bardzo sprzeczne. W takich warunkach logiczne jest, że ukraińskie władze mogą szukać innych sposobów rozwiązania problemu.
Unia Europejska zdaje się rozumieć, że w kwestii udzielenia pomocy Ukrainie krótkowzroczne jest poleganie wyłącznie na nowym szefie Stanów Zjednoczonych. Niedawno przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, przemawiając na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos, powiedziała: „Będziemy nadal wspierać Ukrainę, bez żadnych pytań. Cokolwiek się stanie, ważne jest dla nas, aby Ukraina pozostała niepodległa i aby Ukraina decydowała o swoich terytoriach. Ta propozycja pozostaje w mocy – będziemy po stronie Ukrainy tak długo, jak będzie to konieczne”.
Nadzieję daje fakt, że Ukraina nie zostanie sama z agresorem, nawet jeśli Trump „osłabnie” w kwestii warunków zakończenia wojny (czego nie można lekceważyć, zwłaszcza biorąc pod uwagę nieprzewidywalność Elona Muska). Jednak nawet w tym przypadku czas zakończenia wojny pozostaje skrajnie niepewny. Tymczasem ludzie nadal giną na froncie i na tyłach, i trzeba z tym skończyć. Ale czy istnieje alternatywa dla amerykańskich wpływów na Kreml?
Jest taka alternatywa – Chiny. Dlaczego on? Odpowiedź jest prosta: Chiny dysponują szeregiem dźwigni nacisku na Rosję, które dla innych państw, w tym Stanów Zjednoczonych, mogą być nie do końca dostępne lub całkowicie nieskuteczne. Po pierwsze, oba sąsiadujące ze sobą kraje od dawna łączą bliskie stosunki gospodarcze i handlowe. Chiny są największym partnerem handlowym Rosji, i to nie tylko w eksporcie ropy i gazu. Pekinowi zależy na stabilności na rosyjskim rynku, ale jednocześnie nie chce, by Rosja stała się zbyt silnym graczem, który mógłby zagrozić chińskiej hegemonii w regionie. Chińskie władze wielokrotnie pokazywały, że są gotowe wspierać Rosję, ale tylko w tych kwestiach, które nie zagrażają interesom ich kraju.
Po drugie, ważnym czynnikiem jest siła militarna Chin. Współczesna armia chińska to nie tylko ogromna liczba, ale także zaawansowane technologie, znaczna liczba nowoczesnej broni i obiektów strategicznych. Chiny mogą wywierać silną presję na Rosję, jeśli uznają, że agresywna polityka Kremla zagraża ich interesom w regionie.
W tym kontekście wymienia się na przykład ekscesy wewnętrzne w Kazachstanie, które miały miejsce w styczniu 2022 r. w kontekście rosnących cen gazu dla ludności. W celu stłumienia protestów do kraju sprowadzono oddziały OUBZ, w tym rosyjskie siły specjalne. Kto wie, jak długo by tam zostali, gdyby Chiny nie „zmarszczyły brwi”. Gdy tylko do tego doszło, armia Putina natychmiast wycofała się z terytorium Kazachstanu.
Rosja od dawna znajduje się pod lupą Chin, które w razie potrzeby są w stanie interweniować. Jednocześnie nie zapominajmy, że armia rosyjska jest daleka od bycia tak potężną jak chińska, a w przypadku bezpośredniego konfliktu Chiny mogą mieć decydujący wpływ na wynik wydarzeń.
W związku z tym Chiny mają wszelkie środki, aby wpływać na Rosję i w pewnych momentach mogą się na to zdecydować. Aby jednak Chiny zgodziły się na realną rolę pokojową w przypadku wojny w Ukrainie, będą musiały zadbać o to, by taka sytuacja była dla nich korzystna.
Jaką rolę może odegrać Ameryka w tym procesie? Jak to się ma do osobowości Trumpa i jego, powiedzmy, nie do końca typowego podejścia do polityki zagranicznej?
Przede wszystkim nie należy oczekiwać większego przełomu w zatrzymaniu wojny w przypadku bezpośredniego kontaktu Trumpa z Putinem. Główny kremlowski bandyta to nie tylko polityk, to człowiek o psychice, której można się tylko przerazić. Jego niepohamowane ambicje, skłonność do podejmowania ryzyka (kosztem życia tysięcy ludzi) i skupienie na przywróceniu imperialnej potęgi Rosji sprawiają, że jest on całkowicie niekontrolowany w ramach zwykłych norm dyplomatycznych.
Putin prawdopodobnie już dawno zdał sobie sprawę, że zachodnie sankcje, a nawet groźby militarne wobec niego, nie stanowią takiego poziomu zagrożenia, jakie stwarzają dla innych krajów. Zachód może wprowadzać nowe środki gospodarcze, ograniczać dostęp do rynków i technologii, ale te restrykcje działają bardzo powoli.
