Wydarzenia na Bliskim Wschodzie zawsze znajdowały się w centrum uwagi politycznie zaniepokojonej społeczności światowej. Już w czasach istnienia ZSRR było swego rodzaju tradycją dla obywateli radzieckich, a w szczególności dla Ukraińców, śledzenie ciągłych konfliktów między Izraelczykami a Arabami. Wielu naszych rodaków w tym czasie powtarzało po telewizji „gadające głowy” o „agresywnym wojsku izraelskim”, o „pozbawionych środków do życia Palestyńczykach”, o „niebezpiecznych grach Pentagonu” na Bliskim Wschodzie. W tamtym czasie mało kto próbował samodzielnie zrozumieć sytuację, wyciągnąć własne wnioski z czytania „między wierszami”, ze słuchania „wrogich głosów”, z rozmów z ekspertami.
Już teraz Ukraina z niepokojem i nadzieją obserwuje rozwój konfliktu wokół Strefy Gazy. Teraz jednak patrzymy na te wydarzenia z namysłem, a nie jako bezstronni obserwatorzy, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że nasza przyszłość zależy od tego, co wydarzy się na Bliskim Wschodzie. Jeśli Izrael rozpocznie zakrojoną na szeroką skalę ofensywę w Strefie Gazy lub otworzy nowy front w Libanie, może to nie mieć wpływu na nasze zdolności obronne. Pozwólcie, że wyjaśnię dlaczego.
Ukraina już teraz boleśnie doświadcza zmiany głównego punktu ciężkości uwagi świata z wojny rosyjsko-ukraińskiej na konfrontację izraelsko-palestyńską. Za trendem medialnym podążyły światowe organizacje, a następnie światowa polityka. W ślad za tym pójdą korekty w kierunku pomocy humanitarnej, przepływów pieniężnych, a ostatecznie pomocy wojskowej.
„Jeśli konflikt (wokół Gazy – red.) będzie ograniczony w czasie, nie dłużej niż kilka tygodni, wtedy nie ma się czym martwić, ale jeśli sytuacja będzie się przeciągać i eskalować, to na pewno będą problemy, ponieważ Ukraina nie będzie jedynym krajem, który potrzebuje amunicji i broni” – wyraził zaniepokojenie Kyryło Budanow, szef Głównego Zarządu Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy.
Ze Stanów Zjednoczonych płyną już niepokojące wieści, że dziesiątki tysięcy pocisków artyleryjskich kalibru 155 milimetrów, które miały zostać przekazane Ukrainie, ponieważ nasza armia rozpaczliwie ich potrzebuje, zostaną teraz przekazane Izraelowi. O tym w szczególności donosi gazeta Dziennik „New York Times” powołując się na źródła w Pentagonie.
A CNN w jednym ze swoich ostatnich raportów poinformowało, że najwyższe dowództwo wojskowe USA „pracuje przez całą dobę nad poszukiwaniem dodatkowych zapasów broni na całym świecie, aby szybko przetransportować ją do Izraela”. Choć jeszcze kilka dni temu wszelkie wysiłki miały na celu wsparcie Ukrainy i znalezienie specjalnie dla niej broni i amunicji.
Edycje online Aksjos Powołując się na swoje źródła w Pentagonie, Pentagon poinformował, że 300 tys. pocisków artyleryjskich przechowywanych w magazynach w Izraelu, które Stany Zjednoczone planowały przekazać Ukrainie, pozostanie na miejscu. I prawdopodobnie teraz zostaną przekazane na potrzeby izraelskiej armii.
Jeśli dostawy amerykańskiej broni dla Sił Zbrojnych Ukrainy zostaną zmniejszone, to kontrofensywa mająca na celu odzyskanie zajętych przez Rosję terytoriów jeszcze bardziej zwolni. Z pewnością byłby to pretekst do odkorkowania szampana na Kremlu.
Wydaje się, że Ukraina uruchomiła zakrojony na szeroką skalę plan ożywienia swojego przemysłu zbrojeniowego, ale program ten jest w powijakach i będzie trudny do zrealizowania, dopóki Rosja będzie miała zdolność do przeprowadzania ataków rakietowych na całym swoim terytorium.
Nie jest tajemnicą, że rosyjska operacja specjalna zastała kraje NATO z w połowie pustymi arsenałami, z odciętymi armiami i słabo funkcjonującymi kompleksami obronnymi. Obecnie zachodnie arsenały, zwłaszcza w Europie, są bliskie zniszczenia.
