Władze rosyjskiego państwa terrorystycznego zawsze traktowały nieletnich z nie do końca zdrowym szacunkiem. Nawet gdy dyktator Putin zaczął unikać publicznych wystąpień i spotykać się tylko z wcześniej przeszkolonymi oficerami FSO, nie odmówił jednak podjęcia działań wobec dzieci: chodził do szkół, aby rysować koty, prowadził lekcje i organizował „patriotyczne chwile” na wszelkiego rodzaju forach. Jeśli przeanalizujemy publiczną działalność rasistowskiego prezydenta, możemy dojść do wniosku, że dyktator bezwarunkowo preferuje komunikację z nastolatkami w takiej czy innej formie i w każdych okolicznościach. Nietrudno wytłumaczyć, dlaczego maniakalne zainteresowanie Putina dziećmi jest ze sobą powiązane: dla Kremla każdy nieletni jest przyszłym żołnierzem i zbrodniarzem wojennym, którego trzeba „porządnie” wyedukować.
W szczególności z tego powodu Rosjanie od lat budują swoją politykę zagraniczną i wewnętrzną, flirtując ze sprawami dzieci. Po stworzeniu w 2014 roku fałszywych informacji o ukrzyżowanych chłopcach, Kreml zaapelował do Zachodu, mówiąc, że „naziści zabijają dzieci”. Zdjęcia zakrwawionych niemowląt rzekomo dotkniętych wojną lub tych, które „miesiącami mieszkały w piwnicach Słowiańska”, były aktywnie powielane przez propagandę na rynku krajowym.
Putin i jego gang wykorzystali dzieci, aby zmobilizować własne społeczeństwo, pozyskać wolontariuszy i utrwalić nienawiść do Ukraińców. Te narracje propagandowe okazały się najsilniejsze, więc nawet po prawie dwóch latach wojny na pełną skalę niektórzy schwytani raszyści nadal tłumaczą, że chwycili za broń, by chronić „dzieci Donbasu” lub je pomścić.
Oczywiście takie argumenty nie wytrzymują żadnych kontrowersji. Jednak duża liczba Rosjan tłumaczy w ten sposób chęć zniszczenia ludności sąsiedniego kraju. W końcu nawet mózg zamglony rasizmem nie dostrzega prostego faktu, że najeźdźcy odbierają życie dla przyjemności. Jeśli jednak posłużymy się dwójmyśleniem, wszystko ułoży się na swoim miejscu: wojna to pokój, zbawienie to morderstwo. Wyrzekając się swoich dzieci, Rosjanki kupują sobie nowiutką Ładę, oglądają program Skabejewej i modlą się o zbawienie tych samych „dzieci Donbasu”.
Opierając się na całkowicie fikcyjnych wydarzeniach, które nigdy nie miały miejsca w prawdziwym życiu, Rosjanie i kontrolowani przez nich bojownicy popełnili od 2014 roku dziesiątki tysięcy zbrodni wojennych. W szczególności nad dziećmi. Robią to do dziś: zabierają nieletnich rodzinom i deportują ich do Rosji. Nastolatki giną za swoje proukraińskie poglądy, gwałt i torturowany. Przeczytaj więcej o tym, jak Putin i jego zwolennicy stworzyli największą na świecie sieć porwań dzieci w artykule Channel 24.
Aby móc zwrócić nieletnich uprowadzonych przez Rosjan, nie będziemy wymieniać prawdziwych nazwisk ofiar z rąk rusków, w niektórych miejscach zmienimy nazwy miast i zamkniemy część dokumentów, które świadczą o zbrodniach wojennych Kremla. Oryginał materiału dowodowego został przekazany przedstawicielom Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i Biura Pełnomocnika Ukraińskiego Parlamentu ds. Praw Człowieka.
Mordowanie dysydentów i tworzenie oddziałów dziecięcych
Na początku rosyjskiej agresji trzech zdradzieckich bojowników było torturowanych i zabitych pięcioma strzałami w tył głowy za to, że nie popierali idei odłączenia się od Ukrainy 16-letni Stiepan Czubenko.
W tym samym czasie korespondent agencji propagandowej ANNA-News przejechał całą linię frontu przez tereny okupowane i wyzwolone Władysław Aleksandrowicz. Raszyści wykorzystywali tego nastolatka nie tylko do kręcenia fałszywych historii, ale także jako strzelca i zbieracza informacji o lokalizacjach Sił Zbrojnych Ukrainy.
