2 lipca w Ukrainę wizytę złożył premier Węgier Viktor Orbán. Polityk, który jest uważany za głównego prorosyjskiego lobbystę w Unii Europejskiej, spotkał się z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Opinia publiczna nie zna wszystkich szczegółów jego rozmów z ukraińskim przywódcą. Węgierski gość był na ogół lakoniczny i nie powiedział publicznie niczego sensacyjnego. Nie obyło się jednak bez osobnego przesłania ze strony Orbána. Jego istota jest prosta: przestań strzelać.
„Powiedziałem panu prezydentowi, że jego inicjatywy zajmują dużo czasu ze względu na zasady międzynarodowej dyplomacji. Dlatego zwróciłem się do pana prezydenta, aby zastanowił się, czy można zrobić coś innego: zawiesić broń, a następnie negocjować z Rosją, ponieważ zawieszenie broni przyspieszyłoby tempo tych negocjacji” – powiedział Orbán podczas wystąpienia prasowego.
Podkreślił, że nie jest przeciwnikiem ukraińskich planów zakończenia wojny, ale uważa je za zbyt długie do realizacji. Orbán dodał też, że nie upierał się przy swojej propozycji i wysłuchał argumentów strony ukraińskiej. Zachowanie węgierskiego przywódcy było na ogół dość wyważone i uprzejme. Obiecał nawet, że otworzy ukraińską szkołę na Węgrzech i sfinansuje ją z budżetu państwa. Zewnętrzna delikatność nie może jednak przesłonić faktu, że propozycja Orbána dotycząca drogi do pokoju jest identyczna z propozycją rosyjskiego dyktatora Putina. Przewiduje ona przecież zawieszenie broni na obecnej linii demarkacyjnej.
Sam Zełenski dał jasno do zrozumienia, że nie podoba mu się pomysł Orbána, by „zaprzestać strzelania”. I on się tym nie dzieli. Prezydent zaznaczył, że żaden z inicjatorów takiej drogi do rokowań z agresorem nie potrafił wyjaśnić, jak ten pomysł miałby się sprawdzić. Ze słów Orbána można wywnioskować, że Ukraina odrzuciła taką propozycję również dlatego, że ma złe doświadczenia z wcześniejszymi licznymi porozumieniami „rozejmowymi” z Rosją. Na tym kończą się oficjalne oświadczenia gościa z Budapesztu.
Co ciekawe, równolegle z wizytą Orbána w Kijowie, jego minister spraw zagranicznych Péter Szijjártó rozmawiał telefonicznie z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Siergiejem Ławrowem. Nie był to zwykły zbieg okoliczności. Trudno jednak powiedzieć, jakiego tematu dotyczyła ta rozmowa. Czy Szijjártó przekazał Moskwie jakieś informacje od Orbána po rozmowie Orbána z Zełenskim? A może był to tylko subtelny manewr polityczny, świadczący o podwójnej grze węgierskich władz i zachowaniu rosyjskiego wektora polityki zagranicznej? Można przyjąć różne założenia. Ale na te pytania nie ma odpowiedzi.
Możemy się też tylko domyślać, co padło podczas dwugodzinnej rozmowy Zełenskiego z Orbánem. Negocjatorzy nie byli gadatliwi przed prasą. Być może strony rozmawiały głównie o stanie stosunków ukraińsko-węgierskich i o tym, jak je poprawić. A może skupili się bardziej na kwestii wojny i pokoju.
Ważne jest, aby zrozumieć: czy wizyta Orbána była głównie jego prywatną inicjatywą, czy też odbyła się na prośbę osób postronnych? A może jedno i drugie? Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Z jednej strony naprawdę trzeba coś zrobić z relacjami między Kijowem a Budapesztem. Dlatego pójście na spotkanie z Zełenskim tylko po to, by rozwiązać kwestie ukraińsko-węgierskie, jest powodem samowystarczalnym i ważkim. Ale Orbán zawsze szukał większego uznania i lubił bawić się w geopolitykę. Dlatego wytrwale szukał kontaktów ze światowymi przywódcami. Dla niego jest to sposób na autoafirmację. Często przywódcy ci reprezentują reżimy autorytarne. Ale Orbán nigdy nie czuł szczególnego obrzydzenia do kontaktów z niedemokratycznymi politykami. A nawet z tymi, którzy prowadzą wojny napastnicze.
