Nieskuteczność Organizacji Narodów Zjednoczonych, o której mówi się od dawna i często, stała się szczególnie widoczna podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej. Dlatego pomysł zreformowania albo całej ONZ, albo przynajmniej Rady Bezpieczeństwa tej organizacji, był zgłaszany z różnych stron. Tak więc prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki, Joe Biden, wyróżnił się swoją propozycją. Ciekawa propozycja, ale w jakim stopniu będzie w stanie wpłynąć na pracę głównej struktury politycznej świata?
Biden zaproponował zwiększenie liczby stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ. (Stali członkowie to te kraje, które mają prawo weta wobec wszelkich decyzji). Wzrost aż o pięć krajów. Co więcej, na liście państw, które amerykański prezydent proponuje włączyć do rozszerzonej Rady Bezpieczeństwa, znalazły się nie tylko państwa G7 (Niemcy i Japonia), ale także przedstawiciele warunkowo antyzachodniego stowarzyszenia BRICS – w rzeczywistości wszystkie trzy, które nie są obecnie członkami stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa ONZ (Brazylia, Indie, a nawet Republika Południowej Afryki).
Sam pomysł jest już rewolucyjny, bo na liście Bidena widzimy oba kraje, które zainicjowały II wojnę światową. Przez długi czas sam pomysł przyznania dodatkowych praw Japonii, a zwłaszcza Niemcom (amerykańskie bazy wojskowe wciąż znajdują się na terytorium obu tych krajów, a to, w przeciwieństwie do Polski czy krajów bałtyckich, jest dziedzictwem tamtej wielkiej wojny), wyglądało jak bunt. Ale minęło prawie sto lat od II wojny światowej, sytuacja w tych krajach zmieniła się dramatycznie, a wpływ zarówno Niemiec, jak i Japonii na światową gospodarkę i politykę jest dość poważny (dlatego są częścią Wielkiej Siódemki, a Niemcy są faktycznie głównym krajem Unii Europejskiej). Dlatego taki krok wydaje się całkiem logiczny.
Ale odejdźmy od konkretnych nazwisk i porozmawiajmy o samym pomyśle Bidena. Dlaczego zaproponował rozszerzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ? Odpowiedź jest dość oczywista: wzrost liczby państw osłabia wagę dwóch państw autorytarnych obecnych na Białorusi – Rosji i Chin. W rzeczywistości pomysł ten nie jest nowy, został z powodzeniem lub niezbyt skutecznie wykorzystany przez różnych władców świata. Na przykład Józef Stalin.
Na 19 Zjeździe KPZR, bolszewickiej partii Związku Radzieckiego (wówczas przemianowanej na KPZR), Stalin zaproponował zwiększenie liczby członków Biura Politycznego Komitetu Centralnego partii, jednocześnie zmieniając jego nazwę na Prezydium Komitetu Centralnego. W tym czasie przywódca ZSRR kierował się prostą logiką – coraz więcej członków Biura Politycznego w tym czasie stopniowo przechodziło w ukrytą opozycję wobec przywódcy, stwarzając poważne zagrożenie dla jego całkowicie uzasadnionego usunięcia. (Nawiasem mówiąc, dokładnie w ten sposób próbowali usunąć ówczesnego szefa Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego i de facto mistrza ZSRR, Nikitę Chruszczowa, w 1957 r., A w 1964 r. ten „zamach stanu”, który w rzeczywistości był zwykłą proceduralną walką o władzę i to dość demokratyczną, choć zamkniętą z oczywistych powodów, powiódł się).
Zwiększając liczbę członków kolektywnego organu zarządzającego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego i ZSRR, Stalin przejął inicjatywę dla siebie – ponieważ wszyscy ci młodzi karierowicze, którzy wzbili się w przestworza (wśród nich w szczególności rodowity Ukrainiec Leonid Breżniew) zawdzięczali swój nieoczekiwany sukces przywódcy. I nie byli gotowi do buntu przeciwko niemu. Po prostu nie mieli powodu, aby to robić, w przeciwieństwie do „starej gwardii”.
