Po niedokończonym zamachu stanu Wagnera wielu szybko spisało tę prywatną rosyjską firmę wojskowo-terrorystyczną na straty i przewidywało, że „muzycy” zagrali już swój ostatni wielki koncert. Jednak ostatnie wydarzenia podają w wątpliwość taką hipotezę. Wydaje się, że Wagner wciąż może brać udział w nowych kryminalnych przygodach. I prawdopodobnie otrzymał już błogosławieństwo od Kremla za ich utrzymanie.
Kiedy zamach stanu Wagnera zakończył się równie nagle, jak się rozpoczął, zakładano, że Putin zrobi wszystko, aby rozwiązać zbuntowaną prywatną armię i ukarać wszystkich jej przywódców. Rosyjski dyktator rzeczywiście podjął pewne kroki w tym kierunku. Część ciężkiego sprzętu i broni została zabrana Wagnerowi. Krążyły pogłoski o ściganiu karnym niektórych jej członków. Ale przypadek likwidacji prywatnej armii nie został w pełni udowodniony. Główni dyrektorzy prywatnej firmy wojskowej, Jewgienij Prigożyn i Dmitrij Utkin, nigdy nie zostali aresztowani. Co więcej, po 24 czerwca Prigożyn swobodnie poruszał się po Rosji, a nawet chętnie robił sobie zdjęcia z uczestnikami szczytu Rosja-Afryka, który odbył się w Petersburgu pod koniec lipca. Jeśli chodzi o jego podwładnych, tysiące „muzyków” mogło swobodnie przemieszczać się na terytorium Białorusi, a wielu już tam jest. Prawdopodobnie ich liczba będzie nadal rosła. Ale białoruska misja Wagnera nie jest jeszcze do końca jasna. Ale niektóre z jego prawdopodobnych perspektyw już się pojawiają.
Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko, który pełnił rolę mediatora w rozmowach Prigożyna z Kremlem, wyraził odmienne poglądy na temat tego, co Wagner będzie robił w swoim kraju. Początkowo białoruski dyktator oświadczył, że „wagnerici” będą szkolić białoruską armię. Jednak pod koniec lipca jego retoryka się zmieniła. Teraz Łukaszenka publicznie skarży się, że „wagnerici” pędzą na zachodnie granice. Podobno chcą wyrównać rachunki z Polską. I coraz trudniej je powstrzymać. Takie tezy nie są tak po prostu wygłaszane. Oczywiście Łukaszenka rzuca kamieniami probierczymi, obserwując reakcję. Mogą to być puste groźby. Ale może też kryć się za nimi coś więcej. Wątpliwe jest, aby „wagnerici” przybyli na Białoruś tylko po to, aby żyć w obozie i angażować się w działalność edukacyjną. Co jeśli mają kolejną tajną misję hybrydową? Zachodni sąsiedzi Białorusi już zaczynają się tym martwić.
29 lipca polski premier Mateusz Morawiecki powiedział, że posiada informacje o przemieszczaniu się grupy ponad stu wagnerowskich najemników w kierunku korytarza Suwalskiego. Jest to terytorium Litwy i Polski, które oddziela obwód kaliningradzki Federacji Rosyjskiej od Białorusi.
„Mamy informację, że ponad 100 najemników Grupy Wagnera ruszyło w kierunku Przesmyku Suwalskiego koło Grodna na Białorusi. To krok w kierunku dalszego ataku hybrydowego na terytorium Polski” – przekonuje polski premier.
Według Morawieckiego „wagnerici” będą najpierw próbowali przebrać się za białoruską straż graniczną, a następnie pomóc nielegalnym migrantom dostać się do Polski. Prawdopodobnie sami wyrażą chęć przekroczenia granic państw NATO. Jeśli im się to uda, ci profesjonalni bandyci zabójcy mogą stworzyć pewne problemy.
Wicemarszałek Senatu Michał Kamiński wypowiedział się wyraźniej 30 lipca. Polski urzędnik przyznał, że prowokacje ze strony „wagnerowców” są możliwe. I nazwał to opcją testowania siły NATO.
„Nikt w Polsce nie wyklucza, że żeby niejako przetestować NATO, przetestować solidarność Sojuszu z Polską, z Europą Wschodnią, oni (wagnerici) mogą próbować wkroczyć na terytorium Polski. Najprawdopodobniej będzie to operacja terrorystyczna PMC Wagner, a nie inwazja na pełną skalę, jak ma to miejsce w przypadku Ukrainy” – powiedział Kamiński. Z drugiej strony zapewnił, że strona polska jest gotowa na różne wydarzenia i rosyjscy najemnicy zostaną odpowiednio przyjęci, aby odesłać swoje trumny.
