Na początku listopada Ukraina przeżyła kilka napiętych dni. Początkowo ukazały się dwa artykuły w magazynach „Time” i „The Economist”. Choć oba materiały są napisane w różnych gatunkach i poświęcone różnym osobom i procesom, wywołały efekt informacyjnego trzęsienia ziemi dla ukraińskiego społeczeństwa. To, o czym starali się nie mówić publicznie, czego unikali lub nawet przemilczewali, stawało się własnością ogółu społeczeństwa. Jakby tego było mało, po kraju krążą aktywne pogłoski, że władze prezydenta Wołodymyra Zełenskiego poważnie rozważają możliwość przeprowadzenia kampanii wyborczej wiosną 2024 roku.
Pod koniec października Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii opublikował wyniki sondażu socjologicznego. Socjologów interesowało pytanie: co Ukraińcy myślą o wyborach w czasie wojny? 81% respondentów stwierdziło, że wybory powinny odbyć się po wojnie, a teraz nie są one na czasie. Tylko 16% respondentów uważa, że wybory powinny się odbyć już teraz, pomimo wojny. Również większość Ukraińców (65% według stanu na październik 2023 r.) negatywnie odnosi się do pomysłu zdalnego głosowania przez internet i obawia się ryzyka fałszerstw w tym zakresie. Tylko 29 proc. uważa, że taka forma głosowania jest możliwa. Opinia publiczna nie popiera masowo idei głosowania zdalnego. Dotyczy to różnych regionów kraju.
Na tym tle dodatkowym elementem społecznego oburzenia stały się pogłoski o przygotowaniach władz do wyborów w czasie wojny. Naród, psychicznie wyczerpany długą kampanią wojenną, chciał usłyszeć wyjaśnienia od władz. 6 listopada prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski został zmuszony do reakcji. Stwierdził, że w czasie wojny tezy o ewentualnym przeprowadzeniu wyborów w 2024 r. są niewłaściwe.
„Musimy zdecydować, że teraz jest czas obrony, czas walki, od którego zależy los państwa i ludzi, a nie czas fake newsów, których tylko Rosja oczekuje od Ukrainy. Uważam, że teraz nie jest czas na wybory. A jeśli trzeba położyć kres takiemu czy innemu sporowi politycznemu i nadal działać tylko w jedności, to istnieją w państwie struktury, które są w stanie położyć mu kres i udzielić społeczeństwu wszystkich niezbędnych odpowiedzi. Żeby nie było miejsca na konflikty i czyjąś grę przeciwko Ukrainie” – powiedziała głowa państwa w wieczornym wystąpieniu wideo.
Później na temat wyborów głos zabrał zastępca przewodniczącego CKW Serhij Dubowyk. Urzędnik podkreślił, że wybory nie odbywają się w stanie wojennym. Takie jest prawo. A wszystko inne to polityczne spekulacje. Na pewien czas temat wyborów stracił na aktualności i zszedł na dalszy plan. Istnieje jednak poczucie, że wybory w czasie wojny są kwestią, która od czasu do czasu będzie wychodziła na powierzchnię. I choć Zełenski mówił później, że nie jest to odpowiedni moment, pojawiają się sygnały, że władze były aktywnie zainteresowane możliwością przeprowadzenia wyborów jesienią. I są ku temu pewne powody.
Przeprowadzenie wyborów wiosną 2024 r. byłoby korzystne dla obecnego rządu. Wydaje się, że Wołodymyr Zełenski zdecydowanie planuje ubiegać się o drugą kadencję. Oznacza to, że jego ekipa stoi przed zadaniem wygrania kampanii wyborczej. Kancelaria Prezydenta stale monitoruje poziom poparcia społecznego. O ile w pierwszym roku wojny na pełną skalę zaufanie do Zełenskiego było niezaprzeczalne, o tyle teraz istnieje tendencja do stopniowego spadku. Gdyby jednak wiosną przyszłego roku odbyły się wybory prezydenckie, Zełenski niemal na pewno świętowałby zwycięstwo. Niewielu wierzy, że jego notowania spadną do niebezpiecznie krytycznego poziomu w ciągu kilku miesięcy. Ale za rok, dwa lub trzy wszystko jest możliwe. Długie odraczanie wyborów w czasie może stwarzać prezydentowi problemy wyborcze na tle niepewnego wyniku wojny, strat i problemów nagromadzonych w społeczeństwie. Dlatego wiosenne wybory w 2024 r. są wydarzeniem mało prawdopodobnym, ale pożądanym dla ekipy Zełenskiego.
