Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy, generał Wałerij Załużnyj, został usunięty! A może – nie usunięte? Lub… W poniedziałek wieczorem ukraińską przestrzenią informacyjną wstrząsnęła ta sprawa. I choć historia niby się skończyła (jak to często bywa w takich sytuacjach i takich systemach politycznych – formalnie nic), to w rzeczywistości wcale się nie skończyła.
Choćby dlatego, że w żaden sposób nie jest jasne, czy to zwolnienie miało miejsce (i w jakim było formacie, na jakim etapie się zatrzymało), czy wcale. Chociaż, oczywiście, można to uznać za wrzutkę, ale przynajmniej część mediów za pośrednictwem swoich kanałów dowiedziała się o zbliżającym się dymisji głównodowodzącego rankiem tego samego dnia, zanim pojawiły się pierwsze otwarte wiadomości na portalach społecznościowych i komunikatorach. Jednak nawet to nie jest dowodem, jak rozumiesz.
Ale tak naprawdę porozmawiamy teraz nie tylko i nie tyle o samym panu Załużnym, ale o sytuacji w ogóle. Sytuacja, w której ukraińskie społeczeństwo – a przynajmniej jego spora część – jest oblewane szokującymi wiadomościami. Lub „wiadomości”. W zależności od tego, co jest wygodniejsze.
Zacznijmy od tego, że historia takiego wyzwolenia – albo nie do końca – wyzwolenia nie jest czymś wyjątkowym. Zarówno dla ukraińskich realiów politycznych w ogóle, jak i dla obecnych władz ukraińskich w szczególności. Wystarczy przewertować archiwum kanału informacyjnego w jakimś internetowym zasobie, który nie pojawił się wczoraj – a zobaczysz, że w przypadku Reznikowa i w historii Bohdana (czy jeszcze nie zapomniałeś, kto to jest?), wszystko potoczyło się według podobnego scenariusza.
Nie oznacza to, powtarzam, że naprawdę chcieli usunąć Załużnego (przynajmniej nie w 100%). Sugeruje to jednak, że taki format komunikacji ze społeczeństwem jest całkiem akceptowalny dla władz. I tu w istocie tkwi znacznie szerszy problem niż to, kto będzie zajmował stanowisko Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy.
Bo to jest – bądźmy szczerzy – brak szacunku dla społeczeństwa. Społeczeństwo, które wybrało nie cara, cesarza czy dyktatora na całe życie, ale robotników najemnych, zarządców państwa, ma prawo i musi wiedzieć wszystko, co dzieje się w tym kierowniczym kręgu. Zamiast tego społeczeństwo jest karmione różnorodnymi bajkami, fałszywymi wiadomościami i innymi śmieciami informacyjnymi. Wielu z was zna taką prorządową Telegram-kanał „Joker”, politycy opozycji wymienili nawet nazwisko osoby, która rzekomo nim kieruje. Ten kanał (można go oglądać wyłącznie ze względów sportowych, nic więcej) jest standardem informacyjnego śmietnika. Który jest wykorzystywany przez pewne siły polityczne.
Ale społeczeństwo, bez względu na to, na kogo głosowało, nie zasługuje na to, by karmić je ze śmietnika. Społeczeństwo zasługuje na jasną i wysokiej jakości komunikację. Porównajmy na przykład procesy dymisji dwóch ministrów obrony – Niemiec i Ukrainy. Spójrz na to, jak uderzający jest komponent informacyjny tych dwóch procesów. Zwróć uwagę, gdzie wszystko zostało zrobione tak jasno, zwięźle i bez zbędnego nadziewania. I gdzie miała miejsce prawdziwa Santa Barbara. Co, nawiasem mówiąc, jeszcze się nie skończyło – bo Reznikow ma dobry ślad nierozwiązanych skandali finansowych. Być może nie jest w to zaangażowany, ale tylko sąd jasno określa, kto jest przestępcą, a kto nie – a społeczeństwo może mieć własne zdanie na każdy temat. A żeby system państwowy, system władzy funkcjonował normalnie, powinno być jak najmniej wielopoziomowych podejrzeń. Mówiąc najprościej, potrzebujemy maksymalnej przejrzystości, której niestety nie mamy.