Kalkulacje okupantów były skrajnie cyniczne: dziecko nie zostanie uwięzione, a oni nie zostaną pomyleni z kombatantem. Tak więc jesienią 2014 roku facet, znany pod pseudonimem „streamer Vlad”, jechał już z karabinem maszynowym przez pola Donbasu.
Streamer Vlad zamienił swój tablet w broń i stał się pełnoprawnym filmem akcji w wieku 16 lat (zdjęcie z Myrotvorets)
Czy rosyjscy okupanci i miejscowi bojownicy wiedzieli, że w szeregach ich armii walczy nieletni? Pytanie jest retoryczne, bo w tamtym czasie cała rasistowska propaganda robiła z chłopca „bohatera” i wszędzie podkreślała fakt, że nie ukończył 18 lat.
Przypadki, w których ruskyści i kolaboranci wykorzystywali dzieci jako żołnierzy piechoty, nie były wcale odosobnione.
Rosja aktywnie zaangażowała dzieci woraz w wojnie z Ukrainą (zrzut ekranu ze zrzutu departamentu polityki wewnętrznej administracji okupacyjnej Sniżnego za 2018 r.)
Zdając sobie sprawę, że nastolatki z wypranymi mózgami są bardzo skutecznymi żołnierzami, Putin stworzył swój własny odpowiednik Hitlerjugend, Armię Młodych. Wpajając dzieciom od wieku przedszkolnego idee „rosyjskiego świata” oraz nienawiść do Ukrainy i Zachodu, ruskyści od lat wychowują armię zimnokrwistych morderców i gwałcicieli. Odpowiednie specjalne programy „patriotyczne” zostały uruchomione po 2014 roku na okupowanych terytoriach Krymu i Donbasu. W samej Rosji tylko się skalowały.
Moskwa potrzebowała propagandy, którą pompowano dzieciom, tylko w jednym celu: aby wesprzeć określony przez Kreml stopień nienawiści w społeczeństwie, a także stworzyć bazę satanistycznych patriotów do udziału w wojnach.
Rosja od dawna i konsekwentnie militaryzuje dzieci (zdjęcie z sieci społecznościowych)
Na początku pełnoskalowej inwazji, kiedy rosyjscy dowódcy wykorzystywali jako mięso armatnie nie skazańców, ale tych zmobilizowanych z tzw. „DRL” i „ŁRL”, dużą część jednostek stanowili studenci „uniwersytetów”, którzy w 2014 r. mieli 10-11 lat. Nie ulega wątpliwości, że niewielu z nich chciało mieszkać w okopach i być rozstrzeliwanym przez oddziały zaporowe, ale żaden z nich nie stawiał fundamentalnych pytań o konieczność zabijania Ukraińców. Przez cały okres dominacji w Donbasie raszistom udało się niemal całkowicie zniszczyć ukraińską tożsamość większości dzieci. Narzucanie ich kanibalistycznej kultury było kontynuowane w szkołach i Przedszkola. W sierocińcach, które działały na terenach okupowanych, w ogóle nie dbali o los podopiecznych i nie pilnowali ich bezpieczeństwa. Rosyjscy opiekunowie i lokalni „urzędnicy” skupili się wyłącznie na praniu mózgów i propagandzie. Tzw. komisariaty wojskowe zajmowały się nadzorem nad „wychowaniem patriotycznym” dzieci, a także zatrudnianiem morderców w szkołach, internatach i przedszkolach.
Mordercy-pracownicy sierocińców są normą dla „DRL” (zrzut ekranu z listu „wydziału edukacji” nie-republiki z 2017 r.)
Dzieci były wykorzystywane do kręcenia przejmujących filmów o: „8 latach tamowania bamby”, „zbrodniczych władzach ukraińskich” itp. Cynizmu dodaje fakt, że odpowiednie apele nakazano wygłaszać nawet po inwazji Rosjan na pełną skalę, kiedy cały świat zobaczył prawdziwe oblicze Putina i ludności Rosji.
