Niedawno prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski dał wywiad dziennikarka kanału „1+1” Natalia Moseychuk. Wywiad z przywódcą państwa jest zawsze wydarzeniem, bez względu na to, jak bardzo był wzruszający, ile użytecznych informacji w nim powstało.
Oczywiste jest, że ukraińskie media natychmiast podchwyciły wywiad w celu uzyskania cytatów. Największą popularnością wśród ukraińskich dziennikarzy cieszyło się rozumowanie Zełenskiego o prawdopodobieństwie przeprowadzenia wyborów przed końcem wojny i jego twarda wypowiedź o zrównaniu korupcji w czasie wojny ze zdradą. Cóż, jest to dość przewidywalne, ponieważ tematy są, że tak powiem, klikalne. Chociaż w rzeczywistości nie są one zbyt znaczące.
Wybory na tle wojny? Mówisz poważnie? Po pierwsze, jest to zabronione przez Konstytucję. Czy mogę to zmienić? Ale nie, nie można go zmienić w czasie wojny, znowu – zabrania tego ta sama konstytucja. Nawet jeśli założymy nieprawdopodobne, że przeszkody legislacyjne zostały usunięte, jak to zadanie może być realizowane w praktyce? Jak będą głosować żołnierze na linii frontu? Czy zostaną tymczasowo pozbawieni praw wyborczych? A co z mieszkańcami tymczasowo okupowanych terytoriów, których niestety są miliony.
A z ukraińskimi uchodźcami w Europie nie będzie łatwo rozwiązać problemy wyborcze. Musiałem głosować w Niemczech w wyborach prezydenckich w 2004 roku. Kolejka do konsulatu, w którym znajdował się lokal wyborczy, była kilometrowa. A teraz, kiedy według niektórych szacunków na Zachodzie dołączyło około siedmiu milionów uchodźców z Ukrainy, zapewnienie im praw wyborczych wydaje się kompletną misją niemożliwą.
Mogę przypuszczać, że słowa Zełenskiego o możliwości przeprowadzenia wyborów w czasie wojny były tylko próbą gry z amerykańskim republikańskim senatorem Lindseyem Grahamem. Wiadomo, że Graham jest naszym szczerym przyjacielem, zawsze opowiadał się za pomocą dla Ukrainy, za zwiększeniem amerykańskiego wsparcia wojskowego. Wielokrotnie odwiedzał nasz kraj, ostatni raz tydzień temu. I to właśnie podczas swojej ostatniej wizyty oświadczył: „Chcę, aby w tym kraju odbyły się wolne i uczciwe wybory, nawet podczas ataku na niego. Amerykanie muszą wiedzieć, że Ukraina się zmieniła. W przeszłości był to bardzo skorumpowany kraj”.
Dlatego, aby nie zdenerwować naszego amerykańskiego przyjaciela, a co najważniejsze, nie stracić ponadpartyjnego poparcia w Stanach Zjednoczonych, trzeba było powiedzieć to, co chciał usłyszeć. Zakładam, że taki był cel słów Zełenskiego o możliwości wyborów.
Ale może pan Graham po prostu nie do końca rozumie obecne ukraińskie realia, jest słabo zorientowany w ukraińskim prawie? Może po prostu musiałem mu wszystko szczegółowo wyjaśnić? Na przykład senator USA chce, aby Ukraina nie zbaczała z kursu demokratycznego, aby stała się pełnoprawnym państwem prawa. Ale czym jest demokracja? A demokracja to przede wszystkim procedura, wdrażanie prawa. I czy wzmocnilibyśmy demokrację naszego kraju, naruszając nasze ustawodawstwo, w tym Konstytucję? Pytanie jest retoryczne.
Następna jest obietnica Zełenskiego, że zainicjuje zrównanie korupcji ze zdradą. Moim zdaniem jest to czysty populizm. Lubimy przytaczać przykład Chin i ich metod walki ze skorumpowanymi urzędnikami. Na przykład dzisiaj zostali przyłapani na braniu łapówki, a jutro zostaną straceni. Cudownie. Ale jaki był wynik? Chiny były i pozostają najbardziej skorumpowanym krajem na świecie. Po prostu kara za korupcję jest tam stosowana jako kolejna metoda radzenia sobie z przeciwnikami. A „moi ludzie” mogą czerpać zyski z łapówek tyle, ile chcę.
