6 czerwca prezydent Francji Emmanuel Macron wygłosił stosunkowo sensacyjne oświadczenie. W wywiadzie dla stacji telewizyjnych Płyta TF1 i Francja 2 oświadczył, że zamierza dostarczyć Ukrainie pewną liczbę zmodernizowanych myśliwców wielozadaniowych Miraż 2000-5. „Pozwolą Ukrainie chronić swoje terytorium i przestrzeń powietrzną” – powiedział. Jednocześnie prezydent zapowiedział, że Francja wkrótce zaprosi ukraińskich pilotów na szkolenie. Ponadto w kraju przeszkolonych zostanie 4,5 tys. ukraińskich żołnierzy. A zanim to nastąpi, francuscy instruktorzy przyjadą w Ukrainę, aby na miejscu przeszkolić tysiące ukraińskich rekrutów.
Dlaczego sensacyjność tej wiadomości jest „względna”. W ciągu ostatnich kilku miesięcy świat przyzwyczaił się do nieoczekiwanych wypowiedzi francuskiego prezydenta, począwszy od jego lutowej wypowiedzi o celowości wysłania zachodnich wojsk w Ukrainę. Dla nas te niespodzianki ze strony Macrona są miłe, dla Rosjan – oczywiście wręcz przeciwnie, dla wielu zachodnich partnerów – szokujące. A raczej szokowały, ale z czasem coraz bardziej przyzwyczajają się zarówno do tych wypowiedzi, jak i samej idei potrzeby szerszego i głębszego zaangażowania w wojnę rosyjsko-ukraińską.
W końcu, jaki był powód tych wszystkich wypowiedzi Emmanuela Macrona? Wielka miłość do Ukrainy, troska o jej interesy i o życie obywateli? Ledwo. Chęć przypodobania się Wołodymyrowi Zełenskiemu w przeddzień jego wizyty we Francji? Do pewnego stopnia, ale nie jest to nawet bliskie głównego powodu. Głównym motorem było wyraźne uświadomienie sobie przez francuskiego prezydenta, że wojna rosyjsko-ukraińska nie jest obca jemu, jego krajowi i całej Europie.
Rosja staje się coraz bardziej niebezpieczna. Stawia swoją produkcję na stopie wojennej, co oznacza, że jej militaryzacja nie zakończy się w ciągu roku, dwóch czy pięciu. Do tej pory Europa mogła liczyć na militarną ochronę Stanów Zjednoczonych, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć, na ile te nadzieje okażą się uzasadnione po zwycięstwie izolacjonisty Donalda Trumpa w listopadowych wyborach. Z drugiej strony Europa jest nadal powolna i inercyjna, jeśli chodzi o globalne bezpieczeństwo. Podejmowane są pewne próby wyjścia jakoś z sytuacji totalnego pacyfizmu, ale są one wyraźnie niewystarczające.
Taka jest brutalna rzeczywistość na początku trzeciego roku pełnoskalowej inwazji Władimira Putina w Ukrainę. Co więcej, władca Kremla i jego kumple od samego początku deklarowali, że są w stanie wojny z „kolektywnym Zachodem”. Jednak ten „kolektywny Zachód” od dawna traktuje takie stwierdzenia jako głupie żarty. I właśnie teraz zaczął rozumieć, że nie ma tu zapachu żartów.
Kilka dni temu podczas spotkania z redaktorami zachodnich agencji informacyjnych Putin z pianą na ustach przekonywał, że Rosja nigdy nie rozpocznie wojny z Zachodem. „Wymyślili, że Rosja chce zaatakować NATO. Jesteś kompletnie szalony, czy co? Głupi jak ten stół? Kto to wymyślił? To nonsens, nonsens” – emocjonalnie zapewniał Zachód rosyjski przywódca o swoich wyjątkowo pokojowych zamiarach.
