W ostatnim czasie wielu politologów, obserwatorów politycznych i publicystów nieustannie mówi o III wojnie światowej. Ktoś mówi o jej prawdopodobieństwie, ktoś upiera się przy jej nieuchronności, ktoś twierdzi, że to już się zaczęło, po prostu jeszcze nie potraktowali tego poważnie, tak jak kiedyś nikt nie postrzegał ataku Hitlera na Polskę jako początku globalnej hekatomby. W tym kontekście mimowolnie przypomniałem sobie książkę naszego rodaka Wołodymyra Rizuna, lepiej znanego pod pseudonimem Wiktor Suworow.
W ostatnim przedwojennym roku 2013 ukazała się jego kolejna książka historyczna i popularna „Miała na imię Tatiana”. Została przetłumaczona na język ukraiński i wydana przez Wydawnictwo Green Dog. Co więcej, tak się złożyło, że ukraińska wersja książki ukazała się wcześniej niż rosyjska. I to właśnie go miałem zaszczyt reprezentować na Forum Wydawców we Lwowie, razem z braćmi Kapranovami. Dlaczego wydawca zaprosił mnie do udziału w prezentacji? Trudno powiedzieć. Podejrzewam, że od początku lat 90. pozostaję oddanym wielbicielem twórczości Wiktora Suworowa i od czasu do czasu publikuję swoje wrażenia z przeczytanych książek.
W tej książce Suworow najpierw analizuje sytuację w powojennym Związku Radzieckim. I wyciąga następujący wniosek: przetrwanie tego ogromnego kraju, który dopiero co pokonał nazizm, ale bynajmniej nie biedę społeczną i zacofanie gospodarcze, było możliwe tylko wtedy, gdyby zrealizował się jeden z dwóch scenariuszy. Pierwszym z nich są radykalne reformy gospodarcze, takie jak te, które Chiny podjęły po śmierci Mao Zedonga. Drugim jest przeprowadzenie rewolucji światowej, czyli obniżenie rozwoju społeczno-gospodarczego krajów zachodnich do poziomu sowieckiego. A do tego rozpaczliwie potrzebna była trzecia wojna światowa.
Stalin, po demonstracji przez Amerykanów siły bojowej bomb atomowych w Hiroszimie i Nagasaki, doszedł do wniosku, że lepiej dla niego, jeśli nie będzie się kłócił z Ameryką i w ogóle z kolektywnym Zachodem, nie wszczynał nowej wojny. A reformy nie są dla niego. Z tymi pesymistycznymi myślami udał się na tamten świat.
Następca Stalina, Ławrientij Beria, według pewnych poszlak, miał być gotów do radykalnych reform. Wielu zawodowych zwolenników historii alternatywnej sugeruje, że gdyby Ławrientij Pawłowicz pozostał u władzy, to „pierestrojka” w ZSRR rozpoczęła się 30 lat wcześniej. Ale to się nie udało, Beria został obalony i rozstrzelany. Do władzy doszedł Nikita Chruszczow.
Pomimo tego, że dziś pamiętamy Nikitę Siergiejewicza głównie z powodu „odwilży”, krytyki kultu jednostki Stalina i ruchu lat sześćdziesiątych, mógł on stać się osobą, która byłaby w stanie rozpętać III wojnę światową. Znając przedwojenne „wyczyny” Nikity Siergiejewicza w walce z „wrogami ludu”, możemy stwierdzić, że nie brakowałoby mu determinacji do zdobycia kolejnej maszynki do mięsa ludzkiego i z pewnością nie dręczyłyby go wyrzuty sumienia.
Jest oczywiste, że stając się panem Związku Radzieckiego, pierwszym rozkazem Chruszczowa było oczyszczenie archiwów, niszcząc wszelkie ślady swojej nadmiernej walki z „wrogami ludu”. A o tym aspekcie działalności inicjatora „odwilży” dzisiejsi historycy mogą sądzić tylko bardzo pośrednio.
A gdy tylko pierwsze zadanie zostało wykonane, Chruszczow zabrał się za drugie – przygotowania do rewolucji światowej. Jako wspólnika w tej sprawie wziął „Marszałka Zwycięstwa” Gieorgija Żukowa. Chruszczowowi oczywiście podobało się, że Żukow z jednej strony traktował życie innych ludzi jako coś bezwartościowego, a z drugiej demonstrował swoją skuteczność w walce z potężnymi wrogami – cesarską Japonią i hitlerowskimi Niemcami.
