Początek XX wieku. Niewielka grupa ukraińskich osobistości w Kijowie postanowiła wydawać pierwszą ukraińską gazetę codzienną – „Rada”. Potrzeba go w realiach Imperium Rosyjskiego jest oczywista, ponieważ takie pismo przyczyni się do upowszechnienia języka i świadomości ukraińskiej wśród przeważnie jeszcze obojętnych narodowo mas Ukraińców. Projekt Rada napotkał wiele problemów. I nie wszystkie były wynikiem rosyjskiego autokracji, choć groźba zamknięcia przez władze, grzywny, konfiskaty i procesy sądowe były w redakcji na porządku dziennym.
Źródłem trudności byli sami Ukraińcy. Niektóre postacie świadome narodowo nie akceptowały liberalno-demokratycznej „Rady” ze względu na własne poglądy socjalistyczne. Niektórzy pisarze i publicyści poczuli się urażeni przez gazetę, ponieważ ośmieliła się opublikować krytykę ich twórczości. Największym zagrożeniem były jednak finanse. Abonentów było tak mało (2-3 tys. na całe Imperium Rosyjskie z dziesiątkami milionów Ukraińców), że fundusze abonamentowe nie pokrywały nawet połowy rocznego budżetu Rady. Byłaby to kolejna nieudana próba z długiej linii tego rodzaju w ówczesnym życiu Ukraińców. Gdyby nie figura wydawcy.
Jewen Czykałenko, będąc bogatym właścicielem ziemskim, wszystkie swoje zasoby finansowe i ludzkie skierował na rzecz sprawy ukraińskiej. On, jak sam mówi, uskrzydlony już wyraz, kochał Ukrainę „po kieszeni”, podczas gdy większość kochała ją słowami, ale nie była gotowa zamienić słów na wsparcie finansowe. Z roku na rok, zadłużając się na rzecz kontynuowania wydawania „Rady” zarówno z powodu polityki Rosji, jak i bierności Ukraińców, Czikalenko na pewno nie odmówiłby dobrej dotacji, która zapewniłaby choć trochę stabilności tak ważnej dla Ukraińców inicjatywie.
Jest rok 2025. Prezydent-elekt USA Donald Trump zawiesił na 90 dni rządowe finansowanie projektów w ramach Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID). Celem jest przeprowadzenie audytu, który powinien ustalić możliwość wykorzystania środków amerykańskich podatników. Program Organizacja USAID (USAID) obejmują wiele krajów. W ramach tej inicjatywy Ukraina otrzymała ponad 37 mld dolarów wsparcia finansowego w różnych obszarach od samego początku inwazji na pełną skalę.
Takie działania amerykańskiego prezydenta wywołały skrajne reakcje wśród Ukraińców. Niektórzy popierają tę decyzję, uważając, że uzależnienie licznych, zwłaszcza publicznych, inicjatyw od wsparcia grantowego jest szkodliwe, a nawet takiej, która bardziej działa w interesie grantodawców niż w interesie Ukrainy. Inni cieszą się, że teraz będzie mniej promowania tak zwanej „agendy” z próbą promowania tematów płci i różnych tolerancji nawet tam, gdzie jest to otwarcie naciągane. Są też inne motywy – uzasadnione i absurdalne.
Z drugiej strony trudno nie zgodzić się z tymi, którzy wskazują na znaczenie amerykańskich funduszy nie tylko dla wątpliwych projektów, ale także dla tych krytycznych. Odbudowa zniszczonej infrastruktury, pomoc dla osób wewnętrznie przesiedlonych, duże wydatki na edukację i medycynę – to tylko kilka pozycji z długiej listy obszarów, w których Organizacja USAID (USAID) Przynajmniej natychmiast wystąpi niedobór i grozi wstrzymanie niezbędnych projektów.
