5 grudnia przypada 30. rocznica podpisania niesławnego Memorandum Budapeszteńskiego. Dokument ten był dużym błędem ukraińskich władz i miał fatalne konsekwencje dla przyszłego bezpieczeństwa Ukrainy. Skupiając się jednak na dyplomatycznych porażkach Kijowa, który zgodził się na wymianę potężnego arsenału nuklearnego na formalny kawałek papieru, błędem byłoby ocenianie memorandum jako wyłącznie ukraińskiego fiaska. Memorandum Budapeszteńskie było również globalnym błędem w obliczeniach całego kolektywnego Zachodu. Jest to konsekwencja niezdolności zachodnich elit politycznych do prawidłowego zrozumienia ówczesnej sytuacji geopolitycznej oraz skrajnie słabego poziomu prognozowania. A także bardzo zniekształcone i naiwne postrzeganie Rosji.
W ukraińskiej przestrzeni informacyjnej Memorandum Budapeszteńskie przed aneksją Krymu przez Rosję w 2014 r. rzadko znajdowało się w centrum uwagi mediów. W związku z tym większość społeczeństwa ukraińskiego miała o nim dość mgliste pojęcie. Jeśli o Budapeszcie 1994 r. wspominano sporadycznie, to najczęściej sprowadzały się one do pozytywnej oceny działań władz ukraińskich i braku realnej alternatywy. Ale po pojawieniu się „zielonych ludzików” na terytorium Krymu, wszyscy nagle przypomnieli sobie o tym dokumencie i zawartych w nim gwarancjach bezpieczeństwa. Jak się okazało, była to fikcja.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat opublikowano wiele artykułów i opracowań na temat Memorandum Budapeszteńskiego. Mówili o tym niemal wszyscy ukraińscy politycy, politolodzy i dyplomaci. Ten międzynarodowy akt stał się tematem dyskusji nie tylko w środowisku eksperckim, ale także w kuchni i obiektach rekreacyjnych. Ale główny nacisk zawsze kładziono na to, jak naiwny i nieodpowiedzialny był ukraiński rząd w pierwszej połowie lat 90., rozdając broń atomową i nie otrzymując nic w zamian.
Krawczuk, Kuczma i inni ukraińscy politycy, którzy podjęli kluczowe decyzje o całkowitym rozbrojeniu naszego państwa, naprawdę mają coś do zarzucenia. Nie możemy jednak zapominać o drugiej stronie medalu. Wszak gdyby nie kolektywna postawa zachodnich elit, dla których zwycięstwo w zimnej wojnie i mity o „końcu historii” zaciemniały ich umysły, Memorandum Budapeszteńskie mogłoby nie powstać.
Choć brzmi to dziwnie, na początku lat 90. Zachód był znacznie bardziej zaniepokojony arsenałami nuklearnymi Ukrainy, Białorusi i Kazachstanu. I wcale nie uważał za konieczne martwić się o obecność ogromnej liczby broni jądrowej i jej nośników w bilansie Rosji. Dlatego w ówczesnej prasie zachodniej można było przeczytać artykuły o zagrożeniu, jakie dla świata stanowi niepodległa nuklearna Ukraina. Bardzo rzadko jednak pojawiały się publikacje o podobnym zagrożeniu ze strony Federacji Rosyjskiej, która nagle stała się niemal ostoją demokracji i przykładem wiarygodnego, przewidywalnego partnera. W podobnym tonie wypowiadają się zachodni politycy.
25 listopada 1991 roku senator Joe Biden, który wiele lat później został czterdziestym szóstym prezydentem USA, zwrócił się do ówczesnego prezydenta USA George’a H.W. Busha. I przedstawił swoje argumenty, dlaczego Ukraina powinna zostać pozbawiona broni jądrowej tak szybko, jak to możliwe:
„Pragnienie Rosji, aby uzyskać wsparcie USA dla zniszczenia tej broni, wynika nie tylko z faktu, że oni (Rosjanie, – red.) obawiać się, że zostanie wykorzystany przeciwko Stanom Zjednoczonym. Obawiają się, że zostanie to wykorzystane przeciwko nim (Rosjanom – red.).
Na terytorium Ukrainy znajduje się znaczna liczba głowic jądrowych. Jutro ogłoszą niepodległość, panie prezydencie. W rzeczywistości znacjonalizują całą broń, która obecnie znajduje się na ich terytorium. Natychmiast stają się mocarstwem nuklearnym, panie prezydencie. Z rządem, o którym nic nie wiemy, w okolicznościach, których nie możemy sobie wyobrazić, i dla Republiki Rosyjskiej jest to nowy wymiar, z którym muszą sobie poradzić.
