24 października na konferencji prasowej po szczycie BRICS w Kazaniu rosyjski dyktator Władimir Putin faktycznie potwierdził obecność w Rosji wojsk KRLD, które przybyły, aby wziąć udział w wojnie przeciwko Ukrainie. Uchylił rąbka tajemnicy otwartego płaszcza, odpowiadając na pytanie dziennikarza NBC News o zdjęcia satelitarne pokazujące, że wojsko Korei Północnej znajduje się w Rosji. „Co oni tam robią i czy to nie byłaby jeszcze większa eskalacja wojny w Ukrainie?” – pytał korespondent.
Putin, jak to zawsze bywa, gdy zadaje mu się niewygodne pytanie, rozpoczął swoją odpowiedź w stylu tego, co obecnie powszechnie nazywa się „voteautyzmem”, wcześniej nazywano to podstawieniem pojęć przeniesieniem przedmiotu dyskusji na inny obiekt, mówiąc: „a co powiesz na to, że X» (a co z X).
„Chcę zwrócić uwagę na fakt, że to nie działania Rosji doprowadziły do eskalacji w Ukrainie, ale zamach stanu z 2014 roku, wspierany przede wszystkim przez Stany Zjednoczone. <… >A potem przez osiem lat byliśmy oszukiwani, kiedy mówili, że chcą rozwiązać konflikt w Ukrainie środkami pokojowymi poprzez porozumienia mińskie” – powiedział Putin.
Ostatecznie jednak został zmuszony do powrotu do tematu Korei Północnej. Przypomniał, że 24 października Duma Państwowa ratyfikowała umowę „o wszechstronnym partnerstwie strategicznym” z Koreą Północną. „Jest artykuł 4. Nigdy nie wątpiliśmy, że przywódcy Korei Północnej traktują nasze umowy z szacunkiem. Ale co i jak zrobimy, to nasza sprawa w ramach tego artykułu” – powiedział szef Kremla.
Artykuł 4 traktatu rosyjsko-koreańskiego stanowi, że „jeżeli jedna ze stron znajdzie się w stanie wojny z powodu zbrojnej napaści jednego lub więcej państw, druga strona niezwłocznie udzieli jej pomocy wojskowej wszelkimi środkami, jakimi dysponuje, zgodnie z art. 4 Traktatu Koreańskiego. 51 Karty Narodów Zjednoczonych oraz prawa KRLD i Federacji Rosyjskiej”. I choć to Rosja zaatakowała, to nie ona, ale kto się dowie. W końcu nie o to chodzi.
Najważniejsze jest to, że społeczność międzynarodowa otrzymała potwierdzenie obecności żołnierzy KRLD na terytorium Rosji. I to z najbardziej kompetentnego źródła w tej sprawie. Teraz nawet najbardziej zagorzali sceptycy nie będą w stanie zaprzeczyć temu faktowi. I nie jest tak ważne, czy północnokoreańscy żołnierze będą bezpośrednio zaangażowani w starcia bojowe z Siłami Zbrojnymi Ukrainy, czy nie. Zagraniczny kontyngent wojskowy znajduje się na terytorium Rosji w czasie, gdy prowadzi ona niczym niesprowokowaną wojnę napastniczą przeciwko sąsiedniemu państwu. Tym samym północnokoreańscy żołnierze stają się współsprawcami w tym konflikcie poprzez swoją obecność w Rosji, poszerzając jej geografię i zaangażowanie międzynarodowe.
Pierwsze doniesienia o możliwym wysłaniu północnokoreańskich żołnierzy do Rosji w celu wzięcia udziału w wojnie przeciwko Ukrainie pojawiły się pod koniec czerwca br., zaraz po wizycie Putina w Pjongjangu i podpisaniu umowy z Kim Dzong Unem o wszechstronnym partnerstwie strategicznym. Większość ekspertów zwracała wówczas uwagę na fakt, że umowa ta przewidywała dostawy do Rosji amunicji artyleryjskiej i pocisków balistycznych. Jednak niektórzy wypowiadali się również na temat ewentualnego rozmieszczenia północnokoreańskich żołnierzy. Co z jednej strony pomogłoby zmniejszyć braki kadrowe, a z drugiej zdobyłoby doświadczenie w prowadzeniu nowoczesnej wojny.
