W Rosji zdecydowano o wznowieniu procesu rehabilitacji osób bezprawnie represjonowanych przez reżim komunistyczny. Prokurator generalny Rosji Igor Krasnow przygotował już i opublikował zarządzenie w sprawie przeglądu decyzji o rehabilitacji ofiar sowieckich represji, które współczesne państwo rosyjskie uważa za „zdrajców ojczyzny”, winnych ciężkich, a zwłaszcza ciężkich zbrodni, „zbrodniarzy wojennych” i „wspólników nazistów”. Teraz prokuratura będzie musiała „na bieżąco organizować prace mające na celu zidentyfikowanie i anulowanie” decyzji o rehabilitacji i uniewinnieniu „osób winnych popełnienia ciężkich, a zwłaszcza ciężkich zbrodni, zbrodni wojennych, zbrodni przeciwko pokojowi i ludzkości”.
Z jednej strony ta próba zemsty reżimu Putina na najnowszej historii wygląda dość zabawnie. Z drugiej strony jest to całkiem logiczne w kontekście wydarzeń ostatnich lat. Przeredagowanie podręczników do historii, usunięcie wszystkich niewygodnych dla Kremla momentów, uznanie Towarzystwa Historyczno-Edukacyjnego „Memoriał” za organizację niemal terrorystyczną, radykalna rewizja polityki historycznej – wszystko to ma na celu „spajanie” wzmacniania ideologicznych fundamentów obecnej polityki Kremla. Z punktu widzenia koncepcji ideologicznej wszystkie pozostałości liberalizmu i demokracji są wypieczone z rozgrzanego do czerwoności żelaza, którego nasiona, choć krzywo i ukośnie, były jeszcze zasiane w głowach Rosjan, począwszy od czasów pierestrojki Gorbaczowa, a skończywszy na liberalno-reformistycznym okresie Jelcyna.
Pamięta Pan/Pani, kto żył w czasach pierestrojki, jak zorientował się Pan/Pani, że coś się naprawdę zmienia, że stwierdzenia o głasnosti nie były pustymi sloganami? Na wypadek, gdybyście zapomnieli, przypomnę: od pierwszych publikacji w czasopiśmie „Ogonyok” redagowanym przez Witalija Korotycza, w gazecie „Moskowskie Nowosti”, tzw. grubych magazynach artykułów o tematyce historycznej, gdzie wydarzenia epoki stalinowskiej były przedstawiane z innego punktu widzenia, niż zwykliśmy czytać w „Krótkim kursie historii KPZR”. W szkołach, instytutach i na uniwersytetach idea „zaostrzenia walki klasowej” była wbijana nam do głów. Wiedzieliśmy na pewno, że nasze dobre samopoczucie, nasza droga do „świetlanej przyszłości” jest utrudniana przez różnych kamieńców-zinowjewowców, bucharinów-trockistów i innych antyzinowjewowskich niszczycieli.
Z wyżej wymienionych artykułów stopniowo zaczęliśmy rozumieć (ci, którzy wcześniej nie słuchali wrogich głosów, którzy nie czytali samizdatu, którzy mieli pecha, że mieli rodziców, którzy mogli nam powiedzieć niewiele więcej niż podręcznik do historii), że nauczyciele w szkołach, nauczyciele w instytutach, liderzy partyjni, spikerzy w telewizji, różni agitatorzy i propagandyści jawnie nas okłamywali. Że cała historia, którą studiowaliśmy, jest fałszywa, wszystkie wartości są fałszywe, wszystkie cele są zdyskredytowane. Ludziom, którzy nie doświadczyli tamtych czasów w swoim świadomym wieku, trudno jest zrozumieć, jak uderzająca zbiorowa transformacja świadomości miała wtedy miejsce, jakie katharsis przechodziliśmy.
Dowiedzieliśmy się, że np. „wróg ludu, faszysta i zdrajca” Nikołaj Bucharin był w rzeczywistości „ulubieńcem partii”, jak nazywał go Włodzimierz Lenin (w czasach pierestrojki uchodził jeszcze za niezachwiany autorytet). Że Grigorij Zinowjew, Lew Kamieniew, Lew Trocki itd. nie byli żadnymi „faszystami, terrorystami, niemiecko-japońskimi szpiegami”. Nadal zasługiwali na surową karę, ale za inne zbrodnie – za tzw. czerwony terror, ale to już inna historia.
Dowiedzieliśmy się o niewinnie skazanych i straconych ukraińskich osobistościach kultury, pisarzach, aktorach i artystach. Słyszeliśmy o renesansie straconym. Powiedziano nam straszliwą prawdę o Hołodomorze. Wszystkie te świadome przemiany doprowadziły w końcu do „wolności jako świadomej konieczności”, do niechęci do czekania, aż kierownictwo Kremla odda nam demokrację w kawałkach, jakby rzucało kość po kości głodnemu psu. W końcu doprowadziło nas to do niepodległości. I, co ciekawe, Rosjanie również.
A jednym z kamieni węgielnych tych demokratycznych przemian była rehabilitacja ofiar komunistycznych represji. Proces ten częściowo rozpoczął się w drugiej połowie lat 50. ubiegłego wieku w czasie chruszczowskiej odwilży. Potem została przerwana na trzy dekady i wznowiona dopiero w czasach pierestrojki.
