Popularna kanonizacja byłej posłanki Iryny Farion, która została zamordowana we Lwowie, nabiera tempa. Oprócz zwyczajowych w tego typu historiach propozycji zmiany nazw ulic na jej cześć, społeczeństwo chętnie bawi się w grę imitującą działalność publiczną „Podpisz petycję” – w szczególności o przyznanie Pani Irynie pośmiertnego tytułu Bohaterki Ukrainy. Chodzi nawet o nadanie jej imienia i nazwiska uczelni, na której pracowała – Politechniki Lwowskiej. (Autorom pomysłu, rzecz jasna, nie przeszkadza fakt, że Politechnika jest uczelnią techniczną, a zmiana jej nazwy na cześć nauczyciela, delikatnie mówiąc, nie jest zbyt logiczna.
Właściwie sytuacja jest dość znajoma – i nie chodzi tylko o to, że chodzi o Irinę Farion. W rzeczywistości w trakcie wojny na pełną skalę pojawiło się już kilkanaście petycji wzywających do nadania tytułu Bohatera Ukrainy (pośmiertnie) niektórym żołnierzom, którzy zginęli na froncie. Petycje takie piszą głównie bliscy zmarłego – jeśli są mało znani lub nie są znani szerszej publiczności, lub zwolennicy – jeśli są w jakiś sposób promowanymi postaciami na portalach społecznościowych (jak np. Pawło Petryczenko, znany z różnych akcji, takich jak „Kto zamówił Katię Handziuk?”, a pracujący dla Fundacji Serhija Prytuły).
Z jednej strony jest to zrozumiałe – każdy, kto zginął na wojnie, jest bohaterem w taki czy inny sposób, więc dlaczego nie uhonorować bohatera oficjalnym odznaczeniem. Z drugiej strony, nie każdy uczestnik obecnej (jak i każdej) wojny może zostać uhonorowany tym odznaczeniem państwowym, najwyższym stopniem wyróżnienia. Która, przypomnijmy, jest przyznawana obywatelom Ukrainy za dokonanie wybitnego bohaterskiego czynu. I to nie tylko za śmierć po przybyciu wrogiego pocisku lub uderzeniu wrogiego drona. Jest wreszcie Order Odwagi, który uznaje, przepraszam za tautologię, za odwagę i bohaterstwo okazywane przy różnych okazjach podczas pełnienia, między innymi, służby wojskowej w warunkach zagrożenia życia.
Bohater Ukrainy to najwyższe odznaczenie przyznawane Złotą Gwiazdą (lub Orderem Państwowym) w wyjątkowych przypadkach. Bohaterów z definicji nie może być wielu. A kryteria wyboru powinny być tutaj tak rygorystyczne, jak to tylko możliwe. Chociaż w Ukrainie zawsze były z tym problemy. Do 2014 roku Bohater Ukrainy, jego „pokojowa” wersja, był przyznawany każdemu, często z okazji rocznic (jak żartowano w innej epoce historycznej, kiedy sekretarz generalny KC Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Leonid Breżniew otrzymał w dniu swoich urodzin kolejną gwiazdę Bohatera Związku Radzieckiego – za to, że żył). Część tej „heroicznej” listy stała się prawdziwym wstydem dla Ukrainy, która, nawiasem mówiąc, nie została jeszcze całkowicie zmyta.
Rewolucja Godności i zmiana władzy w kraju miały zmienić sytuację na lepsze. Ale już na liście Bohaterów Ukrainy, znanej jako Niebiańska Setka, jest jedna osoba, która delikatnie mówiąc nie ma tam nic do roboty. To dziennikarz gazety „Wiesti” Wiaczesław Weremij. Ten sam, który podczas wydarzeń w centrum Kijowa w latach 2013-2014 pisał w prorosyjskiej publikacji o „prostytutkach, które przyjechały z Okrużnej na Majdan Niepodległości” i innych rzeczach dyskredytujących ludowy protest. A znalazł się na liście tylko dlatego, że padł ofiarą „bratobójczego ognia” – został zabity przez własne, prorządowe tituszki. To tak, jakby Bohater Ukrainy za udział w wojnie rosyjsko-ukraińskiej został przyznany jakiemuś mieszkańcowi obwodu donieckiego czy zaporoskiego zmobilizowanemu przez okupantów, który zostałby zabity przez własnych – rosyjskie wojsko lub najemników Kadyrowa. Czy zginął od kuli wroga? Studnia.
