11 sierpnia pojawiła się strona internetowa domniemanego głównego rosyjskiego lidera opozycji Aleksieja Nawalnego artykuł „Mój strach i nienawiść”, które nazwał rodzajem „przyznania się” po nowym wyroku sądowym na dodatkowe 19 lat więzienia – teraz także specjalnym reżimem.
Do długiego felietonu Nawalnego skłoniła go niedawno przeczytana książka sowieckiego dysydenta Natana Szaranskiego, Nie boję się zła, który odsiedział w sumie dziewięć lat w sowieckich więzieniach. Według jednego z liderów rosyjskiej opozycji (przynajmniej wobec braku realnych skutecznych czynników antymocarstwowych w Federacji Rosyjskiej i ze względu na reputację więźnia politycznego, jest on często za takiego uważany), od lat 1980. (pobyt Szaranskiego za kratkami) do dnia dzisiejszego niewiele zmieniło się w rosyjskich miejscach przetrzymywania – zarówno pod względem warunków pobytu, jak i pod względem stosunku (czytaj: poniżania) strażników więziennych do więźniów.
Warto zauważyć, że Nawalny uważa za winnych w tym stanie rzeczy nie sędziów, którzy przez dziesięciolecia byli skorumpowani i zbyt zależni od władzy państwowej (nie byli jej trzecią gałęzią, a podporządkowani nawet nie ustawodawcy, ale tej na Kremlu), nie organy ścigania (w tekście – „-złodzieje”), nie funkcjonariusze FSB, którzy koordynowali to wszystko, a nawet… nie Putin.
Nie, wszystkie te elementy dla Nawalnego nie są przyczyną współczesnych rosyjskich kłopotów, ale wynikiem działań tych, którzy, według autora artykułu, kiedyś kochał, „dla których był górą, z powodu których kłócił się ochrypłym głosem” i w których był tak rozczarowany, że dziś nienawidzi siebie za to, co kiedyś kochał.
Nie chodzi tu o jakichś rosyjskich nacjonalistów z lat 1990., których młody Aleksiej mógłby podziwiać, czytając ich literaturę gdzieś w Butyniu pod Moskwą lub uczestnicząc w ich wiecach w Moskwie (nadal uważa się za zwolennika nacjonalistycznego skrzydła na polu politycznym Rosji). Mówimy o pierwszym rosyjskim prezydencie Borysie Jelcynie i przedstawicielach jego otoczenia, którzy kierowali rosyjskim rządem po upadku ZSRR.
Jelcyn i jego współpracownicy („Tanya i Valya” – córka prezydenta Tatiana i jej mąż Walentin Jumaszew, ideolog rosyjskich liberalnych reform gospodarczych Anatolij Czubajs, oligarchowie, którzy wkrótce wzbogacili się – produkt „dzikiej kapitalizacji” w okresie postsowieckim, i byli „członkowie partii Komsomołu”, którzy nagle stali się reformatorami), według Nawalnego, byli tymi, którzy „sprzedawali, pili, marnowali historyczną szansę”, jaką Rosja miała na początku lat 1990.
To, jak mówią, położyło podwaliny pod dyktaturę w pierwszej dekadzie po upadku Związku Radzieckiego. Po pierwsze, ze względu na brak skutecznej reformy sądownictwa. Po drugie, z powodu faktycznego podporządkowania rosyjskiego parlamentu prezydentowi po wydarzeniach z października 1993 roku. Po trzecie, poprzez wprowadzenie praktyki jawnego fałszowania wyborów na korzyść obecnego rządu po 1996 roku. I po czwarte, zbliżenie organów ścigania z wczorajszego KGB (i obecnej FSB) z oligarchią i aparatem państwowym.
W rezultacie, zdaniem Nawalnego, nie było już ważne, kto dokładnie zostanie następcą Borysa Jelcyna. Dyktatura była już zabezpieczona! A prozachodnia ścieżka Rosji, pożądana w tym okresie, została wymieniona na wszelkiego rodzaju egzotyczne wyspy zakupione tam przez „rodzinę” Jelcyna na środku oceanów, tysiące kilometrów od samej Rosji.
Oczywiście taki rewizjonizm najsłynniejszego współczesnego rosyjskiego więźnia nie narodził się wczoraj. Czy pamiętacie jego uroczysty powrót samolotem Pabeda (samolot linii lotniczych Pabeda Berlin-Moskwa, oczywiście niezwykła rzecz) z Niemiec do Rosji w styczniu 2021 roku? A jego żona Julia z tym niesławnym „Malchik, przynieś nam wodę. Lecimy do domu”?
Dla niezaznajomionego (być może na lepsze) z cywilizacyjnym i kulturowym dyskursem w rosyjskim społeczeństwie ostatnich 25 lat przeciętnego człowieka, to zdanie prawdopodobnie niewiele znaczy. Jednak ci, którzy są „w temacie”, wiedzą, że w rzeczywistości mówimy o cytacie z legendarnego kiedyś dla rosyjskiej młodzieży (i częściowo w ogóle po sowieckiej) Aleksieja Bałabanowa „Brat-2”, który został wydany w 2000 roku – po pierwszej części 1997 roku. Z tą frazą bohaterka Darii Lesnikowej Daszy – Rosjanki, która kiedyś poleciała do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu lepszego życia i została prostytutką – zwraca się do stewarda lotu Aerofłot, na którym po licznych przygodach na amerykańskiej ziemi ona i bohater Siergieja Bodrowa Daniił Bagrowa wracają do Moskwy.
