W ostatnim czasie Kreml coraz częściej sygnalizuje zamiar rozpoczęcia negocjacji, a nawet zaprzestania konfrontacji zbrojnej, osiągnięcia porozumienia, oczywiście „z uwzględnieniem realiów na miejscu”. Wydawać by się mogło, że rosyjskie kierownictwo tego potrzebuje, bo armia rosyjska jest podobno dość silna, a nawet jakoś się naprzód. Ale tak naprawdę, co jest „podobno” i „jakoś”.
Międzynarodowi analitycy wojskowi wyraźnie identyfikują ogromne problemy rosyjskich sił zbrojnych z pojazdami opancerzonymi, amunicją i zasobami ludzkimi. Rekrutacja w Rosji idzie bardzo źle, nawet jak na milionowe wypłaty, które są oferowane rekrutom. A Kreml nie spieszy się z uruchomieniem nowej fali mobilizacji, mając wyjątkowo negatywne doświadczenia z poprzedniej próby.
Analitycy ekonomiczni widzą wyraźne oznaki, że rosyjska gospodarka działa na granicy swoich możliwości. Choć priorytet sektora obronnego prowadzi z jednej strony do wzrostu PKB, to z drugiej prowadzi do utraty środków reprodukcji rozwoju gospodarczego. W końcu wyprodukowana broń nie przyczyni się w żaden sposób do tworzenia nowych sektorów gospodarki, jej celem jest zagubienie się na polu bitwy, dlatego nie powróci już do przemysłowego cyklu tworzenia produktów.
Eksperci przewidują, że w tym trybie rosyjska gospodarka jest w stanie zmagać się jeszcze przez dwa lata. Owszem, niektóre programy socjalne będą musiały zostać obcięte, ale w tym okresie uda się uniknąć załamania.
Tymczasem nikt nie jest w stanie dokładnie przewidzieć, jak długo ukraińska gospodarka i armia będą w stanie się utrzymać, ponieważ wszystko zależy od pomocy Zachodu. Na razie ten aspekt wygląda optymistycznie, zwłaszcza po uzgodnionej decyzji „Wielkiej Siódemki” o przekazaniu Ukrainie kolejnych 50 mld dolarów z tytułu wpływów z zamrożonych rosyjskich aktywów. Trudno jednak przewidzieć, jak potoczą się sprawy po prawdopodobnej zmianie władzy w kluczowych państwach Zachodu.
Dlatego Ukraina nie stroni od inicjatyw pokojowych, a przede wszystkim mówimy o szczycie pokojowym, który rozpocznie się w tych dniach w szwajcarskiej Lucernie. Ta inicjatywa Kijowa i Berna wbiła Rosji kość w gardło, więc próbowała ze wszystkich sił, jeśli nie zakłócić, to przynajmniej zdyskredytować to wydarzenie. I trzeba przyznać, że Kreml jest w tym całkiem dobry, zwłaszcza po tym, jak udało mu się wciągnąć Chiny swoimi możliwościami, kapitałem i wpływami w ten brudny biznes. W rezultacie, spośród 160 krajów zaproszonych na konferencję, tylko połowa zgłosiła się na ochotnika.
Dlaczego Rosja tak bardzo bała się szczytu w Szwajcarii? Ponieważ może wypracować międzynarodowy konsensus w sprawie zakończenia wojny. Oczywiste jest, że opierałby się on na traktatach międzynarodowych i Karcie Narodów Zjednoczonych, które przewidywałyby zachowanie integralności terytorialnej Ukrainy nie tylko jako członka ONZ, ale także jako kraju założyciela. Oznacza to, że wszystkie żądania Kremla, by „wziąć pod uwagę realia na miejscu”, nastąpiłyby, jak mówią, po rosyjskim okręcie wojennym.
Choć generalnie te „realia lądowe” wyglądają dość dziwnie w świetle celów „specjalnej operacji wojskowej” deklarowanej przez Władimira Putina, a mianowicie: denazyfikacji i demilitaryzacji. Nie padło ani jedno słowo o zagarnianiu cudzych ziem, nie mówiąc już o aneksji. Chociaż, jak podejrzewam, nikt nie wie, jaki jest cel „specjalnej operacji wojskowej”, nawet sam rosyjski dyktator. Tak, od czasu do czasu powtarza, że rzekomo „cele specjalnej operacji wojskowej nie zostały jeszcze osiągnięte” i dlatego Rosjanie będą musieli kontynuować walkę. Ale jakie to są cele – Rosjanie, nawet ci, którzy są wysyłani na pewną śmierć, nie mają pojęcia.