Ponadto, jeśli hipotetycznie wyobrazimy sobie, że władze odważyły się przeprowadzić wybory zgodnie z harmonogramem, to prawdopodobnie odbyłyby się one w czasie wojny. Wątpliwe jest, aby działania wojenne zakończyły się w ciągu kilku miesięcy. Ale wybory w aktywnej fazie wojny to zbyt wiele ograniczeń i zagrożeń. W szczególności brak realnej konkurencji politycznej. Telethon oczyścił pole polityczne i zmarginalizował wielu byłych czołowych polityków. Trudno wyobrazić sobie normalny proces wyborczy w takich warunkach. Wiosną 2024 r. urzędujący prezydent po prostu nie miałby żadnych poważnych konkurentów. A kampania wyborcza przypominałaby raczej referendum w sprawie wotum zaufania dla głowy państwa. Rodzaj wątpliwej celebracji demokracji w czasie wojny, która bardziej przypominałaby kampanie wyborcze w reżimach autorytarnych.
Wybory w czasie wojny to nie tylko zagrożenie dla bezpieczeństwa wyborców. Są to zagrożenia niezgody społecznej, utraty zaufania i sztucznego sprzeciwu różnych grup ludności. Oczywiste jest, że w stanie wojennym władze po prostu nie byłyby w stanie zapewnić równych warunków udziału w wyborach różnym grupom ludności w Ukrainie i tym obywatelom, którzy wyjechali za granicę. MiOsoby, które chciałyby wziąć w nich udział, nie będą mogły skorzystać z prawa do głosowania. Nie wiadomo też, co zrobić w przypadku nalotów i ostrzału w dniu wyborów. Nie można przecież wszędzie umieszczać wyborców w podziemnych schronach, a procesu wyborczego nie można przerwać ani rozciągnąć w czasie o kilka dni. Głosowanie przez wojsko to zupełnie odrębny problem. Jak głosować pod ostrzałem wroga? Dlatego w wyborach w stanie wojennym co najmniej kilka milionów obywateli Ukrainy zostałoby pozbawionych prawa do głosowania.
Można oczywiście odważyć się przeprowadzić wybory zgodnie z harmonogramem i wygrać je formalnie. Wymyślanie różnych uzasadnień dla takiego kroku. Na przykład, aby odnieść się do zewnętrznej presji ze strony partnerów, potrzeby utrzymania legitymizacji i innych wyimaginowanych preferencji z zaplanowanych wyborów. Ale wygrana urzędującego prezydenta podważyłaby jednocześnie jego legitymizację w społeczeństwie ukraińskim. Już samo przyzwolenie władz na wybory w czasie wojny wywołałoby gwałtowną reakcję emocjonalną. Jedność w kraju zostałaby szybko zniszczona. Wywiązały się gorące dyskusje i spory. Nastąpiłaby fala oskarżeń, że prezydent za wszelką cenę chce pozostać na stanowisku. Warto wspomnieć, że pieniądze mogłyby zostać skierowane do wojska, zamiast organizować proces wyborczy. A Moskwa chętnie by to wszystko obserwowała. Kreml byłby zachwycony, gdyby Ukraińcy zaczęli się kłócić między sobą i przerzucać punkt ciężkości na wybory, a nie na potrzebę odparcia agresora.
Formalne zwycięstwo w wyborach prezydenckich jest możliwe. Możliwe jest nawet takie dostosowanie prawa, aby wybory w stanie wojennym miały określoną podstawę prawną. Ale jednocześnie można stracić legitymację społeczną. A w tym przypadku negatywne konsekwencje nie potrwają długo, pojawi się groźba wewnętrznych konfliktów w państwie. A to jest nie do przyjęcia dla Ukrainy w warunkach wojny i zewnętrznego zagrożenia ze strony Rosji.