W ubiegłym tygodniu, po raz drugi w historii, Ukraina obchodziła swoje główne święto – Dzień Niepodległości – w warunkach wojny na pełną skalę i wszystkich jej konsekwencji. Oczywiście inwazja Rosji nie mogła nie odcisnąć piętna na obchodach, które były dalekie od tradycyjnych. Na przykład parada i inne wydarzenia publiczne, zwłaszcza w regionach w pobliżu teatru działań, z oczywistych powodów nie mogły być omawiane. Ukraińcy byli również wielokrotnie ostrzegani, aby zachować szczególną ostrożność w tych dniach, ponieważ Rosjanie przygotowują się do podłości na ukraińskie święto. Ostrzeżony i…
W rezultacie maksimum, które wyróżniało Rosjan, to seria alarmów przeciwlotniczych już następnego dnia po Dniu Niepodległości. Pociski dotarły w Ukrainę w nocy 27 sierpnia.
Co się stało, że armia kraju agresora nie pozwoliła zorganizować kolejnej mini-apokalipsy w Ukrainie? Czy ten „dzień sądu” naprawdę był oczekiwany w Dzień Niepodległości?
Federacja Rosyjska pod rządami Władimira Putina jest krajem totalnych operacji specjalnych. Niektóre zakończyły się sukcesem (np. przejście samego Putina z fotela szefa FSB na Kreml), inne nieudane („Kijów w trzy dni”). A jednym z najbardziej udanych w kraju, kontrolowanym przez potomków KGB, są tradycyjnie specjalne operacje informacyjne. A teraz stopniowo nauczyliśmy się je rozpoznawać i odpychać, chociaż wciąż jest bardzo daleko od całkowitego zwycięstwa (aw rezultacie odpowiedniego postrzegania części naszej rzeczywistości związanej z Rosją). A wcześniej, jeszcze przed pierwszą, krymsko-donbaską wojną, sytuacja była znacznie gorsza.
FSB wtedy, jeszcze w stosunkowo „wegetariańskich” latach 90., z powodzeniem nasyciła ukraińską przestrzeń informacyjną różnymi znaczeniami, których potrzebowała. Na przykład w drugiej połowie tej dekady, jako student, pracowałem na rynku. I byłem zaskoczony, gdy zauważyłem, że w pewnym momencie w tym hałaśliwym i hałaśliwym świecie pojawiła się tak nieoczekiwana myśl, że łotewskie szproty są produktem tak niskiej jakości, że jest prawie trucizną, więc kupuj, dobrzy ludzie, tylko estońscy. Chociaż na krótko przed pojawieniem się tej „cennej informacji mającej na celu ochronę konsumentów”, wszystko było w porządku z łotewskimi produktami. Skąd wzięła się tak niesamowita świadomość jakości produktów rybnych krajów bałtyckich w mieście w samym środku Ukrainy (i, jak się później dowiedziałem, nie tylko tutaj)?
Znacznie później, po fakcie, analizując przedwojenne czasy i narracje, połączyłem z tym wydarzeniem kolejne, które miało miejsce w tym samym czasie – rozpędzenie prorosyjskich demonstrantów w Rydze i w efekcie odpowiedź Rosji na sankcje…
Ale ten z odległego 1998 roku przykład jest dosyć prosty i prymitywny. Wszystko, co zaczęło pojawiać się po 9 sierpnia 1999 roku, było znacznie poważniejsze. Jedna z takich narracji, która była na razie intensywnie kultywowana w samej Rosji, ale stopniowo rozprzestrzeniała się poza jej granice (przede wszystkim dla nas, najbliższych i najbardziej nieprzyjemnych, przez samo jej istnienie, sąsiada), została sformułowana w zdaniu „Putin ograł wszystkich”.
To właśnie ta fałszywka FSB stopniowo traciła swoją siłę podczas wojny na pełną skalę – ponieważ zarówno my, jak i świat zobaczyliśmy, ile wart jest kremlowski dyktator jako geopolityczny strateg. Ale to jest poza Rosją, a na terytorium kraju agresora teza ta jest nadal z powodzeniem stosowana. Przynajmniej takie wrażenie powstaje podczas czytania, jak rosyjscy korespondenci wojskowi i blogerzy piszą o kolejnej porażce na froncie. Mówiąc o niepowodzeniach armii rosyjskiej (odwrót/ucieczka w rejonie Charkowa, kapitulacja „rosyjskiego miasta” Chersonia, przeniesienie dowódców garnizonu azowskiego na stronę turecką itp.), Rosjanie próbują się upewnić, że jest to prawdopodobnie przebiegły plan Putina, że takie kroki mają się przerodzić w zwycięstwo Rosji. Oczywiście, jak można się było spodziewać, nie zamieniają się w coś takiego, ale po chwili zaczyna się to samo: „cóż, nasi nie mogą się tak otwarcie wycofywać, prawdopodobnie taki jest plan dowództwa, chcą zwabić Ukraińców w pułapkę”…
To, co dzieje się w rosyjskich głowach, tak naprawdę nie obchodzi nas teraz. W rzeczywistości jest to nasz problem, ale teraz nie jest najważniejszy. Po wojnie trzeba będzie jeszcze nad tym pracować. Ale fakt, że część kremlowskiej propagandy rośnie dość mocno na ukraińskiej ziemi, jest problemem, z którym trzeba się uporać tu i teraz. A jednym z tych propagandowych fałszerstw jest właśnie przekonanie, że Rosja jest (nadal) tak potężna, że może sobie pozwolić na wszelkie wybryki – zwłaszcza w „sacrum”, nawet dla siebie, nawet dla nas, aby dać.