„Jeśli konflikt na Bliskim Wschodzie będzie się przeciągał, Ukrainę czeka katastrofalny niedobór broni. Waszyngton nie będzie w stanie udzielić równoważnej pomocy zarówno Kijowowi, jak i Tel Awiwowi. Jednocześnie Izrael będzie priorytetem, ponieważ jego stosunki ze Stanami Zjednoczonymi są silniejsze i ważniejsze” – czytamy w hiszpańskiej gazecie El País.
Sytuację z pomocą wojskową dla Ukrainy dodatkowo komplikują perturbacje w Kongresie USA. W końcu na początku października Izba Reprezentantów przegłosowała rezygnację republikanina Kevina McCarthy’ego ze stanowiska spikera. Kongresmeni wielokrotnie próbowali wybrać nowego przywódcę, ale jak dotąd wszystkie kończyły się niepowodzeniem. I dopóki Izba Reprezentantów nie wybierze przewodniczącego, nie będzie mogła koordynować budżetu, uchwalać ustaw, w szczególności o pomocy dla Ukrainy.
A bez amerykańskiej pomocy Ukrainie grozi porażka militarna, którą można uznać za co najmniej powstrzymanie kontrofensywy. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wygłosił odpowiednie ostrzeżenie podczas wizyty w Waszyngtonie pod koniec września.
Czy zatem dla Ukrainy wszystko wygląda tak pesymistycznie? Wcale. Przede wszystkim można z dużą dozą prawdopodobieństwa przewidzieć, że konfrontacja Izraela z Hamasem nie przerodzi się w pełnoprawną wojnę. Przynajmniej wstęp do niego jest nowyJest bardzo mało prawdopodobne, aby pojawili się kontrahenci spoza Izraela. Gwarancją tego jest sprowadzenie dwóch amerykańskich grup lotniskowców do wybrzeży Izraela. Brytyjski lotniskowiec również spieszy do strefy konfliktu. Wszystko to powinno było ostudzić gorące głowy przywódców krajów arabskich, którzy być może myśleli o przyłączeniu się do akcji wojskowej przeciwko Izraelowi. A jeśli konflikt nie będzie eskalował, to, jak zauważył Budanow, Ukraina nie powinna martwić się o pomoc wojskową.
Niedawne przemówienie prezydenta USA Joe Bidena do narodu było dość inspirujące dla optymistycznego nastroju. Szef Białego Domu jasno stwierdził, że Stany Zjednoczone nie pozwolą Władimirowi Putinowi wygrać. Biden zagwarantował, że jego rząd będzie w stanie jednocześnie udzielić pomocy zarówno Ukrainie, jak i Izraelowi. Obiecał zaapelować do Kongresu o dodatkowe 60 miliardów dolarów pomocy wojskowej dla Ukrainy i 10 miliardów dolarów dla Izraela. Ta kwota dla Ukrainy przekracza wszystko, co Waszyngton zapewnił lub obiecał zapewnić jako wsparcie wojskowe w ciągu 20 miesięcy konfliktu.
Nie należy też zapominać, że Stany Zjednoczone nie są jedynym dostawcą broni do Kijowa. Unia Europejska zobowiązała się również do dostarczenia Armii Obronnej Ukrainy miliona pocisków artyleryjskich w 2023 roku. Ponadto od września NATO realizuje nowy program, w ramach którego finansowanie produkcji amunicji dla Ukrainy zostanie zwiększone o 2,4 mld euro.
Politycy w świecie zachodnim coraz rzadziej postrzegają wojnę rosyjsko-ukraińską jako coś obcego i oderwanego. Oni już zdali sobie sprawę, że gdyby Putin wygrał Ukrainę, nie poprzestałby na tym. W końcu Joe Biden we wspomnianym przemówieniu postawił sprawę jasno: „Jeśli więc nie powstrzymamy Putina przed dążeniem do podporządkowania sobie Ukrainy, to nie ograniczy się on do Ukrainy. Nawiasem mówiąc, Putin już zagroził, że „przypomni” Polsce, że zachodnie ziemie tego kraju zostały rzekomo „podarowane przez Rosję”. A jeden z jego głównych doradców, były prezydent Miedwiediew, nazwał Estonię, Łotwę i Litwę „bałtyckimi prowincjami” Rosji. Oznacza to, że ich groźby odnoszą się już do państw członkowskich NATO!”
Do niedawna zachodni „pacyfiści” i „putinowowcy” posługiwali się tą przebiegłą, niepisaną formułą: nie chronimy tych, których Rosja atakuje, a Rosja nie atakuje tych, których będziemy chronić. Najwyższy czas, aby zrozumieć, że ta formuła nie działa i nigdy nie działała, a była tylko iluzją.