Szczyt NATO w Wilnie 11-12 lipca odroczył rozwiązanie kwestii ukraińskiej, pozostawiając obecny stan strategicznej niepewności na kontynencie europejskim. Okres ten potrwa co najmniej do kolejnego szczytu w Waszyngtonie. A maksymalnie – może trwać przez dziesięciolecia. Nie ma ram czasowych, jest tylko konieczny zbieg okoliczności i pragnienie przywódców wiodących krajów NATO przyjąć Ukrainę w swoje szeregi.
Wydarzenie, na które czekało od kilku miesięcy, nie było porażką Ukrainy. Ale trudno też nazwać to triumfem. Sojusz nie zdradził swojej dotychczasowej polityki. Ostrożność, przewidywalność, niechęć do podejmowania drastycznych decyzji, by po raz kolejny nie sprowokować Moskwy – to wszystko zademonstrowano w Wilnie. Jednak brak konkretów, poparty podpisanymi dokumentami z jasnymi gwarancjami bezpieczeństwa w drodze do Sojuszu, został zrekompensowany znaczną liczbą ustnych obietnic i oświadczeń.
Kolejną cechą szczytu była jego emocjonalność i indywidualne wypowiedzi na granicy faulu. Nastroje ukraińskiej delegacji wahały się od krytycznych wypowiedzi prezydenta Wołodymyra Zełenskiego 11 lipca pod adresem NATO po słowa wdzięczności i zaufania następnego dnia. Nie wiadomo, co spowodowało tak gwałtowną zmianę nastrojów ukraińskiego prezydenta. Może czegoś nie wiemy. A podczas zamkniętych spotkań prezydentów Stanów Zjednoczonych i Ukrainy naszemu krajowi obiecano więcej, niż zapisano w oficjalnych dokumentach i publicznych oświadczeniach polityków. Dali jasno do zrozumienia, że władze ukraińskie powinny być bardziej wdzięczne zachodnim sojusznikom i ich pomocy.
Po ukraińskim szczycie władze powróciły do pozytywnej retoryki. Pospieszyła zapewnić społeczeństwo, że Ukraina będzie w NATO, ponieważ nastąpiło psychologiczne załamanie nastrojów członków Sojuszu. Prezydent USA Joe Biden pośrednio potwierdził, że Ukraina będzie w NATO, ale po zakończeniu wojny. Jednocześnie powiedział, że na drodze do Sojuszu nasz kraj musi zrobić jeszcze 17 rzeczy. I nie chodzi tylko o Krym. Co dokładnie miał na myśli, amerykański przywódca nie sprecyzował. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz dodał, że Rosja nie będzie miała wpływu na decyzję, czy Ukraina powinna być w NATO. Prezydent Francji Emmanuel Macron powiedział, że rozumie rozczarowanie strony ukraińskiej decyzjami podjętymi na szczycie w Wilnie.
W rzeczywistości szczyt NATO stał się rodzajem rozszerzonej wersji Ramsteina. Do jednostki wojskowej dodano tylko jednostkę polityczną. A główne skrzypce w wydarzeniu grali nie ministrowie obrony, ale przywódcy krajów. W Wilnie Ukraina nie została zaproszona do NATO, chociaż obiecali to zrobić jakiś czas później. Ukraina otrzyma zaproszenie do NATO, gdy „wszyscy sojusznicy wyrażą na to zgodę, a warunki zostaną spełnione” – powiedział w Wilnie sekretarz generalny Jens Stoltenberg. Anulowaliśmy MAP, ale wprowadziliśmy roczny program krajowy, który może trwać w nieskończoność. Stan G7 obiecał Ukrainie podpisać z nią dwustronne pakty wsparcia wojskowego. Ukraina otrzyma również nowe poważne pakiety uzbrojenia i możliwość rozpoczęcia szkolenia pilotów na samolotach F-16. Drzwi do NATO pozostają rzekomo otwarte dla Ukrainy. Ale nie ma zaproszenia, aby wejść. A powód jest dobrze rozumiany dla wszystkich.
Ukrainie często zarzuca się, że nie jest jeszcze gotowa do przystąpienia do Sojuszu. Jest całkiem możliwe, że tak, zwłaszcza jeśli chodzi o korupcję, słabe instytucje państwowe i inne niedociągnięcia ukraińskiej rzeczywistości. Ale prawda jest inna. NATO również nie jest teraz gotowe zaakceptować Ukrainy. Zostało to szczerze stwierdzone 12 lipca przez doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego USA Jake’a Sullivana. „Sojusz jednogłośnie oświadczył wczoraj wieczorem, że oczekujemy przyszłości z Ukrainą w NATO. Będziemy współpracować z Ukrainą na drodze do NATO. Ale nie jesteśmy gotowi zaprosić Ukrainy dzisiaj” – powiedział Sullivan. Być może dlatego publiczne żądania przystąpienia Ukrainy do Sojuszu są zbyt ogólnikowe i ogólnikowe. Jest kilka słów o potrzebie reform, demokracji i walce z korupcją. Ale wszyscy już rozumieją, że głównym powodem braku zaproszeń jest strach przed Rosją.
