Od kilku miesięcy zachodnia prasa pełna jest pesymistycznych prognoz dotyczących wojny rosyjsko-ukraińskiej. Pesymistyczny, oczywiście, dla Ukrainy. Niektórzy interpretują to jako próbę przekonania przez Zachód Ukrainy do negocjacji z Rosją, „zanim sytuacja jeszcze bardziej się pogorszy”. Niektórzy, wręcz przeciwnie, jako ostrzeżenie dla zachodnich polityków, mówią: bądźcie ostrożni, jeśli nie pomożecie Ukrainie na czas i w pełni, to wojna zapuka do waszych drzwi.
Przez długi czas polska prasa opierała się pesymizmowi na swoich łamach, ale ostatnio ten trend dotknął również naszego zachodniego sąsiada. Na początku roku ukazało się porządne polskie wydawnictwo Gazeta Prawna opublikował wywiad z Krzysztofem Wójcialem, znanym ekspertem w dziedzinie geopolityki. Analityk wypowiada w nim słowa, które są dla nas straszne: „Niestety, Ukraińcy prędzej czy później przegrywają wojnę”. Wow, to taka zdrada. Do tej pory takie tezy słychać było tylko z ust rosyjskich propagandystów i ich zachodnich popleczników.
Czy Pan Wójczal może być zaliczony do tej kategorii? Wcale. Bo to on wezwał Polskę i w ogóle Zachód nie tylko do wsparcia Ukrainy, ale także do uznania: „To jest nasza wojna!”. (To jest nasza wojna!). Artykuł pod tym tytułem napisał w lutym 2023 roku. Zaczyna się od tych słów:
„Ukraińcy walczą o swoją niepodległość i niezależność od Rosji, choć ta wojna przybrała szerszy charakter walki między Zachodem a Federacją Rosyjską. Tak. Musimy w końcu przyznać się do tego wszystkiego otwarcie. I nie bójcie się, że może to poruszyć wrażliwe struny serca Władimira Putina, który będzie gotów się zdenerwować. Potrzebne jest oficjalne oświadczenie, że NATO jest w konflikcie (choć nie w bezpośredniej wojnie) z Federacją Rosyjską w związku z wojną w Ukrainie. Politycznie i społecznie”.
Ekspert ostrzegał przecież przed egzystencjalnym rosyjskim zagrożeniem dla całego świata zachodniego jeszcze przed pełnoskalową inwazją Rosji w Ukrainę, kiedy płomienie wojny płonęły tylko w Donbasie. We wrześniu 2019 r. Blog przepowiedział, że „Rosja rozpocznie wojnę w Europie… do 2022 r.”. To właśnie po zrealizowaniu się tej przepowiedni Wójciła zaczęto nazywać go „mistrzem prognozowania geopolitycznego” i zaczęto go aktywnie zapraszać do komentowania w mediach i w różnych politycznych talk show.
Wróćmy jednak do zdrady z jego ust, o rzekomo nieuchronnej utracie Ukrainy. Jeśli uważnie przeczytasz cały wywiad, okaże się, że po pierwsze, porażka nie jest taka nieunikniona, ponieważ zależy od szeregu negatywnych przesłanek, przede wszystkim braku zachodniego finansowania i pomocy wojskowej dla Ukrainy. Po drugie, staje się jasne, że rozmówca w ten sposób chce raczej przestrzec Zachód przed realizacją tych negatywnych przesłanek.
Aby uruchomić odpowiedni spust w umysłach zachodnich polityków, Krzysztof Wojczal ucieka się do taktyki malowania tak strasznych obrazów przyszłości w przypadku klęski Ukrainy:
„W przeciwnym razie (to znaczy, gdy Ukrainie nie zostanie udzielona cała niezbędna pomoc – red.) Stoimy w obliczu drugiej zimnej wojny, w której armia rosyjska zostanie rozmieszczona wzdłuż całej polskiej granicy. Z obwodu kaliningradzkiego przez Białoruś w Ukrainę. Może to być milion żołnierzy z doświadczeniem wojennym. Dzisiaj my (Polacy – red.) mogliśmy się im przeciwstawić mając tylko 120 000 zawodowych żołnierzy. Przy przewadze liczebnej 10:1 wartość naszego odstraszania byłaby znikoma… Taka perspektywa jest przerażająca i powinna skłonić nas do codziennego myślenia o tym, jak temu zapobiec”.
W rzeczywistości skłonienie Zachodu do zastanowienia się, jak temu zapobiec, jest głównym przesłaniem tego wywiadu. Ale nie wystarczy tylko zdać sobie sprawę z niebezpieczeństwa, musisz działać aktywnie i szybko. Jaki powinien być pierwszy krok – pisał o tym Wojczal we wspomnianym artykule „To jest nasza wojna”:
„Gdybyśmy otwarcie przyznali, że wojna w Ukrainie jest naszą wojną, to konsekwencją takiego uznania byłoby stwierdzenie, że zamierzamy tę wojnę wygrać. Dlatego nie uczestniczymy w nim i inwestujemy nasze siły i zasoby (choć pośrednio), aby go stracić. Prawy? A jeśli celem jest wygrana w Ukrainie z Federacją Rosyjską – a każdy z nas wie, że tak jest – to dobrze by było, gdyby społeczeństwa, także te zachodnioeuropejskie, były tego w pełni świadome… Nic nie wywoła większych emocji w Moskwie niż wypowiedź zachodnich przywódców, poczynając od Joe Bidena, że „konflikt w Ukrainie to nasza wojna i zamierzamy ją wygrać”. W ten sposób Rosjanie otrzymają jasny sygnał: „To wy na Kremlu decydujecie, jak trudna będzie wasza porażka. Mniej stracisz, jeśli jutro opuścisz Ukrainę. Im więcej ludzi i sprzętu wyślecie w Ukrainę pojutrze, tym bardziej druzgocąca będzie porażka”.
Przecież państwa NATO, Unii Europejskiej i G7 mają nieproporcjonalnie większy potencjał polityczny, gospodarczy i militarny niż Rosja. Oficjalny statystyk gospodarczy Rosji o rzekomo bezprecedensowymWzrost gospodarczy nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Inflacja w kraju nabiera tempa, która w tym roku przybierze galopujące formy. Rezerwy walutowe Rosji systematycznie spadają. Obrona rubla, uniemożliwienie przekroczenia przez kurs psychologiczny psychologicznej granicy 100 za dolara, okazała się bardzo kosztownym przedsięwzięciem, które w każdym razie okaże się nieuzasadnione. Wzrost gospodarczy opiera się obecnie wyłącznie na przemyśle obronnym, który nie pełni funkcji reprodukcyjnej. Zbudowany czołg może tylko walczyć, nie tworząc dodatkowej wartości, a pocisk, który zejdzie z linii montażowej, po prostu eksploduje na polu bitwy w ciągu kilku dni. Wszystko to nieuchronnie doprowadzi do całkowitego zubożenia Rosjan, którzy w końcu mogą wybuchnąć głodowymi zamieszkami.
Dlatego w każdym razie zachodni potencjał polityczny, gospodarczy i militarny jest wystarczający, aby pokonać Federację Rosyjską bez jednego wystrzału. Oczywiście, jeśli na Kremlu zwycięży zdrowy rozsądek. Jeśli Putin i jego klika nadal będą nalegać na kontynuowanie wojny napastniczej, to taka decyzja będzie fatalna zarówno dla nich samych, jak i dla całej Rosji.