Ale zamiast go uspokoić, tylko jeszcze bardziej mnie spięty. Bo po co tyle gotować, skoro sumienie jest czyste. No właśnie, na ile „czysto”, skąd Putin ma czyste sumienie? W każdym razie zapewnienia Putina tradycyjnie pokazują, że wszystko będzie dokładnie odwrotne. Przypomnijmy sobie, jak żarliwie zapewniał kiedyś, że Krym jest ukraiński i Rosja nigdy na niego nie wkroczy. A potem, że „zielone ludziki” to nie rosyjska armia. Albo, że w Donbasie – „ich tam nie ma”. I jak uparcie Putin przekonywał Zachód, że nie dojdzie do inwazji w Ukrainę na pełną skalę – do końca lutego zapewniał, że nie ma najmniejszego powodu do zmartwień.
A teraz są zapewnienia, że Rosja nie zaatakuje „kolektywnego Zachodu”. Ale przede wszystkim musimy przyznać, że Rosja już go zaatakowała. Zaatakowała Ukrainę, która była w trakcie intensywnej integracji z Zachodem. I wszyscy rozumieją, że nie jest to tylko „specjalna operacja wojskowa”, której rzekomym celem jest zagwarantowanie bezpieczeństwa Rosji. W rzeczywistości Putin próbuje zniszczyć nowoczesny proeuropejski naród ukraiński, jego państwo, które, choć niezbyt nieudolnie, wciąż porusza się po drodze integracji europejskiej i euroatlantyckiej. Dlatego Kreml zaczął już niszczyć geopolityczne fundamenty Starego Kontynentu. Skala i konsekwencje tego geostrategicznego zakłócenia są nadal trudne do zrozumienia.
Jasne jest jednak, że dzieje się coś niezwykle niebezpiecznego, co zagraża pokojowi i dobrobytowi na kontynencie, które trwają od zakończenia II wojny światowej. W związku z tym Europa będzie musiała szybko i radykalnie zrewidować europejską koncepcję „miękkiej siły” i uzupełnić ją o znacznie twardsze komponenty. Bo bez tego nie da się już uniknąć jeszcze większej wojny. Plan Unii Europejskiej polega na jak największym rozszerzeniu stosunków handlowych i współpracy gospodarczej z Rosją, aby wciągnąć ją w europejskie pole prawne, a tam w pole prawa zachodniego.Na przykład w przypadku Stanów Zjednoczonych Ameryki, Stanów Zjednoczonych Ameryki i Stanów Zjednoczonych Ameryki, Stanów Zjednoczonych Ameryki,
Brutalna wojna w Ukrainie i coraz bardziej agresywne zachowanie Moskwy już teraz zmieniają nastawienie do koncepcji obronności i bezpieczeństwa na Starym Kontynencie. Czołowi europejscy politycy pilnie zaczynają zmieniać priorytety. Teraz najważniejsze jest wsparcie militarne dla Ukrainy, która jest awangardowym bojownikiem przeciwko destrukcyjnym wpływom Kremla. Jednocześnie Europa musi w przyspieszonym tempie modernizować własne armie i służby bezpieczeństwa. To w naturalny sposób doprowadzi do transformacji europejskich gospodarek i boomu w przemyśle obronnym.
Jednocześnie europejscy przywódcy muszą raz na zawsze porzucić ideę, że czas sprzed rosyjskiej inwazji w Ukrainę może powrócić. To wszystko, zapomnijcie, z Rosją nie będzie już nic takiego, przynajmniej do śmierci Putina i całkowitej transformacji całego systemu władzy na Kremlu. W związku z tym kraje europejskie będą musiały przejść na szybkie wydatki na obronę. Zwiększając je do poziomu niewidzianego od dziesięcioleci od upadku muru berlińskiego. Zapomniane i zaniedbane tradycje wojskowe będą musiały zostać przywrócone. Oczywiście konieczny będzie powrót do poboru do wojska. Odpowiednie środki są już przygotowywane przynajmniej w Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii.
Si vis pacem, para bellum – jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny – to starożytne hasło Cesarstwa Rzymskiego staje się bardziej aktualne dla współczesnej Europy niż kiedykolwiek.