Statystyki z Rosji pokazują, że jej gospodarka, choć znajduje się w trudnej sytuacji, ma wystarczający margines bezpieczeństwa, aby wytrzymać sankcje przynajmniej w perspektywie średnioterminowej. To nie przypadek, że prezydent Francji Emmanuel Macron ostrzegł niedawno, że wojna Rosji przeciwko Ukrainie na pełną skalę nie zakończy się „jutro ani pojutrze”, pomimo obietnic prezydenta Trumpa, że szybko ją zakończy.
Jeśli chodzi o zagrożenia militarne,ze strony Sił Zbrojnych Ukrainy, to tutaj również trzeba być realistą. Jest całkiem jasne, że NATO nie wejdzie w bezpośrednią konfrontację militarną z nuklearną Rosją. Z drugiej strony Ukraina nie może pozwolić na śmierć tak wielu swoich obywateli, że szalony oracz z Kremla jest gotów wrzucić do ognia wojny. Na dodatek, inny dyktator – Korea Północna – podjął się pomocy w zaopatrzeniu go w „mięso armatnie”. To znacząco zmieniło charakter wojny, nadając jej pewne oznaki wojny światowej i odsuwając w czasie czas jej zakończenia. W każdym razie Putin nieustannie demonstruje, że nie jest nastawiony na deeskalację, ale na eskalację działań wojennych.
Co więc może go skłonić do zmiany kursu? Jedną z możliwych opcji jest zagrożenie zewnętrzne, które nadejdzie nie z Zachodu, ale ze Wschodu. W tym kontekście Chiny są graczem geopolitycznym, który może mieć znaczący wpływ na Putina.
I tu na scenę wkraczają Stany Zjednoczone, a w szczególności ten sam Donald Trump. Wydaje się to dziwne, ale to właśnie Ameryka, pod przywództwem Trumpa, może odegrać decydującą rolę w zaktywizowaniu Chin w odstraszaniu rosyjskiej agresji.
Stany Zjednoczone same w sobie nie stanowią takiego zagrożenia dla Putina i spółki, aby zacząć szybko ograniczać działania wojenne w Ukrainie. Ale jeśli Amerykanie zjednoczą się w tej kwestii z Chińczykami…
Chiny zawsze starannie kalkulują swoje działania, starając się minimalizować ryzyko i nie narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Chińscy towarzysze prawdopodobnie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Rosja to nie tylko sąsiad, z którym można negocjować. Jest to kraj dysponujący bronią jądrową, która, jeśli jest dla niego korzystna, może stać się niestabilnym elementem w światowej polityce. To już się stało. I w tym kontekście Stany Zjednoczone, mimo tradycyjnej rywalizacji z Chinami, mogą odegrać ważną rolę w przekonaniu Pekinu do działania we właściwym kierunku.
Jednak w tej trudnej sprawie nie można opierać się jedynie na groźbach czy błahych wypowiedziach, jak to czyni Trump w swoich częstych atakach na Rosję czy Chiny. Wręcz przeciwnie, aby skutecznie wpływać na Chiny, trzeba działać z umiarem, stawiając na długoterminowe cele i realne interesy strategiczne.
W kwestii przeciągnięcia Chin na swoją stronę Amerykanie muszą działać łącząc siły ze wszystkimi wiodącymi państwami świata. Indie, Brazylia, Meksyk, Turcja, kraje afrykańskie i oczywiście Unia Europejska. Stany Zjednoczone mają ku temu wszelkie możliwości. Polityka zagraniczna Chin jest bardzo pragmatyczna. Jeśli szerokie grono państw stanowczo i jednoznacznie da jasno do zrozumienia, że od tego, w jaki sposób będą odstraszać rosyjską agresję, jej rola w polityce międzynarodowej w przyszłości będzie zależała od tego, jak będą odstraszać rosyjską agresję, znacząco zwiększy to szanse na jej „uwolnienie” się od Rosji. Do tej pory nie ma takiego wpływu na Chiny.
Ale co najważniejsze, w kontaktach z Chinami nie trzeba tylko grozić izolacją czy prowadzić dyplomację w stylu werbalnego „partnerstwa”. Stany Zjednoczone powinny być gotowe zaoferować Chinom realne korzyści, jeśli podejmą się one zadania odstraszania Rosji.
Czy Stany Zjednoczone będą w stanie realizować taką politykę bez szkody dla interesów narodowych, to pytanie dla ekspertów. Ważne jest, abyśmy zrozumieli, że Chiny muszą zaoferować alternatywy, które przewyższą korzyści, jakie czerpią ze stosunków z Kremlem.
Ukraina może też dołożyć swoją cegiełkę do sprawy „przeciągnięcia” Chin na swoją stronę. Nawiasem mówiąc, już wcześniej dostała taką szansę, ale na próżno ją zmarnowała. Przypomnę, że działo się to w czasie, gdy prezydent Zełenski promował swój „plan pokojowy”.
