Na początku tego tysiąclecia, kiedy pracowałem jeszcze w Bonn dla nadawcy Deutsche Welle, musiałem rozpocząć interesującą dyskusję z amerykańskim absolwentem. O geopolityce, o niepokornym George’u W. Bushu, o podstępnym Gerhardzie Schröderze, napięciach transatlantyckich spowodowanych wojną w Iraku itp. Rozmawialiśmy po niemiecku, czyli dla mnie i dla niego nierodzimy. I w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że w pewnych niuansach źle się rozumiemy. Ten niuans okazał się terminem Realpolitik.
Realpolitik, czyli realna polityka to termin wprowadzony w XIX wieku przez pierwszego kanclerza Niemiec, Otto von Bismarcka. Następnie termin ten został „ociosany” i rozwinięty przez słynnego niemieckiego socjologa, filozofa, historyka i ekonomistę Maxa Webera. Według tego ostatniego, Realpolitik to polityka oparta na pragmatyzmie, odpowiedzialności, realnych warunkach i szansach. Oznacza to, że jest to coś przeciwnego do polityki idealistów, którzy zbytnio idealizują moralność i zasady. Dla adepta prawdziwej polityki, dla dobra społeczeństwa, czasami możliwe jest pójście na kompromis z moralnością i zasadami, usunięcie różowych okularów idealizacji.
To jest, ogólnie rzecz biorąc, w niemieckiej wykładni Realpolitik jest raczej czymś pozytywnym, jeśli oczywiście w wyżej wymienionym zaniedbuje znajomość środka.
Często zdarza się, że ten sam termin, przechodząc z jednego języka na drugi, przekraczając granice, ulega zmianom semantycznym. Czasami nawet dość znaczące. Weźmy na przykład użycie niektórych ukraińskich słów w języku rosyjskim. Ukraińskie słowo „pieniądze” dla Rosjan staje się niemal jego przeciwieństwem. Po rosyjsku „grashY” brzmi jak coś nędznego skromnego. Lub, na przykład, „wiersze”. Dla nas jest to poezja, a dla Rosjan „wiersze” nie są godne uwagi grafomanstvo. Nie mówię nawet o „nezalezhnast”, „maidan”, „zdobyty” itp.
Coś podobnego stało się z tym terminem Realpolitik podczas przeprowadzki z Niemiec do Stanów Zjednoczonych. Z pozytywnego terminu powstał niemal jego całkowite przeciwieństwo o przeważnie negatywnej konotacji. Dla Amerykanina Realpolitik – jest to stosowanie wyłącznie brudnych metod, wykorzystywanie zasobów administracyjnych, fałszowanie i inne uciążliwości, tylko po to, aby osiągnąć swój cel polityczny. Prawdopodobnie nazwalibyśmy to makiawelizmem, chociaż sam Niccolò Machiavelli, gdyby żył, spierałby się z nami o interpretację swoich tez.
W tym kontekście grzechem jest nie wspomnieć dinozaura amerykańskiej polityki Henry’ego Kissingera (prawdziwe nazwisko – Heinz Alfred Kissinger), który był najpierw prezydenckim doradcą ds. polityki zagranicznej, a następnie – sekretarzem stanu USA za prezydentów Richarda Nixona i Geralda Forda. Dlaczego on? Po pierwsze dlatego, że niedawno ten aksakaly wśród światowych mówców skończył 100 lat. Przyzwoicie, w każdym razie, honorowy wiek. Po drugie dlatego, że jest uważany za ojca tego „zamerykanizowanego” Realpolitik. I po trzecie, w ciągu ostatnich kilku dni Kissinger wypowiadał się w różnych wywiadach, forach i autorytatywnych konferencjach, gdzie nadal jest aktywnie zapraszany, wiele rzeczy na temat Ukrainy. Jest wiele sprzeczności, nawet w tym sensie, że zaczął zaprzeczać sam sobie rok temu, a jeszcze bardziej dziewięcioletni. Przynajmniej w kwestiach taktyki geopolitycznej.
Ktoś mi zarzuci: po co w ogóle zwracać uwagę na stwierdzenia tego „starego szaleństwa”? Tak, choćby dlatego, że wielu czołowych polityków świata wciąż słucha jego wypowiedzi. I nie spieszyłbym się ze stwierdzeniem o „szaleństwie”, biorąc pod uwagę, jak jasno i konsekwentnie ten dziadek nadal formułuje swoje myśli. Demencja nie jest tutaj zauważalna.
