Przed szczytem Sojuszu Północnoatlantyckiego prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski próbował atakować europejskich partnerów w charakterystycznym dla siebie stylu niemal szantażu: jeśli zachodnim partnerom zabraknie odwagi do podjęcia zdecydowanych kroków, nie przyjadę. Ukraiński prezydent przyjechał jednak do Wilna, mimo że zachodnim przywódcom wciąż „brakowało odwagi” (Ukraina nie otrzymała zaproszenia do NATO, nie podano nawet konkretnych dat).
Co więcej, następnego dnia po demarche głowa państwa ukraińskiego, radykalnie zmieniając ton swoich komentarzy w sieci społecznościowej, aktywnie działała – spotykała się z zachodnimi partnerami, odnotowała ich wsparcie, podziękowała za pomoc… Później, w czyichś wspomnieniach, oczywiście dowiemy się, co lub kto wpłynął na Zełenskiego – czy był to jakiś czynnik zewnętrzny, czy też Bankowa zdała sobie sprawę, że presja społeczna na przywódców Sojuszu nie jest do końca zwycięską (a raczej całkowicie nie do wygrania) taktyką. Ale będzie to później, lata po zakończeniu obecnej ery geopolitycznej. Teraz warto zwrócić uwagę na to, co wydarzyło się po szczycie. Mianowicie dwie wypowiedzi, które stały się swoistą zachodnią reakcją na twierdzenia ukraińskiego prezydenta.
Początkowo brytyjski sekretarz obrony Ben Wallace (który prawie stał się jednym z pretendentów do stanowiska sekretarza generalnego NATO) powiedział, że jego kraj, jego ministerstwo, nie jest serwisem internetowym Amazonkawykonać wszystkie polecenia władz ukraińskich. A potem wydanie amerykańskie The Washington PostPowołując się na źródła w Białym Domu poinformował, że ostra wypowiedź Zełenskiego o słabości Sojuszu niemal sprowokowała w delegacji USA chęć rewizji projektu deklaracji, który ostatecznie został przyjęty w Wilnie, usuwając stamtąd frazę o obowiązkowym zaproszeniu Ukrainy do NATO w przyszłości.
Oba te stwierdzenia nie wywołały jakiegoś mega-skandalu i to jest logiczne. Po pierwsze, Wallace, później, po twardej reakcji Zełenskiego, wyjaśnił, że „nie został właściwie zrozumiany”, że miał na myśli sytuację, w której potrzeby Ukrainy pokrywają się z potrzebami Wielkiej Brytanii. Ale najważniejsze nie jest to, co usprawiedliwiał brytyjski sekretarz obrony – ale to, że jest sekretarzem obrony tylko do czasu rekonstrukcji gabinetu. Zapowiedź Wallace’a o zakończeniu działalności politycznej była dla Rishi Sunaka doskonałym powodem, by wszystko spisać na straty jako „kulawą kaczkę” (czyli polityka, który nie odgrywa już poważnej roli, bo wkrótce przechodzi na emeryturę) – mówią, że stanowisko pana ministra do tej pory nie odzwierciedla stanowiska rządu brytyjskiego jako całości. Ponadto sam premier nie powiedział nic podobnego do ukraińskiego partnera, co jest dodatkowym dowodem na korzyść opcji „emocjonalnej reakcji konkretnego Wallace’a”.
Po drugie, Biały Dom nie ponosi odpowiedzialności za anonimowe informacje w mediach, choć dość wpływowe, więc zawsze można tłumaczyć takie publikacje fantazjami prasowymi. Chociaż, jak wszyscy rozumiemy, za takimi artykułami często kryje się stanowisko władz – które jednak jest niemożliwe lub po prostu bardziej opłacalne do przedłożenia nieoficjalnymi kanałami. Ale formalnie władze Ukrainy nie mogą mieć żadnych skarg na administrację Joe Bidena. I, jak widać, na amerykańską publikację – w przeciwieństwie do wypowiedzi Bena Wallace’a – nie było reakcji zarówno ze strony prezydenta Zełenskiego, jak i całej Bankowej. Ale brak odpowiedzi nie powinien oznaczać braku zrozumienia obu wiadomości.
I te przesłania, naszym zdaniem, są dość jasne. Zaczynając od tego, od kogo pochodzą. I pochodzili z tych dwóch krajów, które jeszcze przed rozpoczęciem wojny rosyjsko-ukraińskiej na pełną skalę zaczęły dostarczać broń w Ukrainę. Bardzo łatwo jest to przypomnieć, po prostu otwierając archiwa wiadomości na dowolnej ukraińskiej stronie, która istnieje od ponad dwóch lat. Jest wystarczająco dużo doniesień z działającego wówczas lotniska Boryspol o przybyciu innego amerykańskiego lub brytyjskiego wojskowego samolotu transportowego. Albo możesz wlać strony sieci społecznościowej ministra obrony Ołeksija Reznikowa, który natychmiast poinformował o pomocy z tych krajów.
