Pamiętam moje wzruszenie 8 września 2005 roku, kiedy prezydent Wiktor Juszczenko odwołał Julię Tymoszenko ze stanowiska premiera. Doznania były niezwykle przygnębiające. Nie, nie sympatyzowałem ani z samą panią Tymoszenko, ani z jej siłą polityczną, nie mówiąc już o jej koncepcji politycznej. Co więcej, uważałem, że jej następca, Jurij Jechanow, znacznie lepiej nadaje się na to stanowisko i przyniesie znacznie więcej korzyści ukraińskiej gospodarce.
Wszystko to było jasne, przynajmniej dla mnie. Doskonale zdawałem sobie sprawę z powodów, które zmusiły Juszczenkę do tego radykalnego kroku. Ale jednocześnie miałem świadomość, że to koniec pomarańczowej rewolucji, a raczej „pomarańczowej ery”, która przyniosła uznanie Ukrainie na całym świecie. Rozpoczyna się zemsta tego, co jeden z radykalnych polityków nazwał „gangiem niebieskich osł”. Zemsta, której konsekwencje dla kraju będą nieporównywalnie gorsze niż dalsze pozostawanie „gazowej księżniczki” na fotelu premiera.
Juszczenko powinien uzbroić się w cierpliwość, przynajmniej do następnych wyborów parlamentarnych. Na którym jego „Nasza Ukraina” miała wszelkie szanse odnieść przekonujące zwycięstwo. Na tle otwartej walki w obozie pomarańczowych wszystkie potencjalne zdobycze wyborcze zostały zniweczone.
Dlaczego zapamiętałem tę stosunkowo starą historię? Z jednej strony dlatego, że wciąż uważam, że to właśnie od tej daty uruchomione zostały mechanizmy, które ostatecznie doprowadziły do rosyjskiej inwazji na dużą skalę (nie będę teraz wyjaśniał tej tezy, być może zrobię to w jednym z kolejnych artykułów). Z drugiej strony skłoniło mnie do przypomnienia obecne napięcie w stosunkach między Naczelnym Dowódcą Sił Zbrojnych Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim a Naczelnym Dowódcą Sił Zbrojnych Ukrainy Wałerijem Załużnym.
Około miesiąc temu deputowany ludowy Ukrainy z frakcji Europejskiej Solidarności, Wołodymyr Ariew, powiedział na swojej stronie w Aktualności„Właśnie otrzymałem informację z wiarygodnego źródła, że minister obrony Rustem Umerow złożył wniosek do Kwatery Głównej Naczelnego Wodza o dymisję Walerija Załużnego”.
Później jednak deputowany ludowy ogłosił, że wycofuje się z tego stanowiska i wyraził nadzieję, że „nikt nie zwolni Załużnego i że wszystkie te gry się skończą”.
Pierwszy wpis Arijewa wywołał oburzenie w Ukrainie i za granicą. Usunąć chwalebnego, niemal legendarnego głównodowodzącego? Jak to możliwe? To na pewno zdrada!
Obalenie nieco uspokoiło namiętności, chociaż, jak mówią, posmak pozostał. Plotki o możliwych tarciach między „Ze i Za” krążyły od dawna, co najmniej od zeszłego lata. Tajni ludzie mówili o upartym charakterze Załużnego, jego niechęci do wypełniania politycznych poleceń kierownictwa państwa. Jednocześnie plotkowano o zazdrości Zełenskiego o chwałę głównodowodzącego, jego hipotetyczne notowania wyborcze, nawet pomimo braku najmniejszego ruchu Załużnego w celu politycznego instrumentalizacji jego popularności.
Wszystkie te plotki szczególnie uaktywniły się jesienią tego roku, kiedy stało się jasne, że plan ukraińskiej ofensywy niestety się nie powiódł i nikt nie chciał być „ojcem porażki”. A potem w końcu stało się jasne, że te plotki nie są do końca plotkami, a raczej wcale nie plotkami.