Niestety, po raz kolejny dominuje podejście czarno-białe – albo bardzo dobre, albo bardzo złe. Opcja pierwsza: Trump walczy z rozprzestrzenianiem się pseudonaukowych teorii opartych na płci – brawo dla niego! Nie ma znaczenia, że oprócz tego jego działania narażają na szwank inne – naprawdę ważne – dla Ukraińców inicjatywy. I w ogóle, tak i do nich, do tych pożeraczy grantów i dzieci Sorosa. Z drugiej strony, zrozumienie realnych problemów związanych z zawieszeniem amerykańskiego wsparcia finansowego rzadko idzie w parze ze zrozumieniem, że pewna jego część została tak naprawdę wydana na niezbyt ważne rzeczy, co może wywołać niezadowolenie w samych Stanach Zjednoczonych. A niektóre projekty grantowe naprawdę nie raz sprawiały wrażenie pracowicie wypracowywanych konkretnych programów. Od razu przychodzi na myśl, jak pozornie wesoła i kreatywna „Toronto Television” konsekwentnie demonizowała nie tylko Trumpa, ale np. Borisa Johnsona. Nazywano go „Ukraińskim Laszko”, wyrywali mu włosy z głowy – bardzo godne zachowanie dla bojowników przeciwko dyskryminacji. Ale wydarzenia po 24 lutego 2022 r. pokazały, że Hu i pan Johnson. Nie było też żadnych przeprosin ze strony twórców Toronto Television, którzy istnieli dzięki funduszom z grantów. Nie ma potrzeby mówić o „lewicowych” tendencjach Hromadske.
Za tym wszystkim gubi się kilka naprawdę ważnych pytań. A jak to się stało, że wiele ważnych projektów infrastrukturalnych nie może istnieć bez amerykańskich funduszy? Dlaczego tak wiele naprawdę fajnych inicjatyw kulturalnych jest od nich zależnych? Dlaczego to właśnie one są kluczem do powstania wysokiej jakości ukraińskich filmów? Dlaczego wydawnictwa często angażują międzynarodowych partnerów do publikowania światowej klasyki lub aktualnej literatury faktu po ukraińsku, a państwo nie jest w stanie trwałego i przemyślanego wsparcia dla branży wydawniczej? Dlaczego fundusze dla Instytutu Ukraińskiego książki czy Ukraińska Fundacja Kultury zawsze w budżecie jak kot płakał, a nikt, poza jej twórcami i władzami, nie ma dużo większych pieniędzy na zbędny telethon? I nie da się wszystkiego wepchnąć w wojnę, bo przed 2022 r. sytuacja wcale nie była lepsza, a tym bardziej przed 2014 r. A często nawet gorzej. Bo nie tak dawno minęły czasy, kiedy ukraińskie książki (z nielicznymi wyjątkami) tłoczyły się w najciemniejszym kącie księgarni wypełnionych rosyjskojęzycznymi produktami, a oglądanie filmu po ukraińsku w kinie brzmiało jak marzenie. Błędem jest rozważanie wszystkich tych pytań jako retorycznych, ponieważ w tym przypadku nic się nie zmieni.
Bierność ukraińskiej machiny państwowej jest tak znajoma, że zmusza nas do zadania kolejnego pytania: dlaczego wiele inicjatyw przez lata wsparcia grantowego nie zdołało stać się przynajmniej samowystarczalnych? Nie mówimy tu o projektach niszowych, gdzie jest to prawie niemożliwe. Zaskakujące jest jednak to, że tak duże struktury jak Hromadske czy Ukraińska Prawda – ze swoją obecnością w mediach i zasięgiem publiczności – nie są w stanie normalnie funkcjonować bez pieniędzy amerykańskich podatników. Co najmniej 90 dni. W takich przypadkach najbliższe trzy miesiące są szansą na przemyślenie własnych zasad i podejść. Jeśli uda im się podołać temu wyzwaniu, wszystko będzie dobrze dla tych organizacji.
Co więcej, istnieje wiele możliwości pozyskania wsparcia finansowego społeczności. Patreon, By Me a Coffe, monobanki itd. – wszystkie te narzędzia dają ludziom szansę na finansowe wsparcie projektów, które kochają. Wymaga to żmudnej pracy, interakcji z publicznością i kreatywności. Oczywiście łatwiej jest się tym zbytnio nie przejmować, mając stabilne finansowanie z dotacji. Ale nic na tym świecie nie jest wieczne.