Rosja wykorzystuje dzieci do usprawiedliwiania swoich zbrodni (zrzut ekranu z poczty ruchu społecznego „Republika Doniecka”)
W instytucjach dla dzieci statusowych osoby odpowiedzialne za dzieci zastępcze nigdy nie zostały ukarane za jawne zaniedbanie. Na przykład, kiedy nastolatek zgwałcił 9-letnią dziewczynkę w sypialni Centrum Socjalnego dla Dzieci w Gorłówce, incydent został nazwany po prostu „wypadkiem”.
Gwałt na 9-latce na okupowanych terytoriach uznawany jest za wypadek (zrzut ekranu z poczty „prokuratury” w okupowanej Gorłówce)
Co więcej, kilka miesięcy po popełnieniu zbrodni współpracownik Pawło Kaliniczenko, który jest „zastępcą mera” miasta, wysłał do „prokuratury” wniosek, w którym zapytał, czy gwałciciel powinien pozostać w zakładzie.
Czy wskazane jest, aby gwałciciel przebywał w sierocińcu? (zrzut ekranu z listu tzw. zastępcy mera Gorłówki w sprawie gwałtu w sierocińcu)
Nie ma żadnej wzmianki o liczbie „banalnych” ucieczek nieletnich, kradzieży czy innych popełnionych przez nich przestępstw. Jednak prawie każdy incydent był wyciszany i ignorowany przez „urzędników”. Maksymalną karą, jaka może ponieść wychowawców lub kierowników odpowiedniej placówki w Gorłówce za całkowite zaniedbanie, jest pozbawienie premii. Podobne wydarzenia miały miejsce w innych sierocińcach w niekontrolowanej części Donbasu, ale nikt na terytoriach okupowanych nigdy nie próbował wpajać dzieciom ogólnie przyjętych norm moralnych.Sprawili, że ludzie byli skłonni do łamania prawa, którzy musieli nienawidzić wszystkiego, co ukraińskie.
Dzieci zostały porwane na długo przed 2022 rokiem
Uprowadzanie i deportacja nieletnich z terytoriów okupowanych do Rosji to chyba jedyna zbrodnia, która naprawdę emocjonalnie dotyka mieszkańców kolektywnego Zachodu. Nie bez powodu Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Führera. Ani za zajęcie Zaporoskiej Elektrowni Atomowej, ani za torturowanie ludności cywilnej w Buczy i Iziumie, ani za wybuch elektrowni wodnej w Kachowce czy inne zbrodnie, za które Putin powinien zostać pociągnięty do bezpośredniej odpowiedzialności. Prezydent Rosji i tzw. Komisarz ds. Praw Dziecka Maria Lwowa-Biłowa są podejrzani o przymusowe wywożenie ukraińskich dzieci z okupowanych terytoriów Ukrainy do Rosji. Jednak ruskyści popełniali takie zbrodnie na długo przed inwazją na pełną skalę.
Zatwierdzony przez Kreml program uprowadzeń dzieci z tzw. „DRL” i „ŁRL” istniał już w 2014 r. i był reprezentowany przez Elizaveta Glinka – lepiej znana jako „Dr. Lisa”. Jednak z jakiegoś powodu społeczność międzynarodowa nie zwróciła uwagi na zbrodnie tej kobiety. Być może dlatego, że ani Waszyngton, ani Bruksela tak naprawdę nie chciały powstrzymać Rosji (jeśli publicznie oskarża się o to raszystów, to naprawdę trzeba by przeciwdziałać zbrodniarzom).
„Filantrop” i ówczesny szef Fundacji „Uczciwa Pomoc” aktywnie odwiedzał miasta niekontrolowane przez Kijów, odwiedzał szpitale dziecięce czy sierocińce. Jeśli rodzice lub opiekunowie nie zdążyli zareagować i odepchnąć potomstwa, Glinka pod przykrywką uzbrojonych terrorystów wywoziła nieletnich do Rosji „na leczenie”. Z reguły żaden z „uratowanych” nie wracał do rodzinnego miasta.
Yelyzaveta Glinka była twarzą projektu uprowadzania ukraińskich dzieci (fot. rosyjskie propagandowe pseudomedia)
Tak więc „dr Liza”, z której bohaterka została ukształtowana w Rosji, była zwykłą zbrodniarką wojenną, która w pełni rozumiała, że nikomu nie robi nic dobrego. Świadczy o tym jedynie fakt, że to właśnie w jej domu ukrywał się kiedyś przed śledztwem jeden z zabójców Stiepana Czubenki, Wadym Pogodin. Glinka i jej mąż wiedzieli, dlaczego policja szuka kata, ale żadne z nich nie czuło wyrzutów sumienia. A także, nawiasem mówiąc, liczni rosyjscy liberałowie, którzy dosłownie ubóstwiali pseudolekarkę po jej śmierci.
