Szef frakcji Sługa Narodu w Radzie Najwyższej, Dawid Arachamia, zdołał w zeszłym tygodniu zdobyć swoje 15 minut sławy. Światowe agencje informacyjne, stacje radiowe i publikacje cytowały jego wypowiedzi wygłoszone podczas wywiad Natalia Mosejczuk. Zacytujemy go teraz, ponieważ stwierdzenia są interesujące i dziwne zarazem, a może dlatego, że są interesujące, ponieważ są dziwne.
Tak więc w tym wywiadzie Arachamia zaskoczyła wszystkich wiadomością, że krwawa wojna rosyjsko-ukraińska mogła zakończyć się prawie bez rozpoczęcia, jeszcze w marcu 2022 roku. A co w tym celu Ukraina musiała zrobić? W rzeczywistości nonsensem jest odmowa wstąpienia do NATO, do którego, delikatnie mówiąc, nie spieszyło nam się z przyjęciem.
Jeśli wierzyć słowom Arachamii, który opowiedział Mosejczukowi o przebiegu negocjacji ukraińsko-rosyjskich, które rozpoczęły się w lutym 2022 r. na Białorusi i były kontynuowane w Stambule w marcu. I jak mu nie wierzyć, bo stał na czele ukraińskiej delegacji negocjacyjnej w imieniu prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.
Oto bezpośredni cytat z odpowiedzi Arachamii na pytanie prowadzącego wywiad o cel rosyjskiej delegacji podczas rozmów:
„Celem rosyjskiej delegacji, moim zdaniem… Rzeczywiście, niemal do końca mieli nadzieję, że wywrą na nas presję, abyśmy podpisali taką umowę, abyśmy zachowali neutralność. To było dla nich najważniejsze. Byli gotowi zakończyć wojnę, jeśli przyjmiemy – tak jak kiedyś Finlandia – neutralność i zobowiążemy się, że nie wstąpimy do NATO.
— Tylko jeden punkt?
– Cóż, to był kluczowy punkt. Wszystko inne to kosmetyki, polityczne przyprawy”.
Okazuje się, że według Arakhamii wszystko było proste. Spełnić jeden punkt – nie przystąpić do Sojuszu Północnoatlantyckiego, do którego wciąż jesteśmy na czworakach, a potem jeszcze dłużej.
Pamiętacie, jak w marcu 2022 r. prorządowi mówcy nagle zaczęli aktywnie dyskredytować ideę wstąpienia do NATO? Przekonywali, że nie spieszy im się z przyjęciem nas tam, a my tego nie potrzebujemy, my sami – wow. Jeśli teraz pokonamy Rosję, NATO o to poprosi. I jest niewiarygodna, nie jest gotowa nikogo chronić, pomimo istnienia artykułu 5 Sojuszu.
Krótko mówiąc, możesz łatwo porzucić ten pomysł. Choć jeszcze do niedawna retoryka obozu prorządowego była zupełnie odwrotna. Pamiętacie, jak ostro krytykowali pomysł niektórych polityków opozycji, aby osiągnąć strategiczne partnerstwo ze Stanami Zjednoczonymi poza NATO? Pojawiły się głosy, że w ten sposób ktoś chce odwrócić naszą uwagę od głównego celu – pełnego członkostwa w Sojuszu. Chociaż w rzeczywistości jedno w ogóle nie kolidowało z drugim.
Dlatego Kancelaria Prezydenta w każdym razie przygotowywała się na możliwość rezygnacji z perspektywy członkostwa. Przynajmniej zbadał grunt publiczny pod kątem takiego kroku. W końcu, dlaczego nie? Wielu Ukraińców byłoby gotowych to zaakceptować, bo wojna jest znacznie gorszą alternatywą.
Ale czy rzeczywiście o to chodziło, a cała reszta to drobiazgi, „kosmetyczne, polityczne przyprawy”, jak zapewniał Arachamia? Czy zapomniał o czymś w ciągu półtora roku? Możemy mu przypomnieć inne życzenia Rosjan. Na przykład uznanie „DRL” i „ŁRL” za niepodległe republiki w granicach obwodów donieckiego i ługańskiego oraz wycofanie wojsk ukraińskich z ich terytorium. Oznacza to, że Ukraina musiała zgodzić się na utratę nie tylko tych kilku nieuznawanych republik, ale także na rezygnację ze znacznie większych terytoriów, które nie były jeszcze nawet okupowane. Ten sam Mariupol, który w czasie negocjacji bohatersko się bronił, a także Kramatorsk, Słowiańsk, Bachmut itp.
