W demontażu porządku światowego, którego jesteśmy świadkami, Chiny zajmują szczególne miejsce. Pekin nie przyłączył się jeszcze otwarcie do redystrybucji granic państwowych. Ale jego rola w różnych destrukcyjnych zjawiskach na planecie jest niewątpliwie widoczna. Nie przeszkadza to jednak chińskiemu przywódcy Xi Jinpingowi udawać reprezentacyjnego polityka. Pekin prowadzi własną, podstępną grę, w której Ukraina jest pionkiem na globalnej politycznej szachownicy.
W ciągu ostatniego miesiąca toczyły się aktywne, ale częściowo tajne procesy dyplomatyczne między Stanami Zjednoczonymi, Chinami i Europą. Były one próbą wzajemnego poznania swoich stanowisk i ustalenia, czy istnieje możliwość ich skorygowania. Zachód zdaje sobie sprawę, że rosyjska machina wojenna nabrała rozpędu dzięki chińskiemu wsparciu przemysłowemu. I bardzo chcielibyśmy, żeby Pekin zmienił swoje stanowisko. Ale Chiny grają w swoją grę. ChRL próbuje przy tym udawać stronę bezinteresowną, która rzekomo znajduje się całkowicie poza konfliktem. Nie przestaje jednak szukać słabych punktów wśród swoich zachodnich sojuszników.
Wszystko zaczęło się od wizyty sekretarza stanu USA Antony’ego Blinkena w Chinach pod koniec kwietnia. Przed wizytą w Chinach amerykański dyplomata skrytykował Pekin za militarne wsparcie dla Rosji. „Jeśli chodzi o kompleks wojskowo-przemysłowy Federacji Rosyjskiej, głównym dostawcą są w tej chwili Chiny. Widzimy, jak Chiny dzielą się obrabiarkami, półprzewodnikami i innymi towarami podwójnego zastosowania, które pomogły Rosji odbudować jej przemysł obronny” – powiedział Blinken. Ostrzegł też, że Ameryka podejmie działania, jeśli Chiny nie przestaną wspierać Rosji. Za tymi słowami nie kryły się jednak żadne poważne działania. Nałożenie sankcji na kilka chińskich przedsiębiorstw nie może być uznane za takie.
Po wizycie Blinkena Xi Jinping na początku maja udał się w podróż po Europie. Głównym celem jego wizyty było spotkanie z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem. Xi nie bez powodu wybrał Paryż jako cel swojej podróży. Doskonale zdaje sobie sprawę, że przywódcy polityczni świata zachodniego nie mają konsensusu w wielu ważnych kwestiach, w tym w sprawie środków i czerwonych linii wsparcia dla Ukrainy oraz stosunku do problemu Tajwanu. Sygnały te są od dawna odczuwalne w Pekinie. I postanowili zbadać glebę.
Francuski prezydent słynie z buntowniczej postawy i ma własne zdanie na temat miejsca Europy w świecie. Ponieważ administracja prezydenta USA Joe Bidena od dawna waha się, czy przejąć inicjatywę w rozwiązywaniu problemów międzynarodowych, inni przywódcy zaczynają próbować swoich sił w tej roli. Nie bez powodu Macron mówi o potrzebie „wyjścia Europy z cienia Stanów Zjednoczonych” i twierdzi, że nie wyklucza wysłania francuskiej armii w Ukrainę. Ale francuski prezydent jest interesujący dla Chin nie dlatego, że zajmuje bardziej radykalne stanowisko w kwestii wspierania naszego państwa.
W kwietniu 2023 r. Emmanuel Macron po wizycie w Chinach powiedział dziennikarzom, że Europa musi zbudować „strategiczną autonomię”. A ta autonomia dotyczy przede wszystkim stosunku do problemu Tajwanu. Macron podkreślił, że „nie możemy we wszystkim naśladować Stanów Zjednoczonych i nie dać się wciągnąć w kryzysy, które nie są nasze”. Francuski przywódca dał jasno do zrozumienia, że chce trzymać się z dala od konfrontacji, jeśli wybuchnie wielka wojna o Tajwan między Chinami a Ameryką. Takie oświadczenie poruszyło serca chińskich przywódców. Nie szczędził komplementów prezydentowi Francji.
Macron nie poparł też pomysłu otwarcia biura NATO w Tokio w lipcu ub.r. Jego zdaniem, NATO powinno ograniczyć się przede wszystkim do ochrony regionu północnoatlantyckiego. „Jeśli będziemy naciskać na NATO, aby rozszerzyło swoje spektrum i geografię, popełnimy wielki błąd” – powiedział francuski przywódca. Tym przemówieniem Macron bardzo rozczarował Japonię i Stany Zjednoczone. I oczywiście zasłużył na dodatkowe punkty od Chin.
Dla ChRL bardzo ważne jest, aby Zachód nie miał wspólnego stanowiska. Tak, aby rozłam między państwami NATO pogłębiał się i nabierał bardziej realnych kształtów. Żeby Ameryka i Europa się kłóciły, a nie łączyły siły w konfrontacji z autorytarnymi reżimami na całym świecie. To jest główny cel Pekinu. Nie troska o pokój i sprawiedliwość na świecie.