Dlatego cały cywilizowany świat walczy z tym społecznym złem nie tyle poprzez zwiększanie surowości kar, ile poprzez tworzenie mechanizmów zapobiegających korupcji.
Wypowiedź ta mogłaby być odbierana znacznie bardziej alarmująco w kontekście możliwych intencji Kancelarii Prezydenta odebrania stosunkowo niezależnej NABU walki z korupcją i przekazania jej kontrolowanej SBU. Ale miejmy nadzieję, że prezydent nie miał tego na myśli.
Tak więc, jak powiedziałem, te tematy, pomimo pewnej „głośności”, nie mają większego praktycznego sensu. Ale to, co było naprawdę interesujące w wywiadzie Zełenskiego, to jego wypowiedź na temat Krymu. Oto ona:
„Jeśli jesteśmy na granicy administracyjnej z Krymem, uważam, że można wywrzeć presję polityczną na demilitaryzację Rosji na terytorium Krymu. Myślę, że byłoby lepiej”.
Nieoczekiwane stwierdzenie, prawda? Zwłaszcza w kontekście wcześniejszych wypowiedzi samego Zełenskiego i innych przedstawicieli politycznego i wojskowego kierownictwa Ukrainy. Jednak nie do końca rozumiem. Tutaj pani Moseychuk, jako doświadczona dziennikarka, powinna zadać pytanie wyjaśniające. Ale z jakiegoś powodu tego nie zrobiła. Ok, przejdźmy od tego, co mamy.
Przypomnijmy skandal, jaki wybuchł po wizycie dyrektora CIA Williama Burnsa w Kijowie pod koniec czerwca tego roku. Dokładniej, nie tyle po samej wizycie, ale po artykule w Washington Post na podstawie wyników tej wizyty. Według gazety Kijów podzielił się z amerykańskim gościem swoimi planami „zwrotu znacznej części okupowanego terytorium do jesieni; przenieść systemy artyleryjskie i rakietowe na granicę Krymu, który nadal jest kontrolowany przez Rosję; przenieść się dalej na wschód od Ukrainy; a następnie rozpocząć negocjacje z Moskwą po raz pierwszy od załamania się rozmów pokojowych w marcu ubiegłego roku”.
Teza podobna do tej, którą wygłosił Zełenski we wspomnianym wywiadzie z Natalią Mosejczuk. Jednak dwa miesiące wcześniej on i przedstawiciele Kancelarii Prezydenta wyrazili oburzenie tym artykułem. Pół dnia po publikacji materiału Zełenski powiedział w komentarzu do CNN, że Ukraina będzie gotowa do negocjacji z Kremlem, gdy całe jej terytorium zostanie wyzwolone. „Ukraina będzie gotowa na taki czy inny format dyplomacji, kiedy naprawdę będziemy na naszych granicach. Na naszych prawdziwych granicach, zgodnie z prawem międzynarodowym… Nie wyobrażamy sobie Ukrainy bez Krymu. I dopóki Krym jest pod rosyjską okupacją, oznacza to tylko jedno: wojna jeszcze się nie skończyła” – podkreślił prezydent.
I, na przykład, doradca Biura Prezydenta Mychajło Podoljak, reagując na artykuł w The Washington Post, po czym oświadczył: „Nie ma wyjścia z wojny. Wszystkie te intrygujące opisy, opisy spiskowe – trącą infantylizmem. Przy tak wielkiej wojnie, przy tak dużej ilości zasobów wykorzystywanych przez Federację Rosyjską i przy zakładach, które Federacja Rosyjska nadal robi, ta wojna nie ma scenariusza kompromisu. Przypomnimy również, że w lutym Podolak powiedział, że Kijów przygotowuje się do deokupacji anektowanego Krymu, a Biuro Prezydenta Ukrainy opracowuje drogi ewakuacji dla mieszkańców półwyspu podczas walk o niego.
O wyzwoleniu Krymu środkami wojskowymi mówił także w wywiadzie Naczelny Wódz Sił Zbrojnych Ukrainy Walerij Załużny The Washington Post. Zapytany o deokupację Krymu i obawy niektórych zachodnich urzędników „o reakcję rosyjskiego prezydenta Putina, jeśli ukraińscy żołnierze zaczną wyzwalać półwysep”, powiedział: „Jak tylko będę miał środki, zrobię coś. Nie obchodzi mnie to – nikt nie może mnie powstrzymać”.
