W 2014 roku Rosja nielegalnie zaanektowała Krym, stworzyła ruch separatystyczny w Donbasie, a następnie zaatakowała Ukrainę regularną armią i siłami specjalnymi. W każdym przypadku rosyjskiej agresji reakcja USA była krytykowana jako nieadekwatna, niewystarczająca lub niezdecydowana.
The Moscow Factor to badanie Eugene’a M. Fishela, który przeanalizował cztery kluczowe decyzje polityczne w Waszyngtonie. Czy dwie republikańskie i dwie demokratyczne administracje Stanów Zjednoczonych brały pod uwagę status Ukrainy jako suwerennego państwa przy budowaniu relacji z Federacją Rosyjską – Fiszel ma odpowiedź na bolesne pytanie. Po raz pierwszy książka ta łączy dowody z dokumentów i odtajnione materiały dotyczące dyskusji politycznych, retrospektywne artykuły autorstwa byłych polityków, oficjalne wspomnienia byłych wysokich rangą urzędników oraz wywiady z nimi i osobami powracającymi. Publikacja ukazała się nakładem wydawnictwa Vivat w 2023 roku.
Eugene M. Fishel jest ekspertem ds. krajów postsowieckich z ponad 30-letnim doświadczeniem w Departamencie Stanu USA.
Chwila déjà vu
Przypływy i odpływy spraw zagranicznych mają punkty zwrotne, w żargonie elit, lub momenty ostrożnych porównań, w żargonie ogółu, które zwykle definiują początek nowych okresów, a czasem nawet pojawienie się epok w stosunkach międzynarodowych. Niektórzy uważają, że jeden z takich momentów został uchwycony w rozmowie, która odbyła się w Gabinecie Owalnym w mroźny jesienny dzień.
W rozmowie uczestniczyli głównodowodzący i ambasador USA w tym wschodnioeuropejskim kraju, który wciąż był w konwulsjach po latach zewnętrznej agresji. Ambasador, zawodowy członek amerykańskiej służby zagranicznej, opowiadał się za bardziej zdecydowanym amerykańskim stanowiskiem wspierającym niepodległość tego wschodnioeuropejskiego kraju. Zwracając się do szefa władzy wykonawczej, ambasador wyraził przekonanie, że Waszyngton ma wystarczające zasoby, aby pozostać wiernym swojemu pryncypialnemu stanowisku wobec presji Moskwy na sąsiada, „jeśli będziemy trzymać się twardej linii i nie odejdziemy od niej”. Ambasador dodał, że potrzebna jest „zdecydowana linia”, ponieważ poglądy Moskwy na niepodległość sąsiada są „całkowicie odmienne od naszych własnych pomysłów”.
Gdy prezydent odchylił się na krześle z przekonaniem, że przywódca Kremla nie wycofa się ze słów o poszanowaniu suwerenności sąsiada, ambasador dyplomatycznie zasugerował, że wcześniejsze działania kolegi prezydenta w Moskwie „pokazały, że nie jest on godny zaufania”. W odpowiedzi prezydent zapytał „dość ostro i z odrobiną sarkazmu: »Czy chcecie, żebym poszedł na wojnę z Rosją?«”. Być może, aby wyjaśnić tę ostrą reakcję, prezydent dodał, że pomysł Kremla na stworzenie kordonu sanitarnego w kształcie średniej wielkości sąsiada „pod rosyjskimi wpływami, jako bastionu do ochrony… od dalszej agresji, zrozumiałem”.
Ta rozmowa miała miejsce ponad siedemdziesiąt pięć lat temu. Krajem ofiary była Polska, a nie Ukraina. Krajem-agresorem był ZSRR, amerykańskim prezydentem Franklin D. Roosevelt, a idea kordonu sanitarnego należała oczywiście do Józefa Stalina. Pomimo różnic istnieją niesamowite podobieństwa, zwłaszcza jeśli chodzi o to, jak nasze postrzeganie (i błędne wyobrażenia) odnoszą się do Moskwy, lub „czynnik moskiewski”, jak go nazywam, wpłynął na naszą de facto, a pod pewnymi względami de iure, politykę wobec naszego sąsiada w geograficznym centrum Europy.