Ale problem nie polega tylko i nie tak bardzo na tym. Na wypadek, gdyby ktoś zapomniał, przypomnijmy, że w Ukrainie toczy się wojna. Wojna na pełną skalę, która mimo wszystkich niepowodzeń armii okupacyjnej, mimo heroicznej walki Sił Zbrojnych Ukrainy, wciąż zagraża i będzie zagrażać całej Ukrainie aż do samego końca. Do tego dochodzi napięcie nerwowe dużej części Ukraińców (i Ukrainek, przynajmniej żon i matek potencjalnych żołnierzy) z powodu ukośnie krzywego procesu mobilizacji. I dojdziemy do wniosku, że stan psychiczny – zarówno poszczególnych jednostek, jak i całego społeczeństwa – jest daleki od ideału. Bardzo daleko.
Ponadto Ukraińcy, inaczej niż na początku ubiegłego roku, znajdują się w psychologicznej otchłani z powodu nieuzasadnionych nadziei na letnią kontrofensywę. Nadzieje, które zostały wywołane licznymi – i częściowo jawnie manipulacyjnymi – wypowiedziami różnych mówców (z Kancelarii Prezydenta i nie tylko) o przygotowaniu potężnej operacji ofensywnej, że potężna kontrofensywa wkrótce się rozpocznie… Jednym słowem machina informacyjno-propagandowa po raz kolejny działała proaktywnie (a nawet kreowała alternatywną rzeczywistość, jak dwa lata temu, w styczniu-lutym 2022 r., kiedy ówczesny minister obrony Ukrainy otwarcie bawił atak Białorusi na obwód kijowski).
A to, powtarzamy, nie mogło nie wpłynąć na stan psychiczny Ukraińców. W takiej sytuacji każdy rozsądny, adekwatnie myślący rząd powinien utrzymywać poziom napięcia społecznego na jak najniższym poziomie. Nie po to, by podburzać ludność, nie po to, by ją prowokować. I to nie tylko ze względu na własne bezpieczeństwo, choć i z tego powodu. Po prostu z szacunku dla tych ludzi, którzy (a) wybrali ich na stanowiska kierownicze i (b) płacą z podatków za ich całkiem dobrą egzystencję.
Dlatego nawet gdyby chodziło o zastąpienie jakiejś ikonicznej postaci – Załużnego, Budanowa czy kogoś innego – musiałoby to być zrobione tak poprawnie, cicho i przejrzyście, jak to tylko możliwe. Żeby ludzie nie mieli prostego i logicznego pytania – „Dlaczego właściwie chcieli to usunąć?”.
O tym, że postacie takie jak Maryana Bezuhla, która już zachowuje się szczerze cynicznie i destrukcyjnie (po historii z, nazwijmy to, „nieudanym zwolnieniem Załużnego”, wyciągnęła z naftaliny zapomniany już temat „Więc on jest pijany, patrz”; na wypadek, gdybyście zapomnieli, przypomnijmy, że swego czasu takie „oskarżenia”, o tym samym poziomie adekwatności i wiarygodności, były wylewane na poprzedniego prezydenta), Nie powinno go w ogóle znaleźć się w przestrzeni informacyjnej – nie trzeba dodawać…
Pytanie nie brzmi, czy chcieli zastrzelić Załużnego, czy nie, czy warto go filmować, czy nie, czy jest za co go zastrzelić, czy nie. Pytanie jest bardziej globalne: nie można tak traktować swojego społeczeństwa, a zwłaszcza w czasie wojny. Ktokolwiek stoi za tą historią. Ktokolwiek stoi za Marianą Bezuhlą. Jest to co najmniej nieodpowiedzialne. Delikatnie mówiąc.
A społeczeństwo, jeśli szanuje siebie, powinno odpowiednio ocenić tych ludzi. Potem, po wojnie. W każdym razie będziesz musiał wygrać, aby nadal mieszkać na swojej ziemi. Z Załużnym czy bez, ale będziemy musieli wygrać. I to właśnie armia wygra tę wojnę. Nie politycy, czy to u władzy, czy w opozycji, nie Telegram-kanały – anonimowe lub spersonalizowane. Tylko wojsko. Tylko teraz jest to jedyna tarcza, która chroni byt Ukrainy i Ukraińców. I nikt nie powinien o tym zapominać.