W nocy z piątku na sobotę 19 kwietnia Izrael dokonał odwetu na terytorium Iranu. Izraelski atak powietrzny miał niewielką skalę, co pozwoliło oficjalnemu Teheranowi w ogóle zaprzeczyć informacjom o ataku rakietowym i twierdzić, że irańska obrona przeciwlotnicza skutecznie zestrzeliła tylko kilka dronów. Chociaż eksperci wojskowi twierdzą, że eksplozje miały miejsce w pobliżu 8. bazy „Shekari” irańskich sił powietrznych, która znajduje się w pobliżu międzynarodowego lotniska w mieście Isfahan.
Na razie możemy więc powiedzieć, że strony wymieniły się ciosami, które nie powinny jeszcze doprowadzić do poważniejszych działań wojennych. W każdym razie Bliski Wschód znów staje się coraz bardziej gorącym punktem na kuli ziemskiej, gdzie w każdej chwili może wybuchnąć regionalny konflikt zbrojny na dużą skalę, który będzie miał wszelkie szanse przerodzić się w znacznie bardziej globalną konfrontację.
Na szczęście do tej pory strony (Izrael i Iran) wykazały się względną powściągliwością i zdrowym rozsądkiem. Mimo to pytanie nie brzmi jednak, czy uda się przywrócić pokój w regionie, ale jak daleko zajdzie spirala eskalacji.
Puszka Pandory, jak państwo wiedzą, została otwarta 7 października ubiegłego roku, kiedy Hamas rozpoczął bezprecedensowy w swojej skali, zuchwałości i brutalności atak na izraelskie osiedla w pobliżu Strefy Gazy. Brutalne zabicie ponad 1200 Izraelczyków przez bojowników Hamasu i pojmanie około dwustu osób nie mogło nie sprowokować potężnej odpowiedzi militarnej ze strony Izraela. Tak zaczęła się spirala przemocy.
Kolejną eskalację konfrontacji spowodował izraelski atak na irański konsulat w Syrii 1 kwietnia, w wyniku którego zginęli wysocy rangą oficerowie Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC). Teheran z kolei nie mógł się powstrzymać od odpowiedzi. Uderzenie odwetowe Iranu było dość potężne. A co najważniejsze, po raz pierwszy atak na Izrael został przeprowadzony z terytorium samego Iranu. Wcześniej Teheran wykorzystywał w tym celu swoich pełnomocników z innych krajów, głównie bojowników Hezbollahu w Libanie.
Tak więc w nocy 14 kwietnia Iran zaatakował terytorium Izraela około 170 dronami, 30 pociskami manewrującymi i 120 pociskami balistycznymi. Oznacza to, że skala ataku była bezprecedensowa i większa niż jakiekolwiek jednorazowe rosyjskie naloty w Ukrainę. Oczywiście irańskie wojsko studiowało taktykę rosyjskich ataków lotniczych na ukraińskie miasta. Co więcej, w obu miejscach masowo wykorzystywano irańskie drony Shahed (Rosjanie zmienili je jedynie na Geran).
Podobnie jak w konfrontacji rosyjsko-ukraińskiej, powolne irańskie drony zostały wystrzelone z wyprzedzeniem, z oczekiwaniem, że dotrą do izraelskiej strefy obrony powietrznej mniej więcej w tym samym czasie, co pociski manewrujące i balistyczne. Rosjanie wielokrotnie stosowali podobne podejście wobec Ukrainy. Celem jest, aby wolniejsze drony kamikadze i pociski manewrujące rozpraszały i uszczuplały ukraińskie systemy obrony powietrznej, umożliwiając w ten sposób pociskom balistycznym, które są znacznie trudniejsze do zestrzelenia, niezakłócone uderzanie w wybrane cele.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy Irańczycy rzeczywiście zrobili wszystko, aby nie zadać Izraelowi znaczących strat i nie sprowokować go do jeszcze bardziej niszczycielskiej odpowiedzi. Czy Teheran spodziewał się, że znacznie większy odsetek pocisków balistycznych trafi w ich cele? Wszak z jakiegoś powodu przyjęli rosyjską taktykę, to może liczyli na większy efekt. Tyle, że izraelski system obrony powietrznej okazał się znacznie skuteczniejszy niż się spodziewano.
A izraelski system ochrony przed atakami lotniczymi jest naprawdę niezwykle skuteczny, nieporównywalnie skuteczniejszy od ukraińskiego. Składa się z trzech poziomów. Najniższą z nich jest legendarna Żelazna Kopuła. Kolejną warstwą obrony przeciwrakietowej jest Proca Dawida, która chroni przed zagrożeniami krótkiego i średniego zasięgu. Kolejne miejsca zajmują „Strieła 2” i „Strieła 3” – systemy chroniące przed pociskami balistycznymi.
Teheran prawdopodobnie przeoczył również interwencję sił powietrznych sojuszników USA, Wielkiej Brytanii i Jordanii, które przechwyciły większość dronów na długo przed ich wejściem w izraelską przestrzeń powietrzną.