Po Wilnie Ukraina znalazła się w sytuacji niepewności. Z jednej strony władze i społeczeństwo solidaryzują się z koniecznością przystąpienia państwa do Sojuszu Północnoatlantyckiego. I to jest bardzo dobre. Z drugiej strony, aby otrzymać zaproszenie do NATO, prawie na pewno trzeba zakończyć wojnę zwycięstwem. Ale tutaj mamy do czynienia z pewnymi wahaniami w obozie zachodnich polityków. Oczywiście elity polityczne na Zachodzie wciąż się wahają. Wielu chciałoby, aby wygrała Ukraina, ale nie chcieliby, aby Rosja została pokonana. Również część zachodnich elit panicznie obawia się upadku Rosji, który mógłby zostać sprowokowany jej klęską w Ukrainie. Niektórzy urzędnicy Departamentu Stanu i różni eksperci nie mogą wyjść poza stereotypy, które powstały w ubiegłym stuleciu. Uważają zachowanie integralności Federacji Rosyjskiej poWojna jest nie mniej ważna niż niepowodzenie Putina w osiągnięciu celów na terytorium Ukrainy. Ten geopolityczny sznurek prowadzi do dziwnych dyplomatycznych salta i zniekształca postrzeganie rzeczywistości. Ogranicza to również nasze możliwości i odsuwa zwycięstwo w czasie.
Prawdopodobnie temat akcesji lub braku akcesji Ukrainy do NATO może stać się w przyszłości przedmiotem negocjacji między Kremlem a Zachodem. Pisano już o tym w zachodniej prasie. Zachód rozważa różne opcje. W szczególności takie, że Ukraina może nie być w stanie wyzwolić wszystkich swoich terytoriów. A potem trzeba negocjować. W takich rozmowach Moskwie może zostać zaproponowana obietnica niewstąpienia Ukrainy do NATO w zamian za hipotetyczne porozumienie pokojowe. Tak, słyszeliśmy oficjalne zapewnienia przywódców świata zachodniego, że tego nie zrobią. Ale najpierw zmieniają się liderzy. Po drugie, słowa nie są oficjalnym dokumentem i ratyfikowaną umową. I nawet memorandum budapeszteńskie. Mają tendencję do zmiany w zależności od bieżącej sytuacji.
Jest inna opcja, ale na odwrót. W zamian za zaproszenie NATO Ukrainie zaoferowany będzie nieodbój okupowanych terytoriów środkami wojskowymi. Możemy mówić o tym samym Krymie lub Donbasie. Wtedy artykuł 5 NATO będzie miał zastosowanie do części oficjalnie uznanego terytorium Ukrainy, które w tym czasie będzie pod kontrolą Kijowa. Ten scenariusz wygląda teraz bardziej jak fikcja. Prezydent Wołodymyr Zełenski publicznie oświadczył, że Ukraina nie zgodzi się na porzucenie nawet jednego porozumienia. Ale kto wie, co stanie się za rok. Co więcej, zbliżają się wybory prezydenckie w USA z nieprzewidywalnym wynikiem. I tu pojawi się pytanie: co jest lepsze – wymienić członkostwo w NATO w zamian za iluzję rozejmu z Rosją czy zostać członkiem NATO, ale milcząco odmówić wyzwolenia części własnego terytorium do lepszych czasów.
Nie należy jednak zapominać o najważniejszej rzeczy: o tym, czy Ukraina otrzyma zaproszenie do NATO na następnym szczycie w Waszyngtonie, decydują przede wszystkim Siły Zbrojne Ukrainy. Wynik na polu bitwy będzie głównym wskaźnikiem, który wpłynie na decyzję NATO o zaproszeniu Ukrainy w swoje szeregi. Być może w Wilnie usłyszelibyśmy jaśniejsze sformułowania ze strony Sojuszu, gdyby Ukrainie udało się przebić przez potężny rosyjski pas fortyfikacji na froncie i dotrzeć do wybrzeża Morza Azowskiego. Teraz trudno przewidzieć przyszłość. Zbyt wiele czynników może wpływać na dalszy bieg wydarzeń. Ale jeśli Ukrainie uda się pokonać rosyjskich okupantów i wypędzić agresora z naszej ziemi w ciągu najbliższego roku, prawdopodobnie naprawdę otworzy to drzwi do NATO.