W ostatnich tygodniach ukraiński segment informacyjny po raz kolejny rozgorzał w dyskusji o (nie)możliwości dialogu z jakimikolwiek przedstawicielami strony rosyjskiej – czy to z otoczeniem Putina (w zasadzie nawet Nestor Szufrycz już go unika, przynajmniej tak stwierdził podczas niedawnej rozprawy sądowej), czy kontrolowanymi przez Kreml „opozycjonistami” z Partii Liberalno-Demokratycznej i Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej, czy przedstawicielami politycznego i kulturowego „tłumu” liberałów rosyjskich. To właśnie w przypadku tych drugich historia jest znacznie bardziej skomplikowana.
Sama rozmowa w kontekście obecnej wojny rosyjsko-ukraińskiej nie jest niczym nowym. Tak, co najmniej od 2014 r. stało się jasne (choć niestety nie dla większości ówczesnego społeczeństwa ukraińskiego), że dalsze oglądanie programów telewizyjnych czy filmów z Michaiłem Poreczenkowem po tym, jak ostrzelał pozycje ukraińskiego wojska na lotnisku w Doniecku, jest, delikatnie mówiąc, złym obyczajem. Chociaż, powiedzmy sobie szczerze, rok wcześniej, w 2013 roku, można go było zobaczyć również w centralnych ukraińskich kanałach telewizyjnych w prime time.
Czy jednak rosyjski produkt w ogóle zniknął z naszego pola informacyjnego? Niestety nie. I to nie on, ale ukraiński produkt został ustandaryzowany w kwotach radiowych. I nie chodzi nawet o to, że sporadycznie i sporadycznie dochodziło do potyczek w telewizji, takich jak sylwestrowe „niebieskie światła”, „ironie losu” czy „dojrzewające” koncerty 9 maja, a produkt filmowy w języku rosyjskim był częściowo prezentowany bez żadnego tłumaczenia i dubbingu na język państwowy (w najlepszym razie – z ukraińskimi napisami). Istota problemu polega na tym, że już wtedy Ukraińcy, nieco nieprzygotowani do całkowitego porzucenia rosyjskiego produktu (nie tylko kulturowego, ale i politycznego), zaczęli szukać racjonalnego, proukraińskiego, „dobrego” ziarna wśród tamtejszego rosyjskiego społeczeństwa.
Pamiętasz, jak Ukraińcy byli entuzjastycznie nastawieni, kiedy w latach 2014-2016 oglądałeś film z rosyjskim aktorem Michaiłem Jefremovem? Recytował w nich antyputinowskie wiersze, bo rzekomo nie popierał polityki prezydenta Federacji Rosyjskiej dotyczącej okupacji Krymu i części Donbasu. Na ile jednak takie „filmy” były skuteczne w konfrontacji z reżimem Putina w Rosji? I wreszcie w 2020 roku sam artysta otwarcie wyrzekł się „twórczego sprzeciwu” wobec rosyjskich władz – „karmi ludzi sztuki” (to cytat!), a w 2022 roku – już za murami rosyjskiego więzienia, gdzie trafił po śmiertelnym wypadku sprowokowanym przez siebie po pijanemu – poparł putinowskią tzw. „specjalną operację wojskową”.
Generalnie tak, po 2014 roku Putin coraz rzadziej przemawiał do widzów z ukraińskich ekranów. Ale rosyjskie „gadające głowy” (te z warunkowego obozu opozycyjnego) nigdzie się nie udały. Co więcej, im częściej pod koniec 2021 r. pojawiały się informacje o możliwym nasileniu ataku armii rosyjskiej zgromadzonej w pobliżu terytorium Ukrainy w Ukrainę, tym aktywniej w ukraińskich mediach, oprócz głosów lokalnych ekspertów, słychać było również wypowiedzi rosyjskich odpowiedników. Na przykład Andriej Iłłarionow (były doradca ekonomiczny prezydenta Putina), który wyemigrował do Stanów Zjednoczonych w połowie lat 2000., gdzie rozpoczął pracę w Center for Global Freedom and Prosperity w Cato Institute w Waszyngtonie, na trzy tygodnie przed inwazją na pełną skalę, przekonywał w talk-show Savika Shustera (och, innego „opozycyjnego” rosyjskiego dziennikarza), że nie dojdzie do zmasowanego rosyjskiego ataku wojskowego. Zastanawiam się, co myślał rankiem 24 lutego 2022 roku, po swoich przepowiedniach?
