W obliczu ostrego impasu w wyścigu prezydenckim w Stanach Zjednoczonych, szef Kremla Władimir Putin „nieoczekiwanie” postanowił dolać oliwy do amerykańskiego ognia. Stało się to podczas wywiadu, którego rosyjski przywódca udzielił w tym tygodniu autorowi programu „Moskwa.Kreml.Putin” Pawłowi Zarubinowi. Wywiad ten miał być swoistym posłowiem, epilogiem, a raczej wyjaśnieniem poprzedniej dwugodzinnej rozmowy z amerykańskim blogerem teoretykiem spiskowym Tuckerem Carlsonem, w której Putin dał się ponieść odsłanianiu historycznych (a właściwie pseudohistorycznych) podstaw rewanżystowskiej polityki Kremla wobec Ukrainy. Teraz rosyjski prezydent postanowił wszystko wyjaśnić, skonkretyzować, postawić kropkę nad „i” i postawić kropkę nad „t”, przekazać dodatkowe przesłanie zarówno krajowej publiczności rosyjskiej, jak i amerykańskiej, a ostatecznie publiczności światowej.
Nie mam najmniejszego zamiaru analizować całej rozmowy Zarubina z Putinem, zatrzymam się tylko na jednym punkcie związanym z konfrontacją wyborczą Joe Bidena z Donaldem Trumpem. Prowadzący wywiad zadaje więc konkretne pytanie: „Dla nas (Rosjan – red.) kto jest lepszy – Biden czy Trump? Rozmówca udziela równie szczegółowych informacji odpowiedź: „Biden. Jest osobą bardziej doświadczoną, przewidywalną, jest politykiem starej formacji. Ale będziemy współpracować z każdym amerykańskim przywódcą, któremu ufają Amerykanie”.
Wstrząs! Sensacja! Oczywiście wszyscy mieli nadzieję, że Putin będzie wolał Trumpa. Nikt przecież nie ma wątpliwości, że między tymi dwoma politykami jest jakaś chemia, niemal mentalna więź, że Kreml pokłada wielkie nadzieje w Trumpie. A sam Trump wielokrotnie wypowiadał się o Putinie w samych superlatywach, nazywając go „przyjacielem”.
Ale nie, Putin deklaruje, że Biden jest najlepszy dla Rosji. Co więcej, wygłasza całą tyradę w obronie obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, gdy rozmówca próbował zadrwić z szefa Białego Domu, wykorzystując incydent, gdy Biden uderzył się w głowę przy wychodzeniu z helikoptera. „Słuchajcie, spotkałem się z Bidenem w Szwajcarii, to było trzy lata temu. Już wtedy mówiono, że jest ubezwłasnowolniony. Nie widziałem czegoś podobnego. No tak, on zerkał na swoją kartkę, ja na swoją. Nic z tych rzeczy. A to, że gdzieś uderzył się w głowę, wysiadając z helikoptera, no cóż… Kto z nas nie uderzył się gdzieś w głowę – niech pierwszy rzuci w niego kamieniem” – powiedział Putin.
Co to jest, Putin zmienia swojego faworyta w wyścigu prezydenckim w Stanach Zjednoczonych? Radziłbym nie spieszyć się z takim wnioskiem. Nie należy zapominać, że rosyjski dyktator przeszedł gruntowną szkołę prowokacji KGB, więc każdą jego wypowiedź należy rozpatrywać przez pryzmat prawdopodobnych intencji.
Jest taka anegdota, w której jeden galicyjski Żyd robi drugiemu wyrzuty: „Mówisz mi umyślnie, że pojedziesz do Krakowa, żebym myślał, że jedziesz do Lwowa, ale w rzeczywistości pojechałbyś do Krakowa”. Rozumiesz, do czego zmierzam? Przypomnijmy sobie, ile wysiłku kosztowało Trumpa podczas jego kadencji prezydenckiej, aby zmyć z siebie wizerunek „kremlowskiego protegowanego”. Nie udało się go w pełni zmyć, a wielu wciąż jest przekonanych, że bez rosyjskiej ingerencji w wybory prezydenckie w USA w 2016 r. Trump nie byłby w stanie wygrać.
