Rozmowy o ewentualnych negocjacjach między Ukrainą a Rosją osiągnęły niejako najwyższy poziom. Przynajmniej w świecie katolickim nie ma wyższej pozycji papieża – a ten świat jest drugą (po islamskiej) wspólnotą religijną na planecie Ziemia. A głos papieża, to, co mówi, jest słuchane w taki czy inny sposób przez przynajmniej część z 1,378 miliarda katolików.
Dlatego wszystko, co mówi Prymas Kościoła Rzymskiego, ma ogromne znaczenie. Nie ma nic dziwnego w tym, że Ukraińcy dość ostro zareagowali na inną historię „oświadczeniem Franciszka”, które nie do końca jest jego stwierdzeniem, choć odzwierciedla stanowisko Watykanu (i nie tylko Watykanu).
Mowa o „białej fladze”, z którą Ukraińcy mają przyjść do rosyjskiego agresora na negocjacje. Oczywiście takie słowa w naszym społeczeństwie, w naszym kraju były odbierane jednoznacznie (i nie mogło być inaczej) jako wezwanie do kapitulacji. Biorąc pod uwagę ten oddźwięk, służba prasowa Stolicy Apostolskiej musiała nawet wyjaśnić, że (a) biała flaga nie jest kapitulacją, ale negocjacjami, (b) i ogólnie rzecz biorąc, to nie sam papież mówił o białej fladze, ale jego rozmówca, niejaki dziennikarz Lorenzo Bucchella, któremu Papież udzielił wywiadu.
Z drugiej strony, czy biskup Rzymu nie miał prawa powiedzieć tego, o co oskarżano go wobec Ukraińców? Pamiętajmy, że głową Kościoła katolickiego jest wikariusz, czyli orędownik, wikariusz na ziemi samego Jezusa Chrystusa. Ten sam Syn Boży, który spotkał swoich wrogów w Ogrodzie Getsemani, w rzeczywistości z tą samą białą flagą – o której mowa w tej historii. Tak więc Jorge Mario Bergoglio nie powiedział nic nowego, nic nieoczekiwanego czy, niech mi Bóg wybaczy, heretyckiego. Nawet gdyby tak było.
Ale jest jedno zastrzeżenie. Jeśli nakreślimy paralele między Jezusem Chrystusem a Ukrainą, możemy znaleźć przynajmniej jedną „białą flagę” w historii naszego kraju (a właściwie więcej, ale nie wchodźmy zbyt głęboko) – po walkach wyzwoleńczych 1917-1921. I co najmniej jedna „Golgota” – 1932-1933. Na Wschodzie. Na Zachodzie tak właśnie stało się między „złotym wrześniem” 1939 r. a ucieczką „pierwszych Sowietów” przed ofensywą III Rzeszy. I „zmartwychwstanie”, kiedy Ukraina ostatecznie pokonała śmierć po śmierci, ogłaszając niepodległość…
Dopiero w końcu dotarliśmy do naszego (nie chcę powiedzieć „wiecznego”) kręgu do tego stopnia, że ludzie wokół nas zaczynają mówić o „białej fladze”. O ile w przypadku Syna Bożego z technicznego punktu widzenia cała historia stała się jednorazowa – On umarł, zmartwychwstał i to był koniec historii ziemskich cierpień, o tyle rozpoczęło się Królestwo Boże. Z kolei Ukraina jest w zupełnie innej sytuacji. I gdyby Papież znał historię poprzednich negocjacji z białą flagą lub bez niej (lub bez białej flagi, różnica jest tu minimalna), zrozumiałby absurdalność takiego rozwoju wydarzeń. Ponieważ nieprzyjaciel już dowiódł, i to wielokrotnie, że negocjowanie z nim jest skazaniem samego siebie, że tak powiem, na wieczną ognistą Gehennę. Z krótkimi przerwami na mniej lub bardziej spokojną egzystencję. Co jednak prędzej czy później kończy się na punkcie „białej flagi”.
Pamiętajmy jednak, że Franciszek jest nie tylko liderem wspólnoty katolickiej, nie tylko orędownikiem Jezusa Chrystusa w tym świecie. Jest także, jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało, człowiekiem. Z własnym światopoglądem, z własnym sposobem życia. Z waszymi korzeniami, jeśli wolicie. A wszystko to w taki czy inny sposób, czy sam Señor Bergoglio tego chce, czy nie, daje o sobie znać. Trudno przecież oddzielić wielką działalność jednego z poprzedników Franciszka, papieża Jana Pawła II, od tego, że był Polakiem, czyli członkiem narodu, który cierpiał zarówno od nazistowskiego agresora, jak i komunistycznego okupanta.
A obecny papież jest Argentyńczykiem. To znaczy Latynosi. I to prawie zawsze poza wyjątkami jak Javier Milley (którzy, jak wiadomo, kładą nacisk na reguły), są nosicielami, zwolennikami lub po prostu biernymi odbiorcami lewicowej ideologii. Co, jak się złożyło, z pewnych powodów historycznych, było antyzachodnie i promoskiewskie. Tak było i nadal jest. W rzeczywistości papież Franciszek jest do pewnego stopnia uosobieniem tego samego kolektywnego Południa, o które toczy się obecnie walka między kolektywnym Zachodem z jednej strony a tyraniami Wschodu (Chinami, Rosją i w mniejszym stopniu Iranem) z drugiej. Z przewagą dyktatorskiej części świata.
Tak więc, jeśli weźmiemy wypowiedzi Franciszka jako słowa Jorge Bergoglio, wszystko układa się w całość, i to bez żadnych elementów religijnych. Kolektywne Południe z zasady nie wspiera Ukrainy w wojnie z Rosją. Ta część świata tradycyjnie bardziej sympatyzuje z ZSRR/Rosją niż ze Stanami Zjednoczonymi. Kto zatem chciałby wygrać wojnę z tym gigantycznym członkiem tej gigantycznej społeczności? Oczywiście nie do Kijowa, czyli nie do Waszyngtonu.
Jest to główny punkt historii „białej flagi” papieża Franciszka lub dziennikarza Bucchelli. Że papież jest organiczną częścią świadomości kolektywnego Południa. I tak jego słowa będą słyszane i wspierane przez Ducha Świętego.a) W zakresie dozwolonym przez przepisy Świat, o który zarówno Zachód, jak i Ukraina muszą walczyć.
Nawiasem mówiąc, pamiętajmy, jak niektórzy Ukraińcy byli sceptycznie nastawieni do wizyty naszego prezydenta na inauguracji prezydenta Argentyny. A to, nawiasem mówiąc, był bardzo ważny krok geopolityczny. Krok na terytorium, które słucha nie przemówień prezydenta Joe Bidena, ale kazań papieża Franciszka. Który, w taki czy inny sposób, będzie nadal naginał swoją linię. I trzeba się jej przeciwstawiać nie tu, w Ukrainie, ale tam, w świecie, dla którego przeznaczone są słowa papieża Kościoła katolickiego niegdyś zachodniego i europejskiego, a teraz coraz bardziej południowego, latynoamerykańskiego i afrykańskiego.