W 2017 roku we wsi Kotłarka w obwodzie żytomierskim miejscowy artysta Wołodymyr Herasymczuk, aby dostosować się do ustawy o dekomunizacji, „przerobił” pomnik Lenina na Tarasie Szewczenki. Inicjatorką była szefowa miejscowego domu kultury, Tetiana Petruk. Dzięki Spisek Ta niewielka wioska w ostatnim czasie stała się sławna na skalę ogólnopolską. Trudno powiedzieć, czy lokalna społeczność jest zadowolona z tego wyróżnienia. Wszakże powód jest taki, że sprawia to śmiech. A potem płacz. Potem śmieje się znowu, tym razem ze łzami w oczach. A co za tym idzie, myśleć o tym, co globalne i wieczne. Bo jeśli odrzucimy absurdalność całej sytuacji, a także estetykę wczorajszego „przywódcy światowego proletariatu”, a teraz najwybitniejszego ukraińskiego poety, to cała ta sytuacja – jak i sam pomnik – jest bardzo obrazowa.
Sieci społecznościowe natychmiast zaczęły się chełpić, że ten Lenino-Szewczenko jest wspaniałym pomnikiem ukraińskich reform. Oczywiście jest to uproszczenie. Od czasu odzyskania niepodległości nasz kraj przeszedł wiele zmian. Niektóre były jednoznacznie udane, inne nieudane, a nawet szkodliwe. Ale większość z nich wciąż przypomina pracę z Kotłarki – ani tu, ani tam. Wyglądasz jak Taras Hryhorowicz z „Kobzarem” w ręku, a kiedy przyjrzysz się uważnie, zobaczysz tego samego Władimira Iljicza.
Przyjrzyjmy się Siłom Zbrojnym Ukrainy. W ciągu ostatniej dekady wdrożono wiele właściwych zmian, które okazały się skuteczne na polu bitwy. Zmiany strukturalne, zmiany symboliczne, większa inicjatywa dowódców niższego szczebla – to niezaprzeczalne atuty, które obok bohaterstwa żołnierzy dają szansę na przeciwstawienie się Rosji. Ale obok nich wciąż znajduje się pokaźna liczba dowódców, gotowych do wszelkich poświęceń wśród żołnierzy w imię wykonania nawet najbardziej lekkomyślnych rozkazów. A ci, którzy odmawiają wykonania takich rozkazów „z góry” – spotykają się z sankcjami. Ostatnio pojawia się na to coraz więcej dowodów: oto apel szefa sztabu brygady Azow Bohdana Krotewicza do SBI o zbadanie działalności generała Jurija Sodoła, a także jeszcze nowsza sprawa z rzekomym „awansem”, a raczej zwolnieniem ze stanowiska za odmowę podporządkowania się absurdalnemu rozkazowi dowódcy 80. samodzielnej galicyjskiej brygady desantowo-szturmowej Sił Powietrzno-Desantowych Emila Iszkułowa i wiele innych przykładów.
Taka połowiczność w ewolucji armii jest ryzykowna, ponieważ nie da się bezmyślnie rozpraszać ludzi, także ze względu na znacznie wyższe czysto ludzkie rezerwy wroga. Metody Żukowa nie są w stanie pokonać Rosji, ponieważ „mała armia radziecka nie pokona dużej armii radzieckiej”. Tylko efektywność i innowacyjność mogą to zrobić. Ujmując to bardziej metaforycznie, wiele zależy od tego, które z doświadczeń UPA zwycięży – powstańcze i bohaterskie czy papierowe.
Innym boleśnie znanym przykładem jest edukacja. Tu z jednej strony nie ma czasu na liczenie reform i reformatorów, a z drugiej nie ma realnych zmian na lepsze. Zawsze zdarzają się udane wyjątki. Wprowadzenie EIT stało się swego czasu jedną z najbardziej udanych reform w całej naszej współczesnej niezależności. Ale poza tym większość innych wysiłków nie prowadzi do rzeczywistej poprawy warunków pracy, motywacji, możliwości finansowych, zasobów materialnych, mobilności, ale do pojawienia się nowych biurokratycznych wymogów i przeszkód. W rezultacie, mamy tę samą masywną maszynerię edukacyjną ze „Związku Radzieckiego”, tylko w nowszej scenerii.
W przypadku szkolnictwa wyższego – system boloński (w naszych realiach raczej „Obolon”). Bo slogany o doświadczeniu europejskim są dobre, ale w rzeczywistości ten sam nauczyciel akademicki zmuszony jest naśladować tow. Stachanowa. Ponieważ konieczne jest prowadzenie zajęć (a jest ich znacznie więcej niż kolegów z Europy czy Ameryki), doskonalenie obecnych kursów, a także opracowywanie nowych (a na pewno z pełnym pakietem dokumentów i wsparcia metodycznego!), a także przygotowywanie podręczników, pisanie co najmniej 2-3 artykułów rocznie do publikacji fachowych, nie zapominanie o scopusie (nawet jeśli dla niektórych nauk nie ma to sensu), I przygotować abstrakty na konferencję, nie przegapić też prac edukacyjnych. Gdzieś na tej liście ginie sama nauka, ale cóż… Wymogi formalne są najważniejsze.