11 lipca 1988 roku Biuro Polityczne KC KPZR pod przewodnictwem Michaiła Gorbaczowa przyjęło rezolucję „O dodatkowych środkach mających na celu dokończenie prac związanych z rehabilitacją osób niesłusznie represjonowanych w latach 30. i 40. oraz na początku lat 50.”. Prokuratura ZSRR i KGB ZSRR otrzymały polecenie kontynuowania prac nad rozpatrzeniem spraw osób represjonowanych w latach 30. i 40. w związku z lokalnymi władzami. A 16 stycznia 1989 r. Rada Najwyższa ZSRR zatwierdziła dekret, który anulował „pozasądowe decyzje podjęte w okresie lat 30. i na początku lat 50.” przez osławioną „trojkę”.
Proces ten był kontynuowany za prezydentury Borysa Jelcyna. Nie powstrzymało go też pojawienie się Władimira Putina na Kremlu. W tym czasie proces ten mienił się nawet innymi barwami: rozpoczęła się rehabilitacja członków „białego ruchu”, a nawet rodziny królewskiej.
Ostatnie ruchy rehabilitacyjne w Rosji miały miejsce wiosną 2014 r., po zajęciu i aneksji Krymu. Aby wzbudzić sympatię wśród Tatarów krymskich, Putin podpisał dekret „O rehabilitacji Tatarów krymskich i innych narodów, które ucierpiały w wyniku stalinowskich represji na Krymie”.
I tu pojawia się pytanie: dlaczego obecne rosyjskie kierownictwo chce powrotu procesu rehabilitacji do nazistowskiej rozpaczy? Jakie zagrożenie widział Putin i jego poplecznicy w tym, że ludzie niesłusznie represjonowani przez reżim komunistyczny zostali uznani za niewinnych? W jaki sposób reżim ten może przynieść korzyści w przypadku zniesienia tej rehabilitacji?
Można tu zobaczyć kilka powodów. Przede wszystkim należy przypomnieć, że wspomniane na wstępie postanowienie Prokuratury Rosyjskiej o dokonaniu przeglądu decyzji w sprawie rehabilitacji było bezpośrednią konsekwencją zarządzenia Rządu Federacji Rosyjskiej nr 1564-r z dnia 20 czerwca „O zmianach w koncepcji polityki państwa w zakresie utrwalania pamięci o ofiarach represji politycznych”. W nowej wersji Koncepcji sformułowanie zostało na tyle uproszczone, że nie sposób zrozumieć, kto dokładnie przeprowadził represje, kto jest za nie odpowiedzialny, czym dokładnie były, kogo i w jakim stopniu dotknęły. Zniknęło z niego kluczowe stwierdzenie, że „Rosja nie może w pełni stać się państwem prawa i odgrywać wiodącej roli w społeczności światowej bez utrwalenia pamięci o wielu milionach swoich obywateli, którzy stali się ofiarami represji politycznych”. Zamiast tego pojawiły się zarzuty dotyczące „interesów narodowych”, dla których te represje były przeprowadzane, „wzmacniając tradycyjne wartości duchowe i moralne” oraz chroniąc społeczeństwo przed „destrukcyjnymi informacjami i wpływami psychologicznymi”.
Ale przede wszystkim znalazła się wzmianka o „bałtyckich i ukraińskich nazistach, zdrajcach Ojczyzny i członkach podziemnych formacji nacjonalistycznych”. Po tych sformułowaniach staje się jasne, dlaczego wszystkie te wysiłki są potrzebne. Świętością jest ponowne przypomnienie „faszyzmu-nazizmu” w Ukrainie, z którym Rosja prowadzi obecnie „świętą wojnę”, aby potępić kraje bałtyckie, które pomagają „reżimowi kijowskiemu”.
Nie jest to jednak jedyny, a być może nie główny powód odwołania rehabilitacji. Rosja Putina dąży do całkowitego zdyskredytowania pierestrojki Gorbaczowa i demokratyzacji Jelcyna, tak aby Rosjanie odrzucili myśli o powrocie do epoki wolnomyślicielstwa. Tak więc na ich tle dyktatura Putina wygląda jak świat dobrobytu. W tym celu wszystko, co zostało wówczas zrobione, a więc rehabilitacja komunistycznych represji, jest w Rosji stopniowo kwestionowane.
Chociaż, jak przypuszczam, nie to jest głównym celem. Zniesienie rehabilitacji przyczynia się (jakkolwiek tautologicznie by to nie zabrzmiało) do rehabilitacji tamtej epoki, epoki masowych represji stalinowskich. Mówi się, że były „jakieś ekscesy”, ale generalnie nic złego się nie stało, droga została wybrana całkiem prawidłowo i był to jedyny sposób działania w dobie zaostrzenia walki klasowej. A ofiary represji ponoszą winę same za siebie. Jak przekonywał bohater Władimira Wysockiego w kultowym radzieckim serialu telewizyjnym „Miejsca spotkań nie da się zmienić”, „nie ma kary bez winy!”.
Oznacza to, że w głowach rosyjskiego społeczeństwa stawia się prostą tezę: nie ma nic złego w represjach, jeśli są one realizowane dla dobra państwa. A państwem w Rosji jest oczywiście Putin. Czy rozumiesz, dokąd to wszystko zmierza? Dlatego prędzej czy później Putinowi nie wystarczy ograniczony terror, te odosobnione represje, które są przeprowadzane wobec przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego, nawet jeśli w Rosji praktycznie go już nie ma. Niezadowolenie Rosjan z wojny, sankcje, niepokoje społeczne, izolacja kraju, a nawet zablokowanie Youtube’a prędzej czy później doprowadzą do masowego niezadowolenia z władz i masowych protestów. I tu masowe represje są nieodzowne.