Pozwólmy sobie na sformułowanie tych celów zamiast Putina. Załóżmy, że jest to powrót terytorium całego byłego Związku Radzieckiego pod kontrolę Moskwy. Sam szef Kremla przyznał kiedyś, że uważa rozpad ZSRR za największą katastrofę geopolityczną XX wieku. Logiczne jest zatem założenie, że stara się on odbudować na miarę swoich pragnień i możliwości to, co zniszczyli jego kremlowscy poprzednicy – Michaił Gorbaczow i Borys Jelcyn (choć w rzeczywistości Unia rozpadła się z obiektywnych przyczyn politycznych i gospodarczych – ale nie o tym teraz mówimy). Ciekawe, co na ten temat sądzą sojusznicy Rosji w OUBZ – Kazachstan, Kirgistan, Uzbekistan, Tadżykistan. Czy są gotowi zrezygnować ze swojej suwerenności, aby zadowolić Putina? Bardzo w to wątpię. Chociaż kto by ich o to pytał.
W każdym razie istnieje wyraźny konflikt paradygmatów historycznych. Jeśli Putin próbuje przywrócić ZSRR, czyli unię republik, to jaki ma problem z rozbiciem tych republik? Wcześniej tak było w Gruzji, kiedy Abchazja i Osetia Południowa zostały odcięte przez rosyjskie ręce. Wcześniej Naddniestrze zostało odebrane Mołdawii. Chociaż, przynajmniej w tych przypadkach, nie doszło do aneksji okupowanych terytoriów przez Rosję. Ale w przypadku Ukrainy to się dzieje. W marcu 2014 roku Rosja zaanektowała ukraiński Krym i zapisała go w swojej konstytucji. A we wrześniu 2022 r. w podobny sposób instytucje siłowe Rosji (prezydent, Duma Państwowa, Rada FederacjiAneksja okupowanych części obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego została prawnie usankcjonowana. Co więcej, w ustawowym związaniu „nowo nabytych ziem” z Rosją doszło do kolizji w kolizji, ponieważ nikt nie ustalił dokładnie, gdzie znajdują się „nowe granice”. Wzdłuż linii frontu? A co zrobić, gdy się przesunie – szybko zmienić granice? Albo wzdłuż granic administracyjnych regionów? A co Rosja ma wspólnego z granicami administracyjnymi w Ukrainie i co mogą mieć granice regionów do granic państwowych?
Cóż, miejmy jeszcze więcej dziennikarskiej śmiałości i załóżmy, że Putin postawił sobie twardy cel – zdobyć całą Ukrainę. Ponownie dochodzi do konfliktu historyczno-prawnego: rosyjskie kierownictwo twierdzi, że nie uznaje nie tylko obecnego państwa ukraińskiego, ale nawet jego poprzednika, Ukraińską Socjalistyczną Republikę Radziecką. Kreml doprowadza do wściekłości Lenina i Stalina, którzy dopuścili do istnienia tego podmiotu państwowego. Wtedy logiczne jest założenie, że Putin nie odbudowuje ZSRR, ale Imperium Rosyjskie. I w jakich granicach? Wzdłuż rzeki Zbruch? Bez Galicji, Zakarpacia i Bukowiny? A może i tam apetyt się rozciąga?
Wszystkie te pytania brzmią dość głupio dla naszych czytelników. Ale z drugiej strony, jak zrozumieć podstawy i cele inwazji. Na tym polega geopolityczny paradoks: Putin rozpętał najkrwawszą wojnę od zakończenia II wojny światowej, ale nie jest w stanie sformułować ani przyczyn wojny, ani jej celów.
Tak, cały ideologiczny przemysł propagandowy aktywnie działa teraz w Rosji, angażując setki doktorów i profesorów z różnych nauk humanistycznych, aby uzasadnić tę wojnę. Ale z ich obecnej pracy jasno wynika, że nie wychodzi z nich nic wartościowego.
Na przykład za namową znanego rosyjskiego vlogera opozycyjnego Maxima Katza zwróciłem uwagę na lojalnego wobec Kremla profesora z Petersburga, doktora nauk historycznych Władimira Fortunatowa, a w szczególności na jego monografię o obiecującym tytule „Specjalna operacja wojskowa jako wyjście z impasu w naukach humanistycznych”. Nic nie jest takim stwierdzeniem, które sugeruje, że do 2022 roku rosyjska humanistyka znajdowała się w stanie zapaści, z której tylko wojna Putina może ją wyprowadzić. Autor nie bardzo wyjaśnia, jak to wywnioskować, twierdzi jedynie, że „naród ukraiński przeszedł przeformatowanie w duchu antyrosyjskim i rusofobicznym, ale w toku przemyślanej denazyfikacji naród ukraiński odnajdzie się we współczesnym świecie”. Jak Ukraińcy, nawet jeśli założymy, że są zatwardziałymi rusofobami, ingerowali w rosyjską humanistykę – w artykule nie znajdziecie żadnych wyjaśnień, a także ani jednej merytorycznej opinii na temat zasadności „specjalnej operacji wojskowej”.
