„Nie może być sytuacji, w której Amerykanie działają, a Europejczycy tylko reagują. Sami musimy ponieść odpowiedzialność” – powiedział wysoki przedstawiciel Unii Europejskiej ds. bezpieczeństwa i spraw zagranicznych Josep Borrell na konferencji prasowej w Warszawie po spotkaniu z polskim ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim.
Szef europejskiej dyplomacji miał na myśli przede wszystkim Ukrainę, gdzie, jak sam mówił, „teraz tworzy się historia”. A Europa musi rozwiązać kwestię egzystencjalną: nadążyć za biegiem historii lub arogancko ją ignorować. I nie ma znaczenia, kto zasiadł w Gabinecie Owalnym Białego Domu: Joe Biden, Donald Trump czy Kamala Harris. Żaden z nich nie wykona przecież pracy na rzecz Europy, nad którą tak naprawdę wisi cień głębokiego kryzysu politycznego, jeśli nie trzeciej wojny światowej.
I czy to wszystko jest spowodowane rosyjską agresją? A może był to tylko katalizator? Opieka. Bo nie to się liczy. Tak długo, jak Europejczycy będą tańczyć rytualnie, próbując przebłagać albo Putina, albo boga śmierci, Amenteta, zamiast naprawdę zająć się sprawą odparcia agresora, to zagrożenie będzie istniało i rosło. Chociaż, wydawałoby się, wszystko jest jasne, rozwiązanie leży na powierzchni. Klucz, który otwiera drzwi do świetlanej przyszłości i Graala, który niszczy złe duchy, leży w Ukrainie. Wzmacniając jego zdolność bojową za pomocą zachodniego uzbrojenia, które mogłoby być używane bez ograniczeń.
„Musimy zapewnić Ukrainę, że nasze wsparcie będzie kontynuowane, ale wymaga to odpowiednich środków i determinacji. Wymaga to woli politycznej, a przede wszystkim środków finansowych. Moją rolą i rolą ministrów spraw zagranicznych i obrony, którzy spotkają się w poniedziałek i wtorek (posiedzenie Rady UE na szczeblu ministrów spraw zagranicznych i obrony odbędzie się w Brukseli w dniach 17-18 listopada – red.), polega na badaniu sytuacji i podejmowaniu decyzji w oparciu o własne możliwości, a także na zademonstrowaniu woli udzielenia wsparcia Ukrainie w takiej sytuacji, że pojawi się nowy prezydent Stanów Zjednoczonych. która wydaje się mieć inne podejście do amerykańskiego wsparcia dla Ukrainy” – ostrzega Borrell i apeluje.
Rzeczywiście, nie można nie zgodzić się z obawą Josepa Borrella, że „nikt nie wie, co pan Trump zamierza zrobić”. Nie sposób nie zgodzić się z jego drugą tezą: „Wiem jednak, że Europejczycy muszą jasno zrozumieć, co chcą robić w każdych okolicznościach”.
Nic dziwnego, że te słowa szefa europejskiej dyplomacji padły w Warszawie. Powtórzyli wypowiedź polskiego premiera Donalda Tuska tuż po wyborach w USA: „Niektórzy mówią, że przyszłość Europy zależy od amerykańskich wyborów, ale to zależy przede wszystkim od nas. Europa musi wreszcie uwierzyć we własną siłę”.
Nie jest tajemnicą, że większość przywódców UE – z wyjątkiem premiera Węgier Viktora Orbána i być może jego odpowiedników Roberta Fico na Słowacji i Giorgii Meloni we Włoszech – miała nadzieję na zwycięstwo wiceprezydent Kamali Harris. Ich obawy przed Trumpem można podzielić na cztery wymiary. Pierwszym z nich jest możliwe wycofanie się Stanów Zjednoczonych z NATO i wypowiedzenie zobowiązań na rzecz bezpieczeństwa Europy. Drugim jest jednostronne narzucenie zawieszenia broni i porozumienia pokojowego między Rosją a Ukrainą, sprzeczne z interesami Kijowa i Brukseli. Trzecim jest katastrofalna wojna handlowa między Europą a Ameryką. Czwartym jest inspirujący wpływ Trumpa na skrajną prawicę w Europie.