Po wojnie Żukow popadł w niełaskę u Stalina i został przeniesiony na drugorzędne stanowiska. Chruszczow sprowadził więc bohatera wojennego z zapomnienia na Kreml i powierzył mu zadanie zastanowienia się nad strategią III wojny światowej. A ten ostatni, jak się okazało, miał już gotowy plan.
Plan Żukowa polegał na połączeniu ofensywnych doświadczeń II wojny światowej z mocą najnowszej broni jądrowej. O ile wcześniej do przełamania frontu użyto tysięcy dział, które miały koncentrować się na wielogodzinnym „prasowaniu” pozycji wroga, o tyle teraz, według Żukowa, wszystko można było zrobić szybciej i skuteczniej: otworzyć lukę w obronie wroga za pomocą jednej potężnej bomby atomowej. I już w tym wyłomie można wysłać wojska lądowe i to bez zwłoki, aby wróg nie miał czasu na załatanie.
Zanim jednak plan ten został zastosowany na prawdziwym polu walki, konieczne było przetestowanie jego skuteczności na poligonie. Pod kierownictwem marszałka Żukowa, który w tym czasie pełnił funkcję wiceministra obrony, w ścisłej tajemnicy przygotowywano zakrojone na szeroką skalę ćwiczenia wojskowe, na których planowano wypracować przełom na froncie wroga z wykorzystaniem potencjału nuklearnego. Ćwiczenia pod pieszczotliwą nazwą „Snowball” odbyły się 14 września 1954 roku na poligonie Tocki, który znajduje się w Region Orenburga.
Warto zrobić tu jedną krótką wycieczkę historyczną. W latach 20. ubiegłego wieku sowieckie kierownictwo zezwoliło niemieckim chemikom wojskowym na testowanie broni chemicznej na poligonie Tocki. Taka współpraca radziecko-niemiecka została zapisana w traktacie w Rapallo z 1922 roku. Później III Rzesza aktywnie używała broni chemicznej testowanej na poligonie Tocki podczas II wojny światowej, w tym przeciwko Armii Czerwonej.
Jednak ten poligon został wybrany na miejsce ćwiczeń jądrowych nie tylko ze względu na nie i nie jako hołd dla tradycji historycznych, ale właśnie dlatego, że tamtejszy obszar przypomina typową rzeźbę terenu Europy Zachodniej. A stali bywalcy Kremla planowali oczywiście rozpocząć III wojnę światową w Europie Zachodniej, najprawdopodobniej na granicy nowo powstałej NRD i Niemiec.
Schemat ćwiczeń był mniej więcej następujący: bombowiec Tu-4 zrzucił bombę jądrową RDS-4 o mocy 38 kiloton z wysokości 8000 m (bomba Fat Man zrzucona na Hiroszimę miała moc zaledwie 21 kiloton). Bomba eksplodowała na wysokości 350 metrów. Następnie w wyłom powstały w wyniku eksplozji wrzucono tysiąc korpusów ofensywnych, które liczyły w szczególności 600 czołgów, 600 transporterów opancerzonych i 320 samolotów.
Informacje o tych ćwiczeniach od dawna są ściśle utajnione. Pojawił się dopiero po rozpadzie ZSRR w 1991 roku. W dokumentach, które nie zostały jeszcze wówczas zniszczone, stwierdzono, że szkolenie było „udane”. To znaczy „skutecznie” dla efemerycznej rewolucji światowej, ale bynajmniej nie dla bezpośrednich uczestników i lokalnej ekologii.
W wyniku ćwiczeń 45 000 żołnierzy i 10 000 osób cywilnych otrzymało różne dawki promieniowania. Najbardziej dramatycznym momentem dla żołnierzy – młodych chłopców, z których większość nie mogła już zostać rodzicami – było to, że nie można było zapewnić im pełnego leczenia, a następnie odmówiono im także świadczeń przysługujących inwalidom armii radzieckiej. Wszyscy oni podpisali przecież umowę o zachowaniu poufności tajemnic wojskowych ćwiczeń na 25 lat. Dlatego lekarze nie byli w stanie ustalić dokładnej diagnozy.
W 1994 r., za prezydentury Borysa Jelcyna, na poligonie Tockiego w epicentrum eksplozji postawiono tablicę pamiątkową – stelę z dzwonami, której bicie przypomina o wszystkich ofiarach promieniowania. Nawiasem mówiąc, stratedzy III wojny światowej nazwali bombę zrzuconą na poligon „Tatiana”, stąd tytuł książki Suworowa.