Jednak po śmierci aktywistki jej następcy kontynuowali jej dzieło. Przed inwazją na pełną skalę, według otwartych źródeł, pracownicy Fair Help wzięli ponad 700 dzieci.
Niektórzy z nich, według źródeł Kanału 24, wykonują obecnie obowiązki ochrony ukraińskich więźniów i robią to z taką wytrwałością, że naprawdę można ich uznać za najbardziej profesjonalnych katów. Przez 8 lat „edukacji” Rosjanom udało się nie tylko pozbawić ich przyszłości, ale także zrobić z nich wyjątkowo okrutnych przestępców.
Wielka Wojna zmieniła skalę zbrodni
Po inwazji na pełną skalę podejście Rosji do uprowadzeń dzieci z okupowanych i nowo okupowanych terytoriów przybrało zupełnie nową skalę. Początkowo przywódcy tzw. „DRL” i „ŁRL” zarządzili przymusową ewakuację ludności do kraju terrorystycznego. Zgodnie z tym „dokumentem” dyrektorzy sierocińców powinni zapewnić wywiezienie dzieci na terytorium Rosji.
Rozkaz o deportacji wychowanków sierocińca „Gorłówka” do obwodu rostowskiego (zrzut ekranu dokumentu z poczty sierocińca)
W ten sposób w lutym 2022 r. kolaboranci deportowali setki, jeśli nie tysiące nastolatków do Rosji. W przyszłości prawie żaden z nich nie wrócił do obwodów donieckiego i ługańskiego. Następnie przestępcy umieścili dzieci w różnych instytucjach w Rosji.
Raport pracowników jednego z sierocińców z okupowanego obwodu donieckiego o deportacji dzieci do Rosji (zrzut ekranu z poczty tzw. lokalnej prokuratury)
Dalsze losy podopiecznych placówki pozostają nieznane. Najprawdopodobniej raszyści wydali dzieciom paszporty z nowymi imionami i nazwiskami i przekazali je rosyjskim „opiekunom”.
Podobne przypadki uprowadzeń nieletnich miały miejsce w okupowanym Donbasie niemal wszędzie, ponieważ raszyści wprowadzili odpowiedni państwowy program deportacji dzieci. Bądź posłuszny tym rozkazomPracownicy „Służby ds. Rodziny i Dzieci” zostali związani.
Dowód na istnienie programu przesiedlania dzieci z sierocińców w Donbasie (zrzut ekranu z poczty instytucji terrorystycznej)
Taką samą politykę stosowali ruscyści na terenach, które udało im się zająć po 24 lutego 2022 r. Tylko znacznie zintensyfikowali procesy, a w dodatku zamienili też porywanie dzieci w karę dla Ukraińców.
Uprowadzenie dziecka jako kara za opór
Według ukraińskiego Rzecznika Praw Obywatelskich od 24 lutego 2022 r. zbrodniarze wojenni deportowali ponad 19 tys. dzieci, ale w Rosji deklarują zupełnie inną liczbę – w 700 000 nieletnich. Najwyraźniej nikt nie zna dokładnej liczby, ponieważ poplecznicy Putina, choć nie ukrywają swojej działalności, nie publikują list uprowadzonych. Strona ukraińska może dowiedzieć się o zbrodni tylko wtedy, gdy rodzic, opiekun lub świadek deportacji dziecka złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
Komisarz prezydenta Rosji ds. praw dziecka, Maria Lwowa-Biłowa, która jest zaangażowana w sprawę uprowadzeń dzieci przez Międzynarodowy Trybunał Karny, jest w rzeczywistości odpowiedzialna za wektor ludobójstwa dzieci. Własnoręcznie opracowała mechanizmy „adopcji małych Ukraińców” „znalazł się pod opieką 16-letniego Pyłypa Hołownii z Mariupola”, a także angażuje się w skalowanie programu przekształcania nieletnich w janczarów.
