Osobowość każdego znanego ukraińskiego kolaboranta przyciąga coraz większą uwagę. Zastępcę ludu-zdrajcę Ołeksija Kowaliowa śledziło się jak meksykański serial telewizyjny – zabity lub po prostu ranny, oto filmik ze szpitala, a co będzie dalej, no cóż, w końcu wszystko skończyło się happy endem (dla widzów oczywiście, ale takie są prawa gatunku). Teraz głównym bohaterem sagi „Zdradź ojczyznę i zdobądź kulę (lub nóż)” jest legendarny Oleg Carew.
Każdy, kto chciał zażartować z carskiej/krymskiej masakry, już zażartował. Wciąż nie dowiemy się, kto zaatakował byłego posła (cztery kadencje, dwukrotnie wybrany w okręgu wyborczym nr 40, tym samym, w którym w 2019 r. wygrał „sługa”-„leśniczy” Truchin; ciekawe, jak zareagowali na zamach na swojego niedawnego idola w Kamieńsku, Krynyczkach i Marhańcu?). Z tej jałtańskiej opowieści można jednak wyciągnąć pewne dydaktyczne wnioski.
Oleg Carew to klasyczny typ ukraińskiego, a nawet małorosyjskiego zdrajcy. Z jednej strony miał biznes, stanowiska, mandat deputowanego w Ukrainie, a nawet ogłosił swoją kandydaturę na prezydenta. Z drugiej strony jeszcze w 2014 r. trafił do kontrolowanych przez Rosję terrorystów z „DRL”, gdzie został nawet „przewodniczącym” „parlamentu” tej quasi-państwowej struktury, która nie jest uznawana przez świat.
Oczywiście poparł inwazję na pełną skalę. Ale kiedy „coś poszło nie tak”, kiedy rosyjskie siły okupacyjne zwolniły, a nawet zaczęły wycofywać się z okupowanych terytoriów, Oleg Cariew zaczął krytykować rosyjskie władze za te niepowodzenia. A później ogłosił nawet, że „tonton-makoutes” Ramzana Kadyrowa (znani jako „kadyrowcy”) rabują „wyzwolony” Mariupol.
Retoryka cariewa nie spodobała się prawdziwym rosyjskim propagandystom. Tym samym jeden z filarów putinowskiej machiny propagandowej, Władimir Sołowjow, więcej niż otwarcie zasugerował, że Oleg powinien trzymać język za zębami, bo może znaleźć się w bardzo nieprzyjemnej sytuacji. I on, Sołowjow, wygłosił bardzo interesujące – i odkrywcze – oświadczenie, że Oleg Carjow nie powinien wozić „ukraińskich banknotów” do Rosji. To, według rosyjskiego propagandysty, jest ciągłą krytyką „ustami” wszystkich i wszystkiego, z czego sam krytyk jest niezadowolony.
W tych słowach Sołowjowa zawiera się cała tragedia ukraińskich zdrajców, którzy przeszli na stronę okupanta. I dotyczy to nie tylko Olega Cariewa. Na przykład Tatiana Montjan, która oczekuje na proces i celę więzienną w Ukrainie, również otrzymała swoją porcję „komplementów” od rosyjskich mediów Kremla, mówiąc, że krytykuje rosyjskie władze, rosyjską armię i ogólnie wygląda jak Kozak na wygnaniu.
Oczywiście, ani Carew, ani Montjan, ani Chalenko i Marmazow nie są żadnymi „ukraińskimi agentami”. Tyle, że oni, ci, którzy prowadzą aktywne życie publiczne, nie mogli zrozumieć bardzo ważnego punktu. Kreml potrzebował ich „mówienia prawdy” tylko w sytuacji, gdy byli w Ukrainie. A krytyka, a raczej krytyka z ich ust, była skierowana pod adresem władz ukraińskich. A w Rosji nie można krytykować władz. Zakazany. A jeśli ktoś myśli, że tu, tu i ówdzie krytykuje, to jest to tylko przedstawienie. Wydajność. Zapasy chłopców Nanai. Tak jak to było w czasach sowieckich, kiedy „Fitil”, „Literaturnaja Gazieta” i inne zawory do wypuszczania pary mogły krytykować tylko te zjawiska i tych ludzi, na których pozwolenie wydano w gmachu Komitetu Centralnego KPZR na Starym Rynku w Moskwie.
