Początek zimy na świecie upłynął pod znakiem dwóch wydarzeń, które wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego. Cóż bowiem może mieć wspólnego między protestami gruzińskiej opozycji i społeczeństwa obywatelskiego przeciwko przerwaniu procesu integracji europejskiej i ofensywie protureckich grup zbrojnych sprzeciwiających się reżimowi Assada w północnej Syrii? Tymczasem jest tu pewien związek – i to bardzo ciekawy. W szczególności dla nas.
Nie jest tajemnicą, że syryjski dyktator Baszar al-Asad został uratowany przed porażką przez Władimira Putina. Do tego bliskowschodniego kraju wysłał nie tylko regularne wojska, których główną wartość odgrywało lotnictwo, ale także jednostki prywatnej firmy wojskowej „Wagner” (która, jak dowiedzieliśmy się później od samego Putina, nie była do końca prywatna – lub w ogóle nie była prywatna). To właśnie ten ruch Rosji pomógł Asadowi pozostać w Damaszku i przedłużył wojnę domową, która trwała wówczas trzy lata, o prawie kolejną dekadę.
Ale nawet za obecnym gruzińskim rządem, spójrzmy prawdzie w oczy, Rosjanie nadstawiają uszu. A jakże mogłoby być inaczej, skoro faktycznym właścicielem tego południowokaukaskiego kraju jest rosyjski biznesmen Borys Iwaniszwili – który dopiero po powrocie do ojczyzny przypomniał sobie, że tak naprawdę jest Bidzinem. Czy uważa Pan, że Federalna Służba Bezpieczeństwa mogła zainteresować się biznesmenem, który od prawie dwóch dekad dobrze zarabiał w Rosji? Proszę o rozważenie tego pytania jako retorycznego.
A żeby to zrobić, nie trzeba szukać żadnych tajemniczych powiązań – wystarczy spojrzeć na działania gruzińskich władz pod bezpośrednim lub pośrednim przywództwem Iwaniszwilego. Ten ostatni krok, który jest dobrze znany wszystkim Ukraińcom, to odrzucenie integracji europejskiej tego kraju. To czysty cosplay Wiktora Janukowycza. A także wszystko to, co dzieje się w tych dniach na ulicach Tbilisi – zarówno protesty dysydentów, jak i działania władz. (Osobno można by tu wyróżnić działania zreformowanej policji gruzińskiej, która nie różni się od policji ukraińskiej z lat 2013-1, ale nie to jest tematem tego artykułu).
Tak więc zarówno w Syrii, jak i w Gruzji, w taki czy inny sposób, otwarcie lub skrycie, mamy geopolityczne interesy Rosji. A teraz te interesy Kremla zostały poważnie zaszkodzone. I ten cios nie jest przypadkowy. Na Kaukazie Południowym Iwaniszwili doprowadził sytuację do wrzenia działaniami swoich marionetek u władzy podczas wyborów parlamentarnych. Ale tam w jakiś sposób niechęć niektórych Gruzinów do byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego i jego partii jakoś mu zadziałała. A w przypadku integracji europejskiej – podobnie jak w Ukrainie 11 lat temu – społeczeństwo gruzińskie nie jest już podporządkowane wąskim interesom partyjnym. W rzeczywistości teraz w Tbilisi mamy, mówiąc obrazowo, punkt rozdwojenia – i teraz, po raz pierwszy od ostatnich lat, pozycja Iwaniszwilego nie jest tak silna, jak by sobie tego życzył.
W Syrii sytuacja jest jeszcze bardziej interesująca. Bo tutaj sam konflikt syryjski nałożył się na wojnę w południowym Libanie, gdzie Izrael faktycznie pokonał Hezbollah. A ci terroryści, których izraelscy eksperci wojskowi bezpośrednio nazywają irańskimi siłami zastępczymi, byli partnerami reżimu Assada w regionie. Syryjski dyktator utracił poparcie tych partnerów – którzy nie dorównują teraz Damaszkowi, chcieliby przetrwać tu sami – co natychmiast wykorzystali jego strategiczni przeciwnicy. Mówimy o prezydencie Turcji Recepie Tayyipie Erdoganie, który stoi za rebeliantami, którzy zdobyli Aleppo i poszli dalej na wschód, oraz o Stanach Zjednoczonych, które wspierają innych, bardziej umiarkowanych opozycjonistów, a także o ruchach w regionie kontrolowanym przez wojska amerykańskie wraz z tymi opozycjonistami.