Siłą zewnętrzną, która poprosiła węgierskiego przywódcę o wizytę w Ukrainie, może być nie tylko Moskwa. Ale także Chiny, Unia Europejska, a nawet otoczenie kandydata na prezydenta USA Donalda Trumpa. W szczególności w maju przywódca Chin Xi Jinping odwiedził Budapeszt. Obie strony podpisały umowę o współpracy strategicznej, a Xi powiedział, że Węgry powinny odgrywać większą rolę w Unii Europejskiej i w promowaniu relacji UE-Chiny. Można przypuszczać, że Chiny mogłyby poprosić Orbána o przekazanie czegoś również Ukrainie. 1 lipca Węgry przejęły prezydencję w Radzie UE, co też daje Orbánowi podstawy do pokazania swojej aktywności dyplomatycznej. I jest prawie jedynym na kontynencie, który nie waha się skontaktować z rosyjskim reżimem. Węgierski przywódca aktywnie wspiera Donalda Trumpa, a nawet odwiedził jego rezydencję na Florydzie. Oczywiście Orbán jest nieszczery, gdy przedstawia się jako wielki przyjaciel amerykańskiego republikańskiego kandydata na prezydenta. Ta skromność nigdy nie była jego cnotą.
Dlaczego Orbán stara się promować swoją kandydaturę jako jednego z mediatorów w negocjacjach między Kijowem a Moskwą? Dla niego jest to swego rodzaju sposób na podniesienie własnej wagi w świecie. Gdyby przygoda z negocjacjami zakończyła się sukcesem, węgierski przywódca umocniłby swoją pozycję zarówno na Węgrzech, jak i w Europie. W związku z tym Orbán mógłby przebywać w stolicy Ukrainy w celu przekazania pewnych informacji Zełenskiemu i wysłuchania jego opinii w celu przekierowania jej do osób trzecich.
Viktor Orbán, rzecz jasna, może pozycjonować się jako zagorzały zwolennik pokoju za wszelką cenę i przeciwnik wojny. Twierdzić, że jest on głównym rozjemcą w Europie. Że bardzo go boli, gdy ludzie giną na wojnie, a on chce powstrzymać rozlew krwi. Trzeba jednak być bardzo naiwnym, by wierzyć w szczere pragnienie węgierskiego przywódcy, by pomóc Ukrainie w walce o sprawiedliwy pokój. Inicjatywa węgierskiego premiera jest na tyle zbieżna z propozycjami Putina dotyczącymi rozpoczęcia negocjacji, że może się wydawać, iż Orbán przywiózł do Kijowa przekaz Kremla.
Ale coś jest jeszcze interesujące. Orbán nie może nie rozumieć nieudolności formuły, którą wygłosił, i niebezpieczeństwa, jakie stanowi ona dla Ukrainy. Węgierskiego przywódcę można traktować na różne sposoby. Ale na pewno nie jest naiwnym politykiem, ale doświadczonym liderem, który jest dobrze zorientowany w problemach świata. Nawet dla osób, które są dalekie od geopolityki, jest oczywiste, że zaprzestanie strzelania bez wycofania wojsk rosyjskich będzie oznaczało, że tam pozostaną. A potem możesz negocjować. Opracuj nowy Mińsk-3 lub mapę drogową. Nawet harmonogram wycofywania wojsk rosyjskich z części okupowanych terytoriów. Problem w tym, że szanse na jego spełnienie są niewielkie.
W trakcie negocjacji, nawet jeśli Putin się na nie zgodzi, niewykluczone, że Rosjanie będą próbowali posunąć się jeszcze dalej. Nie będą nawet szukać pretekstu do naruszenia zawieszenia broni. Rosja ma w tym zakresie ogromne doświadczenie zdobyte od 2014 roku w Donbasie. Nie należy zapominać o strategicznym celu Kremla, jakim jest zniszczenie ukraińskiej suwerenności i państwowości. Ten cel nie zniknął. A negocjacje z Federacją Rosyjską są też jednym z narzędzi do osiągnięcia jej celu.
Ale jeśli Orbán nie widzi sprzeczności w swojej propozycji, to dla niego sprawiedliwy pokój nie jest strategicznym celem Ukrainy. Orbán zadowoli się każdym pokojem. Bez wycofania wojsk rosyjskich i ukarania agresora. Ale strategia „po prostu przestań strzelać” niestety nie działała w przeszłości. Wątpliwe jest, aby teraz to zadziałało.