Na naszych oczach rozgrywa się obecnie skomplikowana gra geopolityczna. Europa, podobnie jak Stany Zjednoczone, chciałaby, aby Chiny wycofały swoje wsparcie dla Rosji. Z drugiej strony nie wszyscy w UE są gotowi na jakiekolwiek poważne sankcje czy wojnę handlową z Chinami. Chiny są największym partnerem handlowym UE. Ma wpływ na europejskich polityków. Pekin może więc grać na własną rękę, licząc na to, że UE zabraknie odwagi do rozpoczęcia wojny gospodarczej z Chinami.
Idealnie byłoby, gdyby Chiny uczyniły Europę neutralną w kwestii Tajwanu. A Macron poważnie zwiększyłby swoją polityczną wagę i autorytet, gdyby udało mu się przekonać Chiny, że Moskwie należy wywierać presję, a nie pomagać. W rzeczywistości byłby to prawdziwy dowód na to, że Europa staje się odrębnym graczem geopolitycznym. Ale nie wygląda na to, żeXi poszedł na ustępstwa w kwestii rosyjskiej agresji. Zgodnie z wynikami europejskiej podróży szefa Chińskiej Republiki Ludowej nie widzieliśmy żadnych działań Pekinu w kierunku odmowy współpracy z Federacją Rosyjską.
6 maja Emmanuel Macron powiedział, że Xi obiecał, że nie będzie sprzedawał Rosji towarów podwójnego zastosowania. Sam chiński przywódca nie skomentował jednak tej wypowiedzi. Później brytyjski minister obrony Grant Shapps powiedział na konferencji w Londynie, że Pekin już dostarcza lub przygotowuje się do dostarczenia Moskwie śmiercionośnej broni na wojnę z Ukrainą. Podobno takie informacje są dostępne dla wywiadu państw zachodnich. Oczywiście Pekin potępił taką wypowiedź brytyjskiego polityka. Trudno jednak powiedzieć, na ile szczere było oburzenie Chin.
W połowie maja prezydent Rosji Władimir Putin złożył wizytę w Pekinie. Niewiele wiadomo o konkretnym wyniku tych negocjacji. Ale Xi nadal nazywa wojnę w Ukrainie kryzysem, a tzw. inicjatywy pokojowe Pekinu wyglądają jak zaktualizowana wersja inicjatyw Moskwy. Bo nie ma nic o wycofaniu wojsk rosyjskich z Ukrainy i konieczności postawienia agresora przed sądem. Powszechne są frazy o porzuceniu mentalności zimnowojennej, negocjacjach pokojowych, poszanowaniu suwerenności i zniesieniu jednostronnych sankcji. W takim pakiecie można umieścić wszystko, co abstrakcyjne i dobre. Nie jest to jednak zbyt skuteczne.
Nie wiadomo, co musi się stać, aby Chiny przestały nazywać rosyjską agresję w Ukrainę eufemizmem dla „kryzysu ukraińskiego”. Jeśli podążymy za logiką Pekinu, to atak Japonii w 1937 roku i okupacja jej terytorium Chin to po prostu chiński kryzys. Stąd podczas owego „kryzysu” zginęło aż 20 milionów Chińczyków. Japończycy często uciekali się do represji wobec miejscowej ludności i popełniali wiele zbrodni. Ale w ostatecznym rozrachunku podobne działania Rosji w Ukrainie są dla Chin przejawem niezrozumiałego „kryzysu”. Dziewiętnastowieczne wojny opiumowe, podczas których Cesarstwo Chińskie poniosło upokarzające porażki z rąk mocarstw zachodnich, również powinny zostać przemianowane na kryzysy opiumowe.
Zachodni politycy, a prezydent Zełenski przez inercję, wciąż próbują skłonić Chiny do zmiany polityki wobec Rosji. Choć zapewne słuszniejsze byłoby nałożenie poważnych sankcji na Pekin jeszcze wcześniej, którego gospodarka nie jest w najlepszej kondycji i jest uzależniona od rynków zbytu dla swoich produktów. W końcu sankcje powinny zostać nałożone już dawno temu przez prezydenta USA Joe Bidena, który już w 2022 r. ostrzegał Pekin, aby trzymał się z dala od wspierania Moskwy. Ale w zdecydowanych działaniach nie chodzi o współczesny Zachód. Jest to zrozumiałe w ChRL.
Nie wiemy dokładnie, co dzieje się za kulisami międzynarodowych negocjacji i spotkań. Jeśli jednak na szczycie pokojowym w Szwajcarii nie będzie pełnoprawnej reprezentacji Chin, może to być sygnał: stanowisko Chin w sprawie bliskiej współpracy z Federacją Rosyjską nie uległo zmianie. A Stany Zjednoczone i Europa nie znalazły odpowiednich argumentów ani dźwigni wpływu. I tu pojawia się pytanie, czy Zachód odważy się sięgnąć po inne, potężniejsze narzędzia. Albo po prostu przyznaje, że nie może zapobiec bliskiej współpracy Pekinu z Moskwą.