Ostatnie sondaże opinii publicznej w USA pokazują niepokojący trend: poparcie USA dla Ukrainy systematycznie spada. Według stanu na początek października dostawy broni w Ukrainę popierało ok. 52% Demokratów (w maju było to 61%). Wśród Republikanów jest ich znacznie mniej – zaledwie 35%. Niepokojące jest to, że około 34 procent Demokratów w sondażu zgodziło się ze stwierdzeniem, że „problemy Ukrainy to nie nasza sprawa i nie powinniśmy się wtrącać”. Tego samego zdania jest aż 56% Republikanów.
Odsetek tych, którzy uważają, że Ukraina ma „wielkie znaczenie” dla Stanów Zjednoczonych, spadł z 51% w maju 2022 r. do 39% obecnie. Jednocześnie zmniejszyła się też liczba osób „bardzo zaniepokojonych”, że konflikt w Ukrainie może przerodzić się w większy: obecnie jest ich 26%, a rok temu było to 33%.
Kolejny sondaż przeprowadzony na zamówienie Wiadomości FOX, pokazuje, że większość mieszkańców USA (51%) uważa obecnie, że wsparcie dla Ukrainy powinno być ograniczone w czasie. Jednak 45% nadal jest przekonanych, że Waszyngton powinien nadal pomagać Ukrainie w nieskończoność. Oczywiste jest, że zmiana nastrojów społecznych w Ameryce w taki czy inny sposób negatywnie wpłynie na wsparcie dla Ukrainy.
Kwestia wsparcia dla Ukrainy stała się już przedmiotem politycznych negocjacji i powodem do ostrych dyskusji. Dymisja na początku października przewodniczącego Izby Reprezentantów Kongresu, republikanina Kevina McCarthy’ego, który generalnie sympatyzował ze „kwestią ukraińską”, wywołała poważny kryzys w amerykańskim establishmencie. Dla zachowania obiektywizmu warto zauważyć, że Partia Demokratyczna również miała w tym swój udział. W końcu tylko ośmiu republikańskich kongresmenów głosowało za rezygnacją McCarthy’ego. Resztę głosów dostarczyli przedstawiciele Demokratów. Oczywiście trumpiści szybko to wykorzystali. Zgodnie z ich sugestią Partia Republikańska nominowała kongresmena Jima Jordana na stanowisko przewodniczącego Izby Reprezentantów. Znany jest ze zbyt sceptycznego stanowiska w sprawie kontynuacji wsparcia wojskowego i finansowego dla Ukrainy w wojnie z Rosją. Jeśli taka osoba stanie na czele Izby Reprezentantów, możemy spodziewać się poważnych problemów.
Trumpiści w Kongresie stanowią mniejszość. Ale ich głosy są najgłośniejsze. A manipulacyjna retoryka przeciwko przyznaniu pomocy Ukrainie stała się jednym z filarów kampanii politycznej wielu pretendentów do nominacji z ramienia Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich. I przynosi owoce. W społeczeństwie amerykańskim rośnie liczba tych, którzy kategorycznie nie akceptują przyznania naszemu krajowi nowych miliardów dolarów. Z jednej strony większość prominentnych polityków republikańskich doskonale zdaje sobie sprawę z geopolitycznego znaczenia konfrontacji z Rosją. Jednak ze względu na znaczące zmiany w opinii publicznej i magiczny wpływ Trumpa na wyborców, często wahają się, czy powiedzieć to publicznie. Ale czy warto obwiniać tylko populistyczne skrzydło Partii Republikańskiej za wszystkie kłopoty?
Obecny impas w Stanach Zjednoczonych wokół dalszego wsparcia dla Ukrainy jest w dużej mierze konsekwencją źle dobranej strategii administracji prezydenta Joe Bidena. Jego istota sprowadza się do tego, aby pomóc Ukrainie nie przegrać, a jednocześnie zapobiec zdecydowanej klęsce Rosji. Ta próba połączenia tego, co niestosowne, już przynosi gorzkie owoce. Abstrakcyjna retoryka o potrzebie wspierania Ukrainy „tak długo, jak będzie trzeba” odzwierciedla niezdecydowanie i nieśmiałość oficjalnego Waszyngtonu. Potrzebujesz czego dokładnie? Za przedłużającą się i długą wojnę na wyczerpanie, w której agresor straci wiele zasobów, ale nigdy nie zostanie pokonany? Ale czy jest to najlepsza i najszybsza droga do pokoju i sprawiedliwości? Bardzo wątpliwe. Jeśli wyznamy taką strategię, to wojna w Ukrainie może trwać naprawdę latami. Ponieważ nie mamy teraz wystarczających zasobów i wystarczająco potężnej broni, aby pokonać agresora w krótkim czasie.