Temat wojskowości KRLD stał się istotny w październiku, kiedy pojawiły się stosowne raporty wywiadowcze Ukrainy i Korei Południowej, a także zdjęcia i filmy przedstawiające obecność żołnierzy 11. korpusu Koreańskiej Armii Ludowej w rosyjskich bazach wojskowych na Dalekim Wschodzie. Co więcej, na jednym z nagrań widać, jak Koreańczycy z Północy otrzymują rosyjskie mundury wojskowe.
Okazało się, że Pjongjang przerzucił do Rosji ok. 12 tys. żołnierzy. Minister obrony Korei Południowej Kim Yong Hyun nazwał wojsko KRLD wysłane do Rosji w celu wsparcia jej wojny w Ukrainie „najemnikami, tanim mięsem armatnim”. Oskarżył przywódcę Korei Północnej Kim Dzong Una o sprzedanie swojej armii „na nielegalną wojnę napastniczą”.
Początkowo Kreml stanowczo zaprzeczał obecności północnokoreańskich żołnierzy na swoim terytorium. Rosyjskie MSZ nazwało oświadczenia o północnokoreańskich żołnierzach w Rosji „mistyfikacją”. Pjongjang również temu zaprzeczył, np. misja KRLD przy ONZ nazwała te informacje „bezpodstawnymi plotkami”. Ale, jak wspomniano na początku artykułu, sam Putin publicznie przyznał, że zarówno Moskwa, jak i Pjongjang kłamały wówczas bezczelnie.
Pozostaje logiczne pytanie: dlaczego? Dlaczego Rosja potrzebuje tej dodatkowej hemoroidy u Koreańczyków z Północy? Na przykład zagraniczni najemnicy, na przykład z Serbii, Nepalu, Kuby, Wenezueli, krajów afrykańskich itp., byli już wcześniej widywani w szeregach sił okupacyjnych. Były to jednak raczej odosobnione przypadki i to na poziomie indywidualnej rekrutacji, a nie porozumienia międzypaństwowego. Teraz sytuacja jest diametralnie inna.
Wiadomo, że armia KRLD jest jedną z największych na świecie. Ale jeśli chodzi o jego zdolność bojowąNa przykład w przypadku Stanów Zjednoczonych Ameryki, Stany Zjednoczone Ameryki i Od zakończenia wojny domowej na Półwyspie Koreańskim w 1953 r. wojsko Korei Północnej nie brało udziału w mniej lub bardziej poważnych starciach zbrojnych. Oznacza to, że od ponad 70 lat armia nie ma prawdziwego doświadczenia bojowego.
Ale, oczywiście, nie powinno to zbytnio martwić wojskowo-politycznego kierownictwa Federacji Rosyjskiej. W osobach żołnierzy KRLD otrzymają oni, jak słusznie zauważył minister obrony Korei Południowej, „tanie mięso armatnie”. Nie muszą płacić milionów za podpisanie kontraktów i kilkuset tysięcy miesięcznych pensji. Nie ma potrzeby płacenia za inwalidztwo otrzymane w czasie działań wojennych, a tym bardziej rodzinie za śmierć żywiciela rodziny. Zysk materialny dla Rosji jest więc oczywisty. Ponadto uzupełnienie braków kadrowych w armii rosyjskiej Koreańczykami z Północy pozwoliłoby jeśli nie uniknąć, to przynajmniej odsunąć w czasie mobilizację, co grozi niezadowoleniem społecznym Rosjan.
Wszystko to oczywiście prawda, ale jest jeden problem: nie ma setek tysięcy północnokoreańskich żołnierzy, ale tylko około dziesięciu tysięcy. Przy obecnym tempie likwidacji sił okupacyjnych na froncie wystarczą one na około tydzień. I to wszystko.