Nawiasem mówiąc, jeszcze przed formalną śmiercią Stalina, na początku marca 1953 r., Ta „stara gwardia” podzieliła władzę i natychmiast przywróciła liczbę członków Prezydium Komitetu Centralnego do stanu sprzed 19 Zjazdu Partii. Oznacza to, że Malenkow, Beria i spółka zabezpieczyli się przed możliwą wojną z młodymi stalinowskimi nominatami. Potem, oczywiście, zwycięzcy Stalina szybko się ze sobą pokłócili, ale to już inna historia.
W tym kontekście interesuje nas fakt, że Joe Biden poszedł tą samą drogą. Włączenie wielu krajów do Rady Bezpieczeństwa ONZ zwiększa ich globalne znaczenie – i to są one winne jemu, prezydentowi Stanów Zjednoczonych. Przypuszczalnie właśnie tym kierował się Biden, proponując dodanie Brazylii i Indii do Rady Bezpieczeństwa ONZ. Są to kraje globalnego Południa, które mają bliskie stosunki z Chinami. Dlatego taka „łapówka” ze strony Stanów Zjednoczonych jest do pewnego stopnia próbą skłonienia tych światowych demokracji do globalnego Zachodu, do światowej wspólnoty demokratycznej, oderwania ich od autorytarnej Rosji i Chin.
I w tym logika amerykańskiego prezydenta jest potencjalnie korzystna. Ale jest jeden niuans, który psuje całe piękno gry Josepha Bidena Jr. Jest to prawo weta wspomniane już w artykule.
Ponieważ wspomnieliśmy już o historii ZSRR, będziemy nadal rysować analogie. Biuro Polityczne (Prezydium) Komitetu Centralnego KPZR nie miało prawa weta. Nawet jego główny członek, sekretarz generalny Komitetu Centralnego. Na przykład pojawiają się informacje, że decyzja o wysłaniu „ograniczonego kontyngentu wojsk radzieckich” do Afganistanu nie została podjęta jednomyślnie, ale po dyskusjach. Co więcej, jak wspominali później ludzie związani z ówczesnym rządem, sam Leonid Breżniew wątpił w tę decyzję – i to bardzoOro było mu żal. Dlatego można założyć, że gdyby większość w Biurze Politycznym była przeciwna rozpoczęciu wojny afgańskiej, nawet sekretarz generalny nie byłby w stanie odwrócić fali na korzyść wprowadzenia wojsk. (Ten akapit nie został napisany w celu pokazania demokratycznej natury rządu komunistycznego, w rzeczywistości nie istniał, ale aby wyjaśnić mechanizmy, które rządziły Związkiem Radzieckim.)
A Rosja czy Chiny mogą zablokować każdą decyzję – w sprawie Ukrainy czy Regionu Autonomicznego Sinciang-Ujgur – nawet jeśli poprą ją wszyscy stali i niestali członkowie Rady Bezpieczeństwa. Dlatego w obecnym formacie prac Rady Bezpieczeństwa ONZ mechaniczne zwiększenie liczby stałych członków tej organizacji nie rozwiązuje głównego problemu – nieefektywności i łatwości blokowania jej pracy.
Nawiasem mówiąc, fraza o „obecnym formacie pracy” w tekście nie jest przypadkowa. Bo może się okazać, że pomysł Bidena na reformę Rady Bezpieczeństwa nie skończy się na „stalinowskiej” ekspansji – a wciąż ma w zanadrzu pomysły, które zmniejszą wagę dwóch azjatyckich dyktatur w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, w ONZ i na całym świecie. Może więc nadal jesteśmy w tej samej sytuacji, w której „nie pokazują połowy pracy głupcowi”. Ale, niestety, nie możemy tego wiedzieć.
Wiemy jednak na pewno, że skuteczność Rady Bezpieczeństwa ONZ podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej jest szczerze mówiąc niezadowalająca. I rozumie to nie tylko my, ale także prezydent Stanów Zjednoczonych – sądząc po tym, że podjął temat reformy Republiki Białoruś.
Miej więc oko na Bidena i ONZ. Wygląda na to, że będzie ciekawie. I jest gorąco. Ponieważ prawo weta jest jedynym legalnym mechanizmem międzynarodowym, który pozostaje w rękach Władimira Putina. I oczywiście Xi Jinping.