A czym jest Kaukaz Południowy i Bliski Wschód? Bałkany nazywano kiedyś „magazynem prochu Europy”. Tak więc te regiony są również takimi magazynami prochu. Za Kaukazem Rosja nieustannie stwarzała rozmaite problemy – począwszy od problemu Karabachu, który nie bez udziału kierownictwa sowieckiego przerodził się w wojnę na pełną skalę. Czego konsekwencje pozwoliły Kremlowi kontrolować nie tylko Armenię (gdzie kontrola była niemal całkowita, aż do bazy wojskowej w Giumri), ale także Azerbejdżan – kto chce mieć do czynienia z krajem, który ma nierozwiązany konflikt terytorialny i w każdej chwili może ponownie rzucić się w wir wojny? Nie ma co mówić o Gruzji z okupowaną Abchazją i Osetią Południową.
Ale nawet po pokonaniu Saakaszwilego Bidzina-Borys Iwaniszwili był zmuszony grać według pewnych reguł Zachodu. Niechętnie, ale jednak, a teraz sytuacja doszła do punktu, w którym nie jest to już możliwe zarówno dla twoich, jak i naszych. Karty zostały wreszcie odkryte, więc albo Gruzja całkowicie powróci w orbitę Federacji Rosyjskiej, albo Kreml ostatecznie straci i ten kraj.
Bliski Wschód jest magazynem prochu całego świata. Tu jest Strefa Gazy, południe Libanu, Huti i Syria. Ale palestyńska enklawa i okupowana przez Hezbollah część Libanu zostały już rozwiązane przez Izrael. Ręce władzy, które są, nie dotarły jeszcze do Huti, ale nie ma wątpliwości, że tak się stanie. Bab-eCieśnina Mandeb jest bardzo ważnym szlakiem logistycznym dla całej gospodarki światowej, aby pozostawić tę kwestię nierozwiązaną.
Rosja nie była jednak bezpośrednio zaangażowana we wszystkie te konflikty. I w Syrii tak się stało. Klęska reżimu Asada jest więc nie tylko ciosem w geopolityczne plany i ambicje sędziwego dyktatora Kremla. Jest to również cios wymierzony bezpośrednio w Rosję, w jej „ograniczony kontyngent”. Cios, na który Rosja, w zasadzie nie ma na co odpowiedzieć.
Tak, nic. Bo PKW Wagnera została faktycznie zniszczona po maszynce do mięsa w Bachmucie i powstaniu Prigożyna. Lotnictwo rosyjskich sił powietrznych, które odegrało ważną rolę w uratowaniu Asada w 2015 roku, nie może już sobie pozwolić na tak zakrojone na szeroką skalę działania – bo na pierwszy plan wysuwa się wojna w Ukrainie. Wojna w Ukrainie nie tylko pokazała mizantropijny charakter reżimu Putina, ale także związała ręce Rosji w innych regionach świata, po trzech latach ciągnących się przez nią lat. Bo Władimir Putin po prostu nie ma wystarczających środków na wszystkie swoje zachcianki, na wszystkich swoich dyktatorskich przyjaciół. Cóż mogę powiedzieć – na własne potrzeby Donbasu kradnie z Korei Północnej pociski i rakiety, czego Rosja po prostu wcześniej nie zauważyła.
Nie wiemy teraz, jaki będzie wynik wydarzeń w Gruzji, Rosji, co stanie się z Hezbollahem, Huti i ostatecznie jak długo potrwa wojna w Ukrainie (czy wpłynie na nią powrót do władzy Donalda Trumpa). Ale teraz wygląda na to, że na świecie stopniowo zaczyna się rozwijać „antyrosyjska zima”, w przeciwieństwie do „rosyjskiej wiosny” z 2014 roku w Ukrainie.