Inna sprawa, ile warte są autorytatywne rady Henry’ego Kissingera? Zanurzmy się w najnowszej historii. Na przykład to polityka ustępstw Chińskiej Republiki Ludowej, „przeforsowana” przez niego na początku lat 1970., doprowadziła teraz do głównego problemu geopolitycznego Waszyngtonu – konfrontacji z Pekinem. Kissinger zapewnił następnie przywódców Białego Domu, że przywrócenie dobrych stosunków z Chinami znacząco pomoże Ameryce w konfrontacji ze Związkiem Radzieckim. Teraz już wiemy, że nie tylko nie pomogło, ale znacznie zaostrzyło problem.
Były też inne błędne obliczenia dokonane przez Stany Zjednoczone na sugestię Kissingera. Na przykład bombardowanie Kambodży podczas walki z wietnamskimi rebeliantami ostatecznie doprowadziło do tego, że Czerwoni Khmerzy doszli do władzy w kraju. Zorganizowali twardy terror, eksterminując miliony rodaków.
Nie lepsza była jego decyzja o wycofaniu amerykańskiego kontyngentu z Wietnamu. W końcu istniała realna szansa na powtórzenie koreańskiego precedensu, w którym zamożny, demokratyczny Wietnam Południowy przeciwstawiłby się totalitarnemu, socjalistycznemu Wietnamowi Północnemu”Wietnam. Jednak Saignon poddał się, co nie tylko pogrzebało „wietnamską nadzieję”, ale także pogorszyło ogólną sytuację w regionie.
A potem było kilka projektów Kissingera w Ameryce Południowej, które sprawiły, że wiele krajów na kontynencie znienawidziło Stany Zjednoczone.
Teraz przypomnijmy sobie, co najstarszy geopolityk na świecie powiedział o Ukrainie. Na przykład w 2014 roku w wywiadzie dla magazynu SpiegelKomentując sytuację z aneksją Krymu przez Rosję, powiedział: „Krym jest symptomem, a nie przyczyną. Ponadto Krym jest szczególnym przypadkiem. Ukraina od dawna jest częścią Rosji. Nie można zaakceptować zasady, że każdy kraj może po prostu zmienić granice i zająć prowincję innego kraju. Ale gdyby Zachód był uczciwy wobec siebie, musiałby przyznać, że i z jego strony popełniły błędy. Aneksja Krymu była krokiem w kierunku globalnego podboju. To nie był atak Hitlera na Czechosłowację…”
Dalej Kissinger, wyjaśniając swoją opinię, przypomina, że Krym jest raczej terytorium rosyjskim, a sama Ukraina od dawna jest częścią Rosji, a teraz pozostaje w „sferze interesów Kremla”. Dlatego w żadnym wypadku nie należy zabierać Ukrainy do NATO, nawet po to, by prowadzić takie rozmowy, bo one denerwują Kreml. I najważniejsze: Zachód pilnie potrzebuje Rosji, aby zbudować stabilny system globalnego bezpieczeństwa. „Musimy pamiętać, że Rosja jest ważną częścią systemu międzynarodowego, a zatem przydatną w rozwiązywaniu wszelkiego rodzaju innych kryzysów, na przykład w porozumieniu o rozprzestrzenianiu broni jądrowej z Iranem lub w sprawie Syrii. To powinno mieć pierwszeństwo przed taktyczną eskalacją w konkretnym przypadku” – słowa Kissingera są tego najlepszym przykładem Realpolitik we własnej interpretacji.
Po rosyjskiej inwazji w Ukrainę Kissinger nieco skorygował swoje tezy. Nie nalega już na to, że Rosja potrzebuje globalnej architektury bezpieczeństwa. Nadal jednak wzywa do poszanowania sfer interesów Rosji, a nawet ustępstw terytorialnych kosztem Ukrainy.
„Negocjacje[między Rosją a Ukrainą]Muszą rozpocząć się w ciągu najbliższych dwóch miesięcy, zanim stworzą zamieszanie i napięcie, które nie będzie łatwe do przezwyciężenia. Idealnie, linią podziału powinien być powrót do poprzedniego stanu rzeczy. Kontynuacja wojny po niej nie będzie o wolność Ukrainy, ale będzie nową wojną przeciwko samej Rosji” – cytuje słowa brytyjskiej gazety Kissinger The Telegraph.