Dlaczego więc Związek Radziecki, mimo sukcesu Tatiany, nie odważył się rozpętać trzeciej wojny światowej, po której powinna nastąpić rewolucja światowa? Dzieje się tak z kilku powodów. Pierwszym powodem jest to, że członkowie tandemu Chruszczow-Żukow, wielbicieli światowej rewolucji 1957 roku, zbiegli się w brutalnym klinczu walki o władzę. Marszałek, który w tym czasie został ministrem obrony, został ostatecznie pokonany. 29 października 1957 r. plenum KC KPZR, poświęcone „poprawie pracy partyjnej i politycznej w Armii Radzieckiej i Marynarce Wojennej”, uchwaliło, że „G. K. Żukow naruszył partyjne zasady kierowania Siłami Zbrojnymi Lenina, prowadził politykę ograniczania pracy organizacji partyjnych, organów politycznych i Rad Wojskowych, eliminując kierownictwo i kontrolę nad armią i marynarką wojenną przez partię, jej Komitet Centralny i rząd…” Sprawca został usunięty z Prezydium KC KPZR i odwołany ze stanowiska ministra obrony.
Drugi powód jest związany z kryzysem kubańskim z 1962 roku. Wydarzenia na Kubie w tym czasie pokazały, że przygotowania do III wojny światowej wciąż trwały, nawet pomimo nieudziału w niej Żukowa. I gdyby nie twarde stanowisko Stanów Zjednoczonych w sprawie zapobieżenia przedostaniu się radzieckich rakiet na Kubę, kto wie, jak by to wszystko się skończyło. Być może ten sam nuklearny przełom na froncie na Florydzie.
Trzecim powodem była rezygnacja Chruszczowa w 1964 roku. Gdyby Nikita Siergiejewicz pozostał u władzy, to nie można wykluczyć takiego scenariusza, zgodnie z którym i tak pokazywałby Zachodowi „matkę Kuzki”.
Po czwarte, radzieccy eksperci międzynarodowi z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych nie mogli nie zrozumieć, że sytuacja w Europie Zachodniej w tym czasie radykalnie różniła się od sytuacji międzywojennej. Światowy kryzys gospodarczy się skończył, Wielki Kryzys już dawno został zapomniany, kraje zachodnie z powodzeniem budowały zamożne społeczeństwa, a kraje, które miały „szczęście” znaleźć się w strefie wpływów Moskwy, nie mogły wydostać się z powojennych ruin. Rewolucje zagrażały raczej obozowi komunistycznemu. W końcu wybuchały one jedna po drugiej: w NRD (1953), na Węgrzech (1956), w Czechosłowacji (1968), w Polsce (1980).
Dlatego post-Chruszczowowskie kierownictwo radzieckie postanowiło, jeśli nie zapomnieć, to odłożyć na czas nieokreślony ideę rewolucji światowej z pomocą trzeciej wojny światowej. Aby uratować ZSRR, wymyślili radykalnie inną taktykę: zrekompensowali niewydolność gospodarki socjalistycznej poprzez eksport surowców energetycznych rurociągami gazowymi i naftowymi do Europy. To właśnie dzięki tym „rurom” państwo komunistyczne mogło opóźnić swoją śmierć o kolejne trzy dekady.
Ale wróćmyNa przykład w przypadku Stanów Zjednoczonych Ameryki, Stany Zjednoczone Ameryki i Czy Putin pielęgnuje teraz marzenia o III wojnie światowej? Przynajmniej ta opcja nie powinna zostać całkowicie odrzucona i należy być na nią przygotowanym, aby Cię nie zaskoczyła. Doświadczenia ostatnich dwóch dekad pokazują, że ze strony rosyjskiego dyktatora można spodziewać się każdej niespodziewanej złośliwości. Jednocześnie rozwój wydarzeń po pełnoskalowej inwazji Rosji w Ukrainę pokazał całkowitą niezdolność osławionej armii rosyjskiej do przeprowadzenia większych operacji wojskowych w przypadku konfrontacji z mniej lub bardziej silnym wrogiem. Dlatego szanse na to, że Rosja Putina zdecyduje się na III wojnę światową, są znacznie mniejsze niż były za czasów ZSRR Chruszczowa. Chociaż wciąż nie zero.