Przypomnijmy również oświadczenie szefa Głównego Zarządu Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy Kyryło Budanova w sprawie deokupacji Krymu, złożone w wywiadzie dla programu „Krym. Realia” 20 sierpnia: „Istnieje wiele różnych opcji. Ale bez działań wojskowych i bojowych jest to (deokupacja – KR) niemożliwe. Jak mówiłem przez te wszystkie lata. Takie było moje stanowisko od bardzo dawna. Kiedy rozmawiali w 2014, 2015 roku… Teraz chciałbym zadać pytanie ludziom, którzy wtedy powiedzieli: „Krym może być zwrócony, Ukraina wróci tylko środkami dyplomatycznymi, nie ma innych”. Gdzie są teraz ci wszyscy ludzie? Dlaczego teraz o tym milczą? To jest ich strategiczna strata”.
Tym samym ukraińskie kierownictwo wyraziło gotowość do pewnego krymskiego kompromisu w marcu 2022 roku. Czy pamiętasz, że podczas negocjacji najpierw na Białorusi, w obwodzie homelskim, a potem w Stambule, poruszono temat Krymu? Strona ukraińska zaproponowała wówczas rozwiązanie kwestii krymskiej wyłącznie środkami dyplomatycznymi i przeznaczenie na tę sprawę aż 15 lat.
Jednak na początku kwietnia cały świat usłyszał o tragedii w, o okrucieństwach rosyjskich okupantów na ukraińskiej ziemi. Kijów rozsądnie uznał, że nie ma sensu rozmawiać z Rosjanami po tym. Władze ukraińskie jasno zadeklarowały cel – osiągnięcie granic z 1991 r., całkowite wypędzenie okupantów z naszej ziemi, w tym z Krymu – to wszystko.
W rzeczywistości Wołodymyr Zełenski potwierdził swoje zaangażowanie w to stanowisko na kilka dni przed wywiadem, przemawiając na trzecim szczycie platformy krymskiej. „Krym zostanie zdeokupowany i Ukraina przywróci tam nowoczesność. Krym zostanie zdeokupowany, podobnie jak wszystkie inne części Ukrainy” – powiedział ukraiński prezydent. Oto kolejny cytat z przemówienia: „W roku, który minął od poprzedniego spotkania na naszej krymskiej platformie, ukraińscy żołnierze dokonali niezwykłych rzeczy. Ukraina pokazała, że wyzwolenie naszej ziemi podczas działań bojowych nie jest przypadkiem. Wszystko jest zasłużone. To jest bohaterstwo naszego narodu i wsparcie obronne ze strony naszych partnerów. Dziękuję wszystkim partnerom. Odwaga Ukraińców i solidarność świata, który pracuje na tak pożądany wspólny wynik. Siły ukraińskie się naprzód. Mimo wszystko, bez względu na to, co ktoś mówi, śmiało, i to jest najważniejsze. Ruszamy. A kiedy Rosja wycofuje się z okupowanych terytoriów, po prostu przymyka na nią oko – na swoją słabość. Rosyjskie społeczeństwo może przymykać oko na wycofanie się okupantów z Krymu”. Podsumowując, Zełenski dodał, że Ukraina nie handluje swoimi terytoriami i narodem, i „na tym koniec”.
Czy rosyjskie społeczeństwo rzeczywiście przymknie oko na utratę Krymu? Wątpliwe. Bo to Krym kilka lat wcześniej zjednoczył i zjednoczył to samo odmienne społeczeństwo rosyjskie. Nie tylko rosyjscy szowiniImperialni iści, ale także jawni liberałowie, cieszyli się z „powrotu Krymu do jego rodzimego portu”. Nie zapomnieliśmy jeszcze, jak ten sam „rosyjski opozycjonista nr 1”, Aleksiej Nawalny, oświadczył, że „Krym to nie kanapka”. W euforii aneksji w rosyjskim społeczeństwie powstał „krymski konsensus”. Tak, niektórzy Rosjanie byli w stanie przemyśleć te wydarzenia i spojrzeć na nie w inny sposób. Ale to minimum minimorum Rosjan.