Co więcej, aksakal geopolityki rozważa nawet opcję pozostawienia nowo okupowanych terytoriów Rosji. Pod pewnymi warunkami. „Jeśli przedwojenny pas podziału między Ukrainą i Rosją nie może być osiągnięty poprzez wojnę lub negocjacje, to można rozważyć zasadę samostanowienia. Referenda w sprawie samostanowienia pod międzynarodowym nadzorem mogą być stosowane do terytoriów dzielących, które wielokrotnie zmieniały właścicieli na przestrzeni wieków” – pisze w swoim artykule dla magazynu Widz pt. Jak uniknąć nowej wojny światowej.
Propozycje te są dość dziwne i oburzające dla Ukraińców. Dlaczego na naszych terytoriach uznanych przez społeczność międzynarodową powinny odbyć się kolejne referenda? Przecież widzieliśmy je już w zeszłym roku w części obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego, a w 2014 roku na Krymie. I znamy cenę takich „plebiscytów”.
Jednak te oświadczenia Kissingera zostały usłyszane w zeszłym roku. W tym roku skorygował już swoje tezy o Ukrainie. Choć może się to wydawać dziwne, jest on teraz zwolennikiem przystąpienia Ukrainy do NATO. Jednak celowość tego członkostwa widzi w dość osobliwy sposób. „Teraz, gdy nie ma już stref neutralnych między NATO a Rosją, lepiej jest, aby Zachód przyjął Ukrainę do NATO. Gwarantuje to, że konflikty, które mogą pojawić się ponownie po zakończeniu wojny lub w wyniku porozumienia pokojowego, nie mogą zostać rozwiązane jednostronnymi atakami Rosji lub Ukrainy” – wyjaśnił swoją opinię Kissinger w wywiadzie dla niemieckiej gazety Die Zeit.
Z pewnymi wyjaśnieniami Kissinger powtórzył ten pomysł w majowym wywiadzie dla publikacji The Economist: Po pierwsze, Rosja nie jest już tradycyjnym zagrożeniem, jakim była kiedyś. Dlatego wyzwania stojące przed Rosją należy postrzegać w innym kontekście. A po drugie, uzbroiliśmy Ukrainę do tego stopnia, że będzie ona najlepiej uzbrojonym krajem i nadal będzie miała najmniej doświadczone strategicznie przywództwo w Europie. Jeśli wojna zakończy się tak, jak prawdopodobnie się skończy, kiedy Rosja straci wiele ze swoich zdobyczy, ale zachowa Sewastopol, możemy otrzymać niezadowoloną Rosję, ale także niezadowoloną Ukrainę – innymi słowy, równowagę niezadowolenia. Tak więc, dla bezpieczeństwa Europy, Ukraina lepiej jest być w NATO, gdzie nie będzie w stanie podejmować krajowych decyzji w sprawie roszczeń terytorialnych.
Oznacza to, że Ukraina powinna zostać przyjęta do NATO, abyuzbrojony przez Zachód po zęby, nie zdecydował się pójść dalej w celu wyzwolenia Krymu. Cóż, przynajmniej były sekretarz stanu nie kwestionuje już, czy Ukraina należy do tak zwanego „kontynentu”. A może nadal obstawia? Jak interpretować jego zdanie wypowiedziane na spotkaniu Klubu Ekonomicznego w Nowym Jorku: „Musimy pamiętać, że Ukraina w formie, w jakiej była częścią Związku Radzieckiego, została w dużej mierze stworzona przez Stalina, który obejmował wiele terytoriów z ludnością rosyjskojęzyczną”.
Cóż, co to jest? Putin oskarżył Ukraińców, że Lenin stworzył ich państwo, a teraz Kissinger tkał Stalina. A Elon Musk nie tak dawno temu próbował praktykować etnohistorię ziem ukraińskich. Skąd się biorą te wszystkie amatorskie tezy i dla kogo są przeznaczone?