Europa, cała, wolna i żyjąca w pokoju
Gdy wojna Rosji z Ukrainą wkracza w ósmy rok, debata na temat tego, co zachodnie demokracje powinny, a czego nie powinny robić w związku z ciągłym naruszaniem przez Moskwę integralności terytorialnej tego sąsiedniego państwa, trwała przez cały pierwszy rok administracji Bidena. W rzeczywistości kryzys regionalny, który rozpoczął się w lutym 2014 r. wraz z nielegalną okupacją przez Moskwę ukraińskiego Półwyspu Krymskiego, przypomina o głębokim i fundamentalnym wyzwaniu w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa, przed którym stoją zachodni, zwłaszcza amerykańscy, decydenci. Sednem tego wyzwania jest znalezienie właściwej równowagi między dwoma priorytetami, które są ze sobą w dużej mierze sprzeczne: utrzymanie zaangażowania z Rosją – geostrategiczna konieczność, jak wielu argumentowało, jakkolwiek nieprzyjemne może być to zaangażowanie – oraz pomoc Ukrainie w dołączeniu do „Europy całej, wolnej i żyjącej w pokoju”, co jest priorytetem politycznym powszechnie akceptowanym przez republikańską i demokratyczną administrację w Waszyngtonie.
Wczesna wersja drugiej z tej listy polityk została po raz pierwszy zaprezentowana przez prezydenta George’a H.W. Busha, który skorzystał z okazji podczas przemówienia w maju 1989 r. w Moguncji w Niemczech Zachodnich, aby oświadczyć, że zimna wojna nie może być uznana za zakończoną, dopóki „Europa nie będzie zjednoczona”. To polityczne przemówienie wyznaczyło kierunek kolejnym administracjom amerykańskim, które z czasem coraz bardziej szczegółowo doprecyzowywały znaczenie wyrażenia „Europa, cała, wolna i w pokoju” i umieszczały je w kontekście ewolucji rozwoju regionalnego.Dynamika od zakończenia zimnej wojny. Na przykład, podczas podpisywania Aktu Stanowiącego NATO-Rosja w 1997 roku, prezydent Bill Clinton mówił o straconych szansach na „pokojową, demokratyczną, niepodzieloną Europę”.
Administracja George’a W. Busha jeszcze wyraźniej dała do zrozumienia, że taka Europa może powstać tylko wtedy, gdy postsowieckie państwa położone w Europie geograficznej, zwłaszcza Ukraina, zostaną pomyślnie przekształcone. Rzeczywiście, po inwazji Rosji na Gruzję w 2008 roku sekretarz stanu Condoleezza Rice powiedziała, że Stany Zjednoczone „od dawna wierzą, że niepodległość Ukrainy, jej demokracja, jest ważna dla całej Europy, wolnej i żyjącej w pokoju”.
Administracja Obamy, ostatnia administracja analizowana w tej książce, nadal zmierzała w tym samym kierunku. Przemawiając na wpływowej konferencji zorganizowanej przez Radę Atlantycką, ówczesny wiceprezydent Joe Biden złożył hołd wspólnocie transatlantyckiej, odnosząc się do NATO i jego otwartych drzwi „dla wolnych narodów, które podzielają nasze wartości i zobowiązania, oraz dla tych, którzy spośród zniewolonych narodów marzą o dniu, w którym oni również będą mogli dołączyć do całej i wolnej Europy”.
Ale te (być może tylko retoryczne) wyrazy poparcia dla „Europy całej, wolnej i żyjącej w pokoju”, w tym Ukrainy, to tylko część obrazu. Różni krytycy polityki USA w regionie zarzucają Stanom Zjednoczonym, że stosują odmienne standardy, jeśli chodzi o wypełnianie zobowiązań wobec Ukrainy. Jednym z najlepszych przykładów takiej krytyki jest artykuł Paula Goble’a z 2014 r. „The West’s True Double Standards in the Ukraine Crisis”, w którym autor przekonywał, że „Moskwa regularnie utrzymuje niższe standardy niż [інші пострадянські держави]… i nie ma ustalonych norm… nie ma żadnych wskazówek, jak powinna zachowywać się w kraju i na arenie międzynarodowej, jeśli chce być partnerem Zachodu”. Goble, uznany na arenie międzynarodowej ekspert w dziedzinie społeczeństw i polityki postsowieckiej, przekonywał, że „jeśli jakikolwiek inny kraj [зробила те, що Росія робить з Україною]Zachód zakwalifikowałby to jako inwazję, jawne pogwałcenie prawa międzynarodowego, a przede wszystkim zadał sobie pytanie, co może zrobić, aby odeprzeć najeźdźców. Ale w tym przypadku wielu zachodnich polityków i komentatorów zadało sobie wiele trudu, aby zrozumieć agresora i potępić ofiarę. Być może Goble miał rację.
