Rosyjska opozycja, czyli ci, którzy nie popierają reżimu Putina i teoretycznie wojny, którą ten reżim prowadzi przeciwko Ukrainie, otrzymała nowy powód, by gdzieś w Europie (a nawet na terytorium imperium) wzdychać w stylu swoich poprzedników z początku ubiegłego wieku, za Rosją, którą sami wymyślili. Dokładniej, w tym konkretnym przykładzie, według „Pięknej Rosji przyszłości”.
Dla tych, którzy nie wiedzą, ten mitologiczny obraz został wymyślony specjalnie na potrzeby kampanii prezydenckiej Aleksieja Nawalnego w 2017 roku. I to właśnie Nawalny, a raczej jego śmierć-morderstwo, stała się katalizatorem kolejnej serii westchnień. Do tego maksymalny tragizm sytuacji potęgował patos reakcji rosyjskich emigrantów politycznych i okołopolitycznych.
Konkretnym powodem był świeży wiersz rosyjskiego poety Leonida Kaganowa, wiersz, który logicznie zadedykował opozycjoniście, który zginął w kolonii. Słynny miejscowy muzyk Wasia Obłomow skomponował muzykę do tekstu Kaganowa, tworząc Kompozycja, którego rosyjscy emigranci słuchają i repostują na portalach społecznościowych z „gulą w gardle”.
Wiersz dość przewidywalnie tworzy nową rosyjską mitologię nieputinowską, wychwalając Nawalnego jako Mesjasza. Oto kilka cytatów, które potwierdzają poziom patosu tekstu Kaganowa: „biblijny dramat zła”, „uzdrawiać słowami i wypędzać handlarzy ze świątyni”, „oddać się w ręce Sanhedrynu, aby zostać ukrzyżowanym w piątek”.
Nie ma jednak nic zaskakującego w mesjawizmie Aleksieja Nawalnego. Rosyjska opozycja nie ma (i raczej nie będzie miała) lepszej postaci jednoczącej niż Nawalny. Ponadto śmierć Ołeksija de facto przekreśliła te aspekty jego działalności społecznej i politycznej, które wcześniej go dyskredytowały – udział w nazistowskich „rosyjskich marszach”, kpiny z Gruzinów (których wyśmiewając po wojnie 08.08.08 nazwał „gryzoniami”), stwierdzenie, że „Krym to nie kanapka”. Teraz, gdy ziemskie życie opozycjonisty dobiegło końca, można go wznieść do nieba, w podobny sposób, jak polityczni przodkowie obecnego reżimu Putina – bolszewicy zrobili zmarłemu „przywódcy rewolucji” (którym w zasadzie nie był) Władimirowi Uljanowowi, lepiej znanemu jako Lenin.
Dlatego proces tworzenia idola z martwego „lidera opozycji” jest całkiem logiczny i przewidywalny. Ale w tekście Kaganowa są o wiele ciekawsze słowa, słowa, które zdradzają rosyjską opozycję. Wiersz kończy się przepowiednią upadku reżimu Putina-FSB i nadejścia właśnie „pięknej Rosji przyszłości”, w którą dzisiejsi rosyjscy pseudoliberałowie wierzą mniej więcej w ten sam sposób, w jaki rosyjscy pseudobolszewicy wierzyli w komunizm w czasach Chruszczowa (ostatniej mniej lub bardziej ideologicznej epoce w historii imperium skupionego na Kremlu).
Tak rosyjski liberalny poeta widzi początek nowej ery – „i jak ciepło i woda, antena i gaz ze światłem, wolność zostanie wprowadzona do naszego domu, skoro o tym mówiłeś”. Linie te stanowią zasadniczą różnicę między społeczeństwem rosyjskim, a raczej jego pozostałościami, a społeczeństwem ukraińskim. Bo Ukraińcy, którzy 20 lat temu (mój Boże, jak dawno to było!) przyszli na Majdan przeciwko fałszerstwom wyborczym – oni, w przeciwieństwie do Rosjan, nie byli szczególnie kreatywni. A przebój Pomarańczowej Rewolucji, piosenka „Together We Are Many” zespołu „Greenjolly”, przynajmniej główna fraza tej piosenki jest właściwie przeróbką znanej chilijskiej piosenki, nieoficjalnego hymnu lewicy: ¡El pueblo unido jamás será vencido!