W tym kontekście zacytuję specjalnie dla Kissingera z powieści rosyjskiego noblisty Michaiła Szołochowa „Dziewicza ziemia podniesiona”. Powieść, bądźmy szczerzy, jest taka sobie, ale cytat jest piękny, a co najważniejsze – prawdziwy, bo jest mało prawdopodobne, by Szołochowa można było podejrzewać o ukrainofilizm.
Tak więc jeden z głównych bohaterów „Virgin Soil Roised” Makar Nagulnov opowiada o swoim byłym koledze Tytusie Borodinie, wspominając czasy wojny domowej:
„W dwudziestym roku on i ja byliśmy na tłumieniu powstania w jednym z wołostów obwodu donieckiego. Dwie eskadry i CHON [частини особливого призначення, організовані для боротьби з повстанцями] poszedł do ataku. Wiele za osadą było posiekanych herbów. Ciotka przyszła do mieszkania w nocy, przynosi paczki do domu. Potrząsnął nimi i wylał osiem odciętych nóg na podłogę. „Czy jesteś oszukany, taki jest twój?! Mówi mu przyjaciel. „Wynoś się z tym teraz!” A ciotka mówi do niego: „Oni już się nie zbuntują, b…! I przydadzą mi się cztery pary butów. Założyłem całą moją rodzinę”.
Oto wszystko, co musisz wiedzieć o ludności regionu Doniecka. Nie kozackie Zaporoże i nie rolniczy region Chersoń, ale region Doniecka, o który toczy się teraz tyle sporów. Poplecznicy sowieckiej Rosji bezlitośnie eksterminowali ludność ukraińską – „chochliw” – „aby się nie buntowali” nawet wtedy, w 1920 roku, dziesiątki lat przed Hołodomorem.
A teraz o Krymie. Przypomnijmy sobie, jaki był prawdziwy międzynarodowy status półwyspu przed inwazją na pełną skalę. Tym samym światowi przywódcy oficjalnie oświadczyli, że „Krym to Ukraina”, ale de facto pogodzili się z tezą, że „Krym to nie kanapka”. Dopiero teraz stało się jasne dla wszystkich, że „krymska ofiara”, jak każde ustępstwo terytorialne wobec Rosji, nie powstrzymuje jej przed dalszą agresją, jak twierdzi Kissinger, ale raczej zachęca. Andreas Umland, wybitny niemiecki politolog i ekspert od spraw rosyjskich, wyraźnie stwierdza: „Są inne powody, dla których rosyjskich aneksji z 2014 i 2022 roku nie można łatwo oddzielić w hipotetycznych negocjacjach. Stabilność gospodarcza, społeczna i polityczna półwyspu czarnomorskiego jest ściśle związana z kontrolą Rosji nad terytoriami anektowanymi we wrześniu ub.r. Geograficzne i gospodarcze powiązania między Krymem a południowo-wschodnią Ukrainą były głównym powodem inwazji Moskwy na pełną skalę w 2022 roku. Tak długo, jak Krym jest w rękach Rosji, będzie ona dążyć do budowy „korytarza lądowego” na półwysep, zapewnia Umland.
Zabawne, że w kwestii zdolności Ukrainy do odzyskania okupowanych terytoriów Kissingerowi sprzeciwia się najbardziej zagorzały rosyjski „jastrząb”, szef PMC „Wagner” Jewgienij Prigożyn. W niedawnym wywiadzie ten zbrodniarz wojenny opisał swoją wizję końca wojny rosyjsko-ukraińskiej: „Są scenariusze optymistyczne i pesymistyczne. Nie wierzę zbytnio w to pierwsze. Europa i Ameryka będą zmęczone konfliktem ukraińskim. Chiny zasiądą wszystkich do stołu negocjacyjnego. Zgodzimy się, że wszystko, co już złapaliśmy, jest nasze, a wszystko, czego nie złapaliśmy, nie jest nasze. Ten scenariusz jest mało możliwy. Pesymistyczny scenariusz: Ukraińcy dostają rakiety, przygotowują wojska, oczywiście, będą kontynuować ofensywę, będą próbowali kontratakować. Być może kontrofensywa gdzieś się powiedzie, przywrócą granice do 2014 roku, a to może się łatwo zdarzyć.
Choć może to zabrzmieć dziwnie, w tym konkretnym punkcie zgadzamy się z Prigogine, a nie z Kissingerem.