Czy Zachód powinien przygotować się na wielką wojnę z Rosją? Zdecydowanie tak. Czy rzeczywiście do tego dojdzie? Bardziej prawdopodobne jest, że nie niż tak. Ostatnie wydarzenia i agresywne wypowiedzi rosyjskich przywódców coraz bardziej przechylają szalę w stronę pozytywnej odpowiedzi na drugie pytanie.
Jeden z przywódców Sojuszu Północnoatlantyckiego, czyli przewodniczący Komitetu Wojskowego NATO admirał Rob, powiedział w rozmowie z dziennikarzami po posiedzeniu Rady NATO-Ukraina, że państwa europejskie powinny przygotować się na wojnę z Rosją na pełną skalę, która mogłaby rozpocząć się w ciągu najbliższych 20 lat.
„Musimy zdać sobie sprawę, że fakt, iż żyjemy w stanie pokoju, nie jest czymś naturalnym. I dlatego przygotowujemy się do konfliktu z Rosją. Ale dyskusja jest znacznie szersza. To jest zarówno baza przemysłowa, jak i ludzie, którzy muszą zrozumieć, że mają rolę do odegrania” – powiedział Bauer, cytowany przez gazetę Codzienny Telegraf.
Wiele krajów europejskich już dobrze zrozumiało to niebezpieczeństwo i rozpoczęło aktywne przygotowania, aby stawić mu czoła w pełnym uzbrojeniu.
Popularna niemiecka gazeta w tym tygodniu Bild Powołując się na tajny dokument niemieckiego Ministerstwa Obrony, Niemcy opublikowały artykuł o tym, jak Bundeswehra i NATO w ogóle przygotowują się do rosyjskiej inwazji. Autorzy, znani eksperci wojskowi Julina Röpke i Georgius Xanthopoulos, sugerują, że Kreml rozpocznie ewentualne działania w tym kierunku już w lutym br. Zacznie się oczywiście nie od bezpośredniego ataku na terytorium państw członkowskich NATO, ale od konfrontacji hybrydowej. Z czasem jednak może dojść do bezpośrednich starć militarnych.
„To jest scenariusz szkoleniowy, który opisuje krok po kroku, miesiąc po miesiącu, jak będzie działał Putin i jak NATO będzie się bronić. Według scenariusza Bundeswehry eskalacja nastąpi już za kilka tygodni. Wkrótce rozpoczną się walki, wezmą w nich udział dziesiątki tysięcy niemieckich żołnierzy” – przewidują wydarzenia autorzy artykułu. Ich zdaniem, najpierw ukryty, a potem coraz bardziej jawny, atak Rosji na Zachód rozpocznie się w lipcu.
Oczywiste jest, że jeśli Putin zdecyduje się na atak na państwa NATO, pierwszymi ofiarami agresji będą państwa bałtyckie – Litwa, Łotwa i Estonia. To właśnie tam jest wystarczająco dużo rosyjskojęzycznych obywateli, z których wielu jest prokremlowskich. Mogą stać się piątą kolumną, od której rozpocznie się rosyjska agresja hybrydowa. Tak w 2014 r. przebiegała operacja FSB pod kryptonimem „Donbas Spring”.
Tak wygląda jeden ze scenariuszy opisanych przez zachodnich ekspertów. Rosja, publicznie wyrażając oburzenie, że Bałtyk zamienił się w „wewnętrzne jezioro NATO”, wykonuje rycerski ruch i otwiera „most powietrzny”, aby „uratować ludność kaliningradzkiej enklawy przed katastrofą humanitarną”. Rosyjskie samoloty cywilne będą latać nad litewską przestrzenią powietrzną bez zgody Wilna. Jeśli władze Litwy będą ostrożne wobec twardych środków odwetowych, to Rosja, widząc bezkarność jej działań, będzie stopniowo zwiększać stopień konfrontacji, aż do stopniowego zajęcia korytarza suwalskiego. Jeśli litewskie lotnictwo będzie przeszkadzać rosyjskim lotom, a nawet zestrzeliwać osoby naruszające przestrzeń powietrzną, Moskwa odpowie „akcją odwetową”, czyli bezpośrednią inwazją.