Przemówienie Joe Bidena ma niezwykle ciekawą, choć z gruntu błędną logikę. Wyraził opinię, że Rosja ma wszelkie powody, by czuć się zagrożona z powodu istnienia w pobliżu nuklearnej Ukrainy. Niestety, większość zachodnich polityków rozumowała w podobnym tonie. Widać było zagrożenie ze strony Ukrainy, która dysponuje bronią jądrową. Ale z jakiegoś powodu nie zauważyli podobnego zagrożenia ze strony Federacji Rosyjskiej, której arsenał był znacznie potężniejszy. I nawet nie zadali sobie trudu, by przynajmniej pobieżnie zapoznać się z historią stosunków między Moskwą a Kijowem. Wygląda na to, że zachodni politycy doświadczyli nagłej amnezji, która wymazała pamięć o rosyjskim imperializmie i jego zbrodniczej istocie.
Kiedy Związek Radziecki był o krok od upadku, administracja prezydenta USA George’a H.W. Busha rozpoczęła romans polityczny z Michaiłem Gorbaczowem. Kolejny prezydent, Bill Clinton, kontynuował tę tradycję i zbudował szczególnie przyjazne stosunki z prezydentem Rosji Borysem Jelcynem. Efektem ubocznym takich relacji była tendencja do patrzenia na sytuację na terytorium byłego ZSRR oczami Moskwy. Stąd nieustanne szepty Moskwy o konieczności jak najszybszego rozbrojenia UkrainyAinowie znaleźli wdzięcznych słuchaczy na Zachodzie.
Moskwerskocentryczne myślenie Waszyngtonu znalazło odzwierciedlenie w wewnętrznym memorandum Departamentu Stanu USA z kwietnia 1992 roku: „Nic nie jest ważniejsze w tym procesie niż konsolidacja broni jądrowej w demokratyzującej się Rosji”. Jednocześnie administracja Billa Clintona systematycznie wywierała presję na Kijów. Jak zauważył Eugene Fishel, emerytowany pracownik George Mason Center for Security Policy Studies, „rząd USA postrzega wszystkie zachowania Ukrainy mające na celu demonstrację, obronę i obronę własnych interesów narodowych jako daremne, prowokacyjne, a nawet godne wyśmiewania i jawnego zastraszania”.
Kiedy kolektywny Zachód (a zwłaszcza Stany Zjednoczone) wywierał presję w Ukrainę, aby pożegnała się z bronią jądrową, naprawdę szczerze wierzył, że obecność takiej broni w Rosji nie stanowi problemu. Bo Moskwa, w dziwacznej wyobraźni amerykańskich i wielu zachodnioeuropejskich polityków, uchodziła za wiarygodnego partnera, któremu można zaufać. Jednocześnie broń jądrowa w Ukrainie stanowi zagrożenie nie tylko dla Zachodu, ale także dla samej Rosji. Spośród wysokich rangą urzędników amerykańskich w tym czasie tylko sekretarz obrony w administracji Busha, Dick Cheney, miał przeciwny pogląd i nie wierzył w demokratyczną Rosję. Ale jego ostrzeżenia nie zostały wzięte pod uwagę.
Warto zauważyć, że prezydent Bill Clinton, który ponosi dużą część odpowiedzialności za pozbawienie Ukrainy broni jądrowej, powiedział w wywiadzie w kwietniu 2023 r., że teraz żałuje swojej roli w tym procesie. Zasugerował jednak, że Rosja może nie odważyć się na inwazję, jeśli Ukraina nadal będzie miała swój nuklearny środek odstraszający. Jednak inni amerykańscy i zachodni politycy w ogóle nie przyznali się publicznie do swojej części odpowiedzialności za Memorandum Budapeszteńskie i zgody na szybką denuklearyzację Ukrainy.
Na początku lat dziewięćdziesiątych Zachód odrzucił rozsądną ideę, że silna i uzbrojona Ukraina jest najlepszą gwarancją utrzymania równowagi sił w Europie i przeciwdziałania rosyjskiemu imperializmowi. Przyzwyczailiśmy się do krytyki ukraińskich elit politycznych i ich decyzji. Ale zachodni politycy są również zdolni do epickich porażek i tendencyjnego myślenia. I niestety nie stracili tej cechy do dziś.