Opisany powyżej scenariusz jest realny. Wśród inicjatyw edukacyjnych można wymienić „Ostatniego kapitalistę”. Zespołowi projektowemu udało się stworzyć platformy komunikacyjne w sieciach społecznościowych z aktywną społecznością uczestników; stworzenie kanału YouTube z filmami na tematy ekonomiczne, polityczne, historyczne i pokrewne, które mają dziesiątki i setki tysięcy wyświetleń (i nie są przekręcone); Twórz własne programy edukacyjne, w których każdy uczy się wiedzy finansowej. A wszystko to bez wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych czy innych grantodawców. Początek „Ostatniego kapitalisty” nie był więc szybki. Ale stopniowość, potrzeba jasnej strategii i poleganie wyłącznie na własnych i podobnie myślących zasobach pozwoliły stworzyć solidne podstawy. A poszerzenie grona odbiorców projektu pozwala na stworzenie własnej, aktywnej społeczności, która dobrowolnie wspiera finansowo ważny i interesujący projekt. Jest to normalny schemat, który spokojnie funkcjonuje w wielu rozwiniętych społeczeństwach demokratycznych.
Można przytoczyć również inne przykłady inicjatyw udanych i nieobjętych dotacjami. Ich lista będzie jednak ograniczona. Nie tylko ze względu na niechęć twórców niektórych projektów do podążania tą dłuższą i trudniejszą drogą. Ale także dlatego, że we współczesnym społeczeństwie ukraińskim wciąż brakuje ludzi, którzy rozumieją znaczenie inicjatyw indywidualnych czy publicznych (a nie tylko czekania na pomoc państwa). Wciąż brakuje tych, którzy mają wystarczające możliwości finansowe, aby w sposób zrównoważony wspierać dobre inicjatywy. Oczywiście kanał na YouTube może istnieć kosztem niewielkich, ale licznych darowizn. Ale wiele innych rzeczy nie jest. Stąd trzeci problem – potrzebujemy ludzi zdolnych finansowo, a jednocześnie świadomych roli inicjatyw publicznych i własnej w nich roli. Tak jak kiedyś Jewhen Czikalenko.
Bez tego nie będzie trwałego społeczeństwa obywatelskiego. Nie może ona przecież stabilnie istnieć bez sieci horyzontalnych powiązań, interakcji społecznych jej uczestników i wystarczającej liczby świadomych, proaktywnych osób. To jest to, co brytyjski filozof Edmund Burke nazwał kiedyś „małymi oddziałami”: rodzina, lokalna społeczność, mała inicjatywa, działalność społeczna na rzecz przynajmniej własnej, małej ojczyzny. Wszystko to są małe cegły, z których tworzy się społeczeństwo zdolne do niezależnego przetrwania i rozwoju. Może pojawić się tylko poprzez inicjatywy i organizację „od dołu”. Bo żadna socjotechnika „z góry” nie prowadzi do dobra – doświadczenia sowieckie nam w tym pomogą. Co więcej, procesy te nie mogą być tworzone wyłącznie kosztem pomocy zewnętrznej.
Obecna sytuacja z zawieszeniem amerykańskiego programu Organizacja USAID (USAID) dobrze to pokazuje. Bez dotacji nie byłoby wielu naprawdę potrzebnych inicjatyw. Ich użycie nie jest ani przejawem niższości, ani zwłaszcza jakąś formą zdrady własnego kraju, jak lubią mówić nosiciele rosyjskich narracji. Jednocześnie opieranie się wyłącznie na dotacjach jest strategią krótkowzroczną, która jest obecnie niezwykle zauważalna. Dlatego ich własna inicjatywa, komunikacja i oświecenie w społeczeństwie są nieuniknionymi krokami dla tych, którzy chcą stworzyć coś naprawdę wartościowego i trwałego. Jakościowa zmiana w społeczeństwie sama w sobie jest nieuniknionym warunkiem koniecznym zmian na lepsze dla elit politycznych kształtujących politykę państwa.
Co prawda sam Donald Trump zdecydowanie o tym nie pomyślał zawieszając pomoc finansową, ale tak właśnie jestTutsia to wyzwanie dla Ukraińców, które jest jednocześnie szansą na zrobienie kroku naprzód we właściwym kierunku.
Przecież najlepszy scenariusz jest wtedy, gdy są granty, państwowe programy wsparcia, i bogaci Ukraińcy, którzy pomagają w ważnych inicjatywach, i zwykli Ukraińcy, którzy, jeśli to możliwe, włączają się w rozwój pożytecznych projektów. Aby było więcej nowych Chykalenków. By mieli wsparcie własnego, świadomego społeczeństwa i państwa i nie musieli odgrywać roli Syzyfa i mieli życiowe credo „Mam nadzieję bez nadziei!”.