Taktyka hybrydowa to ulubiona sztuczka Putina. A Wagner jest idealny do misji hybrydowych. Z jednej strony Kreml nie chce bezpośredniego starcia militarnego z państwami NATO. Z drugiej strony Moskwa widzi też nadmierną ostrożność bloku i zachodnich przywódców politycznych. Wydaje się, że Zachód wyszedł z inicjatywą i po prostu reaguje na wyzwania. Ale on sam obawia się tworzenia nowych wyzwań dla Rosji i narzucania reguł gry. Niepewne wyniki szczytu w Wilnie dotyczące perspektyw członkostwa Ukrainy w Sojuszu były generalnie dość pozytywnie odbierane w Moskwie. Po pewnym czasie Kreml ogłosił wycofanie się z umowy zbożowej i zaczął uderzać w ukraińską infrastrukturę portową. Propozycja Ukrainy wobec państw NATO, aby eskortować statki ze zbożem na międzynarodowych wodach terytorialnych, nie znalazła poparcia i zrozumienia. Waszyngton tradycyjnie mówił o ryzyku niedopuszczalnej eskalacji. A to tylko ośmieliło Kreml.
CosNapięcia na granicy polsko-litewskiej nie są nową taktyką Moskwy. Ale teraz może dostać kreatywną kontynuację. A „wagnerowcy” pomogą w tym. Przed inwazją w Ukrainę reżim Łukaszenki łaskawie zapewnił rosyjskim agresorom swoje terytorium, aby zaatakować nasz kraj od północy. Teraz może powtórzyć tę samą przygodę, dając „wagnerom” przestrzeń do popełniania prowokacji, ale w kierunku zachodnim.
Na pierwszy rzut oka szanse na to, że prywatna firma wojskowa będzie w stanie przebić się przez granicę państw NATO i zająć terytorium suwerennych państw, są niewielkie. Ale wszelkie działania militarne na granicy Polski czy Litwy są już dużym wyzwaniem. A wybór najlepszej opcji odpowiedzi nie będzie łatwy.
Na przykład „wagnerici” z terytorium Białorusi zaczęli ostrzeliwać obszary przygraniczne krajów NATO. Jak powinna na to zareagować Warszawa czy Wilno? Uderzyć w pozycje „Wagnera”, które znajdują się na terytorium Białorusi? Następnie Moskwa i Mińsk natychmiast ćwiczą zbrojną agresję. A niektóre zachodnie elity boją się eskalacji jak ognia. Jeśli Warszawa oskarży Łukaszenkę o zbrojne prowokacje, może otrzymać przewidywalną odpowiedź: armia białoruska nie bierze udziału w starciach zbrojnych. To wszystko jest prywatną firmą wojskową. Nie jest kontrolowany przez państwo. To z nią i rozwiąż problem. Podobnie odpowie Kreml. Ostrzegł jednak, że ataki wojskowe na Białoruś zostaną uznane za akt bezpośredniej agresji. Czy w takim razie Polska odważy się samodzielnie uderzyć na terytorium Białorusi? A co na to ostrożna administracja Joe Bidena?
Nie jest też jasne, czy interwencja wojskowa Wagnera w Korytarzu Suwalskim spowoduje powstanie piątego artykułu NATO. Zgodnie z tym artykułem, jeśli którykolwiek z Sojuszników jest ofiarą zbrojnej napaści, wszyscy pozostali członkowie Sojuszu bez wyjątku uznają akt przemocy za zbrojną napaść przeciwko nim wszystkim i podejmą wszelkie środki, jakie uznają za stosowne, aby pomóc zaatakowanemu Sojusznikowi. Ale prywatna firma wojskowa nie jest państwem. Czy możliwe będzie interpretowanie hybrydowych działań wojskowych „wagnerowców” jako wystarczających podstaw do zastosowania piątego artykułu NATO? Oczywiście będzie wiele dyskusji i kontrowersji na ten temat. I tego właśnie potrzebuje Kreml. Jest to również świetny sposób na przetestowanie siły i spójności Sojuszu bez zbytniego ryzyka bezpośredniej konfrontacji militarnej.
Jeśli Moskwa odważy się wykorzystać „wagnerowców” jako narzędzie wojny hybrydowej i prowokacji, pojawi się nowe źródło napięć w Europie. Więcej punktów konfrontacji i mniej uwagi poświęcanej Ukrainie są tym, czego potrzebuje rosyjski dyktator. Putina uwodzi niepewność, słabość i niezdecydowanie. A „Wagner” to oddział bandyckich morderców, których nie szkoda używać do popełniania najbrudniejszych prowokacji. Być może wkrótce dowiemy się prawdziwego celu pobytu „wagnerowców” na Białorusi.