A z naszego wywiadu dotarły już informacje, że Koreańczycy z Północy są przerzucani w rejon Kurska, czyli na bezpośredni teatr działań. Kyryło Sazonow, dziennikarz, politolog i żołnierz Sił Zbrojnych Ukrainy, który obecnie walczy na kierunku kurskim, skomentował zagrożenie ze strony Korei Północnej: „Wszyscy ci twardziele, którzy rozbijają cegły na głowach, to już przeszłość. Zobaczymy, jak będą uderzać głowami w nasze pociski i drony… Oczywiście, każde wzmocnienie, każde wzmocnienie wroga jest dla nas trudne. Ale Koreańczycy z Północy nie mają koordynacji bojowej, a w czasie wojny jest to kluczowa kwestia. A w rejonie Kurska, nawet bez nich, Rosjanie mieli dość zamieszania. I tu do Rosjan dołączyli Koreańczycy z Północy, którzy nie mówią po rosyjsku. Nie są przyzwyczajeni do klimatu, jedzenia, wody ani niczego innego. Jest to więc dla nich bardziej ból głowy niż pomoc. W związku z tym, w zasadzie, niewiele to zmieni”.
Ale główne problemy w Rosji z powodu Korei Północnej pojawią się nawet nie na froncie, ale na arenie międzynarodowej. Ponieważ, jak już wspomniano, istnieje dodatkowy czynnik w eskalacji konfliktu i jego wejściu na poziom międzynarodowy. To z pewnością wprawi Zachód w ruch, ale nie tylko. Ta sama Korea Południowa – główny przeciwnik KRLD – już teraz wyraża gotowość do dostarczenia Ukrainie najnowszej broni do eksterminacji wojsk wrogiego państwa. Bo ostatnią rzeczą, jakiej Seul potrzebuje, jest wzmocnienie armii północnokoreańskiej żołnierzami z doświadczeniem w prowadzeniu nowoczesnej, pełnoprawnej wojny.
Również w Europie strasznie boją się, że konflikt wyjdzie poza Rosję i Ukrainę. „Rozmieszczenie wojsk Korei Północnej jest jednostronnym wrogim aktem o poważnych konsekwencjach dla pokoju i bezpieczeństwa w Europie i na całym świecie. Jest to poważne naruszenie prawa międzynarodowego, w tym najbardziej podstawowych zasad Karty Narodów Zjednoczonych” – powiedział wysoki przedstawiciel UE do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Josep Borrell.
A Kongres USA generalnie uważa, że przystąpienie Korei Północnej do wojny rosyjsko-ukraińskiej zmusza Stany Zjednoczone do bezpośredniej interwencji. „Jeśli wojska Korei Północnej wkroczą na suwerenne terytorium Ukrainy, Stany Zjednoczone powinny poważnie rozważyć podjęcie bezpośrednich działań wojskowych przeciwko wojskom Korei Północnej” – powiedział przewodniczący Komisji ds. Wywiadu Izby Reprezentantów USA, republikanin Michael Turner.
Tym samym wysłanie żołnierzy KRLD do Rosji staje się czynnikiem silniejszego zaangażowania naszych partnerów we wsparcie Ukrainy. Jednocześnie odsłania karty rosyjskiego przywództwa wojskowego i politycznego. Ponieważ, po pierwsze, rozszerzenie współpracy z Koreą Północną pokazuje, że Rosja, mimo wszystkich swoich miłujących pokój deklaracji, wcale nie jest zainteresowana zaprowadzeniem pokoju, rozejmu czy przynajmniej zaprzestania działań wojennych. Wręcz przeciwnie, jest zainteresowana eskalacją. Po drugie, zaangażowanie północnokoreańskich żołnierzy wskazuje na poważne problemy kadrowe rosyjskiej armii. Potwierdza to informacje z frontu o śmierci ponad tysiąca rosyjskich żołnierzy w „mięsnych szturmach” każdego dnia.
Dlatego absolutnie bezsensowne posunięcie Putina z udziałem żołnierzy KRLD przyniesie Kremlowi znacznie więcej problemów, niż dodatkowych korzyści. Jak słusznie zauważył w komentarzu dla radia Głos Ameryka australijski ekspert wojskowy, emerytowany generał dywizji Mick Ryan, który aktywnie śledzi wydarzenia wojny rosyjsko-ukraińskiej: „Zazwyczaj, gdy kraje mają się dobrze, nie proszą Korei Północnej o pomoc. To powinno dać nam pewien wgląd w to, w jaki sposób Rosja gromadzi zasoby ludzkie, aby zaangażować się w tę wojnę”.