Wszak gdy rosyjska wojna przeciwko Ukrainie weszła w fazę pełną skali, głosy eksperckie ze strony rosyjskiej nie zniknęły, a część z nich po stronie ukraińskiej Kanał YouTube stały się jednymi z najpopularniejszych. Tak więc, według wyliczeń Detector Media, w okresie od 24 lutego 2022 r. do 1 czerwca 2023 r. dwóch Rosjan weszło do pierwszej piątki tego hostingu wideo w Ukrainie: Mark Feygin i Andriej Piontkowski. A w pierwszej dwudziestce Rosjanie stanowili dokładnie połowę ukraińskiego segmentu YouTube.
Same te statystyki nie są jakąś katastrofą. W przeciwieństwie do Federacji Rosyjskiej, w Ukrainie panuje wolność myśli, słowa, dostępu do informacji i wyboru, co czytać, czego słuchać i co oglądać, nawet w stanie wojennym (oczywiście jeśli nie szkodzi to bezpieczeństwu narodowemu i integralności terytorialnej państwa ukraińskiego).
Sprawa jest inna – jaki jest sens takich działań tych rosyjskich rzeczników w Ukrainie? Tylko po to, żeby krytykować Putina? W ciągu ostatnich 18 miesięcy wojny stało się jasne, kim jest rosyjski przywódca i cała Federacja Rosyjska. Nawet dla tych Ukraińców, którzy do lutego 2022 r. nie chcieli zauważać wojny na wschodzie Ukrainy lub uważali, że to wszystko „czysto polityczne”. Czy to rzeczywiście osłabia władzę samego Władimira Władimirowicza w samej Rosji? Można skromnie założyć, że jest to mało prawdopodobne. Dlatego pytanie „po co to wszystko?” jak na razie wygląda przynajmniej retorycznie.
Może jednak to wszystko Pytanie nie pozostaje bez odpowiedzi. Pamiętacie zeszłoroczną sprawę z Latyniną? Tak, mówimy o pisarce, która pod taką renomą nazywa siebie (i często z jakiegoś powodu jest tak pozycjonowana przez ukraińskich dziennikarzy, którzy zapraszają ją do swoich audycji) opozycjonistką wobec obecnych władz w Federacji Rosyjskiej. W dniu 13 marca 2022 r. na swojej stronie w Świergot Zapewniła, że w Ukrainie jesteśmy świadkami odrodzenia Rusi Kijowskiej. I to właśnie w Kijowie wkrótce skoncentruje się „rosyjskojęzyczny świat demokratyczny, rynkowy i zachodni”. Czyli rodzaj lekkiego, lekko doprawionego liberalizmem „rosyjskiego świata” w Kijowie.
Czyż nie jest to to samo, co ostatnio zapowiadał Arestowicz (częsty gość) Kanał YouTube-transmisje tego samego Feigina)? Mówią, że Putin jest oczywiście zbrodniarzem, podobnie jak jego współpracownicy. Ale sami Rosjanie nie są niczemu winni. A sama kultura rosyjska jest piękna. I dlaczego to nie Kijów (matka „rosyjskich miast”) nie zacznie tworzyć nowej rosyjskiej (a ściślej „rosyjskiej”) wspólnoty, która mogłaby powstać wcześniej, gdyby nie Putin i jego inwazja, która złamała tę „historyczną” rosyjsko-ukraińską harmonię. I które można przezwyciężyć, dyskutując na różnych platformach (na przykład literackich) gdzieś po drugiej stronie oceanu, a przynajmniej poza konfrontacyjną Ukrainą i Rosją.
Czy przecież nie jest to samo, co inny rosyjski opozycjonista, Maksim Katz, który mimo ogólnej politycznej beznadziei w przededniu przyszłorocznych wyborów prezydenckich w Rosji wciąż jest brany pod uwagę jako potencjalny kandydat z obozu liberalnego, co może narobić „hałasu” podczas kampanii wyborczej jesienią 2023 r. – wiosną 2024 r. Nawet jeśli z tego czy innego powodu nie można wziąć udziału w samych wyborach. Choć póki co sam Katz spotyka się nie w Moskwie czy Petersburgu, ale w Londynie. A jeśli Chodorkowski jest gotów pójść z nim na spotkanie, to zwolennicy aresztowanego Nawalnego nie zgodzili się jeszcze na jego pomysł zjednoczenia rosyjskiej opozycji. A jasne metody konfrontacji z Kremlem nie zostały jeszcze ogłoszone. I czy zapowiadane przez niego protesty antywojenne i antyputinowskie mogą być skuteczne w miastach europejskich, ale nie w miastach rosyjskich?