Sprzeczności między Zełenskim a Załużnym po raz pierwszy wyraźnie ujawniły się po publikacji we wpływowym brytyjskim tygodniku Ekonomista Rezonansowe wywiad Załużnyj, w którym generał przyznał, że sytuacja w wojnie Rosji z Ukrainą znalazła się w impasie. Początkowo Zełenski publicznie zarzucał głównodowodzącemu, że nie używa zwrotów takich jak „ślepy zaułek”, że nie wszystko jest takie ponure. Wtedy prezydent odezwał się jeszcze ostrzej, wskazując Załużnemu, że warto zajmować się sprawami wojskowymi, a nie polityką. Chociaż, jeszcze raz, warto przypomnieć, że Załużny tylko uczciwie opisał sytuację na froncie, wskazał problemy i sposoby ich rozwiązania. Nie zbliżył się nawet do żadnej polityki.
Następnie, w tym samym Ekonomista Pojawił się artykuł pt. „Rosja jest gotowa wykorzystać rozłam polityczny w Ukrainie” (Rosja jest gotowa wykorzystać rozłamy polityczne w Ukrainie), gdzie głównym tematem stała się konfrontacja „Ze i Za”. „Pęknięcia pojawiły się nie tylko wzdłuż linii politycznych, ale, co najbardziej niepokojące, między przywódcami wojskowymi i politycznymi. Stosunki między prezydentem Wołodymyrem Zełenskim a jego głównodowodzącym Wałerijem Załużnym są uważane za straszne” – czytamy w tekście.
Co więcej, jednoznacznie dają do zrozumienia, że jedną z głównych przyczyn „okropności” tych relacji jest wyborcza zazdrość Zełenskiego. Wewnętrzny sondaż, do którego dotarł „The Economist”, sugeruje, że prezydent, niegdyś chwalony za swoją rolę w obronie kraju, został zszargany przez „The Economist”skandale w jego rządzie i obawy o kierunek rozwoju kraju. Sondaże z połowy listopada pokazują, że zaufanie do prezydenta spadło do 32 proc., czyli o ponad połowę mniej niż szanowanego generała Załużnego (+70 proc.). Szef ukraińskiego wywiadu Kyryło Budanow ma również lepsze notowania niż prezydent (+45%)” – czytamy w artykule. Choć jasne jest, że wskaźnik zaufania nie jest tożsamy z rankingiem wyborczym, z pewnością wpływa na decyzję wyborcy.
Jeszcze w czasie kampanii wyborczej w 2019 r. tylko skrajnie naiwni obywatele (w końcu mamy ich sporo) mogli uwierzyć w zapewnienia ówczesnego kandydata na prezydenta Zełenskiego, że zamierza ograniczyć się tylko do jednej kadencji (a także obietnicę podniesienia pensji nauczycieli do 4 tys. dolarów). Trzeźwo myślący Ukraińcy już wtedy doskonale zdawali sobie sprawę, że Zełenski będzie ubiegał się o reelekcję, znaleźli ku temu niezbędne argumenty. Wszak w sierpniu tego roku w wywiadzie dla portugalskiej telewizji publicznej Współczynnik RTP, odpowiadając na pytanie o ubieganie się o kolejną kadencję, szczerze stwierdził: „Nigdy w życiu nie opuszczę mojego kraju. Bo jestem gwarantem Konstytucji i bronię jej w każdym razie”.
Zełenski poczuł słodki smak władzy, zaimponowała mu rola bohatera wojennego, „nowego Churchilla”. Można więc przypuszczać, że nie zrezygnuje tak łatwo ze swoich ambicji politycznych. Co więcej, zdając sobie sprawę, że prędzej czy później dojdzie do sytuacji, w której nastąpi dokładna analiza niepowodzeń militarnych. W szczególności niepowodzenie obrony na Południu, czy politycznie motywowane, ale strategicznie błędne rozkazy Kwatery Głównej. Bo czym innym jest kontrolowanie procesu, a czym innym wsiadanie w wir wodny.
Ale w każdym razie, niezależnie od powodów i motywów dymisji Załużnego, taki krok byłby największym błędem w karierze Zełenskiego. Bo teraz trudno sobie nawet wyobrazić, jakie negatywne konsekwencje miałoby to zarówno na poziomie krajowym, jak i globalnym. Konsekwencje mają charakter strategiczny i polityczny. Dlatego mamy wielką nadzieję, że prezydent, który wciąż dobrze radzi sobie z rozważaniem za i przeciw, nie zdecyduje się na ten katastrofalny krok.