Po niepowodzeniu blitzkriegu w lutym-marcu 2022 r. rosyjscy okupanci zaczęli szukać odpowiedzialnych za tę wielką porażkę. Oczywiście wśród naszych ludzi również, ale przede wszystkim z zewnątrz. Tak więc zdanie, że „nie jesteśmy w stanie wojny z Ukrainą, ale z NATO” pojawiło się w aktywnym rosyjskim użyciu politycznym. Niektórzy z najbardziej radykalnych (jak m.in. ukraiński deputowany ludowy-zdrajca Ilja) zaczęli nawet deklarować, że rzekomo język polski słychać już wszędzie na froncie…
Ale temat wojny z NATO nie stał się powszechnie używany – przynajmniej w formacie „Polacy, czarni i ktokolwiek inny już walczy przeciwko nam na froncie”. Rosyjscy propagandyści musieli wymyślić jakieś powody sukcesu ukraińskiej armii, choć nasycone zachodnią bronią NATO.
I tak w jednej z audycji w rosyjskiej telewizji propagandowej (czyli w telewizji, w zasadzie nie ma tam innej – tutaj zanurzenie się w sowieckiej rzeczywistości okazało się bardzo trafne) doszli do retorycznych, niemal dramatycznych, we łzach i śladach, pytań – no cóż, jak to jest, że ukraińscy żołnierze demonstrują setki, tysiące razy więcej bohaterstwa niż „nasi chłopcy”?..
Oczywiście ci „eksperci polityczni” nie mogą przyznać, że Siły Obronne Ukrainy walczą o własną ziemię, a kontyngent okupacyjny walczy o cudzą ziemię (bez względu na to, co lokaje Putina piszą w rosyjskiej konstytucji). Zaratustra Władimirowicz na to nie pozwala. I to byłoby najłatwiejsze wyjście z sytuacji. Jednak taka odpowiedź natychmiast sprowokowałaby kolejne, znacznie trudniejsze i nieprzyjemne pytanie: dlaczego do diabła walczymy o te obce terytoria, dlaczego tracimy tam naszych ludzi, dlaczego niszczymy naszą gospodarkę (o problemach z olejem napędowym, a dokładniej o jego całkowitym braku w wielu regionach Federacji Rosyjskiej – i możliwej katastrofie rolniczej w kraju agresora, co przyznał nawet Patrushev Jr., postawiony przez mojego tatę na froncie agrarnym – wszyscy już słyszeli)? A to może już prowadzić do „dyskredytacji” i kary więzienia. Czego żaden z prokremlowskich eterycznych błaznów nie chce w końcu zdobyć. Starają się więc wydostać najlepiej jak potrafią.
Problem polega na tym, że sami Rosjanie są winni temu impasowi. Bo to oni – lub kontrolowani przez nich Ukraińcy, jak Mykoła Gogol-Janowski („właśnie stał się Gogolem” po polskim powstaniu 1830-1831, porzucając otwarcie polskie nazwisko na rzecz imperium) – stworzyli ten mit o Ukraińcach jako leniwych, dzikich, przebiegłych, ale ograniczonych i ciasnych chochołach. Którzy tylko wiedzą, jak pokłonić się Potiomkinowi i nazwać cesarzową Katarzynę „matką”. Ta sama cesarzowa, która zniszczyła ostatni ośrodek ukraińskiej państwowości do 1917 roku – Dolną Armię Zaporoską.
A on, ten mit, nadal żył i rozmnażał się pod wszystkimi cesarzami i sekretarzami generalnymi. Dosłownie na każdym kroku. Przypomnijcie sobie radziecki film z 1962 roku „Królowa stacji benzynowej”, który kilka lat temu został cudownie wpisany na listę stu najlepszych filmów w historii ukraińskiego kina przez Narodowe Centrum im. Ołeksandra Dowżenki. W tym filmie nie ma prawie nic ukraińskiego – począwszy od tego, że na początku lat 60. w Piriatynie (gdzie kręcono film, ta stacja benzynowa nadal działa, nawiasem mówiąc) nie było ani jednego Ukraińca, wszyscy wokół mówili prawie wyrafinowanym rosyjskim. Ale reżyserzy wstawili do swojego filmu dwie pomniejsze postacie z wyraźnie wyartykułowaną ukraińskością. Byli to urzędnicy szczebla okręgowego o charakterystycznych nazwiskach Borszcz i Lopata, którzy próbowali wyrzec się naprawy mostu na rzece Vertoprashka.