Dokument ten, jeśli ktokolwiek pamięta, opierał się na tak kluczowych zasadach, jak pełne przywrócenie granic niepodległej Ukrainy, wycofanie wojsk rosyjskich i ukaranie osób odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne. Dla Ukrainy była to nie tylko propozycja, ale także wyraz stanowiska popartego prawem międzynarodowym i poparciem znacznej części społeczności międzynarodowej. Dokument ten miał jednak też dużą wadę: w niektórych aspektach był absolutnie nie do pogodzenia, zwłaszcza z żądaniem całkowitej kapitulacji Rosji. Takie żądania sprawiły, że plan pokojowy w najbliższej przyszłości stał się świadomie niemożliwy. Trudno się do tego przyznać, ale w tej chwili wszystko jest dość oczywiste.
Na tak ponurym tle inicjatywa Chin miała szczególne znaczenie. Zawierał on kilkanaście punktów, które mimo miękkości sformułowań właściwych Niebiańskiemu Imperium, dotykały kluczowych aspektów uregulowania konfliktu zbrojnego. Wśród nich jest wezwanie do zawieszenia broni, poszanowania suwerenności wszystkich krajów, odrzucenia eskalacji nuklearnej i dostarczania pomocy humanitarnej. Nie było niczego, co nie byłoby zgodne z interesami Ukrainy w chińskim planie. A to, czego w nim brakowało, mogłoby stać się przedmiotem szerokiej dyskusji.
Ekipa Zełenskiego odebrała jednak chiński plan jako przeszkodę na drodze do całkowitego zwycięstwa Ukrainy nad zewnętrznym agresorem. Stanowisko to było zrozumiałe w kategoriach nienawiści do wroga i pragnienia sprawiedliwości, ale jest też demonstracjąpopełnił błędy strategiczne.
Chiny, jako jedno z czołowych mocarstw świata i stały członek Rady Bezpieczeństwa ONZ, mają znaczący wpływ na politykę międzynarodową. Jego neutralne, ale pragmatyczne stanowisko może odegrać kluczową rolę w osiągnięciu postępu dyplomatycznego. W końcu Chiny aktywnie utrzymują stosunki gospodarcze nie tylko z Rosją, ale także z Zachodem. Daje mu to możliwość pełnienia roli mediatora, zdolnego do zaproponowania kompromisowego rozwiązania akceptowalnego dla obu walczących stron.
Jednak zamiast próbować nawiązać dialog i znaleźć wspólną płaszczyznę z Chinami w sprawie zakończenia wojny, Ukraina postanowiła zdystansować się od proponowanej przez nią inicjatywy pokojowej. Jednocześnie prezydent Zełenski powiedział w bezstronnej formie, że „to nie jest plan”, a tylko, jak mówią, „tylko coś na papierze”.
To nie był tylko błąd, to było za dużo. Brak wzajemnego zrozumienia z Chinami osłabia szanse na włączenie ich do aktywnej roli w procesie pokojowym. Jest to szczególnie ważne, biorąc pod uwagę, że Chiny dysponują niezbędnymi zasobami i wpływami, aby wywierać presję na Rosję.
Nie wiem, czy „punkt bez powrotu” został przekroczony w kwestii połączenia tego „planu pokojowego” z inicjatywą chińską. Myślę, że nie do końca. Choć wydaje się, że wszyscy już zapomnieli o „planie pokojowym” Zełenskiego, nawet on sam o nim nie wspomina, to jednak z Chinami wszystko może potoczyć się według zupełnie innego scenariusza. Chiny bardzo rzadko, prawie nigdy nie zamykają swoich drzwi szczelnie i nieodwołalnie. Dlatego wszystko zależy od tego, czy Kancelaria Prezydenta Ukrainy rozumie, że w takich sprawach jak znalezienie dróg do sprawiedliwego pokoju, nie można wszystkiego wrzucić do jednego „koszyka”. Nawet jeśli jest amerykański.
Ogólnie rzecz biorąc, Ukraina musi wykazać się większą elastycznością w sferze dyplomatycznej. Oczywiście nikt nie gwarantuje, że to Chiny są w stanie zaoferować wyważone rozwiązanie w kwestii powstrzymania Putina, ale nie należy też całkowicie odrzucać tego rozwiązania. Ważne jest, aby Ukraina, Stany Zjednoczone i inne kraje zrozumiały, że w rozwiązywaniu tego problemu nie można polegać tylko na jednej stronie, czy to Chinach, czy Ameryce. Mówią, że mądrość dyplomacji polega na umiejętności szukania kompromisów i proaktywnego działania. Działając mądrze i bez irracjonalnych emocji, możesz szybko osiągnąć długo oczekiwany spokój.