Ale im dłużej potrwa wojna, tym trudniej będzie znaleźć argumenty za poparciem Ukrainy w Stanach Zjednoczonych. Na tym właśnie grają przeciwnicy pomocy. Spekulują, że rzekomo Ukraina otrzymuje nieograniczony czek na nieznany okres czasu. Ponadto na świecie mają miejsce inne wydarzenia, wybuchają nowe konflikty, które odwracają uwagę od Ukrainy. Jeśli wojna rosyjsko-ukraińska będzie się przeciągać przez długi czas, stanie się trochę irytującą, ale ogólnie znośną codziennością dla większości krajów świata.
Wydawać by się mogło, że szybkie zwycięskie zakończenie wojny na korzyść Ukrainy i strategiczna porażka Rosji powinny być głównym priorytetem polityki zagranicznej administracji Joe Bidena. Obecny właściciel Białego Domu mógłby w pełni wykorzystać klęskę Rosji w Ukrainie. Przedstaw to wydarzenie jako jedno z głównych osiągnięć jego administracji na arenie międzynarodowej podczas kampanii wyborczej. Porażka jednego z odwiecznych geopolitycznych rywali Ameryki z nawiązką zrekompensowałaby nieudane wycofanie wojsk amerykańskich z Afganistanu w 2021 roku. oraz smiałoby zauważalny wpływ na innych dyktatorów na świecie. To poważnie wzmocniłoby pozycję Stanów Zjednoczonych i zachodniego sojuszu na planecie. Wtedy wszystkie głosy tych, którzy lubią budować mosty i szukać kompromisów z Putinem, nagle ucichłyby: świat nie lubi pokonanych agresorów. Ale Biden, obawiając się możliwego upadku lub upadku Rosji z powodu brzemienia bolesnej porażki, wybrał inną, niezdecydowaną drogę.
Nie jest tajemnicą, że przeciwnicy dalszego wsparcia wojskowego i finansowego dla Ukrainy odwołują się również do nieudanych wyników tegorocznej kontrofensywy. A jak tu nie wspomnieć o ciągłych opóźnieniach w dostawach niektórych rodzajów broni? Gdyby Biały Dom od razu postawił na zwycięstwo Ukrainy, mniej przejmując się losem Rosji, sytuacja na froncie mogłaby być teraz nieco inna. Przecież wtedy niezbędne decyzje w sprawie dostaw potężnej broni w Ukrainę zapadłyby co najmniej rok temu. A ukraińska ofensywa w tym roku miałaby rozpocząć się od wsparcia dziesiątek nowoczesnych samolotów, rakiet dalekiego zasięgu ATACMS (Sieć ATACMS) i inne niemiłe niespodzianki dla rosyjskich okupantów. Kto wie, może teraz Siły Zbrojne Ukrainy dotarłyby już do wybrzeży Morza Azowskiego i odcięły drogę lądową na Krym. W takich warunkach głosy o niecelowości dalszego wspierania Ukrainy byłyby znacznie cichsze. Ale Biden i jego zbyt ostrożni doradcy wybrali inną opcję. Błędność tej strategii była dyskutowana prywatnie w zeszłym roku. Teraz musimy zebrać jego owoce.
Po porażce w 2022 roku Putin postawił na przedłużający się konflikt zbrojny. Kremlowski dyktator liczy na zmęczenie Zachodu i na to, że zasoby Rosji wystarczą, by nie stracić i nie stracić tego, co zdobyła. Ostatnie wydarzenia pokazują, że jego marzenia nie są całkowicie bezpodstawne.
Wydawać by się mogło, że zmiana strategii Moskwy z wojny błyskawicznej na długą wojnę na wyczerpanie powinna zmodyfikować politykę Białego Domu. Ale administracja Bidena do tej pory wykazywała się nieelastycznością i powolnością. Paradoks polega na tym, że jeśli Ukraina nie odniesie znaczącego sukcesu w wyzwalaniu okupowanych terytoriów, będzie to dodatkowym ważnym argumentem dla przeciwników amerykańskiego prezydenta. Sukcesy te są jednak trudne do osiągnięcia bez fundamentalnej zmiany podejścia Joe Bidena do zapewniania zdolności wojskowych Siłom Zbrojnym Ukrainy i uświadomienia sobie wagi zwycięstwa Ukrainy i porażki Rosji. Jakaś pośrednia opcja bez zwycięzcy i przegranego tutaj nie zadziała.
Ze swoją koncepcją strategicznego niezdecydowania w Ukrainie Stany Zjednoczone wpędzają się w pułapkę. To, co administracja Bidena uważa za rozważną, ostrożną politykę w konfrontacji z Rosją, może w rzeczywistości być jej porażką. Zarówno w nadchodzących wyborach, jak i na polu geopolityki.