W trakcie obecnej kampanii wyborczej mimowolnie nasuwa się więc pytanie: czy Kreml powrócił do starych metod, czy też będzie próbował pomóc Trumpowi wygrać w sposób hybrydowy? Nie wypuści ponownie swoich armii trolli i hakerów, aby zaatakować amerykańską przestrzeń informacyjną. Tak, Jewgienij Prigożyn, który prowadził „fabrykę trolli”, nie jest już na tym świecie, ale jest wystarczająco dużo innych postaci, które mogą kontynuować jego mroczną pracę. Ale wypowiedź Putina o poparciu dla Bidena może być jednym z elementów tej hybrydowej pomocy dla „przyjaciela” Trumpa. Coś w rodzaju „dwuruchu” z przejściem do Bidena.
Nic dziwnego, że sam Trump pocieszył się takimi słowami szefa Kremla i przyjął od niego przepustkę. „Prezydent Rosji Putin powiedział mi wielki komplement. Powiedział, że chciałby widzieć Joe Bidena, a nie Trumpa, jako prezydenta. To komplement” – powiedział Trump na wiecu wyborczym swoich zwolenników w North Charleston w Karolinie Południowej. Zaczął nawet twierdzić, że jest znacznie większym przyjacielem Ukrainy niż jego główny rywal polityczny. Według niego, dopóki Stany Zjednoczone są pod przywództwem Bidena, Putin „dostanie wszystko, czego chce, w tym Ukrainę”. Ale on, Trump, wydaje się być naprawdę gotowy do obrony Ukrainy.
Czy możemy ufać 45. prezydentowi Stanów Zjednoczonych? W tej chwili jest to zaskakująco trudne. Prawdziwą wartość jego słów o trosce o Ukrainę obserwujemy od czterech miesięcy. To właśnie z powodu upartej postawy Trumpa i jego nacisków na kongresmenów wielomiliardowa pomoc wojskowa dla Ukrainy jest blokowana. Bez tej pomocy coraz trudniej jest nam odeprzeć atak wroga, bez niej giną nasi chłopcy, tracimy nasze terytoria.
Z drugiej strony Z drugiej strony, Bidenowi również zabrakło do rywala. Opóźnienie w dostarczeniu myśliwców wielozadaniowych Samolot F-16, Rakieta dalekiego zasięgu ATACMS (Sieć ATACMS), drony szturmowe MQ-9 Żniwiarz W rzeczywistości skazało to ukraińską kontrofensywę na niepowodzenie. I nawet teraz demokratyczny prezydent, oskarżając Republikanów o polityczne gry, gra nimi w nie mniej, wymachując ukraińską kartą.
Można też przypomnieć, że ten sam „znienawidzony” Trump zrobił w czasie swojej prezydentury całkiem sporo, by utrzymać zdolności obronne Ukrainy i zniszczyć potencjał Rosji. Pamiętajmy, że to on odblokował dostawy śmiercionośnej broni dla naszej armii, w tym legendarnych kompleksów Oszczep. To on wydał rozkaz przeprowadzenia ciężkiego ostrzału sojuszników Rosji w Syrii. To on nałożył sankcje na Nord Stream (później, nawiasem mówiąc, zniesione przez Bidena). To za jego kadencji miało miejsce zakrojone na szeroką skalę polowanie na rosyjskich dyplomatów szpiegowskich i zamknięcie kilku rosyjskich konsulatów w Stanach Zjednoczonych. Tak więc, jak lubią mawiać rosyjscy i prorosyjscy propagandyści, „nie wszystko jest takie proste!”.
Można więc założyć, że wypowiedź Putina w rzeczywistości nie była nawet „dwuruchem”, ale „trzyruchem”. Bo „przyjacielem Kremla” w Stanach Zjednoczonych nie jest Biden czy Trump, ale chaos i niepewność. Swoimi wypowiedziami Putin chce zdezorientować Amerykanów, sprawić, by stracili orientację polityczną. Tak, że Ameryka staje się bezradna i niezdolna do przeciwdziałania agresywnym planom Kremla.