Niech jednak odpowiedzi na te pytania poszuka sam Katz, jego przyjaciele i ostatecznie Rosjanie. W całej tej historii Ukraińców powinno interesować tylko to, jak ten ewentualny kandydat z obozu rosyjskich liberałów widzi przyszłość stosunków rosyjsko-ukraińskich. Potępił wojnę. Podkreślił jednak, że w tym kontekście winę ponosi przede wszystkim Kreml, a ofiarami nieprzemyślanej decyzji Putina są w większości Rosjanie.
A Ukraińcy to dla niego część tego samego „rosyjskiego świata”, tylko liberalnego, biznesowego, Macbooka na stole i zawsze z otwartą wizą do Wielkiej Brytanii. W końcu oglądaliśmy razem te same filmy, gotowaliśmy te same potrawy na Nowy Rok, słuchaliśmy rosyjskiego rocka (czyli opozycji!) …
Ale znowu, niech to pozostanie wewnętrzną sprawą polityczną rosyjskiej elity politycznej (a raczej jej resztek). Dopóki rosyjskie siły okupacyjne pozostają na terytorium Ukrainy, na miasta i wsie Ukrainy wystrzeliwane są wrogie rakiety i drony szturmowe, kwestia rosyjskich reparacji za szkody wyrządzone Ukrainie w wyniku wojny pozostaje nierozwiązana, a sama strona ukraińska jest uważana nie za równoważną, ale za część jakiegoś rosyjskiego projektu geopolitycznego czy cywilizacyjnego, nie ma znaczenia, kto nadal będzie rządził Rosją (nawet jeśli nie będzie to Putin). Jakie są wytyczne polityki zagranicznej tej osoby i czy państwo rosyjskie jest demokratyczne, czy nie?
Na koniec trochę historii. Pouczający.
Po rewolucji październikowej w Ukrainę przybyły szczeble „białej gwardii”: zarówno przekonali imperialistów, jak i zwolenników idei rewolucji lutowej.
Proces ten nasilił się po kwietniu 1918 r. – wraz z powstaniem państwa ukraińskiego. Jej szef Pawło Skoropadski w całkiem dobrych intencjach starał się zaprosić do Kijowa rosyjskie osobistości i naukowców (wielu z nich było przecież pochodzenia ukraińskiego, jak np. pierwszy szef Ukraińskiej Akademii Nauk Wołodymyr Wiernadski), którzy pomagaliby w lokalnych procesach państwotwórczych, gospodarczych i kulturalnych.
W tym celu ukraińscy dyplomaci, przy pośrednictwie Niemiec, uzgadniali nawet z bolszewikami uruchomienie „pociągów państwowych” z Moskwy i Piotrogrodu do Kijowa, które wywoziły tych ludzi, często ratując ich przed represjami.
Później w Kijowie uformowała się rosyjska diaspora uciekinierów z „Sowietów”, jak Skoropadsky nazywał bolszewicką Rosję.
Później jednak sam hetman krytykował zachowanie przybyszów w Kijowie, a nawet próbował odróżnić od tego osobliwy schemat, który utrwalił w swoich pamiętnikach.
„Po przyjeździe człowiek milczy, śpi i je – to jest pierwszy etap. Drugi chwali, mówiże Ukraina to cud, a język jest eufoniczny, i klimat jest piękny, i Kijów jest piękny, a rząd jest normalny, jednym słowem raj!” – przypomniał Skoropadski o trendzie zachowania Rosjan w Kijowie.
Ale za kilka tygodni, według niego, rozpoczął się trzeci etap krytyki: „Po chwili Rosjanin widzi jednego z tych, którzy przyszli wcześniej. Następnie rozpoczyna się trzecia faza. Nadal jest wesoły i sympatyczny, ale jeździł z woźnicą i są źli. A kostka brukowa bywa złej jakości.
„Pozwól mi” – mówisz mu. – Pamięta pan, że w Związku Radzieckim… Bogu niech będą dzięki, że żyjemy” – wspominał hetman.
Następnie, według niego, po bardzo krótkim czasie, rozpoczął się czwarty etap.
„Jest już dobrze ubrany, dobrze odżywiony, rumiany. ” Wiecie, co powiem – wasza Ukraina to bzdura… Trzeba stworzyć jedną, niepodzielną Rosję, a nie ma Ukraińców, to wszystko jest wymysłem Niemców” – powiedział Pawło Skoropadski.
Nie jestem pewien, czy sytuacja zmieniła się radykalnie w ciągu 100 lat.
Przynajmniej kolejna rosyjska inwazja w Ukrainę wskazuje na coś przeciwnego.