W tym tygodniu w Ukrainie odbyła się historyczna wizyta prezydenta Francji Emmanuela Macrona w Berlinie. Czym jest dla nas jego historyczność? W wypowiedziach wygłoszonych podczas spotkania francuskiego przywódcy z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem. Bo lwia część z nich dotyczyła Ukrainy i jej zaciekłej walki z rosyjską agresją.
Macron po raz kolejny potwierdził więc zamiar wysłania francuskich żołnierzy w Ukrainę w razie zagrożenia. W przypadku czego? Nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi. Francuski prezydent nadal utrzymuje Kreml w sytuacji strategicznej niepewności. „Oczywiście nie chcę, żeby Putin myślał, że to się nie wydarzy w żadnych okolicznościach” – powiedział.
Z kolei Scholz nie planuje wysłania wojsk Bundeswehry w Ukrainę „w żadnych okolicznościach”. Jednak, nie daj Boże, ktoś zinterpretuje go jako najnowszy Drang nach Osten. Powtórzył, że NATO nie dąży do konfrontacji z Rosją i nie zrobi niczego, co uczyniłoby z Sojuszu stronę konfliktu.
Co uzgodniły strony? Przede wszystkim chodzi o utrzymanie Ukrainy tak długo, jak będzie trzeba. Bo Zachód w końcu odkrył tę tajemnicę, że jeśli Putin zje Ukrainę, będzie to pierwszy kawałek, który tylko zaostrzy jego imperialistyczny apetyt. Dlatego zarówno Macron, jak i Scholz jasno stwierdzili, że Rosja nie powinna w żadnym wypadku wygrać wyborów.
Ale słyszeliśmy to już wcześniej. I właśnie teraz przechodzimy do historycznych wypowiedzi, które wyleciały z ust Macrona, a co najważniejsze – Scholza. Ostatecznie obaj dali zielone światło na użycie broni, którą Francja i Niemcy dostarczyły Ukrainie, do uderzenia w cele na terytorium Rosji. Jednak pod pewnymi warunkami. Prezydent Francji powiedział, że Ukraina może „zneutralizować” cele w Rosji, „z których wystrzelono rakiety, ale nie inne cele cywilne lub wojskowe”. Kanclerz Niemiec dodała, że Ukraina może użyć dostarczonej broni „w ramach prawa międzynarodowego”. Warunek Scholza nie wydaje się jednak restrykcyjny, ponieważ żadne prawo międzynarodowe nie zabrania obrony przed agresją poprzez atakowanie jakichkolwiek uzasadnionych celów na terytorium agresora. „Uzasadnione cele” nie oznaczają oczywiście cywilów, którzy nigdy nie byli obiektem zainteresowania Sił Zbrojnych Ukrainy.
Oto, co miał do powiedzenia Michael Clarke, były dyrektor think tanku Królewski Instytut Usług Królewskich, W komentarzu dla firmy telewizyjnej i radiowej Deutsche Welle: „Bardzo trudno jest określić podstawę prawną jakichkolwiek zakazów dla Ukrainy nieużywania zachodniej broni na uznanym terytorium Rosji. Zgodnie z art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych Ukraina ma prawo się bronić, w tym uderzając na terytorium napastnika.
Deputowany Jehor Czerniew, szef stałej delegacji Ukrainy do Zgromadzenia Parlamentarnego NATO, powiedział w komentarzu dla Politico, że dla Ukrainy uzyskanie zgody na uderzenie w Rosję zachodnią bronią „jest kwestią przetrwania i naszej obrony”. „Prosimy o pozwolenie na odwet i uderzenie na legalne cele wojskowe w Rosji” – powiedział.
O egzystencjalnym znaczeniu umożliwienia naszym zachodnim partnerom uderzenia w strategiczne cele na terytorium Rosji pokazała majowa ofensywa rosyjska w obwodzie charkowskim. „Mając wszystkie dane wywiadowcze, widząc, gdzie koncentrują swoje wojska, swój sprzęt, nie mieliśmy możliwości przeprowadzenia uderzenia wyprzedzającego, aby uniemożliwić im przekroczenie granicy. Musieliśmy zareagować dopiero po przekroczeniu granicy, przez co straciliśmy kilka wiosek i ludzi” – wyjaśnił Czerniew.
