Specyfika trwającego procesu mobilizacji w Ukrainie nie może nie budzić niepokoju. W tej dziedzinie nagromadziło się zbyt wiele problemów, nadużyć i chaosu. Jednocześnie od jesieni 2022 roku Rosji udaje się uniknąć oficjalnego ogłoszenia powszechnej mobilizacji. Zamiast tego Kreml wymyślił alternatywne sposoby rekrutacji do armii, które jak dotąd mniej więcej się sprawdzają. I regularnie uzupełniają wojska agresora w siłę roboczą.
Po klęsce w obwodzie charkowskim we wrześniu 2022 r. Putin został zmuszony do podpisania dekretu o częściowej mobilizacji. Wiadomość ta odbiła się szerokim echem w społeczeństwie rosyjskim. Rosjanie nie mieli nic przeciwko zaspokajaniu swoich imperialnych kompleksów, ale tak naprawdę nie chcieli walczyć i umierać. W związku z tym wielu rosyjskich mężczyzn podlegających służbie wojskowej zdecydowało się opuścić Federację Rosyjską. Według przybliżonych szacunków po ogłoszeniu częściowej mobilizacji Rosję opuściło 700 tys. osób. Spowodowało to również znaczny wzrost oburzenia społecznego. I choć Kremlowi udało się opanować sytuację i według różnych źródeł zmobilizować od 300 do 500 tys. osób, rosyjski dyktator zdawał sobie sprawę, że masowa mobilizacja do wojny napastniczej może być dla reżimu niebezpieczna.
Kreml postawił na kilka sposobów na uzupełnienie swoich wojsk. Początkowo ważną rolę odgrywała mobilizacja więźniów. PKW Wagnera pod przywództwem Prigożyna zdołała zwerbować ok. 50 tys. skazańców jako mięso armatnie na wojnę z Ukrainą. Większość z nich zginęła, ale ich użycie pozwoliło na jakiś czas ustabilizować front.
Jednak o wiele ważniejszym źródłem zaopatrywania swoich armii dla agresora jest tajna mobilizacja. Jej metody są zróżnicowane, ale generalnie pozwalają Kremlowi uzupełniać straty na polu walki. Główny nacisk, na który opiera się agresor, to zaangażowanie wolontariuszy w celu uzyskania hojnych zachęt finansowych. W ten sposób w 2023 r. Rosji udało się zwerbować 345 tys. mężczyzn do swoich armii najeźdźczych na podstawie kontraktu. W 2024 roku planowana jest rekrutacja nie mniej osób chętnych do walki. Kreml liczył jednak na większą liczbę. Ale nawet takie liczby jako całość nadal pozwalają mu zrekompensować straty.
Rosyjskie dowództwo wojskowe chciałoby mieć więcej mięsa armatniego. Od czasu do czasu daje Kremlowi do zrozumienia, że dobrze byłoby uzupełnić przerzedzone szeregi armii zmobilizowanymi Rosjanami. Ale Putinowi nie do końca podoba się ten pomysł. Nie chodzi o to, że Moskwa ceni sobie zasoby ludzkie. Putin zawsze był jednak zbyt zainteresowany utrzymaniem władzy absolutnej, której nie grozi nagły wybuch niezadowolenia społecznego. A nowa fala mobilizacji niesie ze sobą ryzyko związane z jego reżimem.
Nawet operacja Sił Zbrojnych Ukrainy w Kursku nie zmusiła Kremla do ponownego przemyślenia planów i zgody na przynajmniej częściową mobilizację. Chociaż władze rosyjskie miały formalne podstawy, aby wytłumaczyć taki krok swojej ludności. Putin uważa jednak, że lepiej jest wysyłać ochotników do sił okupacyjnych i wypłacać im hojne premie finansowe, niż ryzykować stabilność społeczną swojego reżimu. Trzeba przyznać, że generalnie Moskwa nie jest pozbawiona problemów, ale do tej pory udawało jej się zrealizować swój plan.
Aby zwabić Rosjan do wojny przeciwko Ukrainie, Putin jest gotów sowicie zapłacić. Od 1 sierpnia br. podwojono jednorazowe płatności federalne za podpisanie kontraktów z Ministerstwem Obrony Federacji Rosyjskiej – ze 195 do 400 tys. Rubli. Przy obecnym kursie walutowym jest to ponad 4 tys. ton. USD. Na tym jednak zachęty finansowe dla rosyjskiego żołnierza kontraktowego się nie kończą. Regiony państwa-agresora płacą mu również za zgodę na walkę w „specjalnej operacji wojskowej”. Średnie regionalne płatności jednorazowe wynoszą dodatkowo 400-600 tys. hrywien. Rubli. Wraz z wypłatą federalną rosyjski żołnierz kontraktowy otrzymuje około 9 tys. Dolarów. Ale są wyjątki.