Innym jaskrawym przykładem dyskredytowania tytułu Bohatera Ukrainy była historia Andrija Kuźmenki. Ten sam „Skriabin”, który w przeciwieństwie do Fariona (bo już z nią zaczęliśmy) nie został przez nikogo zabity, a sam rozbił się we własnym samochodzie, łamiąc przepisy ruchu drogowego. Kuźmienko, który zasłynął tym, że niemal w każdych wyborach brał udział w kampaniach różnych polityków (a szczytem było poparcie dla Wiktora Janukowycza w wyborach w 2004 r. – kiedy, jak przyznał sam piosenkarz, był do tego po prostu zmuszony), jak się okazało zaledwie pięć lat po jego śmierci, miał „wybitne zasługi osobiste w kształtowaniu narodowej przestrzeni kulturalnej”, wniósł „znaczący wkład w rozwój narodowej sztuki muzycznej”. Otóż ogólnie rzecz biorąc, prowadził wieloletnią owocną działalność twórczą i społeczną.
Maria Burmaka, która powinna była otrzymać Bohatera Ukrainy ze znacznie większym prawem, biorąc pod uwagę powyższe argumenty, jest jedynie posiadaczką Orderu Księżnej Olgi. I najniższy, trzeci stopień. (Sowiecka działaczka polityczna Walentina Szewczenko, która w kwietniu 1988 r. odmówiła ułaskawienia Iwana Honczaruka, zastrzelonego w 1989 r., a właściwie w przeddzień proklamowania niepodległości, za udział w działaniach wojennych po stronie UPA – za co, nawiasem mówiąc, odsiedział wyrok w latach 40. i 50., więc ten Szewczenko jest pełnoprawnym kawalerem orderu Księżniczka Olga. Zgadza się, tak przy okazji.) A „Kuźma Skriabin”, który startował z Partii Zielonych do Drużyny Zimowego Pokolenia, jest Bohaterem Ukrainy.
W ten sposób zatarło się znaczenie, znaczenie i wyjątkowość najwyższej rangi w państwie. A wojna zintensyfikowała te procesy wiele, wiele razy. Tak więc teraz, jak można było przewidzieć, śmierć Iriny Farion wywołała falę odpowiednich telefonów. Chociaż za życia polityk ten zasłynął z wielu kontrowersyjnych działań, z których niektóre były przyciągane nie tyle tytułem Bohatera, co sprawą karną lub przynajmniej publicznym potępieniem.
Irina Farion miała trudne życie. Sprzeczny. Dlaczego tak się stało, nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się i czy w ogóle warto. W taki czy inny sposób zostanie zapamiętana w ukraińskim społeczeństwie – przynajmniej jej rówieśnicy na pewno nie zapomną, zarówno po pozytywnej, jak i negatywnej stronie. Ale najgorsze, co można w tej sytuacji zrobić – zarówno dla jej pamięci, jak i dla Ukrainy – to kontynuowanie kanonizacyjnego szaleństwa. Farion nie była Bohaterką Ukrainy, ona była tym, kim była. Tym, kim mogła i chciała się stać. Oby tak pozostało w naszej historii. I nie jest to kolejny przykład pośmiertnej hipokryzji, kłamstwa i rozrzucania przez Kuczmę-Breżniewa odznaczeń państwowych we wszystkich kierunkach.
W przeciwnym razie Bohater Ukrainy w końcu zginie, zamieniając się w tanią pułapkę dla tych, którzy organizują tłum do podpisania petycji lub mają koneksje w Kancelarii Prezydenta.