Zadanie oficjalnego przedstawiciela Putina, a także tysięcy rasistowskich urzędników zamieszanych w zbrodnię, jest bardzo proste: zorganizować transfer nieletnich z okupowanych terytoriów do sierocińców w Rosji lub na Białorusi, a następnie przekazać ich „nowym rodzinom”. Z niemal obowiązkową zmianą nazwiska i imienia. A żeby było więcej chętnych na „reedukację” odrobiny ukraińskiego, państwo wprowadziło dla nich szereg wypłat finansowych. Co więcej, Putin w ostatnim czasie niemal zautomatyzował nabywanie rosyjskiego obywatelstwa przez deportowane dzieci. Zgodnie z jego zarządzeniem ukraińskie sieroty i dzieci pozostawione bez opieki rodzicielskiej mogą otrzymać rosyjski paszport osobistą decyzją Putina, bez uwzględniania własnej woli. Oznacza to, że wystarczy, że dyrektorzy sierocińców napiszą wniosek o obywatelstwo rosyjskie dla nieletnich, a bunkier Führer podpisze te dokumenty.
Zgodnie z Dmytro Łubinec, wydawanie deportowanym dzieciom rasistowskich paszportów ma na celu zapewnienie, że „legalnie” nie będzie ich więcej na terytorium Rosji. Odnalezienie i zwrócenie uprowadzonych było po prostu niemożliwe.
Przestępcy odbierają dzieci ich prawnym rodzicom lub opiekunom na terytoriach okupowanych na kilka sposobów:
- W obwodach chersońskim, charkowskim i zaporoskim przymusowo wyprowadzono tzw. dzieci statusowe zgodnie z rozkazami „administracji” o ewakuacji.
- Nieletni, którzy mieli rodziny, byli często zabierani na jeden koniec, zmuszając rodziców do wysyłania ich „na wakacje”. Podobno są oni wywożeni do obozów na Krymie w celu rehabilitacji psychologicznej z dala od linii frontu.
- W Mariupolu i innych miastach obwodu donieckiego, gdzie Rosjanie stawiali opór, zbrodniarze wojenni odbierali niemowlęta rodzicom za pomocą środków filtrujących: dorosłych wysyłano na badania pod kątem zaangażowania w Siły Obronne, a nieletnich zabierano do punktów zbiorczych w Doniecku. Już z górniczej stolicy nieletni pozbawieni możliwości wyboru byli wywożeni bezpośrednio do Rosji.
Współpracownicy są również zaangażowani w polowanie na dzieci
Opisane powyżej podejście do porwań nie było jednak dla Rosjan tak skuteczne pod względem liczby porwań. Straszna prawda jest taka, że życie deportowanych dzieci zostało złamane nie tylko przez Rosjan, ale także przez Ukraińców. Ich dawni sąsiedzi, nauczyciele czy lekarze.
Na przykład po zajęciu części obwodu zaporoskiego raszyści natychmiast utworzyli tam administracje okupacyjne, w skład których weszli głównie miejscowi kolaboranci. Najeźdźcy zmienili nazwy szeregu miejscowości, przywracając im dawne nazwy radzieckie, a także zmienili granice jednostek administracyjnych. W ten sposób pod butem Rosjan na okupowanych terenach ponownie pojawił się „Rejon kujbyszewski”.
Osobną „instytucją”, której działalność została niemal natychmiast zorganizowana przez rusjanistów we wszystkich miastach zdobytych po 24 lutego, były tzw. „komisje ds. nieletnich i ochrony ich praw”. Znaleźli się w nim zdrajcy spośród starostwa powiatowego/miejskiego, „specjaliści wydziałów służby opiekuńczej i opiekuńczej”, „policjanci powiatowi”, lekarze, nauczyciele i psycholodzy.
Zobacz dokument o utworzeniu przez okupantów komisji do spraw nieletnich w ramach „administracji wojskowo-cywilnej Rejon kujbyszewski obwodu zaporoskiego”:
Głównym zadaniem, jakie postawiono „komisjom” na całym świecie, było odnalezienie dzieci w wieku od 0 do 6 lat. Za faktyczne porwanie od rodzin i wywiezienie do Rosji.