Pomnik w Kotlarkiwie świadczy również o sposobie myślenia wielu Ukraińców. W opowieści o Suspilne szczerze „ucięły” mnie w ucho słowa Tetiany Petruk: „Kiedy zobaczyłam, że zaraz zostanie powalony, coś mnie zabolało w duszy…”. Przypomnę, że mówimy o pomniku Lenina. To, czy jest to nostalgia za radziecką młodością, czy bezmyślne przywiązanie do znanego symbolu, jest drugorzędne. Istotna jest konsekwencja tego „sovoka”, który nie został w pełni przetrawiony na poziomie świadomości. A to są takie fantasmagoryczne zabytki.
Takich Tetiany Petruks są jeszcze legiony. Jest to szczególnie prawdziwe na wsiach i w miastach, gdzie z różnych powodów jest mniej aktywnych obywateli, a znacznie więcej bierności i myśli „co ludzie powiedzą”. Dlatego Kotlyarka nie jest tu wyjątkiem, ale regułą. Urzędnicy tego typu są ukraińscy w formie, ale „sowieccy” w istocie i równie przychylni zarówno Leninowi, jak i Szewczence.To oni „wieńczą” właściwe inicjatywy „z góry”. To właśnie z ich powodu dekomunizacja i dekolonizacja bardzo często nie spełniają niezwykle ważnej funkcji – nie tylko zastępują niedopuszczalne nazwy osiedli, ulic, placów itp., ale także nadają im nowe nazwy, które będą odbijać się echem w nowych znaczeniach. Ci, którzy będą czcić bohaterów przeszłości lub teraźniejszości, odwołać się do lokalnej historii i specyfiki – opcji jest wiele. Ale bardzo często zamiast tego mamy bezimienne „radzieckie” ulice: słoneczne, majowe, wesołe, klonowe i inne wiśniowe.
Kolejną lekcją, którą można wyciągnąć z tej historii, choć pośrednio, jest to, że można być patriotą i Ukraińcem w formie, ale w istocie Sowietkiem. Jeśli system sowiecki rozwinął w sobie odruch automatycznej miłości do tych, którym jest pomnik, to dla takiej osoby nie ma znaczenia, komu ten pomnik jest postawiony. I nie jest trudno wpaść na pomysł przekształcenia Lenina w Szewczenkę. Aby zrozumieć, że jest to obraza zdrowego rozsądku i figura kalibru Tarasa Hryhorowicza, potrzebna jest odpowiednia wiedza i krytyczne myślenie. A to nie jest to, co reżim totalitarny wolał widzieć, kalibrując „człowieka radzieckiego”.
Wciąż nie brakuje ludzi w różnych sferach i na różnych szczeblach, którzy formalnie dostosowali wyjęty ze „Związku Radzieckiego” sposób myślenia do nowych realiów. Ale w rzeczywistości niewiele się dla nich zmieniło, bo cóż to za różnica, pod jaką mocą, aby okazywać służalczość; skręcać „schematy”; otwórz coś niedokończonego, ale przed datą „okrągłej”; wiernie wywiązywać się z zaplanowanych wskaźników – o ile organy są zadowolone. W związku z tym nie dziwi fakt, że po 1991 r. wiele byłych kadr Komsomołu i partii zostało „odmalowanych”. I z taką samą ufnością w istnienie jedynej słusznej prawdy i nietolerancją wobec dysydentów, z jaką gloryfikowano Lenina i komunizm, zaczęli budować „świetlaną przyszłość” pod hasłami patriotycznymi. Tylko poprzez dyskredytowanie tych ostatnich i tych, którzy rzeczywiście starają się działać w interesie państwa i społeczeństwa.
Cała ta historia z cudownym pomnikiem jest kolejnym przypomnieniem, że pomimo wszystkich osiągnięć i postępu, Ukraińcy jako społeczeństwo i Ukraina jako państwo wciąż stoją przed wieloma wyzwaniami na drodze do przezwyciężenia sowieckiego dziedzictwa. Pozbycie się go formalnie – w toponimii i przestrzeni miejsko-wiejskiej – jest zdecydowanie słusznym krokiem. Jest jednak o wiele ważniejsze (i trudniejsze), aby nabrało ono trwałych znaczeń. To samo dotyczy innych obszarów. Wszak świadomość przede wszystkim decyduje o istnieniu człowieka jako istoty obdarzonej własnym myśleniem i wolą, a nie odwrotnie.
Tworzenie i ustanawianie nowych znaczeń, a także instytucji społecznych czy politycznych, czy też wdrażanie naprawdę gruntownych i skutecznych reform to zadanie nie na lata, ale na dziesięciolecia. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą nas ciągnąć z powrotem i nie będą chcieli opuszczać naszej osobistej strefy komfortu. Nie da się tego przezwyciężyć za jednym zamachem. Zmiana pokoleniowa już w ostatniej dekadzie przynosi pozytywne rezultaty. Im więcej wykształconych, aktywnych obywateli, tym szybsze będą zmiany na lepsze. I tym prędzej ostatnie ślady naszego postsowieckiego leninisty i Szewczenki popadną w zapomnienie, a zastąpi ich Taras Hryhorowicz bez śladu czapki i gazety „Prawda” pod pachą.