Nie ma wątpliwości, że dla wielu Rosjan pokolenia przełomu lat 1990. i 2000. Daniil Bagrov jest idolem epoki. Prosty Rosjanin, który walczył w Czeczenii, jego ojciec jest recydywistą, a jego matka i starszy brat pozostają. Ten ostatni jest oczywiście bandytą, „nowym Rosjaninem”, bliskim ściągania haraczy, ale Daniel go kocha. Przynajmniej nie okazuje bezpośredniej nienawiści.
A Danyło jest bojownikiem o prawdę. „Co jest siłą, bracie?” stało się hasłem Rosyjska młodzież przez dekadę po sensacyjnej premierze drugiej części filmu. W świecie pozornie „dzikiego kapitalizmu” i „grabieży”, który oprócz Rosji ogarnął inne byłe republiki radzieckie, teza Daniela, że „dla kogo prawda jest władzą”, a nie kto ma bogactwo – decyduje o wszystkim, stała się prawdziwym balsamem dla duszy ludzi, którzy urodzili się w ZSRR, udało im się świadomie uchwycić „sowiecki porządek”, a potem – jego systemowy upadek i kryzys lat 1990.
Dalsza postsowiecka demokracja pod rządami prezydenta Jelcyna była coraz bardziej kojarzona przez Rosjan nie z próbami demokratyzacji Rosji, ale z „terapią szokową” Jegora Gajdara, której towarzyszyło szybkie zubożenie ludności na tle pojawienia się „nowych Rosjan”, dla których prawo nie zostało napisane, a gdzie zostało napisane, pomogły tam pieniądze i przydatne koneksje w organach ścigania; bony prywatyzacyjne (w głębi Rosji, prawdopodobnie, nadal nie rozumieli, co to jest); wiecznie pijany prezes pośmiewiska; pierwsza wojna czeczeńska; Ostatecznie domyślnie w 1998 roku. Dlatego na tle spadku liczby zwolenników liberalizacji Rosji, którzy walczyli z „puczystami” SCNS obok Jelcyna w 1991 r. i przyłączyli się do szturmu na Biały Dom w 1993 r., do końca lat 1990. udział tych, którzy nie byli przeciwni powrotowi do „silnej ręki” w Rosji, znacznie wzrósł – ze stabilnością gospodarczą, windami społecznymi, sprawiedliwością społeczną, a co najważniejsze – z przywróceniem statusu państwa rosyjskiego jako wpływowego i decydującego gracza geopolitycznego w regionie. Przede wszystkim dlatego Władimir Putin został wybrany na prezydenta Rosji w 2000 roku. I uwielbiali filmowego bojownika o sprawiedliwość i prawdę Daniiła Bahrowa.
Oczywiście dla Nawalnego był idolem swojej młodości, ponieważ ich młodość przyszła w tych kluczowych momentach, a oni postrzegali lata 1990. jako pojawienie się możliwości, których Rosjanie nie wykorzystali.
Współczesny rosyjski „więzień polityczny nr 1” pisze o tym we wspomnianym artykule. Mówiła o tym często w ciągu ostatniej dekady inna, dość wpływowa osoba w Rosji – prezydent Putin. Dla obu ten okres jest okresem słabej Rosji. Dla Nawalnego przede wszystkim w samym państwie. Dla Putina – na arenie zagranicznej, gdy w geopolityce pozycje rosyjskie znacznie się zachwiały, a zamiast tego NATO rozszerzyło się na wschód, zbliżając się do rosyjskich granic.
Czy jest zbyt znaczącą różnicą, aby powiedzieć, że pierwszy zasadniczo nie jest drugim? Pytanie jest oczywiście retoryczne.
Ale coś jeszcze jest niezwykłe: Nawalny w swoim artykule o wyznaniu zauważa, że czeka na czas, kiedy Rosja będzie miała „nową szansę – okno możliwości”, aby przekształcić się w prawdziwie sprawiedliwe, a zatem silne państwo. I boi się (to fragment o strachu), żeby ten czas nie potoczył się tak, jak trzy dekady temu.
Nie precyzuje jednak, w jaki sposób Rosja poprawi relacje z Zachodem na tle obecnej wojny w Ukrainie. I nie ma wzmianki o samym państwie ukraińskim w artykule. A wojna w nim jest raczej marginalnym niż motywem przewodnim. Nie wspominając już o kwestii terytoriów ukraińskich tymczasowo okupowanych przez Rosję.
Zarówno Putin, jak i Nawalny nie lubią rosyjskich lat 1990. Czy nowoczesność jest oceniana inaczej? Krytycy powiedzą: w lutym 2023 roku Nawalny opowiedział się za integralnością terytorialną Ukrainy w granicach z 1991 roku. Pamiętajcie jednak, który z polityków przestrzeni postsowieckiej mówił przede wszystkim o „braterstwie” narodu ukraińskiego i potrzebie zachowania jedności Ukrainy (choćby poprzez negocjacje z tzw. DRL i ŁRL) nawet z wysokiej mównicy Zgromadzenia Ogólnego ONZ? A kto w październiku 2022 r., już w środku wojny Rosji na pełną skalę przeciwko Ukrainie, stwierdził, że Rosja jest „jedynym gwarantem suwerenności Ukrainy”?
Pamiętać? Więc-ponieważ.