Ale Ukraińcy nie myśleli wtedy o estetyce, pięknie i kreatywności. Ukraińcy stanęli w obronie swoich praw, swojej pozycji i swoich wartości. I nie pytali nikogo, czy mogą rozbić namioty na centralnym placu kraju, czy nie. A w 2011 roku, w krytycznym momencie dla resztek demokracji, Rosjanie poszli na Plac Błotny jako stado, które pasterze (organy ścigania) wysyłają do oddziału. Szli, pięknie występowali – i rozpierzchli się. Spodziewając się, że stanie się to samoistnie, władze przestraszą się tych „kulturalnych protestów” i pójdą na ustępstwa.
Nawiasem mówiąc, nie sposób nie przypomnieć znanego białoruskiego mema politycznego z 2020 roku, kiedy to białoruscy obywatele, którzy protestowali przeciwko „zwycięstwu” Alaksandra Łukaszenki w wyborach prezydenckich, byli niesamowicie dumni z tego, że wspięli się na ławki i zdjęli buty. Rosyjska gazeta opozycyjna Meduza donosiła wówczas żałośnie: „Białorusini demonstrują, jak protestować kulturalnie. Sprzątają po sobie, dają kwiaty i zdejmują buty, żeby nie poplamić ławek”.
Białorusini uparcie dystansowali się od ukraińskiej tradycji Majdanów, podkreślając, że tacy nie jesteśmy. I to była prawda, bo okazało się, że tacy nie są. Ukraińcy zakończyli swoje Majdany zwycięstwami, a Białorusini klęską i torturami w Akrestinie.
Rosjanie zachowywali się i zachowują w ten sam sposób. Pisali i skandowali piękne hasła, teraz piszą serdeczne i wzruszające wiersze, piosenki dedykowane Nawalnemu – ale prOch, co oni mówią? Kluczowym zwrotem wiersza Leonida Kaganowa jest „wolność zostanie wniesiona do naszego domu”. Oni nam to dadzą. Zrobią to nam. Ktoś. Nie my. Bo będziemy siedzieć i czekać. Wzdychając nad swoim trudnym losem gdzieś na kolejnej emigracji francuskiej, bułgarskiej czy austriackiej.
Nawiasem mówiąc, zwróćcie uwagę na szereg pojęć, które poprzedzają to bezradne pragnienie, aby zostały „zawiedzione przez wolność”, „jak ciepło i woda, antena i gaz ze światłem”. Autor porównuje najwyższą wartość ludzką, wartość, za którą oddano setki, tysiące, miliony istnień ludzkich w różnych krajach, z banalnymi korzyściami cywilizacji, które są powszechne we współczesnym świecie.
Podobnie dla rosyjskich liberałów, rosyjskich opozycjonistów, wolność jest tym, co rzekomo należy im się z mocy prawa. Nie dlatego, że muszą o nie walczyć, ale dlatego, że są prawie od urodzenia (ciekawe dlaczego?). Fakt, że muszą być „zawiedzeni” przez tego nieznanego „kogoś” (pewnie Ukrainę i kolektywny Zachód, bo kto inny). To zarozumiałość i zarazem bezradność – gdy niby zasługują na wolność jednocześnie, jak światło i elektryczność w mieszkaniach. A jednocześnie sami nie mogą nic zrobić, aby ją zdobyć, tylko siedzą i czekają, aż zostanie im przyniesiona, ponieważ zostało to stwierdzone słowami ich zmarłego przywódcy („skoro o tym mówiłeś”) – więcej niż wymownie charakteryzuje dzisiejszych antyputinowskich Rosjan.
Dlatego to nie oni powinni wzywać Ukrainę i świat do walki z Putinem, ale po cichu, sumiennie, jak, którzy pominęli temat, płonąc za garażami, aby przynajmniej spróbować w jakiś sposób naprawdę, a nie wirtualnie, przeciwstawić się swojemu reżimowi. Bez pięknych haseł i przejmujących piosenek, bez zdejmowania butów i bez sprzątania po sobie. Ale w taki sposób, żeby było jasne, że w Rosji jest opozycja i ona walczy. Rzeczywiście.
Jednak dla tych, którzy w przeciwieństwie do Nawalnego znajdują się obecnie poza imperium (a ponadto nie stanowią tak ważnego obiektu do likwidacji) – o wiele wygodniej i wygodniej jest rozpowszechniać piosenki o poległym przywódcy, wzdychać, mówić „wszystko jest tak” na portalach społecznościowych i żyć swoim prywatnym życiem. Dla niego cała ta niemal polityczna świta jest tylko dodatkowym sposobem na zbicie kapitału na jego bezradnej, ale bardzo żałosnej pozycji.