Co mnie osobiście niepokoi w tych scenariuszach? Przede wszystkim zupełnie brakuje im analizy doświadczeń wojny rosyjsko-ukraińskiej. Co więcej, w ogóle nie ma czynnika ukraińskiego. Jakby fakt przegranej Ukrainy, całkowita klęska Sił Zbrojnych Ukrainy nie była już wątpliwa. Jesteśmy teraz świadkami zupełnie innych wydarzeń. Rosjanie, próbując zaatakować pozycje ukraińskie, wystawili tysiące swoich żołnierzy, stracili setki pojazdów opancerzonych, ale nie byli w stanie osiągnąć mniej lub bardziej znaczących postępów w ofensywie. Zamiast tego armia ukraińska robi ostatnio niesamowite postępy w niszczeniu rosyjskiej floty morskiej i powietrznej, zestrzeliwaniu sztabów i magazynów, niszczeniu łańcuchów logistycznych i tak dalej.
Trudno sobie wyobrazić, by przy tak trudnym ukraińskim froncie Rosja pozwoliła sobie ugrzęznąć w nowej militarnej awanturze. Chociaż to samo doświadczenie inwazji w Ukrainę mówi nam, że najbardziej szalonych wybryków możemy spodziewać się ze strony Putina.
Jednak, jak już wspomniano, czynnik ukraiński nigdzie się nie wybiera. Ale nie będzie jedynym, który będzie odstraszał. W końcu, co odróżnia warunkową sytuację ukraińską od warunkowej bałtyckiej? Oczywiście państwa bałtyckie należą do bloku NATO. Tym samym zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich może zainspirować rosyjskiego dyktatora do nowych wyczynów. Wtedy Stany Zjednoczone weszłyby w kilkumiesięczny okres przejściowy. A w tym czasie Rosja mogłaby wykorzystać ewentualny paraliż systemu politycznego USA i dokonać inwazji na państwa członkowskie NATO, licząc na to, że wtedy Sojusz Północnoatlantycki nie będzie w stanie skutecznie zaangażować się wart. 5 statutu.
Nadzieje te byłyby jednak a priori płonne. Bo członkostwo państw bałtyckich w NATO to nie tylko status i odpowiednie umowy. Warto przypomnieć, że na Litwie, w Estonii i na Łotwie (nawet w Polsce) rozmieszczone są już kontyngenty z innych państw NATO – ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Kanady, Wielkiej Brytanii itd. Mimo że kontyngenty te są niewielkie, w batalionie, sama ich obecność gwarantuje pomoc wojskową zaangażowanym krajom. I to nie to samo, co w Ukrainie – z ograniczonym zasięgiem broni i pieniędzy, ale wszelkimi możliwymi środkami, w tym z rozmieszczeniem nowych kontyngentów wojskowych do bezpośredniego udziału w wojnie. Nie tylko rakiety polecą na terytorium Rosji SKALP i Cień burzy, ale także znacznie potężniejsze – BYK i ATACMS (Sieć ATACMS). Oczywiście nie obejdzie się bez Tomahawk. Myśliwce wielozadaniowe czwartej generacji wlecą w rosyjską przestrzeń powietrzną F-18, Eurofighter Typhoon, Gripen, Myśliwce piątej generacji Samolot F-22 i F-35, bombowce stealth B-2 Spirit itp. Krótko mówiąc, „druga armia świata” zostałaby wycięta w pień. I jestem przekonany, że Kreml doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Chociaż, znowu, gdyby Putin podjął tylko racjonalne decyzje, raczej nie odważyłby się na inwazję w Ukrainę na dużą skalę. Ale sam fakt, że rosyjska armia ugrzęzła w Ukrainie, jednoznacznie gwarantuje, że w tej chwili nie dojdzie do inwazji Kremla na terytorium NATO. I będzie to trwało tak długo, jak długo Ukraina będzie walczyć i będzie miała do tego odpowiednie środki. Zadaniem Zachodu, który ze wszystkich sił stara się uniknąć bezpośredniej konfrontacji militarnej z Rosją, jest bezwarunkowa pomoc Ukrainie we wszelkiego rodzaju broni.
Na zakończenie chciałbym jeszcze raz zacytować admirała Roberta Bauera: „Ukraina będzie miała nasze wsparcie każdego dnia, bo wynik tej wojny zadecyduje o losach świata… Naród ukraiński i ukraińska armia bronią demokracji w sposób, jakiego świat nigdy wcześniej nie widział. W ciemnościach wojny są latarnią morską, która pokazuje całemu światu, co to znaczy walczyć o to, w co się wierzy”.