Kolaboranci dosłownie polują na dzieci na terytoriach okupowanych (zrzut ekranu dokumentu z poczty okupacyjnej administracji wojskowo-cywilnej obwodu zaporoskiego)
Ponadto, jak wynika z dokumentów i toczących się postępowań karnych, w których uczestniczyła SBU, zdrajcy i bandyci prawie nigdy nie próbowali naprawdę zaopiekować się dziećmi, które znalazły się w trudnej sytuacji z powodu agresji Kremla. Ponadto przedstawiciele „komisji” poszukiwali rodzin żołnierzy ATO lub czynnych obrońców Ukrainy, aby w ramach kary za opór rodziców odebrać im dzieci.
Na przykład w jednym z małych miasteczek w Zaporożu kolaboranci porwali rodzinę 12-letnia Yana K. Dziewczynka została najpierw przymusowo wysłana do Melitopolskiego Centrum Rehabilitacji Psychologicznej Dzieci, a później po prostu przekazana „tymczasowemu opiekunowi” z… Mariupol.
Powodem, dla którego nastolatka została odebrana matce i umieszczona w całkowicie zniszczonym mieście w obwodzie donieckim w przeddzień zimy 2022 roku, był fakt, że jej ojciec służył w Siłach Zbrojnych Ukrainy.
Kolaboranci odebrali córkę matce, ponieważ ojciec chroni Ukrainę (zrzut ekranu z poczty okupacyjnej administracji wojskowo-cywilnej obwodu zaporoskiego)
W miejskiej wsi Roziwka, gdzie przed okupacją mieszkało nieco ponad 3 tys. osób, od sierpnia 2022 r. do lipca 2023 r. przestępcy odebrali je rodzinom 12 dzieci. Liczba ta może być jednak daleka od pełna, gdyż okupanci zaczęli porywać nieletnich niemal natychmiast po zdobyciu osady.
Co najmniej 12 dzieci zostało uprowadzonych przez kolaborantów ze swoich rodzin tylko w małym osiedlu w Zaporożu (zrzut ekranu dokumentów okupacyjnej administracji wojskowo-cywilnej obwodu zaporoskiego)
Podobne przypadki, jak zauważył w komentarzu dla Kanału 24 rzecznik SBU Artem Dekhtiarenko, występowały wszędzie na terytoriach okupowanych. Decyzję o wyborze dzieci formalnie podjęli wcale nie Rosjanie, ale okoliczni mieszkańcy, którzy byli członkami „komisji”, którzy pod przymusem lub bez przymusu zgłaszali się na ochotnika do współpracy z wrogiem.
Ponieważ jednak wszystkie „administracje” stworzone przez ruszystów są prawnie nielegalne, każda ich decyzja, która doprowadziła do deportacji dziecka, jest domyślnie przestępstwem. Dlatego niezależnie od tego, czy mówimy o uprowadzeniach nieletnich z rodzin, czy z sierocińców na terenach okupowanych do 2022 roku, zaangażowani kolaboranci otrzymają realne wyroki więzienia, a także będą współsprawcami zbrodni wojennych w przypadku Międzynarodowego Trybunału Karnego.
Osoby zamieszane w zbrodnie również zostaną skazane przez ukraińską Temidę. Na przykład członek Dumy Państwowej Igor Kostiukewicz, szef okupacji „Departament Zdrowia obwodu chersońskiego” Wadim Ilmijew i „kierownik” miejscowego domu dziecka są już podejrzanymi w danej sprawie. Razem z nimi status ten otrzymał inny rasistowski deputowany Yana Lantratova i żona szefa Sprawiedliwej Rosji Siergieja Mironowa, Inna Warłamowa.
Z ustaleń śledztwa wynika, że we wrześniu-październiku 2022 r. osoby te organizowały deportację 48 małych Ukraińców ze zdobytego Chersonia do Rosji pod pozorem rzekomej „rehabilitacji” w sanatoriach na Krymie i „leczenia” w placówkach medycznych bezpośrednio w Rosji. Fakt, że przekazywanie nieletnich było zbrodnią wojenną, został potwierdzony nawet przez niezależną komisję ONZ w jej własnym raporcie.
Raport Niezależnej Komisji ONZ w sprawie porwania dzieci z sierocińca w Chersoniu
Ponadto „Minister Zdrowia” i „Minister Przychodów i Obowiązków” quasi-formacji „DRL”, którzy zabierali dzieci „na odpoczynek do obozów”, są podejrzani o postępowanie karne.