Jednak, jakkolwiek bezbolesny był ten atak, był to w każdym razie pierwszy bezprecedensowy bezpośredni atak Iranu na Izrael. I od tego momentu Teheran i Jerozolima znajdują się w sytuacji, w której nie mogą całkowicie pozostawić bez konsekwencji ewentualnych agresywnych działań swojego zaprzysięgłego wroga. A biorąc pod uwagę ryzyko eskalacji większe niż kiedykolwiek, scenariusz wojny na pełną skalę między Iranem a Izraelem pozostaje bardzo realną perspektywą. Nawet pomimo tego, że żadna ze stron nie jest na to gotowa i stara się tego uniknąć. Ale trajektoria konfliktu rządzi się swoimi prawami, które nie uwzględniają szczególnie życzeń stron.
„Jeśli dojdziemy do tego punktu, możemy być świadkami tygodni izraelskichPełne zaangażowanie Hezbollahu w ataki na Izrael, izraelska inwazja lądowa na Liban i próby zamknięcia Zatoki Perskiej przez Iran” – skomentował rozwój sytuacji ekspert ds. bezpieczeństwa Michael Horowitz, który specjalizuje się w problematyce bliskowschodniej, w wywiadzie dla Radia Wolna Europa.
I to w stosunkowo najmniej pesymistycznym scenariuszu tylko Izrael z jednej strony i Iran, wraz ze swoimi zastępczymi sojusznikami w postaci palestyńskiej organizacji terrorystycznej Hamas, libańskiego Hezbollahu, jemeńskich Hutich i szyickich grup zbrojnych w Iraku i Syrii z drugiej, wezmą udział w konflikcie.
Jednak w pewnym momencie Jerozolima może się powstrzymać i rozpocząć zmasowany atak bezpośrednio na Iran, zwłaszcza na obiekty irańskiego programu nuklearnego. Albo na przykład Teheran, z pomocą rosyjskich przyjaciół, będzie mógł przeanalizować wszystkie błędy popełnione podczas pierwszego ataku i spróbować je naprawić. A wtedy następny atak powietrzny Iranu może być bardziej niszczycielski. A rosyjskie uderzenia w Ukrainę pokazały, że nawet niewielka liczba celnych trafień w kluczowe obiekty energetyczne lub inną infrastrukturę może wywołać nieproporcjonalnie duży efekt.
W takim przypadku istnieje duże prawdopodobieństwo, że Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i być może inni zachodni sojusznicy zostaną wciągnięci w konflikt na znacznie wyższym szczeblu, pomimo ich niechęci do tego i pomimo systematycznych wezwań do powściągliwości. Do konfrontacji dołączą także takie państwa arabskie regionu, jak Jordania, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrajn, Katar i Oman.
W tym przypadku obiektem ciągłych ataków będą amerykańskie bazy na Bliskim Wschodzie. Będzie to wymagało rozmieszczenia większej liczby i tak już deficytowych systemów obrony powietrznej i przeciwrakietowej, o które Ukraina desperacko błagała od miesięcy. Stany Zjednoczone i ich sojusznicy będą zmuszeni przenieść tu (i to na długi czas) znaczną część swoich sił morskich. W takim przypadku cała gospodarka światowa prawdopodobnie ucierpi z powodu nieuniknionego gwałtownego skoku cen paliw i zakłóceń w globalnych łańcuchach dostaw ropy naftowej.
Z kolei reżimy autorytarne, które aktywnie rozwijają własne pola naftowe, otrzymają dodatkowe zachęty finansowe i większą swobodę prowadzenia agresywnej polityki wobec swoich przeciwników i sąsiadów. Scenariusz apokaliptyczny zakłada stopniowe lub gwałtowne przeniesienie konfliktu poza Bliski Wschód. Wielu uczestników różnych zamrożonych i tlących się konfliktów może wykorzystać sytuację i próbować siłą narzucić swoją wolę, nie ryzykując czołowego zderzenia ze światowym hegemonem militarnym.
Co to może być? Przykładem może być intensyfikacja rosyjskich działań ofensywnych na nowym kierunku w Ukrainie. Nie można też wykluczyć możliwości rosyjskiej inwazji na inny kraj, co najmniej Gruzję lub Armenię. Kreml mógłby nawet podjąć śmielszy krok, jakim jest przetestowanie art. 5 NATO, dokonując inwazji na jedno z państw bałtyckich. Korea Północna może zintensyfikować działania zbrojne przeciwko południowemu sąsiadowi. Nie należy też wykluczać niebezpieczeństwa chińskiej inwazji na Tajwan. Listę można rozszerzyć o Bałkany Zachodnie, gdzie Rosja wielokrotnie podgrzewała sytuację, prowokując starcia zbrojne w Macedonii, Czarnogórze, Kosowie, Bośni i Hercegowinie.
Tylko mądrość i powściągliwość stron – Izraela i Iranu – może zapobiec tak straszliwemu scenariuszowi. Raczej ich instynkt samozachowawczy. I właśnie w tej sytuacji polityka ustępstw Joe Bidena ma sens.