W Polsce w końcu zmienił się rząd. Jak można było przewidzieć, naprędce utworzony rząd Kaczyńskiego-Morawieckiego nie spotkał się z poparciem większości parlamentarnej. A potem, wczorajsza opozycja, zgodnie z oczekiwaniami, zagłosowała na nowego premiera. Był nim Donald Franciszek Tusk, najsłynniejszy i najpopularniejszy polski polityk w Europie, były szef rządu, były przewodniczący Rady Europejskiej, były przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej.
Poprzednie zdanie zostało napisane nie tylko po to, by wyliczyć chwalebne kamienie milowe w karierze politycznej pana Tuska, ale by podkreślić wagę i, ośmielamy się powiedzieć, niezwykłość obecnej sytuacji. Człowiek, który dwukrotnie stanął na czele rządu kraju, który stał na czele jednej z głównych instytucji Unii Europejskiej i stanął na czele głównej europejskiej wspólnoty politycznej, nie udał się na zasłużony odpoczynek, nie napisał wspomnień i nie opowiadał o swoim kolosalnym sukcesie (w rzeczywistości Tusk jest pierwszym Polakiem po Karolu Wojtyle, który osiągnął takie wyżyny w Starym Świecie), ale powrócił do polityki krajowej. Dość brudne i nieprzyjemne, co pokazały ostatnie wybory parlamentarne.
I jak tu nie pamiętać piosenki legendarnego polskiego zespołu rockowego Budka Sufleraw tytule tego artykułu. „Cień Wielkiej Góry” (Cień wielkiej góry), Został on zadedykowany dwóm polskim wspinaczom, którzy zginęli w Himalajach dokładnie pół wieku temu. Są takie wersy w tej piosence.
Góry wysokie, co im z Wami walczyć każe?
Ryzyko, śmierć – te są zawsze tutaj w parze.
Największa rzecz – swego strachu mur obalić,
Odpadnie stu, lecz następni pójdą dalej.
(Wysokie góry, co sprawia, że z tobą walczą?
Ryzyko i śmierć zawsze idą tu w parze.
A najważniejsze to zburzyć mur swojego strachu,
Padnie stu, ale inni pójdą w ich ślady).
Trudno poważnie porównywać pracę alpinistyczną z polityką, ale obecne zwycięstwo Tuska, zwycięstwo polskiej opozycji i liberalnej części tamtejszego społeczeństwa wciąż wiąże się z trudnym podejściem. A wraz ze zburzeniem muru strachu, strachu przed przekształceniem Polski w państwo autorytarne, podobne do Węgier Orbána czy Słowacji Fitsowa.
A tak przy okazji, o Słowacji. Niedawno minister spraw zagranicznych tego kraju Juraj Blanar powiedział, że jest gotów poprzeć rozpoczęcie negocjacji z Ukrainą w sprawie członkostwa naszego kraju w Unii Europejskiej. Oczywiście te dwa wydarzenia nie są ze sobą bezpośrednio powiązane, ale są pewne punkty, które pozwalają połączyć je w jeden proces.
Wybory parlamentarne w Polsce były ważne zarówno dla Węgier, jak i Słowacji. Zwycięstwo PiS, kontynuacja faktycznej kontroli nad krajem przez Jarosława Kaczyńskiego, oznaczałoby zbliżenie sytuacji w Polsce do sytuacji na Słowacji i Węgrzech. Tak więc Orbán i Fico mieliby w tym trio potężnego, najpotężniejszego eurosceptycznego partnera. Partnera, który pozwoliłby na rozwój i rozpowszechnienie wątku antyukraińskiego w Unii Europejskiej. Bo wbrew wszystkim wcześniejszym wypowiedziom Dudy, mimo jego słów po ukraińsku w Radzie Najwyższej, ostatnie miesiące pokazały, że w imię własnego zwycięstwa, w imię władzy Kaczyńskiego, PiS jest gotowy na wojnę z Ukrainą. Oczywiście tylko ekonomiczny, ale to by nam wystarczyło w obecnych, delikatnie mówiąc, trudnych warunkach.
Nie chcę myśleć o tym, jaka byłaby pozycja polskich prawicowych populistów, gdyby wygrali wybory (zwłaszcza gdyby musieli sprzymierzyć się z jawnymi ukrainofobami z Konfederacji). Ale nie musisz. Bo historia zrobiła to, co zrobiła. I w Polsce rozpoczęła się nowa epoka polityczna. A biorąc pod uwagę miejsce i znaczenie tego państwa w całej postsocjalistycznej części Starego Świata, era ta rozpoczęła się w Europie Wschodniej.
I te same Słowacja i Węgry, które czekały na zwycięstwo swojego ideologicznego brata Kaczyńskiego, będą musiały liczyć się z tym, że nie będą miały wsparcia ze strony Polski. A Ukraina, wręcz przeciwnie, od pierwszych kroków Tuska usłyszała to, co chciała usłyszeć. „Będziemy domagać się pełnej mobilizacji Zachodu do pomocy Ukrainie. Nie mogę już słuchać polityków, którzy mówią, że są zmęczeni sytuacją w Ukrainie. Atak w Ukrainę jest atakiem na nas wszystkich” – brzmiała więcej niż wymowna wypowiedź starego-nowego polskiego premiera podczas wystąpienia w Sejmie.
Donald Tusk ma poważny autorytet w Europie. Tak czy inaczej, będzie słuchany w Brukseli, Berlinie i Paryżu. Jego stanowisko jest w pewnym stopniu kluczowe, biorąc pod uwagę, jak ważna jest Polska dla Ukrainy, zarówno militarnie, jak i gospodarczo. I już od pierwszego dnia swojej nowej kadencji na stanowisku premiera – co zgodnie z całą logiką polityczną nie powinno mieć miejsca – demonstrował bezpośrednie i otwarte poparcie dla naszego państwa. I nie bez powodu sytuacja z blokadą granicy polsko-ukraińskiej zaczęła być w tych dniach wreszcie rozwiązywana.
Wszystko to do tej porySą tylko deklaracje i małe kroki w kierunku, którego potrzebujemy (a w końcu także Polski i Unii Europejskiej). Znaczenie powrotu Donalda Tuska na stanowisko premiera ojczyzny doceni jeszcze później. Ale już teraz jest jasne, że rosyjski plan stworzenia wrogich reżimów na zachodnich granicach Ukrainy kończy się niepowodzeniem. I za to Ukraińcy powinni dziękować Polakom. Ci, którzy w trudnych warunkach politycznych, w „cieniu wielkiej góry”, na której nazwisko „Kaczyński” zaczęło już być wypisane złotymi literami, nadal głosowali za swoją i ukraińską, za naszą wspólną nową przyszłością.
To w tym historycznym momencie, szczerze mówiąc chcę w to wierzyć, zakończy się wraz z przystąpieniem Ukrainy do Unii Europejskiej. Pamiętacie gdzie, na którym odcinku granicy z Ukrainą piąty prezydent naszego państwa, Petro Poroszenko, otworzył w czerwcu 2017 roku bezwizowe drzwi do Europy? Będzie więc bardzo słuszne, piękne, symboliczne i pragmatyczne, jeśli te drzwi zostaną w ogóle zburzone na granicy Ukrainy i Polski. Ukraina, która w końcu wywalczy swoją niepodległość i europejską drogę, i Polska, która potrafiła pokonać mur strachu.