Kolaborant z Krymu, który pomógł raszystom deportować ponad tysiąc ukraińskich dzieci z Chersonia, Melitopola, Doniecka, Ługańska i Makiejewki. Zajmowała się transportem nieletnich i umieszczaniem ich na półwyspie pod pozorem „dobrowolnej ewakuacji”. Ofiarami jej działalności są sieroty i dzieci, których rodzice zostali bezprawnie zatrzymani przez przestępców podczas próby opuszczenia strefy działań wojennych.
„Przymusowa deportacja ukraińskich dzieci do Federacji Rosyjskiej jest jedną z wielu zbrodni Rosji. A Putin musi być za nie osobiście odpowiedzialny” – wielokrotnie podkreślał szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Wasyl Maliuk.
Odnalezienie skradzionych dzieci jest niezwykle trudnym zadaniem
Według Ołeksandra Kononenki, przedstawiciela Komisarza Rady Najwyższej ds. Praw Człowieka w Sektorze Bezpieczeństwa i Obrony, oficjalny Kijów wie obecnie o ponad 19 500 deportowanych dzieciach, które zostały wpisane do odpowiedniego rejestru przez pracowników Narodowego Biura Informacyjnego.
„Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich nie jest organem ścigania, więc działamy na podstawie odwołań kierowanych do Rzecznika Praw Obywatelskich. Kiedy krewni zaginionych, świadkowie uprowadzenia, dziennikarze czy funkcjonariusze organów ścigania proszą o pomoc w powrocie, zaczynamy odpowiednio reagować. Nie mogę powiedzieć w jaki sposób, ponieważ temat dzieci jest niezwykle drażliwy. Chciałbym jednak jeszcze raz podkreślić: jeśli wiesz coś o zaginionej osobie, skontaktuj się z funkcjonariuszami organów ścigania. Informacje o każdej sprawie, jeśli trafią do Jednolitego Rejestru Postępowań Przygotowawczych, zostaną wpisane do rejestru osób zaginionych w szczególnych okolicznościach” – wyjaśnił Kononenko.
W związku z tym, że Rosjanie starają się wszelkimi możliwymi sposobami ukryć deportowanych nieletnich, ukraińscy urzędnicy starają się nie ujawniać, jakie informacje o takich dzieciach znają. Kijów nie podaje nazwisk jeńców wojennych, bo po podaniu do publicznej wiadomości nasi obrońcy cierpią w miejscach przetrzymywania. Z dziećmi sytuacja jest inna: gdy tylko w mediach lub gdzieś indziej pojawia się informacja o wysiedleniu, bandyci próbują zmienić ich nazwiska, gdzieś je wywieźć itp. W niektórych miejscach dzieci z tej samej rodziny mogą być nawet „zapędzane w kąty”: są osobno wysyłane do różnych miast w Rosji, pozostawiając nowe miejsce pobytu braci i/lub sióstr w tajemnicy.
Raszyści nadrabiają straty wojenne masowymi deportacjami
„Każde wywiezione dziecko jest starannie traktowane przez Kreml propagandowo. Niektórzy nastolatkowie, którzy zostali uprowadzeni na początku inwazji na pełną skalę, stali się już dorośli. Rosja oferuje im darmową edukację, mieszkania i pieniądze. Na przykład do tej pory w wojnie z Ukrainą zginęło ponad 350 tys. okupantów. Moskwa twierdzi, że 700 000 dzieci zostało zabranych do domu. Nie wierzę w tę liczbę, ale bez względu na to, jak cynicznie może to zabrzmieć, są „na plusie” pod względem populacji. Dla nich deportacja naszych dzieci jest w pewnym stopniu zarówno uzupełnieniem własnej puli genowej, jak i stworzeniem zmobilizowanej rezerwy na przyszłe wojny” – stwierdził przedstawiciel komisarza.
Dlatego ruscy, choć nie ukrywają swojego podejścia do porwań dzieci, starają się w każdy możliwy sposób sprawić, by Ukraina nie była w stanie udowodnić każdego faktu deportacji. Putin publicznie deklaruje, że Rosja jest gotowa zawracać nieletnich, jeśli gdzieś na naszym terytorium będą ich prawni przedstawiciele. Aby to zrobić, wystarczy udowodnić, że to lub inne dziecko naprawdę jest z nimi i wyrazić zgodę na przekazanie dziecka rodzicom lub opiekunom. W praktyce jest to niezwykle trudne.