Ale Cariow i Montjan, mimo całej swojej prorosyjskości, dorastali i kształtowali się w ukraińskim świecie politycznym. Gdzie, mimo wszystkich konwencji, wyjątków i niuansów – krytyka władzy, krytyka w ogóle jest całkowicie organiczną częścią życia. Jest to normalny, zwyczajny proces, który bez względu na to, jak traktuje się obiekty krytyki, w taki czy inny sposób przyzwyczaja się do tego w ciągu 30 lat. A potem, znalazłszy się w zupełnie innym świecie (a to, że jest zupełnie inny, stało się jasne już w 2000 roku, kiedy w Rosji wydarzyło się coś, co nigdy się nie wydarzyło i nigdy nie wydarzy w Ukrainie – wybór z góry ustalonego i publicznie ustalonego następcy poprzedniego prezydenta), ci ludzie po prostu automatycznie wykorzystują wszystkie swoje umiejętności wypracowane przez dziesięciolecia ukraińskiego życia.
Nawiasem mówiąc, dotyczy to nie tylko osób publicznych. Na Krymie w pierwszych latach po aneksji ludzie chodzili na wiece z prośbami, a nawet żądaniami – nie miało znaczenia, jakie one były, najważniejsze był sam fakt takich wieców. A w Rosji, gdzie rzekomo tak bardzo aspirowali, od dawna na to nie pozwalano. Bo wypowiadanie się przeciwko władzy jest haram. (A określenie muzułmanin nie jest tu bynajmniej przypadkowe, bo Rosja już dawno wyszła poza świat europejski, chrześcijański, demokratyczny i pluralistyczny, szybko zbliżając się do azjatyckich standardów życia publicznego po 24.02.2022).
Władze szybko postawiły na ich miejscu zwykłych ludzi, choć nawet teraz, w dziesiątym roku życia pod kontrolą Kremla, niektórzy mieszkańcy Krymu wciąż pozwalają sobie na nostalgiczne westchnienia, że „za UkrainęByło lepiej. Ale osoby publiczne, takie jak Carew, całkiem szczerze wierzyły, że ten los im umrze. Bo są po tej samej stronie co Putin, Patruszew, Sołowjow, Simonian i Kadyrow.
Okazało się jednak, że być z nimi po tej samej stronie, to być niewolnikami króla. I jego główny oprycznik. A chłopi pańszczyźniani nie mają prawa krytykować cara, opryczników i innych niedotykalnych. Można o nich wspominać, ale tylko po to, by chwalić (w przypadku Putina) lub przepraszać (w przypadku Kadyrowa). Nawet Artemij Lebiediew, który kilka lat temu pozwolił sobie na odważne posty o władcy Czeczenii, nazywając go „bratem” i namawiając do uspokojenia się swoimi groźbami, teraz tylko po cichu przeprasza, i to nie za nic konkretnego, ale ogólnie, „w całości”, tak na wszelki wypadek.
Bo Lebiediew, mimo całej swojej pozornej cywilizacji i nowoczesności, bardzo dobrze zna reguły gry, bo wychowywał się z nimi od najmłodszych lat. A Carjow i Montjan dorastali w różnych warunkach. A teraz muszą albo się złamać, żeby stać się prawdziwymi Rosjanami (i to najniższej klasy, bo wszystkie miejsca z chlebem zajmują prawdziwi Rosjanie, a ci zawsze będą podludźmi, zawsze będą im przypominać, kim są i skąd pochodzą), albo…
Jednak na pewno nie będziemy ich żałować. Ale nie zaszkodzi wytłumaczyć tym Ukraińcom, którzy również chcą uzyskać jakieś korzyści materialne flirtując z wrogiem. Aby zrozumieli, że maksimum, jakie może na nich czekać, to najniższe szczeble gigantycznej piramidy. I to tylko wtedy, gdy bardzo szybko nauczą się milczeć w Moskwie. A jeśli pozwolą sobie na choćby najmniejszą krytykę (całkiem logiczną i użyteczną, szczerze mówiąc) wobec kremlowskich niebian i ich wiernych sług, wszystko nie skończy się szczęśliwym zakończeniem.