Nie mniej „interesująca” była wspólna praca doktora nauk prawnych prof. Siergieja Inszakowa i deputowanego Jednej Rosji Wiktora Kazakowa pt. „Specjalna operacja wojskowa jako narzędzie zwiększania poziomu potencjału antykorupcyjnego”. To znaczy, znowu: przed wojną w Rosji próby przezwyciężenia korupcji były beznadziejne, więc trzeba było rozpętać wojnę, aby ruszyć z miejsca. Czy tak to wygląda?
„Niemal na naszych oczach społeczeństwo obywatelskie przekształca się ze zjawiska amorficznego w podmiot aktywny i celowy, zdolny do ujawnienia palących problemów korupcji i postawienia pytania o wyeliminowanie ich przyczyn” – piszą autorzy. Cóż, wiemy bardzo dobrze, w co zmieniło się społeczeństwo obywatelskie w Rosji w ciągu ostatnich dziesięciu lat. A w ciągu ostatnich dwóch lat machina władzy w końcu zmiażdżyła wszystkie pozostałości oddolnej aktywności. Władze szczególnie okrutnie traktowały tych, którzy walczyli z korupcją. Jakże nie wspomnieć tragicznych losów Aleksieja Nawalnego. Dlatego szczytem cynizmu są następujące słowa w artykule: „W stosunku do tych przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego, którzy dążyli do poprawy naszego życia i uwolnienia kraju od korupcji, W.W. Putin wykazał się wysoką tolerancją”. Choć można to odebrać jako rodzaj ironii ze strony autorów, że – jak twierdzą – Putin toleruje wybryki różnych publicznych działaczy antykorupcyjnych, mimo że sprawiają mu one przykrość.
Dla śmiechu przytoczę inny utwór z tej samej opery. Jej tytuł brzmi „Przyczyny współczesnych sytuacji kryzysowych i potrzeba specjalnej operacji wojskowej”. Autorami są profesor nadzwyczajny Siergiej Kalinin i profesor Borys Fedułow z Instytutu Prawa Barnauł Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rosji. Wypadki kryzysowe w prezentacji autorów to rozmaite przejawy masowej aktywności obywatelskiej, a przede wszystkim „kolorowe rewolucje”, sprowokowane oczywiście przez Amerykanów. Ten ostatni chciał też „zmącić wodę” w Rosji. Aby powstrzymać całe to oburzenie, Putin musiał rozpętać wojnę. „Aby zapobiegać i eliminować sytuacje kryzysowe, obiektywnie potrzebne są operacje specjalne, a w związku z komplikacją sytuacji międzynarodowej wymagane są również specjalne operacje wojskowe” – zapewniają autorzy.
Takie rosyjskie arcydzieła opinii publicznej można cytować godzinami. Jednak w żadnej z prac nie znajdziemy mniej lub bardziej przekonującego argumentu przemawiającego za przeprowadzeniem „specjalnej operacji wojskowej”. Nawet jeśli jest to dyskNa przykład w przypadku Stanów Zjednoczonych Ameryki ważne jest, aby zauważyć, że Sekretarz Generalny Stanów Zjednoczonych Ameryki nie jest członkiem Chciałbym zadać pytanie retoryczne: gdzie się podziały te wszystkie „giganty myśli”, cała ta szkoła humanitarna, którą Moskwa tworzy od czasów imperialnych, ściągając najbystrzejsze umysły z peryferii kraju?
Całe to pisanie przypomina nieco wywiad Putina z Tuckerem Carlsonem, kiedy szef Kremla próbował wyjaśnić amerykańskiej publiczności inwazję w Ukrainę listami Bohdana Chmielnickiego i brakiem słowa „Ukraina” na mapach XVI wieku.
Tak czy inaczej, w sytuacji takiego ideologicznego upadku Putin kontynuuje wojnę, a miliony jego poddanych nadal mocno wierzą w celowość tej beznadziejnej sprawy (lub przynajmniej udają, że wierzą). Jednocześnie ta nieracjonalność (tj. brak konieczności racjonalnego uzasadnienia) wskazuje, że strona rosyjska nie zamierza zakończyć wojny. Przynajmniej tak długo, jak Putin żyje i jest u władzy. A sygnały pokoju z Kremla to kolejna propagandowa operacja specjalna.