Przy okazji, jak ci się podoba nazwa? Czy nie ma w tym nic ukraińskiego? Zgadza się, ponieważ prawdziwa rzeka Vertoprashikha przepływa przez terytorium rejonu lenińskiego Żydowskiego Regionu Autonomicznego. To znaczy tak daleko, jak rosyjski Daleki Wschód. Tak więc w tym na wskroś rosyjskim filmie (podobnie jak w czwartym, krymskim sezonie „Teściów”, gdzie było aż kilka ukraińskich znaków na instytucjach państwowych, które z jakiegoś powodu nie zostały usunięte z serii), imiona szczerze negatywnych postaci były z jakiegoś powodu ukraińskie. I dyrektor tej samej stacji benzynowej, leniwa i niewtajemniczona postać – z jakiegoś powodu był to Panas (Pietrowicz), a nie Atanazy. A zabawnym kierowcą samochodu z „przejażdżką filmową” jest Taras. Ale główni bohaterowie mają dość rosyjskie imiona – Ludmiła, Sława…
Tak kształtował się stosunek zwykłych i nie tak zwykłych Rosjan do Ukraińców. Postawa, która teraz wychodzi im bokiem. A tak przy okazji, dawno temu, w XIX wieku, powiedzieli coś zupełnie innego. Czy pamiętasz, jak w piątej części legendarnej „Eneidy” Kotlyarevsky’ego:
Miłość do Ojczyzny, gdzie jesteś bohaterem,
Tam moc uderzenia nie ostoi,
Tam skrzynia jest silniejsza niż armaty,
Tam życie jest altyn, a śmierć jest groszem,
Jest tam rycerz, każdy młody człowiek,
Kozak nie jest tam cholernym bratem.
Przeczytaj ponownie ten werset. Lub Nie chodzi o obecną wojnę rosyjsko-ukraińską, prawda? I „miłość do ojczyzny”, „siła uderzająca nie ostanie” i „śmierć to grosz”. I, oczywiście, fakt, że diabeł w żadnym wypadku nie jest bratem Kozaka, bez względu na to, jak bardzo próbowali przekonać nas wszystkich o czymś przeciwnym w ciągu ostatnich stuleci.
A to, nawiasem mówiąc, zostało opublikowane w 1842 roku. 181 lat temu. Wydawałoby się, że jest to o wiele jaśniejsze, prawda? A jeśli nie wiedzieli lub nie chcieli wiedzieć o Kotlarewskim, to prawdopodobnie słyszeli o Szewczenko i bohaterskich motywach w jego pracy. Ale nie chcieli zrozumieć, ponieważ wszystko, do czego byli zdolni, to wyrzucać, mówią, a ten twój poeta nie jest złym poetą, ale lepiej byłoby pisać w „języku wielkorosyjskim” niż w tym niezrozumiałym „dialekcie”.
… Jednak problemy Rosjan są problemami Rosjan. Niech sami sobie z nimi poradzą. I ważne jest, abyśmy nie powtarzali ich błędów. Bo po pierwszych sukcesach zaczęło się w naszym kraju: tak, mają tam armię – to są najbardziej zmobilizowani „schmons”… A potem, kiedy ten zły, silny i okrutny wróg odnosi sukcesy w pewnych udanych akcjach na froncie, wielu Ukraińców jest nie tylko zszokowanych, ale także zaskoczonych. Jak to się stało, mówią, powinniśmy (według telethonu) wygrać za 2-3 tygodnie.
Niedocenianie wroga jest poważnym błędem, który może przerodzić się w śmierć. Niedocenianie oparte na samodzielnie stworzonych mitach jest czystym samobójstwem. Nie powtarzajmy tych rosyjskich błędów, abyśmy nie musieli wzruszać ramionami i obalać opowieści o „Armii Mon”, która nagle okazała się zdolna do poważnych rzeczy.