Jednocześnie ofensywa charkowska Rosjan zmusiła Zachód do szybkiej i radykalnej zmiany stanowiska w tej kwestii. Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg stwierdził, że Ukraina ma prawo uderzać w cele wojskowe na terytorium Rosji przy pomocy dostarczonej zachodniej broni. „Nadszedł czas, aby sojusznicy rozważyli, czy powinni znieść niektóre ograniczenia, które nałożyli na użycie broni, którą dostarczyli Ukrainie. Ukraina ma prawo się bronić. Dotyczy to również uderzeń na legalne cele wojskowe na terytorium Rosji” – powiedział Stoltenberg w wywiadzie dla gazety Ekonomista. Josep Borrell, wysoki przedstawiciel Unii Europejskiej do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, uznał ataki Sił Zbrojnych Ukrainy na obiekty na terytorium Rosji za uzasadnione. „Jest to całkowicie legalne z punktu widzenia prawa międzynarodowego, o ile są one wymierzane proporcjonalnie” – powiedział Borrell.
W rezultacie, państwa NATO zaczęły znosić ten absurdalny zakaz jeden po drugim. Początkowo Wielka Brytania sankcjonowała niszczenie obiektów wojskowych w Rosji za pomocą dostarczonej przez siebie broni. Po pierwsze, pociski rakietowe Cień burzy. Następnie Szwecja, Finlandia, kraje bałtyckie, Holandia, Polska, Czechy i Kanada dały zielone światło. I tak, jak już wspomnieliśmy, do listy dołączyły Francja i Niemcy. Możemy więc ostrzeliwać rosyjskie terytorium FrancuzówNa przykład w przypadku Stanów Zjednoczonych Ameryki, Stany Zjednoczone Ameryki i SKALP (które są odpowiednikami Storm Shadow). Nie jest jeszcze jasne, jak Niemcy powinni strzelać do Rosji. Mamy wielką nadzieję, że Scholz w końcu zdecyduje się dostarczyć nam potężne pociski dalekiego zasięgu BYK, co rozwiązałoby wiele problemów z przełamaniem logistyki rosyjskich okupantów. A jak przekonywał słynny amerykański generał z czasów I wojny światowej, John Pershing, „piechota wygrywa bitwy, logistyka wygrywa wojny”.
Szkoda, że premier Włoch Giorgia Meloni, która do tej pory tak żarliwie wspierała Ukrainę, zdecydowanie sprzeciwiła się udzieleniu takiego pozwolenia. Chociaż jego zakaz nie będzie miał żadnych praktycznych konsekwencji, ponieważ Włochy i tak nie dały nam broni dalekiego zasięgu.
Ale opór Stanów Zjednoczonych przysparza nam wiele smutku. Bo gdybyśmy wystrzelili rakiety Kamery ATACAMS Przynajmniej cele w stosunkowo bliskiej odległości od granic – lotniska, magazyny, stanowiska dowodzenia, węzły komunikacyjne itd. – wtedy najprawdopodobniej nie byłoby ofensywy charkowskiej. A przy pozostałych operacjach wojskowych na wschodzie Ukrainy Rosjanie mieliby poważne problemy.
Rozwiązanie tej kwestii z Białym Domem zostało karygodnie opóźnione. I są dziwne huśtawki. Sekretarz stanu Anthony Blinken podczas wizyty w Kijowie, odpowiadając na pytanie o dopuszczenie do użycia amerykańskiej broni do uderzenia na terytorium Rosji, powiedział: „Ukraina sama decyduje, jak prowadzić tę wojnę, wojnę obronną, wojnę, którą Ukraina prowadzi w obronie swojej suwerenności, swojego terytorium”. Zaznacza jednak, że Waszyngton nie zachęca do takich działań.
Co to? Pozwolenie? Na to wygląda, choć bardzo ostrożnie. Później jednak głos zabrał rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego Białego Domu John Kirby, który powiedział: „W tym momencie nie ma żadnych zmian w naszej polityce, nie zachęcamy ani nie pozwalamy na użycie amerykańskiej broni do uderzeń na terytorium Rosji”.