Pójdźmy dalej z rosyjskimi żądaniami. Ukraina, ich zdaniem, powinna uznać Krym za podmiot Federacji Rosyjskiej. I myślisz, że to wszystko? Wcale. Ukraina powinna również uznać obwody zaporoski i chersoński za nowe prowincje Federacji Rosyjskiej i wycofać wojska ukraińskie z ich terytoriów.
Teraz to wszystko – z roszczeniami terytorialnymi (przynajmniej wyartykułowanymi w negocjacjach). Rosjanie „uprzejmie” zgodzili się na zwrot okupowanych terytoriów obwodów kijowskiego, czernihowskiego i sumskiego (nawiasem mówiąc, nie jest to do końca jasne z obwodem charkowskim). Jednak nasi bohaterscy obrońcy odbili te tereny bez zgody Rosjan.
Ale Rosjanie nie ograniczyli się do żądań terytorialnych. Powiedzieliśmy już o NATO, przejdźmy dalej. Zapomniałeś o „demilitaryzacji”? O co dokładnie chodziło: zmniejszenie składu Sił Zbrojnych Ukrainy z 250 000 do 83 500 osób. Nic, prawda? By potem zająć Ukrainę z niewielką ilością krwi.
A także „denazyfikacja”, która zapewniła, według słów rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa, „szerokie prawa języka rosyjskiego w Ukrainie” i „zaprzestanie prześladowań UKP PM w Ukrainie”.
Nie ma to jak „kosmetyki”, które faktycznie przypominają kapitulację. Na tym tle samo żądanie porzucenia NATO wydaje się błahostką. Przypomnę, że Ukraina już Taki strategiczny cel porzucił kiedyś – za prezydentury Wiktora Janukowycza. A po Euromajdanie łatwo było to wszystko powtórzyć, a nawet wprowadzić do tekstu Konstytucji pragnienie członkostwa w Sojuszu.
Ale na tym „cuda” Arachamii się nie skończyły. W jednym z wywiadów niespodziewanie zaangażował się w sprawę byłego premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona. I nie tylko popłynął, ale uczynił go niemal głównym winowajcą zakłócenia planu pokojowego.
„Co więcej, kiedy wróciliśmy ze Stambułu, Boris Johnson przyjechał do Kijowa i powiedział, że w ogóle niczego z nimi nie podpiszemy – i po prostu walczmy” – powiedział Arachamia.
Jest mało prawdopodobne, aby szef frakcji Sługa Narodu, udzielając wywiadu, zamierzał zaszkodzić swojemu patronowi Wołodymyrowi Zełenskiemu. Ale tak właśnie się stało. Zachodni obserwatorzy już zaczynają się czepiać tematu, mówiąc, że Ukraina mogła powstrzymać rozlew krwi w pierwszym miesiącu wojny, ale jej kierownictwo, ze względu na niezrozumiałe ambicje, zrezygnowało z procesu pokojowego.
Co więcej, wprowadzając do dyskursu Borisa Johnsona, Arachamia zdaje się potwierdzać tezę o braku niezależności ukraińskiego rządu, o chwalebnym „zarządzaniu zewnętrznym”. Chociaż w rzeczywistości tezę o Johnsonie bardzo łatwo obala. Trzeba tylko pamiętać, że ówczesny premier Wielkiej Brytanii przybył do Kijowa (gdzie wręczono mu ceramicznego koguta Wasylkowa) dopiero 9 kwietnia. W tym czasie przede wszystkim zakończyły się już negocjacje (czyli ich kolejna runda). Po drugie, w wyzwolonej Buczy odkryto masowe groby miejscowych mieszkańców torturowanych przez rosyjskich żołnierzy. Nie tylko Ukraina, cały świat był przerażony tym nagraniem. I jasne jest, że nie może być mowy o jakichkolwiek negocjacjach z takim potworem. Co więcej, Ukraina nie ma ani moralnego, ani politycznego prawa do dobrowolnego, bez walki, pozostawienia okupantowi choćby centymetra swojego terytorium.