A teraz, biorąc pod uwagę nową wypowiedź Zełenskiego w sprawie Krymu, można argumentować, że ukraiński rząd przygotowuje społeczeństwo do nowego „krymskiego kompromisu”. Dlaczego zmieniło się stanowisko, co stało się w ciągu zaledwie kilku dni? Większość ekspertów zgadza się, że myśliwce odegrały tu pewną rolę F-16. Oznacza to, że wtedy Waszyngton ostatecznie zgodził się przekazać swoje samoloty w Ukrainę. Chociaż wydawałoby się, że decyzja została podjęta dawno temu, przynajmniej na wiosnę, wszystkie istotne oświadczenia zostały wydane. Na szczycie NATO na początku lipca powstała nawet „koalicja lotnicza” z państw, które były gotowe dostarczyć Ukrainie myśliwce ze swojej floty i podjąć szkolenie ukraińskich pilotów.
Były więc wszelkie powody do radości, brakowało tylko samych samolotów. Amerykańskie kierownictwo ciągnęło kota za ogon do końca, nie wydało formalnej zgody ani na transfer samolotów, ani na szkolenie pilotów. Eksperci sugerują, że Biały Dom czekał na zgodę Kijowa na „krymski kompromis”. I dopiero potem zgodzili się na „kompromis lotniczy”.
Jeśli tak rzeczywiście jest, to sytuacja może być frustrująca. Nasza publikacja wielokrotnie wyjaśniała, dlaczego zwycięstwo Ukrainy bez Krymu nie będzie pełne. I tu nie mówimy o ambicjach terytorialnych Ukraińców, ale o bezpieczeństwie narodowym. Ten moment jest najlepszy Wyjaśnił Andreas Umland, wybitny niemiecki politolog i specjalista od spraw rosyjskich: „Istnieją inne powody, dla których rosyjskich aneksji z 2014 i 2022 roku nie można łatwo oddzielić w hipotetycznych negocjacjach. Stabilność gospodarcza, społeczna i polityczna półwyspu czarnomorskiego jest ściśle związana z kontrolą Rosji nad terytoriami anektowanymi we wrześniu ub.r. Geograficzne i gospodarcze połączenie między Krymem a południowo-wschodnią częścią Ukrainy było głównym powodem inwazji Moskwy na pełną skalę w 2022 roku. Dlatego tak długo, jak Krym jest w rękach Rosji, będzie starał się wybrukować „korytarz lądowy” na półwysep, zapewnia Umland.
Tak, Zachód w pewnym momencie niemal pogodził się z faktem, że Krym de facto należał do Rosji. Rodzaj tradycyjnej wymiany „pokoju dla ziemi”. Ale na tym polega zasadniczy błąd: posiadanie Krymu popycha Rosję do wojny, zamiast ją od niej odstraszać.
Co więcej, Krym w rękach rosyjskich stanowi zagrożenie nie tylko dla Ukrainy, ale także dla państw NATO. Oto kolejny argument Andreasa Umlanda: „Ciągła rosyjska obecność wojskowa na Krymie pozostanie poważnym zagrożeniem militarnym dla kontynentalnej Ukrainy i poważnie skomplikuje obronę innych nierosyjskich obszarów Morza Czarnego. Moskwa może je skutecznie odciąć taktyką A2/AD [anti-access/area denial – зосередження на придушенні ворожої активності на певній території і блокуванні доступу до неї зовнішніх сил, – ред.]. Los półwyspu jest kluczową kwestią dla wszelkich wysiłków zmierzających do zmniejszenia przyszłego rosyjskiego zagrożenia militarnego nie tylko dla Ukrainy, ale dla całego regionu Morza Czarnego.
Tak więc „krymski kompromis” jest tylko podżeganiem Kremla do rozpoczęcia nowej wojny. Możemy tylko mieć nadzieję, że w rzeczywistości jest to rodzaj „wielopłaszczyznowego” koordynowanego przez Ukrainę i Zachód, aby poprowadzić Rosję za nos i nadal gotować ją jak żabę na małym ogniu. Bo jasne jest, że nadzieje, że uda się „wywrzeć presję polityczną” na Rosjan, zmusić ich do wycofania się z półwyspu bez przeprowadzenia operacji wojskowej w celu deokupacji, są zaskakująco naiwne.