Być może żaden pojedynczy dokument nie ucieleśnia napięcia nieodłącznie związanego z tą dynamiką bardziej niż Memorandum Budapeszteńskie z 1994 r., które definitywnie usankcjonowało rozbrojenie nuklearne Ukrainy. Zgodnie z warunkami tego dokumentu Ukraina zrezygnowała z odziedziczonego po ZSRR arsenału nuklearnego – wówczas trzeciego co do wielkości na świecie (176 międzykontynentalnych pocisków balistycznych zdolnych do rażenia celów na całym globie i łącznie 1272 głowice jądrowe) – w zamian za rekompensatę finansową, a także „gwarancje bezpieczeństwa” ze strony Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Federacji Rosyjskiej. Gwarancje te obiecywały Ukrainie ochronę przed groźbą użycia siły i przymusem ekonomicznym, a także poszanowanie jej suwerenności i integralności terytorialnej w granicach uznawanych przez społeczność międzynarodową w momencie rozpadu ZSRR.
Jednocześnie Stany Zjednoczone postawiły na znaczącą geopolityczną inwestycję, że sama Rosja przejdzie transformację postsowiecką. Akt Stanowiący NATO – Rosja jest pełna waszyngtońskich wizji konstruktywnego zaangażowania Rosji w relacje z Zachodem, w szczególności z NATO. O ile inwazja Rosji w Ukrainę, która rozpoczęła się w lutym 2014 r., uwypukliła te konkurencyjne interesy USA w regionie, o tyle sprzeczności te były widoczne już nie tylko podczas amerykańsko-ukraińsko-rosyjskich negocjacji w sprawie denuklearyzacji Ukrainy, ale nawet w okresie bezpośrednio poprzedzającym rozpad Związku Radzieckiego. Jednym z najbardziej uderzających przykładów było tak zwane przemówienie prezydenta George’a H.W. Busha z sierpnia 1991 r., w którym – najwyraźniej za namową ówczesnego przywódcy ZSRR Michaiła Gorbaczowa – wezwał ukraińskie społeczeństwo obywatelskie, które nalegało na większą autonomię od Moskwy, aby nie ulegało „samobójczemu nacjonalizmowi”.
Trudno się dziwić, że Moskwa zajmie ważne miejsce – nawet jeśli nie zawsze wprost i otwarcie – w amerykańskim podejściu do Ukrainy, i to nie tylko ze względu na dominację Rosji na kontynencie euroazjatyckim i autopromocję jako wielkiego mocarstwa. Czynnikiem, który z pewnością również ma znaczenie, jest nasze amerykańskie rozumienie regionu. Różne aspekty amerykańskiego zderzenia kulturowego z „Rosją” w znacznym stopniu przyczyniły się do postrzegania i błędnych wyobrażeń Amerykanów na temat Rosji, Związku Radzieckiego i regionu jako całości. Ciągłe mylenie terminów „Rosja” i „Związek Radziecki” wraz z różnymi składnikami tego ostatniego przez uczonych, ludzi kultury, instytucje i wysoko postawionych polityków zakorzeniło w amerykańskiej psychice przekonanie, że te dwa terminy są wymienne. Uderzenie było tak silneNawet upadek ZSRR i powstanie na jego gruzach dwunastu niepodległych państw, wraz z Rosją i Ukrainą, nie zniszczyły jeszcze głęboko zakorzenionego pojęcia wymienności „Rosji” i „Związku Radzieckiego”.