„Strategia Rosji polega na tym, że na terytorium Federacji Rosyjskiej nie ma takiej liczby dzieci, jaką Ukraina odnotowała. Twierdzą, że są „uratowani” ludzie, ale nie przyznają się do ich pobytu aż do momentu, gdy Kijów zacznie żerować na Rosjanach z dowodami. W związku z tym apelujemy do rodziców lub przedstawicieli prawnych o kontakt z Policją Krajową i wprowadzenie odpowiednich danych. Jesteśmy gotowi udzielić wszelkiej potrzebnej pomocy. Ale chciałbym również podkreślić, że bardzo znaczna liczba dzieci, które znajdują się na terytorium Rosji, ma status. To znaczy, że są to dzieci, które były w sierocińcach. Tutaj sytuacja jest zupełnie inna, zwłaszcza jeśli chodzi o deportację tych, którzy przebywają w okupowanym Donbasie od 2014 r., ponieważ ich przedstawiciele są albo całkowicie nieobecni, albo przebywają w miastach anektowanych przez Rosję” – podkreślił przedstawiciel Rzecznika Praw Obywatelskich.
Zdaniem Kononenki wychowankowie sierocińców z tzw. „DRL” i „ŁRL”, którzy cały czas byli narażeni na propagandę, a teraz zbliżają się do dorosłości, czasami sami nie chcą wracać w Ukrainę.
W tym samym przypadku, jeśli najeźdźcy nie wysłali dzieci do specjalnych instytucji i nie wywieźli ich do Rosji, ale przekazali krewnym mieszkającym na okupowanych terytoriach, sytuacja nie jest dużo lepsza. Ponieważ bardzo często tacy „opiekunowie” są zwolennikami „rosyjskiego świata” i sami odmawiają zwrócenia dzieci rodzicom.
„Jest na przykład historia, kiedy kobieta z Mariupola deklaruje, że odda wnuczkę dopiero po tym, jak ta opuści Siły Zbrojne Ukrainy. Kiedy rodzice i dzieci znajdują się po przeciwnych stronach linii frontu, pracuj Powrót osób niepełnoletnich jest bardzo trudny. I generalnie, bądźmy szczerzy, tempo repatriacji deportowanych dzieci jest obecnie niewystarczające. Przede wszystkim ze względu na podejście Rosji, która chce zatrzymać wszystkich i zasymilować” – powiedział Kononenko.
Deportacja nie ustała
Posiadanie nakazu aresztowania Putina to oczywiście fakt, który sprawia, że Führer z bunkra boi się zagranicznych podróży i lata tylko do najbliższych przyjaciół z gwarancją własnego bezpieczeństwa. Jednak mimo to Moskwa nawet nie myśli o zaprzestaniu ludobójczych działań. Uprowadzenia nieletnich na terytoriach okupowanych nadal trwają.
Sam rasistowski przywódca, Lvova-Bilova lub Inni przedstawiciele tzw. rosyjskich elit nie boją się realnej kary za swoje czyny. To samo dotyczy bezpośrednich organizatorów wywiezienia dzieci. „Wolontariusz” Ołeksij Talay, która zorganizowała deportację tysięcy młodych Ukraińców, nadal nie jest objęta sankcjami UE. To samo można powiedzieć o Innu Shvenk i Irina Klujewa, którzy zajmują się przekazywaniem dzieci do adopcji rosyjskim rodzinom, a także o wielu innych postaciach zamieszanych w zbrodnię. Zostaną skazani zaocznie i wpisani na międzynarodową listę poszukiwanych, ale to nie pomoże powstrzymać rosyjskich zbrodni.
Według Kateryny Raszewskiej, prawniczki z Regionalnego Centrum Praw Człowieka, przy obecnym tempie repatriacji, Ukraina będzie potrzebowała co najmniej 50 lat, aby zwrócić tych, których uprowadzenie zostało do tej pory zidentyfikowane.
Niestety, realia są takie, że bez jakiejś bezprecedensowej presji na Rosję, bez pojawienia się skutecznych mechanizmów wpływu, nie trzeba nawet mówić o repatriacji wszystkich ofiar działań zbrodniarzy wojennych. Choćby dlatego, że Moskwa od lat i bezkarnie ma możliwość budowania procesów karnych, wobec których wciąż nie ma skutecznych środków zaradczych.