Dlatego reakcja na słowa Wołodymyra Zełenskiego ze strony tych państw (a nie np. Niemiec, które według ówczesnego ambasadora Ukrainy Andrija Melnyka przygotowywały się już do współpracy z nowym, kolaboracyjnym rządem okupowanej Ukrainy) sama w sobie jest dość znamienna. Ale ważne jest też to, co zostało powiedziane – zarówno przez brytyjskiego ministra, jak i amerykańską publikację.
Te stwierdzenia brzmiały jak ostrzeżenie. Ostrzeżenie przed możliwością „zawrotów głowy z sukcesem” – które przynajmniej w części społeczeństwa nie powstało wczoraj i rozwija się całkiem skutecznie. Na razie tylko na poziomie anegdot, że teraz to nie Ukraina powinna wstąpić do NATO, ale NATO powinno dołączyć do Sił Zbrojnych Ukrainy. Ale to na razie. Przypomnijmy, że w sąsiednim kraju, z którym nadal walczymy,Podobna transformacja miała miejsce. To jest lend-lease z czasów II wojny światowej. Chociaż Związek Radziecki nie mówił o tym z oczywistych względów (zaraz po zakończeniu tej wojny rozpoczęła się kolejna zimna wojna, przeciwko byłym sojusznikom, więc niewygodnie było przypominać o ich pomocy), nie zaprzeczali realności i znaczeniu tej zachodniej pomocy.
Aż w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku nowa antyamerykańska histeria zaczęła nabierać tempa. Co ostatecznie zaowocowało wypowiedziami zarówno samego Władimira Putina (który ironicznie stwierdził, że lend-lease to tylko dostawa amerykańskiego gulaszu), jak i jego holopów, takich jak była gubernator regionu włodzimierskiego Federacji Rosyjskiej Swietłana Orłowa – która stwierdziła, że „Amerykanie jeszcze nie zapłacili nam w ramach lend-lease”. Nie ma potrzeby mówić o opinii publicznej – teraz przypomnienie, że zwycięstwo nad nazistowskimi Niemcami zapewniła w szczególności amerykańska amunicja, amerykański sprzęt i amerykańska broń, może okazać się „kompromitacją rosyjskiej armii” z odpowiednią decyzją sądu.
Nawiasem mówiąc, jak na ironię, na początku lipca przypadkowo wykopano osiem brytyjskich samolotów w pobliżu Kijowa Huragan Hawker, które armia radziecka otrzymała właśnie w ramach pomocy podczas II wojny światowej. W sumie Armia Czerwona otrzymała około trzech tysięcy takich samolotów.
Ukraina nigdy nie powinna zapominać o kolosalnym wkładzie zachodnich partnerów, bez którego wojna zakończyłaby się dawno temu, nie na naszą korzyść. Jest to szczególnie ważne, biorąc pod uwagę kult Sił Zbrojnych Ukrainy, który już ukształtował się w społeczeństwie wewnętrznym. Szacunek dla własnej armii jest rzeczą konieczną, ale jak pokazuje historia ZSRR/Rosji, bez szacunku dla partnerów, bez uznania ich pomocy, kult ten prędzej czy później zamienia każdy kraj w faszystowski. I to jest pierwsza rzecz, przed którą będziemy musieli się chronić po zakończeniu lub zakończeniu obecnej wojny. Bo w pewnym momencie może się okazać, że zachodni partnerzy nie chcą już pomagać krajowi, który nawet za to, co już otrzymał, nie może przynajmniej podziękować. A potem będziemy musieli walczyć nie tylko z sobą, ale na własny koszt. I w tym przypadku trzeba będzie walczyć, ponieważ Kreml po prostu nie będzie miał prawa stracić takiej szansy.
Tak więc oświadczenie Wallace’a i publikacja w The Washington Post Należy to postrzegać nie jako walkę polityczną czy presję na bohaterską Ukrainę, ale jako przypomnienie i zimny prysznic. Aby ani społeczeństwo, ani nawet władze nie zapomniały, żyją w stosunkowo spokojnym Kijowie, Lwowie, Dnieprze, Odessie, Winnicy nie tylko dzięki mądrości Załużnego i bohaterstwu zwykłych sił zbrojnych Ukrainy, ale także dzięki bezprecedensowej pomocy Zachodu. Nie zapomnieli ani nie kultywowali swojego Putina czy Orbána.