Na XXXIII Igrzyskach Olimpijskich, które odbywają się w Paryżu, nie ma drużyny, która reprezentowałaby kraj, którego centrum znajduje się na Kremlu (ZSRR/RF). Po raz pierwszy od 1984 roku, a jeśli nie liczyć demonstracyjnego gestu przed igrzyskami olimpijskimi w Los Angeles, to od 1948 roku. I, co ciekawe, te gry odbywają się bez większych skandali.
Bez skandali związanych z „pracą” z sędziami, jak to miało miejsce podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Salt Lake City w 2002 roku. Bez skandali dopingowych, jak to miało miejsce podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi w 2014 roku. Już się domyślacie (lub wiedzieliście), że zarówno w Utah, jak i na wybrzeżu Morza Czarnego głównymi „bohaterami” byli Rosjanie. Tym razem nie ma ich na Igrzyskach Olimpijskich – no, nie licząc tych nieszczęsnych półtora tuzina „indywidualnych neutralnych sportowców”, którzy są pozbawieni flagi, hymnu, a właściwie wszystkich państwowych znaczników identyfikacyjnych.
I to niesamowity zbieg okoliczności, prawda? – to właśnie nieobecność Federacji Rosyjskiej pozwoliła światu sportu po prostu cieszyć się zawodami i wynikami. Igrzyska Olimpijskie po raz kolejny stały się tym, czym miały być – światowym festiwalem sportowym. Ale Rosja nie byłaby Rosją, gdyby nie próbowała zepsuć Zachodu tam, gdzie nie było to dozwolone.
Mowa o skandalu wokół „transpłciowego boksera” z Algierii, Imana Khelifa. Sam skandal rozgorzał z powodu jej szybkiego zwycięstwa (46 sekund) nad włoską lekkoatletką Angelą Carini. Po tym błyskotliwym sukcesie natychmiast pojawiła się „informacja”, że Khelif nie jest do końca kobietą – transpłciową czy jeszcze kimś innym. I co Rosja ma z tym wspólnego, pytacie?
I pomimo tego, że ta „informacja” została przekazana przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Bokserskie, IBA, którego przedstawiciele stwierdzili, że w 2023 roku Iman Khelif został zdyskwalifikowany z powodu niezdania testu płciowego. IBA nie wyjaśniło, jak wyglądał ten test, metodologia jego określania nie została ujawniona, mówią „uwierz nam na słowo” i to wszystko.
A szefem IBA od 2020 roku jest nie kto inny jak sekretarz generalny Rosyjskiej Federacji Bokserskiej Umar Kremlew, który jest powiązany z całą masą różnych skandali. Skandale, które w szczególności doprowadziły do tego, że na Igrzyskach Olimpijskich w 2024 roku organizacją turnieju bokserskiego zajął się wydział bokserski Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego – a wcześniej prawo to znajdowało się w IBA.
Oczywiście kierownictwo organizacji Kreml-Kreml nie mogło nie być zadowolone z tej sytuacji. Dlatego afera wokół Iman Khelif, która szybko wygasła – w szczególności Angela Karini, która początkowo zarzucała rywalce to, że nie jest do końca kobietą, zdołała przeprosić za swoje słowa – rozgorzała na podstawie prorosyjskich „informacji”.
I wszystko byłoby dobrze – historia „transpłciowości”, jak już mówiłam, skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Ale w jednym europejskim kraju sieciom społecznościowym udało się rozproszyć ten temat tak, że na jakiś czas stał się on prawie głównym wydarzeniem całych igrzysk olimpijskich. Tym krajem, jak się domyślacie, jest Ukraina.
To dziwna sytuacja. Jeśli Ukraina i jej obywatele odważnie stawiają czoła rosyjskim agresorom w teatrze prawdziwej wojny, to są Ukraińcami, którzy nieświadomie, ale aktywnie pomagają Rosjanom w promowaniu potrzebnych im fake newsów. Oczywiście w rejonie Czasiw Jar – nie tak jak w internecie, gdzie jest jasno jasne, gdzie są nasze, a gdzie są Rosjanie. W internecie jest to trudniejsze, bo nawet elementarne sprawdzenie faktów, że cała historia z Khelifem została rozsypana za sugestią i przy pomocy IBA, na czele której stoi osoba o wymownym nazwisku Kremlew, nie jest odpowiednie dla dużej liczby obywateli Ukrainy. Cóż można powiedzieć o bardziej złożonych strukturach, które wymagają prawdziwej pracy analitycznej i śledczej…
A byłoby to o połowę mniej kłopotliwe, gdyby sprawa ograniczała się tylko do skandalu na olimpiadzie. Przecież sport nie jest tak ważny w ukraińskim społeczeństwie, jak się niektórym wydaje. (Doskonałą ilustracją jest historia dziennikarza piłkarskiego Serhija Bołotnikowa, który po mobilizacji trafił do centrum szkoleniowego Sił Zbrojnych Ukrainy, gdzie ze zdziwieniem stwierdził, że tylko on jest tam zainteresowany meczami piłki nożnej).
Taki model zachowania jest jednak typowy dla wielu Ukraińców w znacznie poważniejszych – krytycznych w obecnych warunkach – sytuacjach. Z dużo poważniejszymi konsekwencjami. Wojna, którą Rosja rozpoczęła w 2014 r., wojna, która przerodziła się w fazę na pełną skalę w 2022 r., trwa nie tylko na linii frontu w obwodach donieckim, zaporoskim, charkowskim i chersońskim. Rosjanie nie byli w stanie pokonać Ukrainy w blitzkriegu zaplanowanym przez Władimira Putina, nie mogą pokonać jej w długotrwałej wojnie o przetrwanie i eksterminację. Każdy miesiąc 2024 r. wykańcza rosyjską gospodarkę, a co za tym idzie, zdolność do kontynuowania działań wojennych na terytorium Ukrainy i ataków lotniczych na ukraińskie tyły.
I, zdając sobie z tego sprawę, Rosjanie stali się bardziej aktywni w kierunku, który doskonale znają – w kierunku dezinformacji, prowokacji i fałszerstw. To jest dokładnie to, co robiło KGB ZSRR, dokładnie to, co robi FSB Federacji Rosyjskiej. IlośćLiczba fake’ów na temat wojny, które zostały wrzucone do ukraińskiej przestrzeni informacyjnej w trakcie wojny na pełną skalę, przekracza wszelkie rozsądne i nierozsądne granice. I nie wszystkie rosyjskie fabrykacje, prowokacje i jawne kłamstwa Ukraińcy nauczyli się identyfikować.
Dlatego tak ważna jest taka rzekomo bezpieczna, nieszkodliwa historia z „algierską transpłciową kobietą” na Igrzyskach Olimpijskich. W dzisiejszym społeczeństwie informacyjnym każda informacja musi być z definicji weryfikowana. W sytuacji, gdy jedna z najbardziej podstępnych służb specjalnych na świecie prowadzi z nami zaciekłą walkę, ten „mus” rośnie w postępie geometrycznym.
I w ogóle, czy podczas święta sportu, świętowania ukraińskich zwycięstw na igrzyskach olimpijskich w Paryżu, powinniśmy być po stronie Kremla (a co za tym idzie, Kremla)?..