Co więcej, Waszyngton grozi nawet Ukrainie palcem za uderzenie własną bronią w pozornie uzasadnione cele na terytorium Rosji. Wcześniej Biały Dom wyraził niezadowolenie z faktu, że niszczymy rosyjskie rafinerie ropy. Chociaż to właśnie te kompleksy dostarczają paliwo rosyjskim pojazdom opancerzonym, które się w kierunku donieckim i charkowskim. Wówczas zaniepokojenie Waszyngtonu wywołały ataki ukraińskich dronów na dwie rosyjskie instalacje radarowe (Woroneż-M w Orsku w obwodzie orenburskim i radar w Kraju Krasnodarskim). Ponieważ obiekty te są podłączone do rosyjskiego systemu wczesnego ostrzegania przed zagrożeniem nuklearnym. I że Rosja może rzekomo postrzegać te ataki jako atak na obiekty systemu nuklearnego i w związku z tym odpowiedzieć bronią atomową. Ale, jak widzimy, nigdy nie nastąpiła żadna reakcja atomowa.
Ogólnie rzecz biorąc, sytuacja z ustanowieniem przez Rosję pewnych „czerwonych linii” jest bardzo interesująca i pouczająca. Kreml oświadczył wówczas, że będzie ostro reagował na Zachód za dostawy jakiejkolwiek broni w Ukrainę. Kiedy Zachód „zebrał się na niewiarygodną odwagę” i dostarczył trochę broni, Kreml nie miał innego wyjścia, jak tylko wycofać się i wytyczyć kolejną „czerwoną linię”, która teraz przewidywała odwet za dostawy ciężkiej broni, czyli artylerii. Zachodnie systemy artyleryjskie już dotarły. Linia przesunęła się nieco bardziej w kierunku systemów rakietowych wielokrotnego startu, następnie do uderzeń na Krym, następnie do dostaw czołgów, następnie do dostaw rakiet dalekiego zasięgu, a następnie do samolotów. Od czasu do czasu rosyjskie „czerwone linie” są przekraczane i nie widać ani jednej obiecanej fatalnej reakcji. Może więc nadszedł czas, aby Zachód zrozumiał, że nie będzie odpowiedzi, ponieważ nie ma nic szczególnego w tym, jak i z czym.
I wygląda na to, że Waszyngton w końcu zaczął zdawać sobie z tego sprawę. Prezydent USA Joe Biden od dawna sprzeciwia się zezwoleniu Ukrainie na uderzenie amerykańską bronią na terytorium Rosji z obawy, że może to przerodzić się w bezpośrednią konfrontację z przeciwnikiem uzbrojonym w broń jądrową. Administracja USA wciąż debatuje nad tą kwestią, ale jest coraz bliżej pozytywnej odpowiedzi. Twierdzi o tym gazeta Dziennik „New York Times”, powołując się na swoje źródła w Białym Domu. „Prezydent Biden zbliża się do tego, co może okazać się jedną z jego najważniejszych decyzji w wojnie w Ukrainie: zniesienia zakazu używania amerykańskiej broni na terytorium Rosji” – pisze gazeta.
Część doradców Bidena twierdzi, że ich zdaniem zmiana stanowiska amerykańskiego przywódcy w tej kwestii jest nieunikniona. Uważają jednak, że jeśli prezydent zmieni zdanie, prawdopodobnie pojawią się surowe ograniczenia dotyczące tego, jak Ukraińcy będą mogli korzystać z broni dostarczonej przez Amerykanów. Oczywiście pozwolenie będzie wydawane tylko na ataki na obiekty wojskowe znajdujące się bezpośrednio przy granicy ukraińsko-rosyjskiej. Jednocześnie Biden prawdopodobnie utrzyma zakazoraz użycie amerykańskiej broni do uderzenia w głąb rosyjskiego terytorium lub infrastruktury krytycznej.
Cóż, niech tak przynajmniej będzie na razie. W ten sposób zostanie przekroczona kolejna „czerwona linia”, a następnie następna.