Moskwa jest gotowa zapłacić za podpisanie umowy nawet 1,9 mln a Petersburg – 1,7 mln Ale nawet te liczby nie są maksymalne. Są regiony w Rosji, które są skłonne zapłacić jeszcze więcej za morderstwa na obcej ziemi. W ten sposób obwód biełgorodzki obiecuje zapłacić wszystkim 3 miliony (ponad 30 tysięcy dolarów amerykańskich) za podpisanie umowy w lokalnym wojskowym biurze rejestracji i poboru do 31 grudnia. Chanty-Mansyjski Okręg Autonomiczny zapewnia 2,75 mln Terytorium Krasnodarskie, obwód swierdłowski, Tatarstan i Republika Karaczajo-Czerkieska ustaliły kwotę płatności na 2 miliony
Tak niezwykle hojne kwoty opłat dla Rosjan, którzy chcą podpisać kontrakt i walczyć, świadczą o kilku punktach. Mobilizacja w Rosji jest postrzegana jako ostateczność. Dlatego są gotowi zapłacić dużo pieniędzy za zawarcie umowy. Z drugiej strony liczba ludzi zaciągniętych do wojska, nawet za bardzo hojne kwoty żołdu, ledwo rekompensuje straty armii rosyjskiej. Można przewidzieć, że z czasem nawet zapłata 10 lub 20 tysięcy Nie będzie w stanie przyciągnąć dużej liczby żołnierzy w szeregi armii agresora. Ale kiedy nadchodzi ten punkt krytyczny, sTrudno powiedzieć. Ponadto rosyjski budżet wojskowy, który wynosi około 11 bln pozwala Kremlowi nie oszczędzać zbyt wiele.
Ukraina nie może podążać drogą Rosji. Nie mamy aż tak dużego potencjału ludzkiego. A zasoby finansowe są bardzo ograniczone. A przyjaciele Ukrainy nie są tak zdecydowani i bezceremonialni jak przyjaciele dyktatora Putina. Kim Dzong Un nie ma problemu z wysłaniem tysięcy Koreańczyków na pomoc Rosji. Nie mogą brać udziału w działaniach wojennych. Ale na pewno zajmą swoje miejsce z tyłu. Przejmą one funkcję ochrony granicy czy niektórych obiektów wojskowych. Pozwoli to Rosji uwolnić część swoich formacji i skierować je przeciwko Siłom Zbrojnym Ukrainy. Jednocześnie Ukraina nie liczy na pojawienie się wojsk zachodnich sojuszników np. w pobliżu granicy ukraińsko-białoruskiej. Albo będą utrzymywać systemy obrony powietrznej, które będą zestrzeliwać rosyjskie rakiety i drony.
Sondaż Centrum Lewady odnotowuje stopniowy wzrost rozczarowania Rosjan wojną. 47% uważa, że przynosi to Rosji więcej szkody niż pożytku. A tylko 28% ma przeciwne zdanie. Całkowity zasób mobilizacyjny Federacji Rosyjskiej jest jednak znaczny i według różnych szacunków waha się od 12 do 20 mln osób. W związku z tym Kreml wciąż ma w czym wybierać, bez ogłaszania powszechnej mobilizacji. Być może niewielu mieszkańców Moskwy czy Petersburga skusi się na podpisanie kontraktu i wyjazd na „specjalną operację wojskową”. Ale Putin ma jeszcze wystarczająco dużo „mobików” z rosyjskiej prowincji.
Hojne wypłaty finansowe, które otrzymują wszyscy, którzy podpisali kontrakt z armią rosyjską, wciąż przyciągają pokaźny kontyngent. Dla imigrantów z głębi Rosji i dla przedstawicieli stosunkowo biednej części społeczeństwa otrzymanie w swoje ręce dziesiątek tysięcy dolarów jest bardzo poważnym argumentem. W prawdziwym życiu być może nigdy nie zarobiliby takich pieniędzy. A teraz mają taką możliwość. Dlatego ochotnicy nadal wstępują do armii rosyjskiej. Jeśli nie ma ich wystarczająco dużo, to w ostateczności możesz spróbować zatrudnić tych, którzy chcą walczyć z innych krajów. Na przykład z Azji lub Afryki. Dopóki rosyjski budżet nie będzie miał poważnych problemów z wypełnieniem, Kreml zapłaci za krew, cierpienie i śmierć, które sprowadził na ziemie ukraińskie.