Po czterech latach stabilności i przewidywalności pod rządami Joe Bidena, Europa i świat powinny przygotowywać się na nową dawkę chaosu i impulsywności w Gabinecie Owalnym. Jeśli Trump w ogóle ma doktrynę polityki zagranicznej, to jej slogan brzmi: „Spodziewaj się nieoczekiwanego!”.
Największy niepokój w UE budzi Ukraina i NATO. Stawka dla Europy jest tym razem wyższa niż za pierwszej kadencji Trumpa, właśnie ze względu na wojnę na pełną skalę i obawę, że Stany Zjednoczone przestaną pomagać Ukrainie i pozwolą Putinowi odnieść zwycięstwo, którego Rosja nie może obecnie odnieść na polu bitwy. Europejskie stolice doskonale zdają sobie przecież sprawę z tego, że jeśli Ukraina zostanie pokonana, to wschodnia flanka Europy i NATO znajdą się w obliczu wielkiego i realnego zagrożenia. A nawet jeśli Trump nie wycofa Ameryki z NATO, może śmiertelnie osłabić sojusz, nadal twierdząc, że Stany Zjednoczone nie będą automatycznie chronić europejskich sojuszników, zwłaszcza tych, którzy nie wywiążą się ze swoich zobowiązań do wydawania dwóch procent PKB na obronę.
Główny problem Europy polega jednak na tym, że pomimo płomiennych filipik polityków w stylu Zostań z Ukrainą, na tym etapie nie ma zgody między krajami europejskimi co do tego, jak pomóc Ukrainie. To po pierwsze. Po drugie, kraje Unii Europejskiej nie doszły jeszcze do konsensusu co do tego, czy warto poświęcać pielęgnowane przez ostatnie dekady „państwo opiekuńcze” na rzecz szybkiego wzrostu gospodarczego.a) W zakresie dozwolonym przez postanowienia niniejszej Konwencji, Sekretarz: W końcu będzie to wymagało wydania wielu miliardów pieniędzy, dozbrojenia armii, ponownego uruchomienia kompleksu obronnego na pełną moc, wznowienia poboru i tak dalej. Krótko mówiąc, konieczne będzie zbudowanie kompleksowego, kompleksowego systemu bezpieczeństwa międzynarodowego.
Chociaż wielu w Europie wciąż ma nadzieję, że to minie, w jakiś sposób samo się rozwiąże. Ponieważ liczono na to, że Rosja będzie w stanie zaatakować tylko niewielką Gruzję, wtedy ograniczy się do Krymu, no cóż, na pewno nie pójdzie dalej niż do Donbasu. Może więc teraz nie wyjdzie poza granice Ukrainy? Jakże naiwnym trzeba być, by w to wierzyć, aby wydarzenia ostatniej dekady nie wykorzeniły tej infantylnej iluzji.
Tak naprawdę przywódcy Starego Kontynentu mają do wyboru tylko dwie opcje w obliczu zmiany władzy w Waszyngtonie. Jednym z nich jest zamknięcie się w swoich kryształowych zamkach i liczenie na to, że w ciągu najbliższych czterech lat, dopóki Donald Trump będzie rządził w Białym Domu, ujdzie mu na sucho jak najmniej krwi. Drugą opcją jest działanie. Działać aktywnie i wyzywająco, z jednej strony próbować wpływać na Trumpa i jego decyzje. A z drugiej strony użyć wszystkich sił i środków, aby pomóc Ukrainie w jej oporze wobec rosyjskiej agresji, dając odpowiedni przykład Stanom Zjednoczonym.