Oczywiście ten pomysł nie pojawił się od zera. Sam Putin podsycił ten temat wypowiedziami o „świętości” Sewastopola. Choć jasne jest, że on – i jego armia – potrzebowali tego krymskiego miasta przede wszystkim jako bazy wojskowej, kotwicy, która z jednej strony powstrzymałaby Ukrainę przed wejściem do NATO, a z drugiej pozwoliłaby kontrolować dużą część Morza Czarnego. Bo jedź ogromnym terytorium morskim z Noworosyjska…
Ten temat „świętości” otrzymał potężne opinie w ukraińskiej przestrzeni informacyjnej, dobrze zjedzonej przez robaki FSB. Każdy zbieg okoliczności, który można było pociągnąć za uszy do tego tematu, był bardzo aktywnie ukrywany przez Ukraińców (a w rezultacie przyspieszał dodatkowy niepokój, a nawet panikę). Te same epizody, które wypadły z pięknej teorii spiskowej, po prostu nie zostały wzięte pod uwagę. Zaczynając, nawiasem mówiąc, od daty rozpoczęcia inwazji na pełną skalę – co uznano dość poważnie za 20 lutego, ponieważ rocznica rozpoczęcia aneksji Krymu. 24.02 nie jest świętą datą, więc co możemy o niej powiedzieć.
Dotyczy to również ostrzału. Nie chcąc analizować działań armii rosyjskiej, Ukraińcy są gotowi uwierzyć, że ostrzał pewnych obiektów – na przykład szkół (z których, bądźmy szczerzy, były lub są używane przez Siły Obronne Ukrainy) – są tą wojowniczą „świętością”, a nie logiką wojskową. Albo wierzyć, że w Święto Niepodległości Rosjanie na pewno zadają jakiś specjalny cios.
Chociaż poza tym wirusem myślenia informacyjnego, w twardej rzeczywistości wszystko było odwrotne – Rosja przygotowywała się do ukraińskich strajków 24 sierpnia, ostrzegając, że niektórzy robotnicy w tej samej Moskwie nie powinni iść tego dnia do pracy… A jeśli chcesz, ta nie w pełni zrozumiała operacja lądowania głównego wywiadu na północno-zachodnim Krymie naprawdę wygląda jak chęć uderzenia na wroga w świętym dniu. Ale faktem jest, że to była nasza, ukraińska operacja.
I stopniowo zapomina się, że rok temu, jesienią 2022 roku, kiedy Rosja miała wystarczająco dużo rakiet, nie wybierała żadnych świętych dat, ale po prostu uderzała w ukraińskie elektrociepłownie i inne obiekty systemu energetycznego prawie co tydzień. Bez żadnej symboliki, ale po prostu pogrążyć Ukrainę w ciemności (w dosłownym tego słowa znaczeniu) i w ten sposób popchnąć albo do kapitulacji władzy, albo do buntu społeczeństwa.
Co możemy powiedzieć o tak odległym i, szczerze mówiąc, zapomnianym wydarzeniu – jednym z najgorszych w najnowszej historii Ukrainy przed 24 lutego 2022 r. – jak ostrzał wschodniej części Mariupola. 24-sty-2015. Bez odniesienia do żadnej świętej daty. Po prostu i cynicznie ostrzelali spokojne miasto, zabijając prawie trzy tuziny ludzi. To teraz, po Buczce i Izjum, Mariupolskim Teatrze Dramatycznym i obozie koncentracyjnym w Oleniwce, takie wydarzenia nie wywołują już zbyt ostrych emocji – a potem, w styczniu 2015 roku, był to prawdziwy szok. Co nie było motywowane żadnymi datami, paralelami historycznymi i wszystkim innym, co ukraińscy zwolennicy teorii „świętości” lubią tak bardzo wyjaśniać pewne działania Rosji.
Nie oznacza to, że nie powinniśmy spodziewać się strajków w Święto Niepodległości, strajków na św. Zofię Kijowską (był taki pomysł w pierwszych miesiącach wojny) lub czegoś w tym rodzaju. Oznacza to, że Rosja, gdy ma siłę i możliwości, jest gotowa uderzyć w dowolnym miejscu i czasie. A gdyby Rosjanie teraz, przez półtora roku wielkiej wojny, mieli wystarczająco dużo pocisków, gdyby mogli przebić obronę powietrzną nazwaną imieniem Patrio •tNie popełnijcie błędu, wystrzeliliby Kijów (i nie tylko) 24 sierpnia, 25 i 23 sierpnia. I zawsze.
To jest najgorsze. Nie chodzi o to, że Rosjanie są gotowi zrujnować nasz Dzień Niepodległości – ale o to, że są gotowi pozbawić nas tej niepodległości. Ale dzień, w którym to zrobią (ponieważ to zaplanowali) stanie się dla nich święty. To jedyna prawdziwa świętość Kremla-FSB, na którą musimy zwrócić uwagę. I które trzeba walczyć aż do naszego ostatecznego zwycięstwa.